Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Sobota, 14 grudnia 2013 Kategoria > 200 km, sakwy, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Druga (urodzinowa) Hip-rawka. Dzień 1

Trzydzieści lat to dziwna nieco cyfra. Dziesięć i dwadzieścia lat to kolejne etapy dorastania i wchodzenia w dorosłość. Czterdzieści - wiadomo - kryzys wieku średniego, pięćdziesiąt i następne to kolejne, symboliczne granice. Trzydzieści jest jednak takie nijakie, coś jak "jesteś jeszcze młody, ale memento mori". Poza tym magia tej cyfry oczywiście działa w systemie dziesiątkowym, bo w innych trzydzieści nie bywa już równe. Okazja jest jednak okazją! Przez poprzednie dwa lata urodziny (Hipci prawdziwe, moje - symbolicznie) obchodziliśmy w Tatrach. Na ten rok zaplanowaliśmy coś nietypowego: połączenie planu, który kiedyś tam chodził po głowie z całkiem nowym pomysłem. Celem miało być sakwiarskie dostarczenie swojego jestestwa w okolice Olsztyna, jednodniowy wypoczynek w tamtejszym Aquaparku i powrót. Wypoczynek wypadał oczywiście w same urodziny, nie chcieliśmy ryzykować, że (w przypadku pomysłu na cztery dni z sakwami) świętowanie skończy się piciem szampana w śpiworze i szybkim zaśnięciem.

W sobotę zbudziliśmy się więc pełni energii (taaa, jasne) i wskoczyliśmy na rowery. Pierwsza godzina jazdy to tylko wydostanie się z Warszawy, w tym jedna przerwa na założenie ochraniaczy, bo było ciepło (jakieś trzy stopnie), ale buty przewiewało (a szczególnie moje są bardzo przewiewne). Dalej wszystko biegło znanymi trasami: przez Legionowo, Komornicę i Dębe aż do Nasielska. Tutaj miało się zacząć Nieznane, zaczęło się też inne - mokre. Przy wyjeździe z miasta musieliśmy już założyć przeciwdeszczowe ubrania, bo deszcz najwyraźniej się rozpędzał. Wkrótce przestał padać, została z niego wredna mżawka, która utrudniała życie zacinając w oczy.

Kolejny przystanek wypadł przy Strzegocinie. Gdy patrzyliśmy na mapę, podszedł ktoś i zapytał, dokąd jedziemy. Gdy dowiedział sie, że do Gzów, powiedział tylko "Ho, ho, ale to kawał drogi". Pokiwałem głową w zadumie, przyjąłem dobre rady dotyczące dalszej trasy (my chcieliśmy odwiedzić gminę, a nie samą stolicę - Gzy są ze dwa kilometry od głównej) i pojechaliśmy po swojemu. Gzy okazały się być pierwszą gminą zaliczoną na tym wyjeździe.

Zaczęło się ściemniać. Światła poszły w ruch, a chwilę później mapa. Nie chcieliśmy zaliczać Ciechanowa, żeby nie została dziura na mapie gmin, ale przekonaliśmy się tym, że pewnie w mieście będzie czynna stacja, a kolejna - diabli wiedzą gdzie. Stacja oczywiście była, a na niej parówki i kawa z czymś, co przypominało mleko.

Za chwilę zrobiło się zupełnie ciemno, a my zasuwaliśmy prosto na Przasnysz. Zrobiło się ciemno - zachciało się spać. Długo walczyłem, jakoś nie udało się nam w porę wyposażyć w żadne specyfiki. Gdy pokonałem Morfeusza, akurat wjechaliśmy do miasta, gdzie na dzień dobry jakiś baran próbował zmieścić się między nas a wysepkę i musi gwałtownie hamować. Zaraz za skrętem przejeżdża wolniutko, długo nas obserwując - zapewne ichniejsza mafia.

W końcu Hipci zrobiło się zimno. Łapki zmarzły i zdecydowała się skorzystać z jednorazowych ogrzewaczy do łapek. Zaaplikowałem jej po jednej sztuce, po kilkunastu minutach usłyszałem z tyłu cichy rechot - oho! dłonie się ogrzały.

Mijamy Przasnysz, w Chorzelach, w Biedronce, robimy zakupy na kolację i sniadanie, plus to, czego oboje potrzebowaliśmy - coś Tigeroredbullowego. Stamtąd wreszcie zaczęło się jechać. Jazda była standardowym rzemiosłem. Widoków żadnych, samochodów - niewiele, zwykłe, nudne, rzemieślnicze trzaskanie kilometrów. Minuty płyną (zmiany zaordynowane co pięć minut), myśli z wolna snują się po głowie, lemondka przyjemnie wpływa na komfort jazdy, mżawka moczy wszystko, ale już dawno przestała przeszkadzać - lepiej być nie może.

W Wielbarku poszła w ruch mapa. Z czasem byliśmy bardzo do przodu. Płaskość terenu i momentami wiatr w kuper powodował, że średnią mieliśmy powyżej 21 km/h. Fajnie byłoby zrobić dwieście, z mapy jednak wynikało, że dobrze by było noclegu szukać przed Nidzicą, bo potem mogą być same pola. Droga była ładna, miejscami tak szeroka, że zmieściłyby się tam cztery pasy... Nagle okazało się, że po lewej pojawił się fajny, płaski lasek. Na liczniku - akurat - dopiero wytoczyło się 200 km. Sprawdziliśmy mapę i uznaliśmy, że tu się walniemy, żeby jeszcze posiedzieć chwileczkę w namiocie, a nie rozbić się i paść. Weszliśmy w las, rozbiliśmy namiot, kolacja, piwo na deser i do śpiwora. W końcu noc miała też misję - dosuszaliśmy wszystko, co mżawka wymoczyła. Czyli w zasadzie wszystko, co mieliśmy na sobie.


Most Północny © Hipek99

Przystanek przy Komornicy © Hipek99

Widok na Komornicę (ma człowiek dużo czasu, to strzela foty) © Hipek99

Parking rowerowy w wersji doraźnej © Hipek99

Mżawka powoli zaczyna zbierać żniwo © Hipek99

Trochę bardziej "artystycznie". Nie wiem, czy tak to miało wyjść © Hipek99

Jakiś tam zabytkowy drewniany kościółek, w okolicy gminy Gzy. Zwykle nie fotografuję takich rzeczy, zrobiłem wyjątek, bo stary i drewniany © Hipek99

Hipcia w wersji "wakacje na lemondce" © Hipek99
  • DST 200.59km
  • Czas 09:41
  • VAVG 20.71km/h
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Dzięki.

Avatar to taki nieprzypadkowy? Jeździsz z toporem na rowerze? Już jest tu taki jeden, co siekierę zabiera...
Hipek
- 10:10 wtorek, 31 grudnia 2013 | linkuj
Fajny dystans, ciekawie opisane podoba mi się ;)

PS. Zgadzam się z Hipkiem. Ile można razy robić zdjęcie tego samego rodzaju budowli.
Rozumiem zamek, stary młyn czy wiatrak. Gdzie nie łatwo jest na coś takiego natrafić.
kraszak
- 20:24 niedziela, 29 grudnia 2013 | linkuj
Ale te drzewa, zboża lub inne rośliny, jakkolwiek sadzone może i przez człowieka, rosły same. Są żywe, są też i siedliskiem życia... Góry - mimo że czasem też przez człowieka zmieniane (patrz: Wierch pod Fajki), są tym, co ukształtowała sama natura.

Kościoły, wieżowce, asfalty, chodniki - są martwe, zimne, puste i bez życia.
Hipek
- 11:37 poniedziałek, 23 grudnia 2013 | linkuj
Zważ, że wiele lasów to wytwory ludzi (MONOkultury sosnowe, sadzone w rządkach). ;)
Takoż i pola uprawne bynajmniej nie są tworem natury - być może jako iastowy o tym nie wiedziałeś.;)
Gość spod lodu - 11:29 poniedziałek, 23 grudnia 2013 | linkuj
Morsie, jakby to powiedzieć, żeby nie urazić... Uważam ludzkość za największą zarazę, jaka nawiedziła kiedykolwiek tę planetę, wskutek tego nie uważam za celowe zainteresowanie się czymkolwiek, co ta zaraz wypłodziła.

Lasy, drogi, góry - to się nie nudzi. Mogę po raz setny wejść na ten sam szczyt i będę tak samo zachwycony. Mogę po raz setny jechać tą samą drogą i nadal mi się nie znudzi. Ale miastem jestem znudzony już zanim do niego wjadę.
Hipek
- 21:52 piątek, 20 grudnia 2013 | linkuj
Asfaltów, pól i lasów też skądinąd kilka już widziałeś w życiu...
A budowle są bardziej zróżnicowane niż płaskie pola i sztucznie sadzone lasy Mazowsza.
mors
- 18:59 piątek, 20 grudnia 2013 | linkuj
Yurek:
No tak to brzmiało, co ja poradzę?

Mors:
Miło, że masz takie oczekiwania. Pogoda nie sprzyjała jeszcze szybszej jeździe.

Awersję? Po prostu nie widzę nic przyjemnego w zwiedzaniu kolejnego kościoła, kolejnego pałacyku, oglądaniu kolejnej rzeźby. Kościół kiedyś widziałem, pałacyk też, rzeźby ze dwie, obraz nawet się zdarzył. Dużo bardziej cenię sobie jazdę między polami, lasami, czy w każdym innym miejscu, które jest możliwie mało zmienione przez człowieka.
Hipek
- 09:51 piątek, 20 grudnia 2013 | linkuj
Dystans godny, ale średnia poniżej oczekiwań (jak na Was) - no niby z tobołami, ale za to ze zmianami.

Czemu masz taką awersję do atrakcji turystycznych (brak zdjęć i opisów)?
Gość spod lodu ;) - 09:10 piątek, 20 grudnia 2013 | linkuj
Opis jak zwykle interesujący, ale mam jedno ale... "cichy rechot"?
yurek55
- 19:33 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj
Dzięki.
Opisy zostały dodane, jutro (jeśli dobrze pójdzie) dorzucę kilka fotek.
Hipek
- 16:37 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj
Łoł, ładny distans jak na grudzień!
TomliDzons
- 10:50 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl