Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 1330.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 51:27 |
Średnia prędkość: | 25.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.64 km/h |
Liczba aktywności: | 33 |
Średnio na aktywność: | 40.33 km i 1h 33m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 3 marca 2014
Kategoria do czytania, transport
Obwody, obwody...
Zrobiłem w końcu test, który od dawna zrobić już chciałem. Od dawna coś mi nie pasowało... w końcu sprawdziłem, zmierzyłem i... obwód koła wzięty z tabelki w internecie był niepoprawny! Oszukałem się o 10 cm na pojedynczym obrocie, co daje 50 m na kilometrze. W związku z tym moje zeszłotygodniowe osiągnięcia szlag trafił, bo średnia była nie powyżej 25 a powyżej 24 km/h.
Musiałem więc przejść się na piechotę po wszystkich wpisach i dla każdego wprowadzić korektę...
Musiałem więc przejść się na piechotę po wszystkich wpisach i dla każdego wprowadzić korektę...
- DST 10.53km
- Czas 00:27
- VAVG 23.40km/h
- Sprzęt Jaszczur
Niedziela, 2 marca 2014
Testowanie ustawień
Ponieważ po wczorajszej przejażdżce rozbolało mnie kolano, wieczorem, po ściance, zdecydowałem się wskoczyć na szybko, żeby sprawdzić czy aby mam dobrze ustawione siodełko.
Przypuszczenia się potwierdziły: siodełko poszlo w dół aż o centymetr i od razu lepiej się jechało. Jako że dojechałem tam, gdzie dojechałem, droga powrotna, na której mogłem sprawdzić docelowe ustawienie wypadła mi przez Radiową-Lazurową.
Przypuszczenia się potwierdziły: siodełko poszlo w dół aż o centymetr i od razu lepiej się jechało. Jako że dojechałem tam, gdzie dojechałem, droga powrotna, na której mogłem sprawdzić docelowe ustawienie wypadła mi przez Radiową-Lazurową.
- DST 5.80km
- Czas 00:14
- VAVG 24.86km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 1 marca 2014
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy
Wydłubać oczko pajączku
Pogoda zanosiła się znośna, dzień był wolny, więc postanowiliśmy ruszyć się na jakąś trasą na dotarcie szos. Z dostępnych opcji wybraliśmy atak na Pniewy, czyli wydłubanie oczka naszemu "pajączkowi". Dla niewtajemniczonych - załatanie dziury na mapie gmin.
Po przygotowaniu rowerów, zamocowaniu nowej torby od Rafała i - nowość - przyczepieniu na kierownicy ściagawki dotyczącej trasy ruszyliśmy znaną trasą w kierunku Grodziska Mazowieckiego. Zrazu pogoda zaczęła dokazywać i mżyć, ale po chwili wyszło piękne słońce. Słońce słońcem, a droga drogą: szosa na Żyrardów była bardzo uczęszczana i zmiany robiliśmy na "jak się uda". W Milanówku zaczyna się gmina Grodzisk i tym samym rozpoczyna się najbardziej nieprzyjazny rowerom fragment: zakazy dla rowerów postawione bez ładu i składu (ot tak, walnijmy sobie półtora kilometra zakazu), po skręcie na Radziejowice też trzeba było kilka kilometrów walić niezgodnie z przepisami. Alternatywa dla asfaltu proponowana przez inżyniera ruchu nie zachęcała do jazdy, a już na pewno nie do jazdy na szosie. Za olanie przepisów zostałem pokarany: syf z drogi, rozmiękły po opadach deszczu, skroplił się na mnie, przy wybitnej współpracy tylnego koła Hipci. Uwaliłem się tak, że zaraz po skręcie 579 trzeba było się zatrzymać i wytrzeć mordę. I okulary, przez które nic nie szło widzieć.
W końcu zrobiło się luźniej, spokojniej, asfalt się polepszył i można było jechać swoje. A "swoje" zachęcało do jazdy: rower sam jechał. Boczną drogą dojeżdżamy do Mszczonowa i wbijamy się w pięćdziesiątkę, na jej szerokie pobocze (przy okazji olewając kolejny zakaz - tym razem alternatywy nie było).
Krótki postój po 55 km przy skręcie w 876, decydujemy się przejechać jednak przez Grójec i tam zadecydować, czy mamy jeszcze czas, czy trzeba już zjeżdżać do domu. Lecimy dalej. Przy starcie wiedzieliśmy, że wiatr będzie wiał z południowego wschodu, a najdłuższy kawałek pokonaliśmy jadąc właśnie w tym kierunku. Po drodze zaliczamy gminę Pniewy i tym samym Pajączek Gminojadek zmutował w Jednookiego Pająka Zniszczenia.
Mimo wiatru w Grójcu zameldowaliśmy się stosunkowo szybko, postanawiamy przedłużyć jeszcze trasę i zaliczyć jedną gminę - Jasieniec. Do Warki docieramy już po zmroku, korzystając z przerwy na przejeździe kolejowym przemontowuję moje tylne światło nieco niżej, bo raziło Hipcię, z Warki wylatujemy na Górę Kalwarię terenem, który znaliśmy sprzed dwóch lat, z naszego wyjazdu do Rzeszowa (najwyższy czas pobić tamten rekord...). W Górze Kalwarii 79 na Piaseczno. Znowu ruchliwie, znowu głośno i nierówno, na domiar złego zrobiło się ślisko, na którymś z dołków konkretnie uślizgnęło mi się tylne koło, na szczęście bez konsekwencji. Przyczepił się też do nas na kole jakiś koleżka, który jechał za nami środkiem pasa, blokując wszystko i wszystkich. Po kilku kilometrach wyprzedził nas i trzymał się 50 m z przodu trzymając to samo tempo.
W Piasecznie krótka przerwa na dojście hipciowych rąk do siebie i powrót znaną i zjeżdżoną trasą do domu.
Zaliczone gminy: 2.
Pobity rekord średniej na dystansie > 100 km. Gdybyśmy nie musieli zjeżdżać do domu pewnie z tą średnią udałoby się pokonać i 200 km.
Zdjęć nie ma i nie będzie. Nie mogliśmy tracić czasu na fotki, po prostu jechaliśmy.
Po przygotowaniu rowerów, zamocowaniu nowej torby od Rafała i - nowość - przyczepieniu na kierownicy ściagawki dotyczącej trasy ruszyliśmy znaną trasą w kierunku Grodziska Mazowieckiego. Zrazu pogoda zaczęła dokazywać i mżyć, ale po chwili wyszło piękne słońce. Słońce słońcem, a droga drogą: szosa na Żyrardów była bardzo uczęszczana i zmiany robiliśmy na "jak się uda". W Milanówku zaczyna się gmina Grodzisk i tym samym rozpoczyna się najbardziej nieprzyjazny rowerom fragment: zakazy dla rowerów postawione bez ładu i składu (ot tak, walnijmy sobie półtora kilometra zakazu), po skręcie na Radziejowice też trzeba było kilka kilometrów walić niezgodnie z przepisami. Alternatywa dla asfaltu proponowana przez inżyniera ruchu nie zachęcała do jazdy, a już na pewno nie do jazdy na szosie. Za olanie przepisów zostałem pokarany: syf z drogi, rozmiękły po opadach deszczu, skroplił się na mnie, przy wybitnej współpracy tylnego koła Hipci. Uwaliłem się tak, że zaraz po skręcie 579 trzeba było się zatrzymać i wytrzeć mordę. I okulary, przez które nic nie szło widzieć.
W końcu zrobiło się luźniej, spokojniej, asfalt się polepszył i można było jechać swoje. A "swoje" zachęcało do jazdy: rower sam jechał. Boczną drogą dojeżdżamy do Mszczonowa i wbijamy się w pięćdziesiątkę, na jej szerokie pobocze (przy okazji olewając kolejny zakaz - tym razem alternatywy nie było).
Krótki postój po 55 km przy skręcie w 876, decydujemy się przejechać jednak przez Grójec i tam zadecydować, czy mamy jeszcze czas, czy trzeba już zjeżdżać do domu. Lecimy dalej. Przy starcie wiedzieliśmy, że wiatr będzie wiał z południowego wschodu, a najdłuższy kawałek pokonaliśmy jadąc właśnie w tym kierunku. Po drodze zaliczamy gminę Pniewy i tym samym Pajączek Gminojadek zmutował w Jednookiego Pająka Zniszczenia.
Mimo wiatru w Grójcu zameldowaliśmy się stosunkowo szybko, postanawiamy przedłużyć jeszcze trasę i zaliczyć jedną gminę - Jasieniec. Do Warki docieramy już po zmroku, korzystając z przerwy na przejeździe kolejowym przemontowuję moje tylne światło nieco niżej, bo raziło Hipcię, z Warki wylatujemy na Górę Kalwarię terenem, który znaliśmy sprzed dwóch lat, z naszego wyjazdu do Rzeszowa (najwyższy czas pobić tamten rekord...). W Górze Kalwarii 79 na Piaseczno. Znowu ruchliwie, znowu głośno i nierówno, na domiar złego zrobiło się ślisko, na którymś z dołków konkretnie uślizgnęło mi się tylne koło, na szczęście bez konsekwencji. Przyczepił się też do nas na kole jakiś koleżka, który jechał za nami środkiem pasa, blokując wszystko i wszystkich. Po kilku kilometrach wyprzedził nas i trzymał się 50 m z przodu trzymając to samo tempo.
W Piasecznie krótka przerwa na dojście hipciowych rąk do siebie i powrót znaną i zjeżdżoną trasą do domu.
Zaliczone gminy: 2.
Pobity rekord średniej na dystansie > 100 km. Gdybyśmy nie musieli zjeżdżać do domu pewnie z tą średnią udałoby się pokonać i 200 km.
Zdjęć nie ma i nie będzie. Nie mogliśmy tracić czasu na fotki, po prostu jechaliśmy.
- DST 167.72km
- Czas 06:32
- VAVG 25.67km/h
- VMAX 45.64km/h
- Sprzęt Stefan