Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:1576.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:70:05
Średnia prędkość:22.49 km/h
Maksymalna prędkość:42.51 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:54.35 km i 2h 25m
Więcej statystyk
Niedziela, 30 września 2012 Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy

Łatamy dziury przy dźwiękach kapiącej wody

Na naszej mapie zdobytych gmin ziała i straszyła dziura o nazwie "Wołomin". Trzeba było ją załatać.

Start - z zachodu na wschód Warszawy. Nadal dziwię się ludziom, gdy mnie pytają, czy nie boję się jeździć jezdnią. Ja się boję jeździć DDRami. Przeżyliśmy na szczęście, przeżyliśmy też nawigację po praskiej stronie i wypadliśmy na wylotówkę (634) w stronę Wołomina. Wąsko, ciasno, ruchliwie, nieprzyjemnie. Za Wołominem też nie lepiej, uciekamy zatem na wioski, próbując się przebić przez las w kierunku DK8 odbijamy się od ogrodzenia jakiejś stadniny i musimy ją objeżdżać. Dalej już aż do Jachranki spokój.

W Jachrance postój - zgodnie z planem (a chciałem już od chyba pół roku) idziemy pomoczyć tyłki w aquaparku. Wymoczeni, ubieramy się cieplo i lecimy na Legionowo, dalej drogami 633 i 632 na Warszawę. Najniższa temperatura, jaką zarejestrowałem, to nieco powyżej 6 stopni. Widać, że idzie jexsień. Przydały się i ciepłe rękawiczki, i coś na głowę.

W Warszawie po raz pierwszy jedziemy na stronę zachodnią mostem Marykury, fajne tam ścieżki porobili, szkoda, że taki samochód to zawsze wie, jak gdzieś wyjechać, a taki rower musi kluczyć. Dlaczego? Bo samochody mają drogowskazy, a rowery... rowery najwyraźniej mają i czas, i moc na takie błądzenie. Nam na szczęście udaje się nawet sprawnie dostać tam, gdzie chcieliśmy. Pozostaje tylko dojechać do domu.

Zaliczone gminy: 2.

Sobota, 29 września 2012 Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy

Z Mazowieckiego w Łódzkie

Trasę wymyśliła sobie Hipcia, swoją, jedyną i najlepszą metodą. Mazia sobie palcem po mapie i stwierdza "o tu, tu, tu, potem tędy i tędy". I zwykle jeszcze mogliśmy skonfrontować jej pomysły z rzeczywistością za pomocą mapy google'a, teraz, niestety, nie mamy komputera w domu. Z drugiej strony metoda Hipci była bolesna jeszcze rok temu, kiedy to chcieliśmy jechać z pięćdziesiąt kilometrów, a ona planowała sto pięćdziesiąt; teraz powoli idziemy w stronę "No to najwyżej pojedziemy gdzieś dalej".

Spakowaliśmy się nieco, bo pogodynka mówiła, że deszcz będzie tylko około północy, zatem zabraliśmy jedynie kurtkę przeciwdeszczową (jako wiatrówkę) i drugą wiatrówkę.

Na starcie pojechaliśmy przez Umiastów i Kaputy, w tą stronę nigdy nie jechaliśmy, również za dnia. Jak w stronę Warszawy asfalt jest niezły, tak na zachód jest paskudnie i nierówno. Do tego wiatr: cały czas w twarz. W Podkampinosie odbiliśmy w bok i zrobiło się już przyjemniej, wiatr zniknął, kilometry same umykały. Powoli zaczął zapadać zmrok i gdzieś tam w międzyczasie przekroczyliśmy granicę województw. A gdzieś w bardziejszym międzyczasie udało mi się przekroczyć 20 tysięcy kilometrów przejechanych na BS.

Zrobiło się ciemno i coś zaczęło delikatnie padać z nieba. My zdążyliśmy wyskoczyć już na DK70 i pojechać w stronę Łowicza - Hipcia bowiem bardzo chciała zahaczyć to miasto i zdobyć tamtą gminę. Chwila przystanku na stacji benzynowej już w granicach Łowicza (nie mieli parówek na Orlenie! Skandal!), wymiana baterii w lampce i powrót w stronę Skierniewic. Gdzieś po drodze zaczęło padać odważniej. I jeszcze odważniej. Schowaliśmy się na moment, by sprawdzić, czy są jakieś skróty, ale wyszło nam, że najlepiej wyjdziemy, jeśli będziemy po prostu jechać głownymi - to, co nadłożymy drogi, zyskamy brakiem przerw.

Przed Skierniewicami zakaz dla rowerów spycha nas na drogę techniczną, która jakimś cudem nie przechodzi nad A2 tak, jak główna, musimy zatem z rowerem na plecach skakać przez rów. Przez Skierniewice jedziemy wynalazkami Polskiej Myśli Technicznej (czyli DDRami), dalsza droga, aż do Żyrardowa, to chlapanie się po mokrym asfalcie i walka ze snem. W Żyrardowie robimy postój na parówkę i kawę, coś ciepłego i odrobina kofeiny rozbudza nas, moc wraca. Mieliśmy wracać wioskami, ale uznaliśmy, że nam się nie chce, do domu jedziemy główną przez Grodziski Mazowieckie i Pruszkowy.

Padać przestało dopiero w Warszawie, mieliśmy zatem około osiemdziesięciu kilometrów w deszczu. Podziękowania dla pogodynki :) Dotarliśmy chyba o wpół do drugiej w nocy.

Muszę z tego miejsca, przyznać rację Niewu: lepiej się jeździ za dnia :) Krótkie trasy to i można robić nocą, ale jak przychodzi do pięciu godzin nocnej jazdy...

Nowych gmin: sześć.

Piątek, 28 września 2012 Kategoria do czytania, transport

Po raz kolejny przypominam sobie, dlaczego nienawidze ludzi

Skrzyzowanie. Stoje, obok staje auto. Blisko, prawie zderzakiem rzezbi mi w lydce. Ruszamy. Frajer probuje mnie wyprzedzic. Za ciasno. Odpuszcza. Wznawia. Znowu za ciasno. Odpuszcza. W koncu wyprzedza. Tak wyprzedza, ze moglbym oprzec sie lokciem o jego dach. Dostaje strzala w karoserie.

Wynik dyskusji wedlug pajaca: co ten rowerzysta odwala, wyprzedza mnie (!!!) i jeszcze mi bije w auto.

Kolejny argument za tym, ze komary, muchy i pierwotniaki bardziej zasluguja na prawo do zycia niz ludzkosc.
Piątek, 28 września 2012 Kategoria do czytania, transport

Do pracy z Bemowa na Ochotę przez Wolę i Centrum...

...popracowo było standardowo, nie ma co pisać.

Rano zwlokłem się z łóżka skoro świt (z tym akurat coraz łatwiej, bo świt coraz później) i snując się jak zombie przygotowałem to, co trzeba przygotować do pracy. Hipcia przygotowywała się sama, jakoś bardziej przytomna ode mnie. Żarcia nie ma w domu od powrotu z urlopu, więc problem robienia śniadania rozwiązał się samoistnie.

Cóż mnie natchnęło do takiej rozrywki? Pani moja, która do roboty musiała trafić wcześniej. Stwierdziłem, że nie będę sam w domu, jak ta dupa siedział i pojechałem z nią. Na zewnątrz mokro, ale deszczu nie ma. Przy rozstajach postanowiłem podjechać z Hipcia do Centrum, skoro i tak miałem zapas... i tak dojechałem, napojony po sam sufit bryzgami spod hipciowych kół; gdy dojechaliśmy na miejsce, akurat zaczęło padać, więc uzbrojony w przeciwdeszczówkę grzecznie pożegnałem się i pojechałem dalej.

Podziękowania chyba bogom wszelakim się należą za to, że już w Centrum nie pracuję. Obecnie zmykam do domu opłotkami, prawie nie dotykając DDRów i nie wchodząc w żadne interakcje z pieszymi. Nie wiem, jak za czasów moich początków w Stolycy trawiłem jakoś ubijanie się w tłumie do autobusów, przemieszczanie się pomiędzy ludźmi odbijającymi się od siebie, jak piłeczki w komorze losującej, na szczęście też nie pamiętam już za bardzo moich dojazdów rowerem do ścisłego Centrum... Się Hipcia mi dziwi, jakim cudem mam wyższe średnie od Niej: jak dobrze światła poświecą, to od skrzyżowania przy Decathlonie na Alejach do skrzyżowania Powstańców/Połczyńska dojeżdżam bez zatrzymania. A tutaj?

Droga poprowadziła mnie przez Pole Mokotowskie (wersja dla wieśniaków z prowyncji: Pola Mokotowskie :D ). Tak jak w lecie, czy też w łykendy nie da się zdzierżyć tego miejsca, tak dzisiaj panował tam spokój. Dwóch ludzi z psami i trzech napotkanych rowerzystów to wszyscy, których mijałem. Do tego jesienny klimat i ładnie świecące słońce (bo i deszcz przestał padać). Prawie przystanąłem i zrobiłem zdjęcie, ale nie chciało mi się marnować czasu.
Czwartek, 27 września 2012 Kategoria transport

Tylko praca, bo kurs tradycyjnie, po wyjeździe, zrobiony samochodem

Środa, 26 września 2012 Kategoria transport, do czytania

Urlop dobiegł końca. Tatry - do zobaczenia!

No i jesteśmy. Pokonane prawie 1000 km samochodem, prawie czterdzieści godzin na szlaku, każdego dnia jakas przygoda (codziennie kogoś musieliśmy ratować - bardziej lub mniej dosłownie; w tym ostatniego dnia ratowaliśmy Słowaków przed co najmniej nieprzyjemnymi konsekwencjami spotkania z medveďem hnedým).

Teraz trzeba spisać relację - a w kolejce już tyle tego czeka.
Piątek, 21 września 2012 Kategoria transport

Z pracy przed trasą

Piątek, 21 września 2012 Kategoria do czytania, transport

Już chłodniej

Zrobiło się przyjemnie chłodno. Wypożyczalnie rowerów stoją pełne, a na śmieszkach pojawia się coraz mniej ludzi. Letnie niedobitki, ubrane już w puchowe kurtki i czapki i reszta, która niedługo skończy... bądź nie. Ja tam dróżkami nie jeżdżę, jeśli nie muszę (a mam wybór), ale Hipcia mi wczoraj coś narzekała, że mimo że ludzie powoli znikają z DDRów, to ilość napotykanych kretynów pozostaje stała.

Rano założyłem cieplejszą bluzę, by w połowie drogi już tego żałować. Jeszcze za ciepło - widać, że lato. :)
Czwartek, 20 września 2012 Kategoria do czytania, transport

Dużo pracowo, ale tylko samemu

Z pracy wróciłem sam. Trochę późno, bo nadgodzina wskoczyła.

Na kurs Hipcia nie chciała się wybrać ze mną, spakowałem się zatem i ruszyłem. Na zewnątrz przyjemnie chłodno, ale i ciemno, mokro, no i Hipci nie ma. Na pocieszenie zapuściłem sobie w słuchawkach fajną reggaeową kapelę ("Slipknot", czy jakoś tak) i dotrwałem do końca. Powrót przez paczkomat, z którego wyjąłem nowe liczniki (kupione metodą "dołóż 10 zł do modelu który masz i kup lepszy"). Jak się okazało, mają tyle funkcji, że ojacie i wogle (pizzy toto jednak nie zamawia, wybrakowany model mi dano). Liczyłem na to, że uda mi się je uruchomić i pojechać sobie do pracy, ale gniazdo ma toto inne, a poza tym trzeba będzie trochę posiedzieć, żeby ogarnąć wszystkie opcje.

Do pracy miałem następnego dnia na 14:00, planowałem się zatem wyspać, bo jutro jadę w trasę: Hipcia wyszła o 8:30, o 9:00 telefon - jest problem, bo nie ma klucza do blokady i do mieszkania. Budź się zatem człowieku, wsiadaj w samochód i wio do Centrum. O ile jadąc tam żałowałem, że nie pojechałem rowerem, o tyle, gdy wróciłem, okazało się, że czasowo wyszło na korzyść samochodu. Wniosek: za wolno jeżdżę na rowerze, trzeba trenować.

W domu ogarnąłem to i owo, poprawiłem wreszcie hamulce w rowerze i wyszedłem sobie dwadzieścia minut wcześniej, żeby przed pracą też trochę się przejechać.

Lubię uczucie, gdy pobije się rekord i walczy się tylko o ustawienie poprzeczki. Kiedyś było to przy podbijaniu piłki, a teraz - na rowerze. Pobiłem dzisiaj swój rekord rocznego przebiegu. A pomyśleć, że jeszcze w czerwcu zakładałem, że dobrze będzie, jak w tym roku uda mi się go pobić, bo na piątą cyfrę w przebiegu raczej nie ma szans.
Środa, 19 września 2012 Kategoria transport

Praca


stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl