Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1025.66 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:41:23
Średnia prędkość:24.78 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:37.99 km i 1h 31m
Więcej statystyk
Środa, 21 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Praca

  • DST 22.53km
  • Czas 00:57
  • VAVG 23.72km/h
  • Sprzęt Zenon
Wtorek, 20 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Jak się nie pamięta, to trzeba jeździć

I wracać się do domu, i nabijać kilometry.

Dziś dowiedziałem się, że do podczytywaczy mojego bloga dołączył jeszcze jeden kolega z pracy. Na razie nie mam pomysłu na ksywę, jutro z El Stalkero nad tym pomyślimy.
  • DST 43.33km
  • Czas 01:48
  • VAVG 24.07km/h
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 19 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Po dwóch godzinach snu do pracy

Zastanawiałem się czy uda mi się wstać. Udało się - tylko dlatego, że Hipcia mnie zbudziła.
Zastanawiałem się, jak się będzie jechało. Jechało się świetnie, dałem radę dogonić i utrzymać 50 km/h za ciężarówką.

Czyli takie dwie godziny bardzo skutecznie regenerują człowieka. Trzeba to wziąć pod uwagę przy najbliższych wyjazdach.
  • DST 7.95km
  • Czas 00:19
  • VAVG 25.11km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 18 maja 2014 Kategoria < 25km

Dojazd na dworzec

  • DST 7.04km
  • Czas 00:17
  • VAVG 24.85km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 18 maja 2014 Kategoria do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem, > 400 km

Ze śląskiego zygzakiem w łódzkie

W tym tygodniu postanowiliśmy dokończyć to, czego nie zamknęliśmy tydzień wcześniej przez kiepskie prognozy pogody i fakt, że w łóżku było cieplej niż na zewnątrz. Tym razem dzień wcześniej już ustaliliśmy sami ze sobą, że jak będzie deszcz, to będzie (bo takie decyzje nad ranem kiepsko wychodzą). Wstaliśmy o piątej, pojechaliśmy na Zachodni i po chwili siedzieliśmy w pociągu "Karlik" jadącym do Katowic. Droga do Częstochowy minęła szybko, głównie dlatego, że usnęliśmy. O dziewiątej z minutami wysiedliśmy na dworcu, już ubrani na krótko, bo pogoda sugerowała, że będzie ciepło. Po czym zostaliśmy "odpowiednio" przywitani w przejściu podziemnym...

Tak nas wita dworzec w Częstochowie
Tak nas wita dworzec w Częstochowie © Hipek99

Na starcie od razu małe problemy z nawigacją, RideWithGPS puścił trasę chodnikami i ze dwa razy prosto przez ścianę, więc musieliśmy trochę pokręcić się, zanim znaleźliśy wylotówkę. Potem już wszystko stało się jasne. 91 była pusta, miejscami trochę mokra, z asfaltem nieco odchodzącym od określenia "dobry", ale nie było na co narzekać.

Tuż za Częstochową. Jeszcze mokro
Tuż za Częstochową. Jeszcze mokro © Hipek99

Przede mną wisiała moja nowa zabawka - zaktualizowany kokpit z GPS-em. Mimo że uważam, że GPS zabiera jednak sporo zabawy z nawigacji, to jeszcze bardziej nie lubię utrudniania sobie życia na siłę i dla zasady. W tym wypadku GPS sprawdził się świetnie - i jako źródło podpowiedzi, i jako ratunek w miejscach, gdzie trzeba było się zorienować, gdzie tak naprawdę jesteśmy.

Mój zaktualizowany kokpit
Mój zaktualizowany kokpit © Hipek99

W śląskim zaliczyliśmy tylko trzy gminy i po chwili już wjechaliśmy do województwa łódzkiego. Wjeżdżamy do województwa łódzkiego. Na długo
Wjeżdżamy do województwa łódzkiego. Na długo © Hipek99 A za nami zostaje napoczęte śląskie
A za nami zostaje napoczęte śląskie © Hipek99 Jedziemy po szutrach zaliczyć jakąś gminę
Jedziemy po szutrach zaliczyć jakąś gminę © Hipek99

Zrobiło się ciepło, momentami nawet za ciepło. W sumie nie wiadomo kiedy pojawił się czas na pierwszy odpoczynek. Zjeżdżałem na stację mając na liczniku równe 75 kilometrów. Na Orlenie udało się zjeść parówki, jak się później okazało jedyny ciepły posiłek tej wycieczki (nie licząc kawy o północy).

Pierwszy przystanek
Pierwszy przystanek © Hipek99

Przed Piotrkowem Trybunalskim odbiliśmy gdzieś w bok by zaliczyć kolejną gminę. Potem pozostało przetoczyć się przez miasto, na szczęście nikt nie wpadł na to by przy naszej drodze stawiać jakieś DDR-y, więc przelecieliśmy przezeń szybko i zgodnie z wszystkimi przepisami.

Wycieczka po kolejną gminę. Tym razem po asfalcie
Wycieczka po kolejną gminę. Tym razem po asfalcie © Hipek99

Za Piotrkowem wylądowaliśmy przy ekspresówce. Kawałek toczyliśmy się drogą techniczną, prawie zupełnie bez ruchu, po czym skręciliśmy na Łódź.

Jedziemy wzdłuż S8
Jedziemy wzdłuż S8 © Hipek99

Jak się okazało, trasa została puszczona (puściła ją Hipcia, ale ona się do tego nie przyznaje, bo machnęła kreskę tak sobie, bez zastanawiania się - a nikt tego później nie sprawdził - więc będę pisal bezosobowo) przez drogi lokalne. Dzięki temu mieliśmy okazję przejechać się zarówno kilkoma fajnymi asfaltami, wytrzęść się na kilku zdecydowanie kiepskich i wylądować w szczerym polu, po czym szukać objazdu asfaltem.

Tablica miejscowości
Tablica miejscowości © Hipek99

Niemniej jednak trasa wyszła ciekawa, głównie właśnie dlatego, że była puszczona przez miejsca, w które zwykle człowiek by nie zabłądził. Ruch na wioskach znikomy, piękne widoki, i w większości przyjemny lub znośny asfalt dawały dużo satysfakcji z jazdy. Atrakcję stanowiły tory, które przecinaliśmy tej wycieczki kilkanaście razy.

Tory. Gdzieś po drodze
Tory. Gdzieś po drodze © Hipek99 Hipcia czeka aż skończę robić zdjęcia
Hipcia czeka aż skończę robić zdjęcia © Hipek99 Kolejny przejazd kolejowy
Kolejny przejazd kolejowy © Hipek99

Im bliżej Łodzi, tym paskudniej. W okolicach Andrespola ktoś posadził DDPiR (oczywiście z kostki Bauma), nie uznaliśmy za stosowne zniżyć się do tego poziomu, a, co ciekawe, nikt nie uznał za stosowne na nas trąbić. W tych samych okolicach okazało się, że nasza droga znowu kończy się... polną drogą, więc nadłożyliśmy kilka kilometrów jadąc do Koluszek zdecydowanie naokoło.

Koluszki. Hipcia ubiera się cieplej
Koluszki. Hipcia ubiera się cieplej © Hipek99

W Koluszkach mieliśmy drugi postój. Parówek nie było. Były energetyki, picie i batony. Było też słońce, w którym sobie siedzieliśmy, i była też Hipcia, która postanowiła już (mimo że było jeszcze popołudnie, założyć na siebie bluzę.

Droga poprowadziła nas w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie mieliśmy zawrócić i pojechać znowu w stronę Skierniewic. Miejscami na GPS-ie widziałem po swojej lewej stronie, w odległości zaledwie kilku kilometrów, ślad drogi, którą mieliśmy wracać.

Powiat Tomaszowski okazał się być powiatem przyjaznym rowerom w każdym tego słowa znaczeniu. Idiotycznie postawione DDPiR-y przeznaczone były może dla wioskowych dziadków jadących na piwo do sklepu lub dla rodzin z dziećmi, ale dla każdego szanującego się rowerzysty stanowiły bubel. Tutaj również nikt nas nie strąbił za tak jawne pogwałcenie etykiety.

Tomaszów tylko zahaczyliśmy i wylecieliśmy z niego na północ, znowu wzdłuż S8. Było ładnie i zupełnie spokojnie (żadnego samochodu), więc zrobiłem po drodze jeszcze kilka fotek. I znowu S8. Tylko kawałek dalej
I znowu S8. Tylko kawałek dalej © Hipek99 Hasanoga!
Hasanoga! © Hipek99 Jakieś lasy. Ładnie tam
Jakieś lasy. Ładnie tam © Hipek99

W kierunku Skierniewic wyprowadziły nas znowu lokalne drogi. Tym razem asfalt był bez zarzutów, albo prawie bez zarzutów, po chwili wyjechaliśmy - niestety - na ruchliwą krajówkę Rawa-Łódź. Gdzieś tu po drodze stuknęło dwieście kilometrów, a mi na kilka minut dał się we znaki sympatyczny zwierzak - Zamułek. Na szczęście po chwili poszedł sobie czaić się w cieniu na późniejsze okazje.

I kolejny przystanek. Zawsze na gazie!
I kolejny przystanek. Zawsze na gazie! © Hipek99

Kolejny przystanek zrobiliśmy już na drodze wojewódzkiej, zakładając, że kolejna stacja tak szybko się nie trafi. W asortymencie w sklepie były energetyki, dwa soki, od groma napojów słodzonych i - do wyboru, do koloru - wódka. Z tej ostatniej zrezygnowaliśmy.

Oczywiście, zgodnie z wszystkimi prawidłami, gdy tylko ruszyliśmy dalej za zakrętem pojawił się Orlen...

I znowu po szutrach. I znowu po gminę
I znowu po szutrach. I znowu po gminę © Hipek99

W międzyczasie jeszcze wysokoczyliśmy zaliczyć gminę Lipce Reymontowskie, która położona jest pośrodku niczego i z każdej rozsądnej trasy trzeba nadłożyć kilometrów by ją zaliczyć. Potem Hipcia podjęła decyzję, że jedziemy wariantem dłuższym - na 400 km (krótszy zakładał coś ok. 320 km, przez Żyrardów).

Plan zakładał jazdę ze Skierniewic do Łowicza, ale w związku z tym, że tamta krajówka miała jakieś zakazy dla rowerów i sporo ciężarówek (przynajmniej wtedy, gdy jechaliśmy tam ostatni raz), uznaliśmy, że do Łowicza dojedziemy jakoś bokiem. Wyszukałem objazd i skręciliśmy...

Skręcił człowiek z głównej, a tu takie rzeczy
Skręcił człowiek z głównej, a tu takie rzeczy © Hipek99

Gmina Maków ma u mnie plus za powyższe rozwiązanie. Co warte zauważenia, pas rowerowy nie przechodził w DDPiR, gdy pojawiał się chodnik - rowery musiały jechać jezdnią.

Za Makowem odbywała się nawigacja na maksa - nie przerywając jazdy kombinowałem, jak tu wyjechać do wojewódzkiej, która wyjeżdżała na krajówkę wpadającą do Łowicza. Że nie wrąbałem się w jakąś dziurę - moje szczęście. W końcu wykombinowałem, poprowadziłem nas, dojechaliśmy do drogi i... hmmm... tam chyba nam nie wolno jechać...

Autostrada
Autostrada © Hipek99

To co wziąłem za krajówkę było A-dwójką. Na szczęście droga, którą jechaliśmy wiozła nas do Łowicza. W międzyczasie chmura, z którą się goniliśmy od kilku godzin w końcu nas złapała i przelała. Konkretnie, ale krótko - w Łowiczu już nie padało. Przewieźliśmy się przez całe miasto i wylecieliśmy na Sanniki. 25 km ładnego asfaltu, prosto przed siebie, z całkiem niezłą (jak na noc) prędkością. Na miejscu odbiliśmy na Sochaczew i tuż przed pięćdziesiątką zrobiliśmy ostatni postój na stacji (kawa!). W samą porę, bo Zamułek znowu się do mnie przysiadł. Oczywiście, tuż za zakrętem był Orlen.

Do skrętu na Kazuń mieliśmy jakieś 10 km. Ruch ciężarówek wzmożony, ale większych głupot nie stwierdzono. My współpracowaliśmy, oni współpracowali - idealnie! Niemniej jednak gdy zjechaliśmy w bok zrobiło się cudownie cicho i spokojnie.

Gdzieś w drodze do Kazunia
Gdzieś w drodze do Kazunia © Hipek99

Oczywiście cisza i spokój nie mogły się przełozyć na pełen komfort: wyjąwszy pojedyncze miejsca dobrej nawierzchni cała droga była slalomem między dziurami, które pojawialy się znienacka. Miejscami udawało się jechać 25 km/h, w większości miejsc jednak 23 km/h to była maksymalna prędkość przy której (przy moim dobrym wzroku) była szansa na zauważenie i ominięcie dziury. Hipcia widzi gorzej, więc potrzebowała jechać nieco ponad 20 km/h...

Ile kurew poleciało w powietrze, ile razy zastanawiałem się, czy już złapałem snejka - nie zliczę.

Powoli zaczęło się robić szaro, a my w końcu przeboleliśmy te prawie trzydzieści kilometrów i stanęliśmy na krótki postój przy krzyżówce: albo Łomianki, albo Leszno. Wybraliśmy ten pierwszy kierunek i pojechaliśmy znaną trasą na Czosnów. W międzyczasie zrobiło się już zupełnie jasno.

Poranek w Łomnej. Czy gdzieś tam
Poranek w Łomnej. Czy gdzieś tam © Hipek99

Czterysta przekroczyliśmy gdzieś w Dziekanowie. Pozostało tylko piętnaście. I to, ze względu na bliskość mety było najgorsze piętnaście z całego wyjazdu. Zamułek po raz trzeci usiadł mi na ramie i męczył tak, że z ulgą przyjąłem to, że Hipcia chciała się porozciągać. A ja przy okazji rozbudzania się popełniłem jeszcze jedną fotkę.

Ulica Estrady
Ulica Estrady © Hipek99

Gdy wchodziliśmy do domu była akurat piąta rano i dzwonił budzik. Ten sam, który budził nas na pociąg dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Chciałem iść do pracy od razu, bez spania, ale posłuchałem Hipci i położyłem się na dwie godziny. Tak krótki odpoczynek wystarczył, żeby... a nie, to już temat na kolejny wpis.

Cyfry:
Dystans: 417,42 (nowy rekord).
Czas jazdy: 16:39 (jeszcze ważniejszy rekord, bo dystans sam w sobie zależy od zbyt wielu warunków)
Czas odpoczynku: prawie trzy godziny - efekt tego, że pod koniec Hipcia potrzebowała potężnego rozciągania pleców - nadal nie kupiliśmy krótszego mostka...
Liczba gmin: 36
Czas działania GPS-a: 16 godzin bez trybu oszczędzania. Zdechł mi na Estrady. 

  • DST 417.42km
  • Czas 16:39
  • VAVG 25.07km/h
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 16 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Pierwszy tydzień zaliczony. Cel osiągnięty.

Udało się! Od poniedziałku do piątku spałem nie więcej niż 6,5 godziny, ze średnią przypadającą w okolicy 6. W sobotę (czyli dziś, kiedy piszę te słowa) pozwoliłem sobie na odrobinę szaleństwa i jakieś siedem i pół.

Ciekawe, czy przyszły tydzień przyniesie nowe rekordy.
  • DST 41.57km
  • Czas 01:47
  • VAVG 23.31km/h
  • Sprzęt Zenon
Czwartek, 15 maja 2014 Kategoria transport, do czytania

Transport (ja) i zagadka (dla innych)

Z pracy wychodzę z kolegą. Dyskusja - bardzo luźna, bo z kolegą się raczej mijamy niż znamy - zeszła na rowery. Kolega "oczywiście" jest zwolennikiem tego, by rowerzyści musieli się zatrzymywać na przejazdach rowerowych. Nie zdążyłem zapytac w czym problem, ale chyba chodziło o to, że nie każdy rowerzysta wjeżdża na przejazd wolno. Bo przecież pojawiają się ZNIENACKA.

Dobrym jest to, że jednak powoli, powoli, ale konsekwentnie ludziom zmienia się mentalność. Mimo że wielokrotnie sami rowerzyści podkopują plan zmieniania mentalności kierowców.

Do pracy jadę tradycyjnie, Prymasa. I tak sobie myślę, że dla ludzi jest strasznym problemem zaakceptować to, że jak nie ma DDR po prawej, to wolno mi jechać jezdnią. Bo przecież "mam DDR", to przecież powinienem zniknąć i pojechać tam, gdzie mi ktoś wybudował pas dla mnie (bo o to przecież "my" walczymy). Argumenty o dążeniu do uproszczenia przejazdu, o niekomplikowaniu tras, o nawierzchni, o straconym czasie do nikogo nie trafiają.

Szkoda tylko, że gdybyśmy odwrócili sytuację, tj. gdyby to osobówki musiały tłuc się cztery kilometry (przeliczam po czasie jazdy - od Kasprzaka do Ronda jadę ok. 6 minut) po wąskiej, nierównej jezdni, na którą zjazd jest niewygodny i ukryty za skrzyżowaniem, podczas gdy wygodna, trzypasmowa droga byłaby zarezerwowana tylko dla ciężarówek i autobusów, to pierwsi by protestowali. Wielkie dyskusje, wywiady w gazetach i wszechobecne hasło "takie rzeczy to tylko w Polsce".

Rower to jednak upośledzony pojazd i ma znikać panu kierowcy z widoku, bo przeszkadza. W jaki sposób przeszkadza, skoro to rower wyprzedza samochody, a nie na odwrót - pozostanie na zawsze zagadką.

W tym temacie jednak zrozumienia nie będzie dopóki o transporcie rowerowym będą dyskutowali ludzie, którzy roweru używają nie do transportu, a do rekreacji, by wieczorem przejechać się po mieście lub po parku, z dzieckiem.

A właśnie, zagadka: gdzie zostało zrobione poniższe zdjęcie (Warszawa!)? Dodatkowe punkty za podanie odcinka (między ulicą ... a ulicą ...) na którym jest ten fragment drogi rowerowej. Odpowiedzi podajemy przez PW, nie w komentarzu. Nie psujmy innym zabawy.

Droga rowerowa... no właśnie, gdzie?
Droga rowerowa... no właśnie, gdzie? © Hipek99
  • DST 32.05km
  • Czas 01:18
  • VAVG 24.65km/h
  • Sprzęt Zenon
Środa, 14 maja 2014 Kategoria transport

Praca

  • DST 23.32km
  • Czas 00:55
  • VAVG 25.44km/h
  • Sprzęt Zenon
Wtorek, 13 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Wtorek

Po pracy ustawka z Hipcią - przewieźliśmy się Nowolazurową. Do pracy nie na wcześnie, bo musiałem na ósmą stawić się w Ratuszu. I mam juz paszport. Podobno przydatna rzecz.
  • DST 28.84km
  • Czas 01:13
  • VAVG 23.70km/h
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 12 maja 2014 Kategoria do czytania, transport

Wstawaj, chuju!

To jest moje nowe motto akcji porannego wstawania. Ładne, co? Akcja powstała z potrzeby serca by pokonać jednego z moich największych wrogów, czyli magnes w poduszce. Celem jest codzienne wstawanie o 6:00 (nad weekendami się zastanowię, na pewno nie do 6:00, ale też trochę krócej niż zwykle), wyjąwszy dni wyjątkowe (ale takie naprawdę wyjątkowe), w które z góry założę, że śpię dłużej.
A żeby się zmotywować potrzebuję używać prostych, żołnierskich słów. Po dobroci nic z pacjentem się nie wskóra, znam go aż za dobrze i wiem, że to nie zadziała.
Dziś mamy sukces: pobudka o 6:01 (chociaż stoczyłem o to okrutną walkę). Żeby było gorzej, pojawiła się przeszkoda w postaci Hipci, która wstała rano, tylko po to, by zorientować się, że spotkanie, które miała mieć na 7:00 to jest trochę jutro. I wróciła do łóżka. Ze słowami "chodź, przytul się na chwileczkę". A ja wiem, że to podstęp. Przymknę oczy i zrobi się siódma!
  • DST 12.54km
  • Czas 00:29
  • VAVG 25.94km/h
  • Sprzęt Zenon

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl