Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:687.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:29
Średnia prędkość:21.83 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:23.70 km i 1h 05m
Więcej statystyk
Wtorek, 31 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Żegnamy maj

Żegnamy maj powrotem z pracy i odebraniem Hipci z jazd.
Wtorek, 31 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Tu i tam, z pracy i na kurs

Trochę musieliśmy zakręcić: odwołane wczoraj zajęcia spowodowały, że mogliśmy zajechać na kursy później i w międzyczasie kupić truskawki (które w drodze powrotnej puściły sok i zapaskudziły sakwę).

Do pracy natomiast zaatakowaliśmy Powstańców/Połczyńską... i miodzio. Nikogo na drodze, żadnych rowerów, niczego. Za to duży koreczek przy Prymasa.

A gdy kierowca usuwa się w lewo, żeby można było przejechać - bezcenne. Lubię takich ludzi. :)
Poniedziałek, 30 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Poniedziałek... znowu

Nie lubię poniedziałków. Szczególnie takich, które były poprzedzone wycieczką, z ktorej wróciliśmy w nocy. Poranki odróżnia od poranków na kacu tylko ilość alkoholu we krwi: mimo, że nic nie piłem dzień wcześniej, czuję się tak samo. Różnica między kacem a niekacem jest też taka, że trzy minuty po wskoczeniu na rower, jestem z powrotem "używalny". Na kacu na rower bym nawet nie wsiadł.

Coraz więcej ludzi jeździ porankami, dziś spotkałem mojego "znajomego" z zimy, z którym przedzieraliśmy się kilka razy w zimie przez śniegi na Górczewskiej. Poznałem po rowerze i czerwonej sakwie. I, tu też ciekawy patent, koleżka miał na szyi gwizdek. Też dobry pomysł. :)

Trzeba sie będzie przerzucić z Hipcią na trasę Powstańców/Połczyńska. Na DDRach przy Górczewskiej/Prymasa jeździ zdecydowanie za dużo ludzi.
Poniedziałek, 30 maja 2011 Kategoria do czytania, > 50 km

Wilanów, Wisła, Okęcie

Start okolo czwartej, cel: jeziorko Powsinkowskie. Po drodze łapiemy colę w Galerii Mokotów. Pod jeziorkiem pełno wędkarzy, na szczęście już kawałek dalej szeroka ścieżka robi się wąską ścieżkę, potem staje się zarośniętą ścieżką, ludzi: brak, miejsce: jest. Usiedlismy zatem na chwilę, zjedliśmy sobie zupkę chmielową i ruszyliśmy dalej. Plan był taki, zeby obejść jeziorko dookoła, ale zarośnięta ścieżka zrobiła się błotnistą zarośniętą ścieżkę, w końcu gdy zrobiła się ścieżką zarośniętą pokrzywami, stanęliśmy. Ruszyłem w te pokrzywy, zeby zobaczyć, czy dalej jest jakiś kingsajz, ale, niestety, siatka, łąka, "Teren prywatny" i koniec.

Do dziś nie wiem, dlaczego mówi się dzieciom, że oparzenia pokrzyw są zdrowe. Chyba tylko po to, żeby dzieci przestały płakać. :) Nie czuję się zdrowszy, a pokrzywy przytuliły mnie zdrowo :)

Z Vogla pojechaliśmy w stronę Wału Zawadowskiego, na mapie była to duża ulica, spodziewałem się sklepu, a nie... nie tego, co zastaliśmy. Tam zrobiliśmy postój przy Wiśle i ruszyliśmy w kierunku Mostu Siekierkowskiego, stamtąd w kierunku zachodu... Przy Puławskiej podjęliśmy decyzję o akcji "Okęcie" - objechac lotnisko od południa. Problemem mogło być to, że była już noc, ale co tam. Droga, którą miałem na mapie, nie istniała, zajechaliśmy zatem prawie pod Cargo na Okęciu, gdzie odbywały się (nielegalne?) wyścigi samochodów. Palenie gumy, drifty na estakadzie na Poleczki... Generalnie nie coś, co mi/nam się podoba, no, może jeden moment, kiedy facet kapitalnie kręcił bączki między trzema chłopakami. Tak, to było fajne. Ogólnie, taki klimat "podziemny", "Szybcy i wściekli", czy coś.

Długo nie siedzieliśmy tam, pojechaliśmy ulicą Zatorze, przez budowę "czegoś" (?), dojechaliśmy do Karnawał, stamtąd Kinetyczną, Ukośną i przez Raszyn do Al. Krakowskiej. Tam znaleźlismy ciekawy skrót to domu (Szyszkowa-Środkowa-Ryżowa), który na pewno przyda sie przy okazji jeżdżenia autem na Radom. W domu byliśmy tuż po północy i... koniec
Sobota, 28 maja 2011 Kategoria do czytania, < 50km

Nocne po okolicach jeżdżenie

Rano zaczęliśmy od wyprawy po buty do SPD dla mnie - ale szczęścia nie było. Jako jedyna zatem została z takimi butami Hipcia. Przysposobiliśmy szybko zatem rower do testów i w warunkach domowych rozpoczęliśmy testy wpinania się i wypinania. Testu w warunkach polowych jednak nie było, bo Hipcia nie chciała wpiąć się w TEN rower na stałe (nie dziwię się, poczekamy do nowego roweru), poza tym nie miałem odpowiedniej nasadki do klucza imbusowego, żeby toto wkręcić. Zatem pozostało bez pedałów.

Tak naprawdę wyjechaliśmy, letnią tradycją, gdzieś około 22:00. Wyjazd poprzedzony był modyfikacją kierownicy Hipci i wyruszył pod hasłem "tylko kawałek, zobaczymy, jak ta kierownica"... Akurat.

Z Bemowa do Starych Babic, stamtąd na północ do Mościsk, tam lecimy już na Truskaw. W Truskawie czekała nas nocna wyprawa żółtym szlakiem, ale zdecydowaliśmy sie na Borzęcińską. W Małym Truskawie przerwa leśna na wypicie piwka dla otuchy (północ, a my w lesie), przy pierwszej latarni, patrząc od strony Truskawa, robi sie taki bardzo fajny klimat. Komarów było dużo, ale wzięliśmy ze sobą psikadło i... komary objadły się smakiem :)

Dalej trasa poprowadziła nas do Mariewa, gdzie odbiliśmy na Wólkę, Wiktorów i Zaborów. Z Zaborowa aż do Sstarych Babic jechaliśmy Warszawską, tam na rondzie odbiliśmy w lewo i na Bemowo wpadliśmy od strony Hubala-Dobrzańskiego. Pod dom zajeżdżaliśmy po drugiej w nocy, z niebem rozświetlonym przez nadchodzący świt.
Piątek, 27 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Prawie pojechałem z Masą Krytyczną

Miałem do zalatwienia sprawę w Arkadii. Akurat część trasy Masy pokrywała sie z moją, więc stwierdziłem, że może się przejadę kawałek, zobaczę co to i czy to fajne. Ruszam tuż po szóstej spod fabryki, jadę, jadę, cisza, nic nie widać, jadę dalej, nikogo na horyzoncie... Na Plac Bankowy zajeżdżam 18:25, a tu niespodzianka - nic nie ruszyło. Nie mam czasu czekać, więc robię ładną pętelkę i jadę do Arkadii. Nie wiem, co mnie w sumie podkusiło, bo jazda z Masą pewnie byłaby dla mnie testem pt. "Jak długo wytrzymam": MK ma dwa zasadnicze minusy: dużo ludzi i wolne tempo jazdy. I dużo ludzi, nie wiem, czy o tym wspomniałem. Więc, koniec końców, chyba dobrze, że mi się trafiło i nie jechałem. W Arkadii spędziłem pół godziny, gdy wyszedłem, nie było widać nikogo na horyzoncie (a trasa miała prowadzić przez most Gdąński. Pojechałem zatem do domu.

Nie do końca przemawia do mnie forma masy: nie wiem, jakim cudem blokowanie części miasta raz w miesiącu ma ludzi przekonać do przesiadki na rower (dla porównania: w pracy mam sporo ludzi, wiedzą, że jeżdżą, wiedzą, że ma to wiele komunikacyjnych plusów w porównaniu ze staniem autem w korkach, ale nikt się nie zdecydował zacząć dojeżdżać przynajmniej wtedy, gdy jest ładna pogoda). Może już za stary/za dziwny jestem na takie formy, do mnie przemawiają merytoryczne argumenty, a nie forma kolorowej zabawy. Ale ja to ja, podobno, gdyby się to nie opłacało, to by nie jeździli :)
Piątek, 27 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Kursowanie, ale pod kontrolą ;-)

Wczoraj wieczorem wyskoczyliśmy w celu zakupienia butów rowerowych. Udało się w 50% - buty dla Hipci zakupione, dla mnie nie było. Sobota zatem będzie dniem, w którym rano kupię sobie buty, a potem przepnę pedały i będziemy bawić się w pstrykanie. Oczywiście, jeśli buty okażą się dobre, bo już wiem, ze trzeba kupować buty większe o numer/dwa, a w związku z profilowaną podeszwą, trzeba uważać na to, żeby nie zetrzeć dużego palca o koniec buta.

Mam dziwne wrażenie, że jestem kontrolowany. Od trzech dni jestem odstawiany pod fabrykę i mam wrażenie, że czuję na sobie czujne Oko. Hipcia utrzymuje, że to tylko dlatego, że lubi ze mną jeździć, ale ja tam swoje wiem. :)

Po drodze, na skrzyżowaniu Prymasa z Wolską, na czerwonym czekała (z nami) ósemka rowerzystów. Trzeba zmienić trasę, bo starty z czerwonego zaczynają przypominać start sektora w maratonie.
Czwartek, 26 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Do pracy - znowu z Hipcią

Ostatnio muszę lądować w pracy wczesniej. Wskutek tego staram się wstawać wczesniej, a jako że mam z tym problemy, to staram się zbierać wcześniej. Zwykle było tak, że wychodziłem jako pierwszy, Hipcia jechała potem. Ostatnio za to widzę jakiś przypływ czarodziejskiej mocy: ja prasuję koszulę, pakuję wszystko, ciągle szybko, Hipcia pakuje się swoim spokojnym tempem, ja zakładam spodenki, Hipcia ciągle ma przed sobą z kwadrans zbierania się, nagle, gdy zakładam koszulkę i patrzę, to Ona już przygotowana do jazdy wiąże buty.

I dzięki tym czarodziejskim mocom możemy sobie jeździć razem do pracy - przynajmniej kawałek wspólnej trasy, bo ja znikam jako pierwszy. Kiedyś uda nam się wyjsć wczesniej, to odwiozę Ją do pracy i wrócę do siebie - przynajmniej taki mam plan. :)
Środa, 25 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Co daje ten patent?

Skrzyżowanie. Na czerwonym świetle stoi sobie sznureczek aut. Przejeżdża człowiek na rowerze, mija wszystkie auta, przejeżdża przejście dla pieszych i staje tuż przy krawędzi drogi poprzecznej. (Narysowana sytuacja: tutaj).

Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, jaki jest realny zysk(*) z tego pomysłu? Można przyszpanować umiejętnością stójki, jeśli ktoś umie, przyszpanować obcisłym wdziankiem, jeśli ktoś posiada, przyszpanować nowym rowerem, jeśli ktoś nabył... Ale tak czysto transportowo: zyskuję 15-20 metrów, i to zrobione z prędkością 5-10km/h. To już nie można poczekać przy pierwszym samochodzie, przed sygnalizatorem?

(*)Z wyjątkiem, oczywiście, możliwości wygrania głównej nagrody w wysokości 300-500zł oraz 6 punktów karnych, za przejechanie za sygnalizator zabraniający wjazdu i (dla ambitnych) 350zł i 8 punktów karnych za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na oznakowanym przejściu.
Wtorek, 24 maja 2011 Kategoria do czytania, transport

Nareszcie na kurs nie autem

W związku z Cudownym Ozdrowieniem w końcu nie musieliśmy się tłuc na kurs autem, tylko wykorzystac siłę mięśni i przyturlać rowerem. Mieliśmy trochę obsuwy, więc pojechaliśmy wesją nieelegancką: część jezdnią, mimo DDRa, a część (pustym) chodnikiem. Z powrotem za to spokojnie, wieczornie.

Rankiem też złożyła się wspólna pora wyjścia. Przy wiadukcie na Górczewskiej wyprzedziło nas dwóch panów na Krossach, za którymi pociągnęliśmy się do Księcia Janusza, tam jeden z nich utknął za dwiema paniami na rowerach z fotelikami dziecięcymi, drugi pociągnął nas aż do Prymasa; tam na światłach dogonił nas pierwszy pan, któremu chyba sie skończyło, bo mimo że dalej już prowadziliśmy i trzymaliśmy tempo z Górczewskiej, to nie przysiadl na kole. Potem już Kasprzaka i do roboty.

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl