Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:644.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:36
Średnia prędkość:19.77 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:28.02 km i 1h 25m
Więcej statystyk
Piątek, 23 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Ostatni powrot z pracy...

Jest duza szansa, ze to ostatni wyjazd w tym roku, wybywamy do trzydziestego, jest jeszcze szansa ze w Sylwestra cos zakrecimy, ale to sie zobaczy.

Za jakies szesc-siedem godzin w kazdym razie przesiadam sie za inna kierownice.

Tym, ktorzy jada w najblizszym czasie w trase, zycze przyczepnosci, omijania suszarek i ogolnie: bezpieczenstwa. Reszcie: swietego spokoju w okresie swiatecznym.
Piątek, 23 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

I już prawie święta. I jeszcze trzy dni i już po świętach.

Z pracy wróciłem sobie z myślą, że Hipcia zbierze się i pojedzie do Arkadii, gdzie ją zostawię i wybiorę się na umówione spotkanie. W domu zgodnie decydujemy, że bez sensu jest wbijać się w to centrum rozpusty i kolędy, zatem na spotkanie jadę nie samochodem, a rowerem. A czekał na mnie Tranquilo, przy paczkomacie dokładnie, przy Towarowej. Czekał, bo w paczkomacie był Kalendarz podrozerowerowe.info dla całej ekipy warszawskiej. Który to zawiśnie u Hipci w pracy, żeby miała motywację i mogła mnie męczyć o przygotowywanie wiosennego najazdu na Norwegię.

Na miejscu jestem pięć minut przed czasem, jako pierwszy, ledwo co zsadziłem kuper i przysiadłem sobie na krawężniku, a już musiałem wstawać. Na potwierdzenie tego, że tam obaj byliśmy, jest słit focia pod paczkomatem.

Muszę powysyłać zaproszenia do grona znajomych: z ludzi z BS (prócz Hipci) na żywo miałem okazję spotkać tylko Goro i Tranquilo. I ich obu nie mam w znajomych... Hańba!

Z ranka podążam sobie samotnie przez szarą Warszawę w kierunku miejsca mojej pracy. Sam, bo Hipcia ma urlop, podczas którego będzie próbowała dzielnie spakować nas na wyjazd świąteczny. Nie lubię tak.
Czwartek, 22 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Hipcia jest już pr0. Albo nawet PROŁ.

Tak, tak... ja też w to nie wierzyłem. Może to świąteczny nastrój, może to jakiś dziwny wirus... ale stało się faktem: Hipcia przejechała się w kasku. Nie tyle, co przejechała się wczoraj na kurs i z powrotem, ale również pojechała w nim dziś do pracy. Teraz jest dopiero pr0 a nawet PROŁ, z daleka wygląda jak porządna BAJKERKA a nie jakaś rowerzystka, normalnie, że szacun na dzielni i kaski z dup.

Cała akcja była zaplanowaną na gorąco próbą przystosowania tego zalegającego w domu ustrojstwa jako wspomagania czapki na zimę. Co prawda trzeba było trochę poregulować, ale koniec końców wyszło znośnie, da się w tym jechać. I poza tym, że oboje czujemy się PROŁ aż do pięt, to nie widzimy różnicy w tym i w bezpieczeństwie. Kierowcy nie mijali nas jakoś bliżej niż zwykle, nie przewracaliśmy się jakoś więcej, nikt nikomu nie uratował życia. Standard.

Nadal zresztą uważam za śmieszną tę cała prokaskową propagandę. Rozbawia mnie tłuczenie do głowy rodzicom, że dziecko bez kasku to już jakby na śmierć posłane (ile pamiętacie z dzieciństwa kolegów, którym kask uratował zdrowie lub życie?), porównywanie kasku do pasów w samochodzie i porównywanie rowerzystów z motocyklistami. Tak samo zresztą rozwala mnie traktowanie roweru... jak roweru. Bez rozróżnienia na jazdę miejską, agresywną jazdę miejską, jazdę w terenie... jeden pies, zasady są proste: kaski na łby!

To, co natomiast do mnie przemawia, to przykłady kilku naszych kolegów z BS, którzy katują niesamowite ilości kilometrów i jakoś nie potrzebują ratować sobie życia. Przemawia do mnie przykład kurierów, którzy jeżdżą jak jeżdżą, a jednak nie wymierają, wypadków też jakoś nie słyszę, żeby były (a w temacie jestem na bieżąco, kolega mój jest właścicielem rowerowej firmy kurierskiej w Warszawie).

Się ma mózg, się ginie tylko wtedy, gdy się ma pecha. Się nie ma mózgu, to się zawsze doprosi o wypadek.

---


Ścieżka przy Szczęśliwickiej normalizuje się. Z dnia na dzien coraz więcej pacanów łazi tamtędy i włazi pod koła. Dziś - trójka ambitnych próbowała się do mnie przytulić. Wczoraj - tylko jeden.
Środa, 21 grudnia 2011 Kategoria autorower, do czytania

Nareszcie śnieg w Warszawie!

Zachciało się człowiekowi śniegu - dostał śnieg. To teraz chcę pieniędzy. Dużo pieniędzy.

Śmieszki rowerowe rozjeżdżone pojedynczymi śladami rowerów robią się coraz ładniejsze. Na wiadukcie przy Górczewskiej leżało z 1,5cm śniegu; ledwo się przebiliśmy! Chwilę później miałbym pierwszą zimową glebę, przy łagodnym skręcie odjeżdża mi przednie koło, na szczęście skończyło się tylko na pojedynczym czknięciu, bo byłby obciach. Dużo ludzi jednak nie było, jakoś bym to chyba przeżył ;-)

Rower - idealnie przystosowany do zimy. Od dwóch tygodni nie chciało mi się pompować kół, więc teraz mogę mówić, że po prostu chciałem być przygotowany na ewentualny opad śniegu.
Wtorek, 20 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Przynajmniej robi się zimno, bo śniegu nadal nie ma.

Grudzień to niedobry miesiąc. Za dużo okazji, za dużo nieporządku, wszędzie Mikołaje, święta... a śniegu nie ma. Chociaż tyle tego zysku, że temperatura spadła do rozsądnych granic. Wczoraj poczułem zimno w kolana, dziś dodatkowo je sobie zabezpieczyłem.

Kolejny dzień: praca - kurs - praca. Mieliśmy się wczoraj przejechać wieczorkiem po jednego z waypointów, który siedzi i kusi, ale po 23:00, po wszystkich godzinach pracy, odpuściliśmy. I tak jest wystarczająco dużo roboty.

Z rana - standard - udało się wyjść wcześniej, więc możliwym stało się odwiezienie Hipci do przystanku III.
Poniedziałek, 19 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Do pracy - po urlopie

Jak zwykle, dziwnie się wsiadało po czterech dniach na rower. Ale jakoś dojechałem. Oj, jak w tej Warszawie cieplutko, aż nieprzyjemnie. Jakoś -3 podawali jako odczuwalną temperaturę. Brr.
Środa, 14 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Z pracy - przed urlopem

Z pracy i szybciutko, szybciutko spać. Bo o północy pobudka i trzeba jechać na południowy zachód.
Środa, 14 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport, waypointgame

Z pokemonem na kierownicy

W sobotę Hipcia zepsuła lampkę. W niedzielę i poniedziałek jeździłem z czołówką, we wtorek jej zapomniałem. Wybrałem się zatem do Decathlonu kupić jakieś zastępstwo, żeby nie wracać do domu na nietoperza. Kupiłem sobie małe, gumowe gówienko, niby mocno świeci, ale jest na bateriach typu "moneta", te są raczej drogie, więc średnio się opłacają. Poza tym to cudeńko zabawnie wygląda. Jak pokemon przyssany do kierownicy.

Taki trochę itigołhołm © Hipek99


Żeby było zabawniej, tuż przed szesnastą odbieram telefon: "Hipek, wczoraj po kursie nie oddałeś kluczy do salki, nie mamy zapasowych.". Szlag. Zrywka wczesniej z pracy, wio na Muranów. Z Muranowa już jadę po Hipcię, razem jedziemy po Siedzibę mazowieckiej Solidarności (niesamowite - dwa, krótkie akapity, żadnego zdjęcia, a zainteresowało człowieka, sprowokowało do poszukania tej siedziby; okazuje się, że można "sprzedać" miejsce, które, jeśli chodzi o wygląd, jest zupełnie nieatrakcyjne; a do tej "sprzedaży" wcale nie trzeba trzech zdjęć, dwudziestu akapitów i szczegółowej historii terenu), stamtąd do domu. I tak powrót do domu z pracy wychodzi mi ze dwa razy dłuższy niż zwykle.

Rano z kolei muszę być wcześniej (odrobić wczorajsze zerwanie się), więc mknę, przez zakorkowaną Połczyńską (nie odmawiając sobie przyjemności śmignięcia środkiem przez korek).
Wtorek, 13 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport, waypointgame

Żyrafy wchodzą na szafy bo szukają tam waypointów

...a waypointów wcale tam nie było. Były gdzie indziej, o czym żyrafy nie wiedziały, a hipopotamy - owszem. Albowiem pewien PUG Bielany zostawił tuż obok naszej kursowej lokalizacji dwa waypointy. A skoro postawił i były tak bliziutko, to już wstydem byłoby ich nie zdobyć.

Na pierwszy strzał idzie Kopiec Anielewicza. Miejsce, które już kiedyś odwiedzałem, więc prowadziłem nasz dwuosobowy pociąg jak do siebie. Na drugą nóżkę idzie Kłopot. Maluśka uliczka, którą każdy mija zapewne, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.

I tu dygresja: sam Kopiec w dzień wrażenia nie robi. Ot, zwykły sobie kamień na wzgórku, otoczony drzewkami i parkiem, który w dzień zapewne robi standardowe wrażenie parku prosto ze starego ustroju: kępki trawy poprzetykane wystającym błotem i nie tylko błotem zapewne. Uliczka - w dzień pewnie żywopłot wygląda paskudnie, betonowe ogrodzenie od strony torów i stosy butelek przywołują na myśl meliniarnię. A w nocy... Kopiec jest ładnie podświetlony, wieniec w kształcie Gwiazdy Dawidowej nakłania do myślenia. Uliczka Kłopot: półmrok rozświetlony przez czołówki, wszystko zyskuje klimat. Po ciemku też samo dobranie się do kodu nie było jakoś oczywiste.

A dodatkowo noc ogranicza...


Przetestowałem kolejny program do śledzenia ludzi przez GPS. SportsTracker robi to tak:

Poniedziałek, 12 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Kto późno wstaje, ten szybko pedałuje

Zamknąłem oczy - była 7:10. Otworzyłem - 8:02. Więc trzeba było gnać. Trasa najkrótsza z możliwych. :/

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl