Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2017

Dystans całkowity:847.04 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:49
Średnia prędkość:19.33 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:26.47 km i 1h 22m
Więcej statystyk
Wtorek, 21 listopada 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 22.88km
  • Czas 01:09
  • VAVG 19.90km/h
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 20 listopada 2017 Kategoria do czytania, transport

Zimowo

Wyszedłem prosto w białe miasto. I ucieszyłem się. W końcu dopiero co przyjechałem z białych Bieszczadów, a teraz jeszcze miasto wita mnie śniegiem.

Za dużo radochy jednak nie było. I jechało się wolno, bo ślizgo, około dziewiątej z okna widziałem, że jest tylko mokro... A po pracy było już sucho. I tyle zimy.

  • DST 16.05km
  • Czas 00:56
  • VAVG 17.20km/h
  • Sprzęt Zenon
Piątek, 17 listopada 2017 Kategoria do czytania, transport

Jechałem na Veturilo!

Czasem jest tak, że mój rower musi zostac w domu. Przypomniałem sobie jednak, że jest coś takiego jak rower miejski. A jako że jak się ma multisporta to nie trzeba płacić...

Wsiadłem. Prawie spadłem na skrzyżowaniu gdy zapomniałem, że ten potwór ma hamulec w nogach. Potem jakoś poszło. Idzie jak czołg, ale jednak to rower. A rower jest wielce okej.
  • DST 5.20km
  • Czas 00:19
  • VAVG 16.42km/h
  • Sprzęt Cuś innego
Czwartek, 16 listopada 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 15.34km
  • Czas 00:50
  • VAVG 18.41km/h
  • Sprzęt Zenon
Środa, 15 listopada 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 19.62km
  • Czas 01:03
  • VAVG 18.69km/h
  • Sprzęt Zenon
Wtorek, 14 listopada 2017 Kategoria transport

Nic wyjątkowego

  • DST 14.86km
  • Czas 00:50
  • VAVG 17.83km/h
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 13 listopada 2017 Kategoria do czytania, transport

Schwytany

Zlapał mnie po drodze z pracy. Chrabu jednak jeździ na rowerze!
  • DST 17.02km
  • Czas 01:00
  • VAVG 17.02km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 12 listopada 2017 Kategoria > 50 km, do czytania, sakwy, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Antywyprawka: powrót

Poranek otworzył chyba skrzysie.k, który przyszedł ze swojego namiotu robić śniadanie. Po chwili zaczął krzątać się Iwo, który śniadanie grzał na ognisku.

Tym razem zbieramy się sporo szybciej. Dość wcześnie też jesteśmy na kołach. Świat dookoła jest w śniegu, nawet większym niż wczoraj. Przed rozpoczęciem zjazdu dociągam jeszcze hamulec. Klocki naprawdę dostały w kość i jakość hamowania zdecydowanie się obniżyła.

Zaczynamy zjazd. Bo nie ma nic lepszego na pogodę w okolicy zera niż zaczęcie dnia od zjazdu. Na szczęście w Rajczy znajdujemy otwarty Orlen, więc można zrobić postój na poranną, zasłużoną kawkę.



Potem kontynuujemy zjazd w pięknym słońcu i pedałując naprawdę niewiele, dojeżdżamy do Żywca.

Tam rozchodzą się nasze drogi. Michał, Tomek, Hipcia i ja decydujemy się dojechać do Bielska-Białej od strony zachodniej. Rysiek jedzie kawałek z Iwo i Krzyśkiem i po chwili odbije też do Bielska.



Droga do Bielska jest naprawdę ładna, zwłaszcza, ze wyszło słońce. Cieszymy oczy widokami, nabijamy sporo kilometrów i, już w mieście, lądujemy na pizzy. A potem czeka nas wizyta na myjce, pociąg i powrót do Warszawy.



Wyjazd bardzo udany, spędziliśmy bardzo przyjemny czas w towarzystwie antywyprawkowych forumowiczów. Natrzaskaliśmy sporo przewyższeń, a przy okazji... wpadło kilka gmin.

  • DST 74.96km
  • Czas 03:18
  • VAVG 22.72km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 12 listopada 2017 Kategoria < 25km

Dworzec

  • DST 6.33km
  • Czas 00:22
  • VAVG 17.26km/h
  • Sprzęt Zenon
Sobota, 11 listopada 2017 Kategoria < 50km, do czytania, sakwy, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Antywyprawka: sól kolarstwa

Wstaję chyba jako pierwszy. Tylko na chwileczkę, ale to mi wystarczy, żeby zorientować sie, że w nocy spadł śnieg. Niewiele, ale cała polana jest pięknie biała.





Drzemię jeszcze godzinę, ale poza Tomkiem, który poszedł buszować w sakwach w poszukiwaniu jedzenia, nikt jakoś nie ma zamiaru się ruszać, więc zarządzam pobudkę. Różnie z tym idzie. Niektórzy wstają od razu, Ricardo za to śpi jeszcze dobre dwie godziny.




W tym czasie Tomek rozpala ogień, ja przyciągam pocięty kawał solidnej kłody - i jest już przy czym się grzać. A skoro wszyscy się grzebią i nie widać na horyzoncie jakiegoś sztywnego terminu odjazdu (przypominam, Rysiek nadal śpi), to na śniadanie jem piwo. A co sobie będę żałował.

W międzyczasie naszą wesołą gromadkę zasila Iwo, które to odwiedziny zamykają skład naszej wycieczki w siedmiu osobach.

Rozmowy na temat dalszej części trasy przebiegają spokojnie. Czyli najpierw "do granicy", potem coś tam, coś tam, potem abrakadabra, a potem będziemy o tu. Albo i nie tu. Albo w sumie się zobaczy. W międzyczasie Rysiek wpada na fajny pomysł przejechania jakąś drogą, która nie wiadomo do czego służy, ale skoro jest na mapie, to na pewno można ją przejechać. Jeszcze nie wie, że zapomni o tym pomyśle...

W końcu tuż po jedenastej towarzystwo ostatecznie zbiera klamoty. Worki, sakwy i hamaczki lądują na rowerach i zaczynamy od... pchania. A potem ostrożnej jazdy po błocie. Potem jest leśna ścieżka, błotniste chaszcze, złe gałęzie polujące na puchówkę Hipci i... opuszczamy Polskę.






Po słowackiej stronie czeka nas asfalt. To jest wspomniany przeze mnie moment, w którym Ricardo powinien nas poprowadzić na wschód, ku swojej upatrzonej dróżce. Niestety, zorientuje się o tym dopiero jakąś godzinę później.

Droga prowadzi lasami. Jest to raczej trawers niż wspinaczka ku konkretnemu upatrzonemu celowi, więc - zgodnie z definicją trawersu - jeździmy cały czas w górę i w dół.



W międzyczasie Hipcia zmienia kurtkę. Puchówka może i jest fajna, może i ciepła, ale nie ma wbudowanego błotnika i po chwili zmieni się w błotniste skrzyżowanie piórek z piaskiem, a tego nie chcemy. Żałuję trochę, że sam nie mam za bardzo jak się rozebrać - założyłem na siebie o jedną warstwę za dużo i zaczynam powoli czuć negatywne skutki tej decyzji...

...ale od czego ma się kolegów! Niezawodny Rysiek łapie gumę, więc mam czas na zdjęcie tego, co mi zawadza. A potem czekamy. Czekamy. I czekamy. Rysiek robi to bardzo metodycznie i uważnie. Do tego pozostaje samodzielny i zupełnie oporny na propozycje pomocy od coraz bardziej zniecierpliwionego Tomka ("Rysiu, kurwa, może jednak Ci pomogę?").



W końcu wracamy na koła. I wracamy do naszego turlania sie góra-dół, trochę po błocie, trochę po szutrze. Nie wspomniałem jeszcze, że chłopaki biorą sobie do serca to, że nasza wycieczka została ochrzczona "koksową", więc trzymają słuszne, bez przesady, ale jednak słuszne tempo. Dla mnie nie mieści się to w zakresie "lekko i przyjemnie" (albo przytyłem ostatnio i jest mi ciężej robić podjazdy), więc wlokę się w ogonach. W końcu i tak gdzieś się znajdziemy. Poczekają.



Po kilku godzinach i przejechanych prawie trzydziestu kilometrach lądujemy w obliczu wyzwania, które rozpoczęło nam dzisiejszy dzień. Więc znowu do Polski wkradamy się pchając rowery na rympał przez las.



Wychodzimy na szlak. Turystyczny. Podmokły. Jeszcze trochę pchanka. W międzyczasie wykorzystuję moje wyjątkowe talenty i udaje mi się spaść ze śliskiej kładeczki nad małym bajorkiem. Na szczęście tylko jedną nogą.

W końcu zaczyna się zjazd... ale po chwili przechodzę jednak w zejście. Jestem jednym z dwóch, którzy nie mają tarczowych hamulców i - w porównaniu z V-brake'ami Iwo - moje hamulce są zdecydowanie najsłabsze. Wolę się więc nie bawić w zjazdy. Nie, żebym się bał, że nie zjadę, bo na pewno zjadę, grawitacja nieustannie działa. Ale spieszyć się nie trzeba, bo po chwili spotykam naszą grupkę, podzieloną na dwa zespoły. Jeden zespół schodzi z rowerami po stromej skarpie wzdłuż trzech olbrzymich drzew zwalonych akurat na szlak, a drugi walcuje się w poprzek, po połamanych gałęziach. Po chwili namysłu wraz z Hipcią wybieramy szlak "w poprzek", co kończy się tym, że łażę dwa razy i przenoszę oba rowery.



Potem tylko krótkie zejście i... mamy chwilę przerwy przy potoczku. A potem już tylko zjazd, zjazd, zjazd... i hamowanko. Bo oto już jesteśmy na miejscu.

Potoczek szumi, wodospad hałasuje, a my mamy do wyboru aż dwie wiaty i dwa miejsca biwakowe. Po krótkim poszukiwaniu znajdujemy jedyne miejsce, gdzie można coś zjeść i tam zasiadamy. Jest co prawda tyciuni problem, bo pani nie ma wystarczająco wiele porcji obiadowych dla nas wszystkich, ale jakoś wszystko udaje się pogodzić. Na chwilę też zwiększamy swój stan osobowy, bo dosiada się do nas znienacka Rafał Górnik, który w związku z tym, że mieszka w pobliżu, postanowił nas odwiedzić. I dzięki niemu dowiadujemy się, że niedaleko jest otwarty sklep.

Po obiedzie dzielimy się na dwie grupy. Jedna zajmie się biwakiem, druga, w składzie: Hipcia, Mijah i Ricardo, pojedzie do sklepu. Jako że do obiadu przyswoiłem sobie dwa piwa, naturalnie wybieram uczestnictwo w grupie pierwszej.

Wieczór zakończył się dość wcześnie, chyba jeszcze przed północą. Każde zwinęło się w swoim kokoniku na twardej podłodze z olbrzymich kamieni i... dobranoc!

  • DST 37.15km
  • Czas 03:01
  • VAVG 12.31km/h
  • Sprzęt Zenon

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl