Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 Kategoria sakwy, > 100km, do czytania

Trzecia ("zimowa") Hip-rawka. Dzień 3

Mieliśmy sporo czasu na wyleżenie się. A mimo to i tak wyskoczyliśmy ze śpiworów normalnie. Nie było po co się spieszyć, przed nami cały dzień jazdy, pociąg był dopiero późno w nocy. Zwinęliśmy namiot, przy okazji orientując się, że nasza świetnie zakonspirowania miejscówka w dzień była trochę mniej zakonspirowana, przynajmniej dla kogoś, kto chciałby przejechać się leśną drogą, która prowadziła kilkanaście metrów od namiotu. Wyłazimy na asfalt i ruszamy.

Drugi poranek
Drugi poranek © Hipek99

Pierwsze kilkanaście kilometrów to szlajanie się po bocznych dróżkach by wyjechać na główną, wojewódzką (przy okazji zaliczając gminę Skarszewy).

Start po gminnych drogach
Start po gminnych drogach © Hipek99

Potem wpadamy na drogę 222 i ruszamy prosto na północ (po drodze robiąc skandalicznie szybki przystanek na stacji). Ruch jakoś taki większy, wiatr średnio przeszkadza, ale dziś już to nie ma znaczenia. Pozostaje jeszcze tylko jedno pytanie: jak daleko zajedziemy? Robimy skręt w 226 na Warcz, po kilku kilometrach odbicie w pola by zaliczyć jeszcze jedną gminę, po czym wracamy na główną.

Jakimiś szutrami zasuwamy by coś zaliczyć
Jakimiś szutrami zasuwamy by coś zaliczyć © Hipek99
Tu się uprawia kamienie
Tu się uprawia kamienie © Hipek99

Po drodze pojawia się sporo napisów i to na budynkach, i to na drzewach - protestów przeciwko poszukiwaniom gazu łupkowego. My jednak bez protestu jedziemy dalej: dojechanie do Kościerzyny to cel oczywiście osiągalny, ale co dalej? Wszystko zależy od wiatru, teoretycznie moglibyśmy rzucić się na Bytów, ale jeśli potem dostaniemy wiatr w twarz, to może być ciężko.

Protest
Protest © Hipek99

Tymczasem jedziemy sobie spokojnie, mijając polsko-kaszubskie nazwy miejscowości, ot, taka lokalna atrakcja. Wkrótce pojawia sie znak z narysowanym niedźwiedziem: wjeżdżamy do gminy Kościerzyna. W samym mieście przystanek pod jakimś opuszczonym budynkiem, po przeliczeniu decydujemy się pojechać krótszą, ale spokojniejszą opcją drogami 214 i 228.

Witamy w Kościerzynie
Witamy w Kościerzynie © Hipek99
Powoli zaczyna robić się szarawo, mijamy dwa jeziora i spotykamy spory teren na którym trwają poszukiwania gazu łupkowego... to był zawsze temat który poruszano hen daleko, w telewizji, a tu, proszę, jesteśmy właśnie w takim miejscu. Tylko jedno zaczyna przeszkadzać: ciche kap! kap! kap! Po chwili, gdy już zasuwaliśmy na Kartuzy, zrobiła się z tego regularna zlewa. Deszcz leje, samochody jakby sobie nagle przypomniały, że jest niedziela i trzeba do miasta do sklepu jechać, paskudny asfalt (co szczególnie dawało znać na zjazdach, gdy auta z naprzeciwka jeszcze dodatkowo oślepiały)... zdecydowanie najbardziej paskudny fragment całej drogi. W Kartuzach przystanek na potrzeby nawigacji (nie wiem, naprawdę, czemu ludzie patrzyli na nas jak na kosmitów), po czym zbijamy do DK20. Po drodze deszcz w końcu ustał, a już na samej krajówce bajka. Jechało się elegancko aż do Żukowa, gdzie zrobiliśmy przystanek przy Orlenie (wcześniej próbowałem innej stacji ale tam nie mieli parówek. Granda!). Tam wsunęliśmy spory obiad.

Tutaj należy podkreślić, że w wyniku gleby na lodzie Hipcia nabiła sobie potężnego sińca na kolanie, który właśnie rozkwitał i przy każdym ruchu przypominał o sobie. W domu kolano okazało się potężnie spuchnięte, przez trzy dni zbijaliśmy opuchliznę i konieczne stało się zrezygnowanie z treningów przez tydzień.

Po przystanku mieliśmy dużo czasu na to, żeby dojechać na miejsce. DK 20 nadal kusiła ładnym asfaltem, więc bardzo spokojnie (Gdynia: 30 km - co to jest?) jechaliśmy przed siebie aż... wjechaliśmy do Gdyni. To było zaskoczeniem, bo nie zakładałem, że w ogóle o nią zahaczymy, myślałem, że Dąbrowa to miejscowość, a nie dzielnica. Tu straciliśmy trochę czasu na nawigację, bo nie byłem pewien kiedy będzie skręt... w końcu się udało i z wielkiej dwupasmówki wjechaliśmy w boczną dróżkę prowadzącą przez rezerwat przyrody. Czekał nas długi zjazd po ładnym asfalcie (aż na poziom morza) i jeden kretyn, który nieoświetlony na jednym z zakrętów łapał stopa. Nie wiem, skąd ci ludzie się biorą, ale ewolucja działa zdecydowanie za wolno. W końcu pojawiła się tablica z napisem "Sopot" a po jej przekroczeniu udało nam się w końcu połączyć wszystkie nasze zdobyte gminy w graf spójny!

Po zjeździe trafiliśmy na jakąś główną ulicę z zakazem dla rowerów, początkowo nawet się zastosowaliśmy, ale zaraz potem szlag mnie trafił i zjechałem na asfalt. Do ciężkiej cholery, jeśli zakazujecie jazdy rowerom, to trzeba dać jakąś alternatywę! Kawałek dalej zjechaliśmy na dworzec, ustaliwszy co i gdzie się znajduje, postanowiliśmy wykorzystać dostępny czas i zjechać nad Zatokę. Ignorując zupełnie zakazy dla rowerów wyjechaliśmy sobie na molo (ha, ciekawe komu się udaje tak komfortowo przejechać rowerem po molo sopockim).

Molo w Sopocie
Molo w Sopocie © Hipek99
Przy powrocie na dworzec przy okazji zrobiliśmy również zdjęcie słynnego znaku ograniczenia prędkości...

Słynna ścieżka rowerowa
Słynna ścieżka rowerowa © Hipek99

Potem trzeba było tylko czekać na maleńkiej sopockiej stacyjce... Pociąg nadjechał, rowery się podwiesiły, a my po chwili usnęliśmy.

  • DST 166.42km
  • Czas 09:37
  • VAVG 17.31km/h
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Elizjum: wielkie dzięki!

Jurek:
Po pierwsze, to w tym roku nie było nawet zimy. Spaliśmy w temperaturach być może nieznacznie spadających poniżej zera.
Po drugie, teraz już takie "wyczyny" to nic szczególnego - wiele osób mówi, że nigdy tego nie zrobi, ale akceptuje, że niektórzy po prostu to lubią.
A po trzecie - najbardziej ekstremalne w tym wszystkim to znaleźć równe miejsce pod namiot. Potem wchodzisz do niego i wpełzasz do ciepłego śpiwora...
Hipek
- 16:52 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj
Relacja jak zwykle ciekawa, dobrze się czyta, ale jechać rowerem w zimie, spać pod namiotem w dzikich miejscach w lesie, to się wielu normalnym ludziom nie mieści w głowie. Jak reagują na to Wasi realni znajomi, czy rodzina? Pukają się w głowę? Dla mnie to niewyobrażalnie ekstremalne wyprawy są.
yurek55
- 08:52 środa, 9 kwietnia 2014 | linkuj
hehe, ślad na mapie od razu wskazuje na chorobę gminobraniową :D

Powtórzę - klasa relacja, super się czytało i oglądało.
elizium
- 07:05 środa, 9 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl