Niedziela, 13 lipca 2014
Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Łatanie dziur
Krótki, niedzielny wypad w celu załatania dziury w trójkącie Łowicz-Konin-Łódź. Ruszamy na spokojnie, późniejszym pociągiem, nie kupując biletów rowerowych (już były wykupione). Pakujemy nasze szosy jako numer cztery i pięć do kupy sześciu rowerów w przedziale rowerowym i ruszamy. Do Koła jedziemy nieco ponad półtorej godzin, mimo że na początku podróży podszedłem do konduktora chcąc kupić bilet, ów uparł się sprzedać mi go dopiero podczas kontroli. Podczas kontroli za to dostaliśmy prośbę, żeby... zamknąć drzwi, jak będziemy wysiadali. Zatem rowery przejechały za darmo.
W Kole chłodno. Chłodniej niż w Warszawie. Nic nie zapowiadało katastrofy. Ruszamy zgodnie z planem (i ze śladem), tym razem nie krajówkami, ale bocznymi, wiejskimi dróżkami. Mimo że całość była wyznaczana bez żadnego podglądania przez Street View, to z asfaltem trafiliśmy świetnie, ledwie kilka kawałków było naprawdę paskudnych. Wiatr miał być w plecy... w związku z tym, że jednak trasa była gminnie zoptymalizowana, bywało z tym różnie.
Najechaliśmy Witonię ("Witonia wita w PIEKLE"). Temperatura powoli rosła, ale dopiero pierwszy przystanek uświadomił nam, że jest ciepło. Nadal chłodniej niż tydzień temu, ale ukrop nie ustaje. Przed Piątkiem (podobno geometryczny środek Polski) wyjechaliśmy na drogę wojewódzką, o nawet niezłym standardzie. Nią dociągnęliśmy do Łowicza, gdzie zrobiliśmy pauzę na stacji. Zjedliśmy parówkę... potem drugą... trochę zimnego picia... ruszać się nikomu nie chciało. Ale, niestety, trzeba.
Za Łowiczem odbicie na słynne już Muzeum w Sromowie, zaliczenie jeszcze jednem gminy i dalsza wycieczka w stronę domu. Miało być już bez przystanków, ale JKW chciała napić się czegoś gazowanego po tych parówkach. Gdy się tego napiła, okazało się, że ten pomysł był w gruncie rzeczy zły. Potem już długa prosta z Sochaczewa (wiatr nagle przestał wiać. Całą drogę wiał z zachodu, teraz, gdy jedziemy na wschód, wziął się i uspokoił). Warsiawa śpieszyła się do domu, więc ilość buractwa drogowego zauważalnie wzrosła (podwójna ciągła i zakręt to tylko sugestia, prawda?), nadal jednak była poniżej średniej.
Zaliczonych dziewięć gmin.
Kilka fotek.
W Kole chłodno. Chłodniej niż w Warszawie. Nic nie zapowiadało katastrofy. Ruszamy zgodnie z planem (i ze śladem), tym razem nie krajówkami, ale bocznymi, wiejskimi dróżkami. Mimo że całość była wyznaczana bez żadnego podglądania przez Street View, to z asfaltem trafiliśmy świetnie, ledwie kilka kawałków było naprawdę paskudnych. Wiatr miał być w plecy... w związku z tym, że jednak trasa była gminnie zoptymalizowana, bywało z tym różnie.
Najechaliśmy Witonię ("Witonia wita w PIEKLE"). Temperatura powoli rosła, ale dopiero pierwszy przystanek uświadomił nam, że jest ciepło. Nadal chłodniej niż tydzień temu, ale ukrop nie ustaje. Przed Piątkiem (podobno geometryczny środek Polski) wyjechaliśmy na drogę wojewódzką, o nawet niezłym standardzie. Nią dociągnęliśmy do Łowicza, gdzie zrobiliśmy pauzę na stacji. Zjedliśmy parówkę... potem drugą... trochę zimnego picia... ruszać się nikomu nie chciało. Ale, niestety, trzeba.
Za Łowiczem odbicie na słynne już Muzeum w Sromowie, zaliczenie jeszcze jednem gminy i dalsza wycieczka w stronę domu. Miało być już bez przystanków, ale JKW chciała napić się czegoś gazowanego po tych parówkach. Gdy się tego napiła, okazało się, że ten pomysł był w gruncie rzeczy zły. Potem już długa prosta z Sochaczewa (wiatr nagle przestał wiać. Całą drogę wiał z zachodu, teraz, gdy jedziemy na wschód, wziął się i uspokoił). Warsiawa śpieszyła się do domu, więc ilość buractwa drogowego zauważalnie wzrosła (podwójna ciągła i zakręt to tylko sugestia, prawda?), nadal jednak była poniżej średniej.
Zaliczonych dziewięć gmin.
Kilka fotek.
- DST 211.98km
- Czas 07:13
- VAVG 29.37km/h
- VMAX 45.64km/h
- Sprzęt Zenon
Komentarze
No dlaczego się droczysz. Wiesz, że mnie kolano bolało.
Hipcia99 - 09:05 środa, 16 lipca 2014 | linkuj
Co znaczy, że była marudna. Obolała a nie marudna, to różnica. Nie chcę tylko przypominać komu tak strasznie nie chciało się jechać i kto próbował mnie przekupić obietnicami wszelakimi aby tylko nie jechać. :)
Hipcia99 - 07:56 środa, 16 lipca 2014 | linkuj
Primo: nie "muzeum w Sromowie", tylko MUZEUM SROMÓW :P
Secundo: jesteście pipy, że nie daliście znać, żeby do Was wyjechać i się razem karnąć choćby z Piątku do Łowicza.
Tertio: zapomniałem :P aard - 21:56 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
Secundo: jesteście pipy, że nie daliście znać, żeby do Was wyjechać i się razem karnąć choćby z Piątku do Łowicza.
Tertio: zapomniałem :P aard - 21:56 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
Srom może pochodzić od sromoty, albo od czynności fizjologicznej (gwar.) O tę dwuznaczność chodzi. Ale jestem bystrzacha!
yurek55 - 13:05 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
tak chodzi o Sromów, moje przejęzyczenie, tylko pozostaje dalej pytanie czy muzeum jest dostępne, bo moje dwie wizyty spełzły na niczym. Sam srom jest pojęciem tak archaicznym w obscenicznej współczesności , że ten szyld przestaje być dwuznaczny. Dziś wzorem naszych jaśnie panów ministrów dosadniej określa się nie tylko srom ale i parę innych szczegółów anatomicznych.
teich - 11:23 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
"W Kole chłodno. Chłodniej niż w Warszawie. Nic nie zapowiadało katastrofy" Doczytałem do końca, ale opisu katastrofy nie zauważyłem?
@teich Sromowce to na spływach Dunajcem są, Hipek pisze o Sromowie i dodaje, że są słynne. Z czego słyną? yurek55 - 10:21 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
@teich Sromowce to na spływach Dunajcem są, Hipek pisze o Sromowie i dodaje, że są słynne. Z czego słyną? yurek55 - 10:21 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
Czy w Sromowcach muzeum rzeźby ludowej widzieliście przez ogrodzenie czy też dało rade wejść na posesję? Byłem już tam dwa razy i niestety nie było mi dane nigdy spotkać gospodarzy.
teich - 10:03 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!