Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:597.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:22
Średnia prędkość:23.54 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:22.12 km i 0h 56m
Więcej statystyk
Piątek, 29 kwietnia 2011 Kategoria transport

Pożegnanie kwietnia (z pracy)

Piątek, 29 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Liczniku, czy ci nie żal?

Obraził się na mnie licznik. Wypiął na mnie kuper i chyba trzeba go zresetować. A przy tej okazji mądry ja zorientował się, że zmiana opon sprzed tygodnia, to równocześnie zmiana obwodu koła. Skutki tego są tragiczne (oczywiście przeliczyłem) - na stu kilometrach zawyżałem swój wynik o siedemset metrów!

Dobrze, że do poprawienia jest tylko sześć wpisów. :)
Czwartek, 28 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport, szypko

No i jest :)

Bikestats nakłamie ze względu na zaokrąglenie, ale według licznika mam średnią powyżej 30km/h (30.14km/h). Czyli rekord jest :)
Czwartek, 28 kwietnia 2011 Kategoria transport

Z i do pracy

Środa, 27 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Inauguracja kasku... i świat z okna samochodu

Święta spędziłem w rodzinnym Rzeszowie. Wyjazd tam łączył się z pokonaniem ponad 700km mechanicznym środkiem lokomocji znanym jako samochód. Dobrze czasem znienacka porównać światy i zobaczyć jezdnię z drugiej perspektywy.

Wnioski pozytywne:
- Warszawa może naprawdę uczyć się od Rzeszowa. Wszędzie ścieżki rowerowe, ciężko znaleźć przejście dla pieszych, które nie ma przejazdu rowerowego. Ułożone to wszystko w jakąś logiczną całość - miodzio.
- Przy skręcaniu DA SIĘ zatrzymać przed przejazdem dla rowerów. I niech mi tu żaden samochodziarz nie mówi, że jest inaczej. Zatrzymać się da, rozejrzeć się da, wystarczy zakodować, że tam, gdzie może być przejście, może być również przejazd. Czy to takie trudne?

Wnioski negatywne:
- rowerzystom jadącym chodnikiem między pieszymi z prędkością szybszą niż biegnący pieszy, powinno się móc legalnie wsadzać pompkę w szprychy.
- rowerzystom przejeżdżającym przez pasy szybciej niż idący szybko pieszy powinno się odbierać dożywotnio pozwolenie jazdy na rowerze, wrotkach, deskorolce, hulajnodze i skuterze, a w ramach doraźnego ukarania wsadzać rozżarzony pogrzebacz zimnym końcem w dupę. Zimnym dlatego, żeby poparzył sobie łapy wyciągając to ustrojstwo.
- każdy rowerzysta z udowodnionym przebiegiem co najmniej 7500km rocznie przez trzy lata z rzędu powinien mieć uprawnienia do kontrolnego sieknięcia pompką przez grzbiet pacana jadącego na rowerze jezdnią, który najwyraźniej zamienił dupę z głową miejscami i wydaje mu się, że pod kaskiem to tego nie widać.

Podsumowanie:
Zwykle tak jest, że opinię o stu porządnych niszczy sto pierwszy, który okazuje się idiotą. Po tym, co widzę ostatnio (wysyp jaki, czy co?), nie dziwię się, że dla szarego człowieka rowerzysta to morderca pędzący po chodniku, wyjeżdżający pod auto na pasach, czy też jadący jezdnią w sposób zupełnie nieprzewidywalny.

=======================

Usiadłem na rower po świątecznej przerwie i depłem. Założyłem to styropianowe pudełko na głowę i...

Wnioski:
1. Czy istnieją modele z wbudowaną klimą? Potrzeba mi.
2. Nie czuję się bezpieczniej.
3. Nadal wątpię w szeroki wachlarz usług asekuracyjnych oferowanych mi przez "orzeszka".
4. Na pewno potrzebuję wbudowanej klimy. Serio.

No i jeszcze jedno, co dopiero dziś rano zostało mi uświadomione: mój czerwono-szary kask nie pasuje mi do ubioru! Tragedia! Cóż ja zrobię! Trzeba będzie kupić więcej różnokolorowych kasków, lub same czerwono-szare komplety ubrań.
...
Tego...
...
Nie, serio, rozumiem, że można chcieć się ubrać pod kolor. Współczesność uświadamia mi, że takie coś może nawet dotyczyć facetów. Mnie kolory jednak nie bolą, szczególnie w przypadku ubrań transportowych/roboczych. ("Och, kochanie, będę szedł grzebać w silniku, pomóż mi, bo kolor moich roboczych spodni nie pasuje do ściereczki do oleju!" :D )

Jakoś nie wiem, moim zdaniem na rowerze jedzie człowiek, ubranie samo nie kręci.

To jeszcze brakuje mi tylko wpinanych pedałów (punkt ostatni na mojej liście) i wygolonych nóg (nie istnieje na mojej liście ;) ) i będę mógł wreszcie legalnie śpiewać...

Piątek, 22 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Wysyp jaki, czy co?

Dziś kumpel z pracy przynosi nowinę, że jego brat wjechał rowerem w auto, które uparło się wymusić pierwszeństwo przy wyjeżdżaniu z posesji.

Ja z kolei ruszając dziś z miejsca założyłem, że gościu przede mną pojedzie prosto. A on skoczył pół metra i się zatrzymał, a ja władowałem mu się pięknie w bagażnik. Podszedłem do okna i tu zaskoczenie - gość mnie przeprosił (?) i zapytał, czy wszystko w porządku (???). Odpowiadam zatem, że ja OK, jemu też nic się nie stało i w odpowiedzi słyszę "ważne, czy panu się nic nie stało, bo wiadomo, rowerzysta ma zawsze mniejsze szanse". (???????)

Trafiło mnie z nieba, padłem, wstałem, padłem i chyba leżę do tej pory. Wina moja bezsprzeczna, w sumie nawet bym słowa nie powiedział, gdyby coś się stało, od ręki poszlibyśmy do bankomatu, a tu taka niespodzianka.

Niech Ci Jah to w dzieciach, banknotach i szczęściu wynagrodzi, przyjacielu.
Piątek, 22 kwietnia 2011

Z pracy i do pracy

Wieczorem zaatakowaliśmy szpital Czerniakowski. Praktycznie bez kolejek (nie wiem, ludzie nie jeżdżą na motocyklach, czy co). Trzy tygodnie zwolnienia, diagnoza: bardzo mocno stłuczone kolana i naciągnięte mięśnie karku (konieczny kołnierz ortopedyczny). Żadnych skręceń ani zwichnięć. Uff.
Czwartek, 21 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Velvet - miękki jak aksamit, czy twardy jak bruk?

Z pracy z kaskiem (w sakwie) zajechałem na kurs. Lecąc przez Solidarności (zgodnie z prawem, nie buspasem) śmiałem się sam do siebie z sytuacji, w której coś mi się dzieje w głowę, a ja kask mam, świeżutki, kupiony, ale schowany. Zajeżdżam na kurs, 10 minut przed rozpoczęciem telefon od Hipci: "Trochę się spóźnię". Co się stało? Na ścieżce przy Maczka (między Rudnickiego a Armii Krajowej) leciała sobie ładnie, tak powyżej 30km/h. Na chodniku stali ludzie z psami, nagle pan właściciel, nie patrząc zupelnie, rzucił piłeczkę w bok. Pies marki Velvet ruszył błyskawicznie, wbijając się pod przednie koło. Hipcia stwierdziła, że nie chce już bawić się w rowerzystkę, zagrała za to krótką scenę w filmie "Bobslej i ja" (jako bobslej). Łokcie zdarte, kolana, które zwykle były mniejsze od moich, teraz są większe, kostka prawdopodobnie skręcona, na pewno mocno obita, o różnych siniakach nie ma co mówić. Facet od psa przynajmniej się zachował tak, jak powinien się zachować - ruszył z przeprosinami i pomocą.

Dotarła na kurs (jakoś, bo rower strat własnych miał przednie koło kręcące się w dwóch płaszczyznach i klamkę hamulca w wersji "pionowo w dół"), przesiedziała, z kolei ja ruszyłem do domu na rowerze. I tu, kurka, wstyd pisać, ale lecąc bez sakw, na tych cieńszych oponach i kręcąc bez przerwy wydoiłem sobie średnią około 33km/h. W domu byłem w kwadrans, autem w drugą stronę jechałem chyba 20 minut (!), spakowaliśmy Hipcię na siedzenie, a rower do bagażnika, wypakowaliśmy w domu.

Potem co - fajnie by było jakiegoś lekarza zahaczyć - wio więc nocą na ostry dyżur. Szpital na Bielanach? Ortopeda jest, ale na bloku, przyszywa palce motocykliście. Jedźcie na Bródno. Szpital Bródnowski? Ortopeda jest, klei do kupy motocyklistę w stanie ciężkim, będzie za trzy godziny. Wróciliśmy do domu zastanawiając sie, na co, kurna, płacimy te wszystkie składki zdrowotne...

Dziś Hipcia została w domu, po pracy lecimy na Czerniaków, może tam uda się swoje wysiedzieć na urazówce i dobić się do lekarza. Chyba, że akurat będzie szył motocyklistę, to trudno, zrozumiemy.
Środa, 20 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Warsztaty, brudne rowery i usztywniane czapki

Na dzień dobry przywitała mnie pęknięta guma, co zaważyło o decyzji o kupieniu nowych opon.

Po drodze z pracy zahaczyłem o warsztat, chciałem poprawić te stukające "cusie", ale podziękowano mi za przybycie i oznajmiono, że pan serwisant za rower się nie weźmie, bo jest brudny. No dobrze, półtora miesiąca rower myjki nie widział, rozumiem - trzeba będzie pacana wyszorować. Kupiłem przy okazji opony. Dowiozłem do domu, odebrałem z kolei samochód z warsztatu.

Wieczorem wziąłem się za wymianę opon. Tym razem kupiłem cieńsze o pół centymetra - wyjechalem na próbne kółko - jedzie sam! Naprawdę, różnica jest ogromna.

(Trzeba będzie kiedyś od kogoś za dużo piw wypożyczyć szosówkę na weekend i sprawdzić, jak czymś takim się jedzie.)

Dziś za to, gdy jechałem do pracy, w okolicach fortu Wola coś brodatego jadące na MTBku machało do mnie. Nie jestem pewien, dlaczego. :)

Dziś rano na poczcie odebrałem usztywnianą czapeczkę rowerową, czyli tak zwany "kask". Spróbuję. Najwyżej będzie zdobił półkę. :D
Wtorek, 19 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Awarie, awarie

Powrót z pracy. Skrzyżownanie Połczyńskiej w Powstańców, przy przyjemnym skręcie w prawo połączonym z płynną zmianą pasa na linii ciągłej, przy przyspieszaniu uslyszałem "chrup". Chwilę później w nogach zrobiło się coś luźno. Zerkam w dół. Pierwsza myśl (podsumowująca): łańcuch spadł. Druga myśl (poddająca w wątpliwość): jak to spadł z największej zębatki do wewnątrz. Następuje trzecie spojrzenie w dół i okazuje się, że mój rower w locie zmienił model napędu. Ponieważ stary, łańcuchowy model mi odpowiada, wróciłem się tenże łańcuch, przeanalizowałem sprawę, okazało się, że puścilo (albo pękło) ogniwko, które się "samo" rozkuło podczas szejkowania. Przynajmniej mam taką nadzieję, że to ono.

W sytuacji byłem nienajgorszej, bo do domu z Hali Wola miałem tylko kawałek. Tramwaj, dom, naprawa łańcucha (przy czym pozbyłem się ostatniej spinki jaką miałem) i dalsza trasa (na kurs) poszła już z górki. Dobrze, że nie wybralem się do Decathlonu tak, jak miałem w planie, bo na kurs już bym nie trafił, a moja obecność jest tam raczej potrzebna, skoro go prowadzę. :)

W domu ogarnąłem łańcuch ze smieci, bo okazalo się, że ostatnio przy czyszczeniu zapomniałem zetrzeć nadmiar smaru.

Do pracy dojechałem z Hipcią. Bez problemów.

Dziś jadę zrobić jedną poważną naprawę w rowerze (opiszę, jak się uda). Do tego od tygodnia przy każdym przekręceniu pedałów coś strzela - chyba pedały się zużyły, ale kto wie. Słychać mnie w każdym razie z daleka. Trzeba ponaprawiać. I trzeba kupić nowe opony. Teraz cieńsze.

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl