Niedziela, 9 marca 2014
Kategoria do czytania, > 50 km, szypko
Szybka szosowa pętla
Na niedzielę planowaliśmy wyjazd. Taki dłuższy wyjazd, ze zdobyciem nowego województwa. Niewiele z tego wyszło, postanowiliśmy bowiem połączyć przyjemne (rower) z przyjemnym (ścianka) i pożytecznym (zaległa grzebanina przy rowerach). Pobudka późnym rankiem i gdzieś po 11:00 ruszyliśmy na szosach przed siebie. Do zrobienia była znana pętla przez Łomianki, Truskawkę i Leszno.
Już na starcie okazało się, że jedzie się bardzo dobrze. Gdzieś na czwartym kilometrze postój techniczny: Hipci na wyboju zruszyło się najwyraźniej zbyt lekko przykręcone siodełko, wykorzystuję to zatrzymanie do pozbycia się z siebie zbędnych warstw odzieży. Podczas naszego postoju wyprzedza nas chmara rowerzystów, widać, że słońce zaświeciło i wszyscy wylęgli na rower. Do Łomianek jedzie się nieźle, na pierwszych dziesięciu kilometrach mamy średnią 31,1 km/h. Przed Łomiankami wyprzedzamy chłopaka na szosie, z którym później bujaliśmy się aż do skrętu w Czosnowie - najpierw my jechaliśmy przed nim, potem on jechał jakieś dwieście metrów przed nami.
W Łomiankach i okolicach wylęgli szosowcy, naliczyłem się coś ponad dwudziestu, a przy okazji zrobiłem mały test dla Bestii: sprawdzałem, czy ktokolwiek z nich do mnie machnie. Mimo nawiązania kontaktu wzrokowego z każdą grupą tylko jeden skinął głową. Wniosek? Oburzający się na to, że kolarze jadą z "napinką" i "kamienną twarzą" Bestia próbuje wprowadzić w życie coś, co albo nigdy nie istniało, albo od dawna nie istnieje. Coś jakby kierowca samochodu oburzał się, że wszyscy wymijani kierowcy nie odpowiadają na jego powitanie. Albo jakby taternik pieklił się, że gdy idzie przez Krupówki to nikt mu nie odmachnie.
My tymczasem jechaliśmy sobie w pełnym słońcu, z bardzo zadowalającą średnią. Po skręcie na południe okazało się, że wiatr znienacka zawiał w twarz i to mocno, co tłumaczyłoby, dlaczego wcześniej się tak dobrze jechało. Uznaliśmy jednak, że wiatr jest wymówką dla słabiaków, którzy nie mają mocy i jechaliśmy dalej swoje. Co dziesięć kilometrów sprawdzałem średnią, która owszem, powoli malała, ale nadal tkwiła powyżej 30 km/h.
Prosta przez Truskawkę i Janówek ma swoją specyfikę. Specyfiką ową jest pas rowerowy, który jedzie sobie raz z jednej, raz z drugiej strony jezdni, zawsze na przemian (kto był ten wie). Pas już jest częściowo zarośnięty, więc miejsca zwykle jest na jeden rower, poza tym uznaliśmy, że jedziemy tylko tym pasem, który jest z naszej prawej strony. Doprowadziło to do kilku ciekawych sytuacji, gdy wyprzedzaliśmy ludzi jadących z naprzeciwka po angielsku, czyli mając ich po prawej, albo środkiem - jeden z ich dwójki był po prawej, drugi po lewej. Na szczęście ruch był niewielki, na szosie do Leszna - również. W Lesznie po raz drugi albo trzeci dotknęliśmy stopą asfaltu (na światłach), po czym pojechaliśmy już na Warszawę. Została nam ostatnia prosta, na której dwukrotnie trafiła się niebezpieczna sytuacja: raz jakiś dziadek wyjeżdżał z... cmentarza, ale tak, że zajechał drogę facetowi, który szykował się do wyprzedzenia nas, drugim razem jakaś babcia skręciła w lewo zmuszając nas do nagłego hamowania.
Na niebie lampa, jedzie się przyjemnie, jeszcze trochę podnieśliśmy średnią, końcówkę pojechaliśmy przez Babice i Kocjana, żeby jak najmniej czasu stracić na skrętach, światłach i skrzyżowaniach. Pozostała ostatnia prosta, spowalniający wszystko wyjazd pod blok i jest! Średnia powyżej 30 km/h utrzymana!
Każdy ma swoje osiągnięcia. Ja chodziłem i cieszyłem się ze średniej, Hipcia - że przez 70 km nie zdrętwiały jej dłonie. Dodatkowo już wiemy, że jednak można jechać w trybie przystanków co 70 km (a tak, w kontekście BB Tour, sugerują doświadczeni koledzy); do tej pory robiliśmy je nieco częściej, wypadały średnio co półtorej godziny.
Dodatkowa obserwacja: gdybyśmy zaplanowali dłuższą trasę, pewnie udałoby się dociągnąć do 100 km z taką średnią. Słabnięcia nie było widać na horyzoncie.
Już na starcie okazało się, że jedzie się bardzo dobrze. Gdzieś na czwartym kilometrze postój techniczny: Hipci na wyboju zruszyło się najwyraźniej zbyt lekko przykręcone siodełko, wykorzystuję to zatrzymanie do pozbycia się z siebie zbędnych warstw odzieży. Podczas naszego postoju wyprzedza nas chmara rowerzystów, widać, że słońce zaświeciło i wszyscy wylęgli na rower. Do Łomianek jedzie się nieźle, na pierwszych dziesięciu kilometrach mamy średnią 31,1 km/h. Przed Łomiankami wyprzedzamy chłopaka na szosie, z którym później bujaliśmy się aż do skrętu w Czosnowie - najpierw my jechaliśmy przed nim, potem on jechał jakieś dwieście metrów przed nami.
W Łomiankach i okolicach wylęgli szosowcy, naliczyłem się coś ponad dwudziestu, a przy okazji zrobiłem mały test dla Bestii: sprawdzałem, czy ktokolwiek z nich do mnie machnie. Mimo nawiązania kontaktu wzrokowego z każdą grupą tylko jeden skinął głową. Wniosek? Oburzający się na to, że kolarze jadą z "napinką" i "kamienną twarzą" Bestia próbuje wprowadzić w życie coś, co albo nigdy nie istniało, albo od dawna nie istnieje. Coś jakby kierowca samochodu oburzał się, że wszyscy wymijani kierowcy nie odpowiadają na jego powitanie. Albo jakby taternik pieklił się, że gdy idzie przez Krupówki to nikt mu nie odmachnie.
My tymczasem jechaliśmy sobie w pełnym słońcu, z bardzo zadowalającą średnią. Po skręcie na południe okazało się, że wiatr znienacka zawiał w twarz i to mocno, co tłumaczyłoby, dlaczego wcześniej się tak dobrze jechało. Uznaliśmy jednak, że wiatr jest wymówką dla słabiaków, którzy nie mają mocy i jechaliśmy dalej swoje. Co dziesięć kilometrów sprawdzałem średnią, która owszem, powoli malała, ale nadal tkwiła powyżej 30 km/h.
Prosta przez Truskawkę i Janówek ma swoją specyfikę. Specyfiką ową jest pas rowerowy, który jedzie sobie raz z jednej, raz z drugiej strony jezdni, zawsze na przemian (kto był ten wie). Pas już jest częściowo zarośnięty, więc miejsca zwykle jest na jeden rower, poza tym uznaliśmy, że jedziemy tylko tym pasem, który jest z naszej prawej strony. Doprowadziło to do kilku ciekawych sytuacji, gdy wyprzedzaliśmy ludzi jadących z naprzeciwka po angielsku, czyli mając ich po prawej, albo środkiem - jeden z ich dwójki był po prawej, drugi po lewej. Na szczęście ruch był niewielki, na szosie do Leszna - również. W Lesznie po raz drugi albo trzeci dotknęliśmy stopą asfaltu (na światłach), po czym pojechaliśmy już na Warszawę. Została nam ostatnia prosta, na której dwukrotnie trafiła się niebezpieczna sytuacja: raz jakiś dziadek wyjeżdżał z... cmentarza, ale tak, że zajechał drogę facetowi, który szykował się do wyprzedzenia nas, drugim razem jakaś babcia skręciła w lewo zmuszając nas do nagłego hamowania.
Na niebie lampa, jedzie się przyjemnie, jeszcze trochę podnieśliśmy średnią, końcówkę pojechaliśmy przez Babice i Kocjana, żeby jak najmniej czasu stracić na skrętach, światłach i skrzyżowaniach. Pozostała ostatnia prosta, spowalniający wszystko wyjazd pod blok i jest! Średnia powyżej 30 km/h utrzymana!
Każdy ma swoje osiągnięcia. Ja chodziłem i cieszyłem się ze średniej, Hipcia - że przez 70 km nie zdrętwiały jej dłonie. Dodatkowo już wiemy, że jednak można jechać w trybie przystanków co 70 km (a tak, w kontekście BB Tour, sugerują doświadczeni koledzy); do tej pory robiliśmy je nieco częściej, wypadały średnio co półtorej godziny.
Dodatkowa obserwacja: gdybyśmy zaplanowali dłuższą trasę, pewnie udałoby się dociągnąć do 100 km z taką średnią. Słabnięcia nie było widać na horyzoncie.
- DST 72.93km
- Czas 02:24
- VAVG 30.39km/h
- VMAX 41.11km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
Jutro, po pracy mam zamiar zrobić Waszą trasę na Leszno, zobaczę jaki mi uda się czas wykręcić...
TomliDzons - 13:37 wtorek, 11 marca 2014 | linkuj
Co tu można pisać o pozdrowieniach.
Kiedyś w górach każdy napotkany człowiek albo odpowiadał, albo wręcz pierwszy pozdrawiał. A teraz, gdy większość to rodzinne stadła ciągnące w pocie czoła do nalewaka w schronisku ten zwyczaj prawie już nie istnieje. oelka - 00:06 wtorek, 11 marca 2014 | linkuj
Kiedyś w górach każdy napotkany człowiek albo odpowiadał, albo wręcz pierwszy pozdrawiał. A teraz, gdy większość to rodzinne stadła ciągnące w pocie czoła do nalewaka w schronisku ten zwyczaj prawie już nie istnieje. oelka - 00:06 wtorek, 11 marca 2014 | linkuj
Identyczną trasą we wtorek jechałem z Leszna do Łomianek, ale wtedy nawet jednego rowerzysty nie było na drodze. Przepraszam, był jeden stary rolnik jadący do sklepu. Jak go mijałem, powiedziałem: - "dzień dobry", a on mi odpowiedział. To w temacie pozdrawiania na drodze
yurek55 - 20:55 poniedziałek, 10 marca 2014 | linkuj
Gratulacje, jak dociągniecie z Vavg do 40, z tendencją do utrzymywania jej przez 250-300 km, możecie z powodzeniem startować w TdF...dla mnie średnia kosmos, w tym życiu, a tym co dysponuje - śmigam chyba nie osiągalna :-) Pozdrawiam!
TomliDzons - 18:10 poniedziałek, 10 marca 2014 | linkuj
To żeś przyteścił! Od kiedy Wy te szosy macie?
Klik na forum
przykład obrazkowy
Pozdrawiam, szerokości. bestiaheniu - 11:01 poniedziałek, 10 marca 2014 | linkuj
Klik na forum
przykład obrazkowy
Pozdrawiam, szerokości. bestiaheniu - 11:01 poniedziałek, 10 marca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!