Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wtorek, 26 sierpnia 2014 Kategoria zaliczając gminy, do czytania, > 50 km

Skromnie po Podkarpaciu - powrót z BBT

Wieczorną integrację zakończyliśmy dość szybko (bo po 23:00). Mimo, że większość zgromadzonych w zajeździe przypominało gromadkę zombie, to jednak tłumek rowerzystów nie malał. My po wypiciu sporej dawki piwa, uzupełnieniu węglowodanów misą pierogów i upewnieniu się, że kolega siedzący obok nas na pewno trafi do pokoju, a nie zaśnie na przystanku (co zdarzyło mu się na trasie) udaliśmy się w końcu spać. Poranek nastąpił wraz z dźwiękiem dzwonka, który bardzo donośnie i bardzo długo (jak na siódmą rano) ogłaszał przybycie na metę jakiegoś zawodnika. Z łóżek zwlekliśmy się gdzieś po 9:00, zbierając się szybko, by zdążyć zdać klucze i zdążyć na rozdanie medali. Okazało się (oczywiście), że rozdanie się trochę przeciągnęło w czasie, więc bardzo niespiesznie wciągnęliśmy jajecznicę z piwem.

W międzyczasie próbowaliśmy pożyczyć od Waxa śrubę do bloków, ale okazało się, że offensive_tomato ma zapas i nas poratuje (dnia poprzedniego Hipcia zgubiła na finiszu właśnie jedną ze śrub).

W końcu wszyscy zebrali się do kupy. Na początek dekoracja Remika - rekordzisty Solo, potem dziewczyn - dwóch rekordzistek dystansów solo i open czyli Kota i Hipci. W międzyczasie zauważam Ola i Wąskiego, podchodzę do nich na chwilę i tak przegapiam swoją kolej dekoracji - dzięki czemu dekorowany jestem indywidualnie, z boku.

Po całej ceremonii pakujemy się do samochodu Tomka (po którego przyjechała żona) i udajemy się w wycieczkę do Krosna.

Pierwotnie stamtąd mieliśmy jechać do Krakowa. Ruszamy ruchliwą i zatłoczoną krajówką w stronę Jasła, w samym mieście decydujemy się jednak zmienić plan i uderzyć na Rzeszów (może złapać Neobusa i być szybciej w domu). Zaczyna znowu padać (w czasie jazdy samochodem pogoda już udowodniła że raczej na słońce nie można liczyć). Deszcz – zdążyłem się już za nim stęsknić, tak dawno go nie było. Wciągam na szybko jednego żela (jestem strasznie głodny - za wiele to ja jeszcze nie zdążyłem zjeść) i ruszamy na Babicę. Na początek spory podjazd, potem już z górki... na jednym ze zjazdów Hipcia pięćdziesiątką wchodzi w zakręt przy moście z ograniczeniem do 30 km/h. Przez chwilę się bardzo tego obawiałem, bo było raczej mokro.

Przelatujemy Strzyżów (robię kolejną przerwę, sprawdzając przy okazji autobusy - jest szansa, że zdążymy), wciągam po drodze cztery żele i w końcu moc wraca. Dziwne uczucie.
Deszcz przestaje padać, za to pojawia się duży ruch. Jeden z autobusów wyprzedzając potraciłby Hipcię, ta na szczęście uciekła na zatoczkę autobusową. Cisnę w większości z przodu do samej Boguchwały, tam sprawdzamy jeszcze raz - jesteśmy bardzo na styk. Potem przelecieć Rzeszów i zatrzymać się na KAŻDYCH światłach... i spóźniliśmy się jakoś minutę. A i tak nie byłoby jak zrobić zakupów na drogę.

Aby nie ryzykować ewentualnego nie zabrania rowerów przez Neobus postanawiamy jdnak nie czekać na późniejsze połączenie tylko wracać pociągiem z Rzeszowa do Krakowa i stamtąd do Warszawy. W domu mamy być po 8 rano.

Już na spokojnie rozsiadamy się na dworcu PKP, idę po zakupy, idziemy też na słynne zapiekanki na dworcu (to nie "te" zapiekanki, które królowały tu w czasach gdy chodziliśmy do szkoły średniej, ale nadal i zapiekanki, i na dworcu). W końcu pakujemy się w osobówkę do Krakowa. W Krakowie prawie 2 godziny czekania, próbujemy upolować coś do jedzenia ale wszystko nieczynne. Udaje się znaleźć jakiś kebab; na schodach wciągamy po dwie buły. Pociąg do Warszawy przyjedża z opóźnieniem. Tam już czeka przedział rowerowy zawalony „bezdomnymi” bez miejscówek i dwa rowery . Pakujemy się do przedziału i walimy w kimono. Na zachodniej jesteśmy po 8, szybko do domu, zabrać ciuchy i do roboty i tak kończymy przygodę z BBT.
  • DST 79.95km
  • Czas 03:09
  • VAVG 25.38km/h
  • VMAX 68.48km/h
  • Sprzęt Stefan

Komentarze
Wiesz, gdybyśmy mieli jeszcze dzień urlopu, to jechalibyśmy bezpośrednio do Warszawy. Dlatego też 80 km to "skromnie".

Z tego co kojarzę to jeszcze kilka miast ma "słynne zapiekanki". Wniosek: na dworcu jedz zapiekankę, czort jeden wie czy to słynna czy nie.
Hipek
- 11:53 środa, 3 września 2014 | linkuj
80 km na drugi dzień po BBT i "skromnie". Dobre. ;)

Rzeszów też ma słynne zapiekanki przy dworcu? W Olsztynie jest (a przynajmniej było, gdy tam mieszkałem) podobnie. Na budce zainstalowano nawet wielki szyld "Słynne, olsztyńskie zapiekanki". W czasach studenckich zjeść taką zapiekankę to było coś wyjątkowo prestiżowego...
michuss
- 09:58 środa, 3 września 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl