Niedziela, 9 listopada 2014
Kategoria > 200 km, do czytania, sakwy, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Czwarta (lubuska) Hip-rawka. Dzień 2
Poranek był paskudny. Od razu czuć
było chłód i wcale, ale to wcale nie chciało się wychodzić. Zmobilizowaliśmy
się jednak i spakowaliśmy. Temperatura startowa - dwa stopnie.
Szybko minęliśmy Drawsko (zaliczając przy okazji gminę Krzyż Wielkopolski, którą i tak zaliczylibyśmy jadąc po śladzie) i za Chełstem... Za Chełstem Stało Się. Wjechaliśmy w Lubuskie. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Normalne województwo. Po kawałku bruku zmieniliśmy zdanie i zaczęliśmy rozważać to, w jaki sposób swoje tereny przedstawia jedyny znany nam lubuszczanin - Mors. W skrócie: biednie, średnio z asfaltem, jeździ się starymi samochodami, ale ludzie sympatyczni. Wypisz-wymaluj: Albania. Od tego momentu "Albania" nie opuszczała nas na krok, co chwilę znajdowaliśmy kolejne potwierdzenia: a to napotkane semafory, których (w takiej wersji) nie widziałem od dzieciństwa (po cichu liczę na to, że Oelka mi rozwinie ten temat - fotka semafora jest w galerii), a to byki pasące się prawie na drodze, a to maszynista, który wioząc nas wczoraj trąbił na wszystko - trasa kończyła się w Lubuskiem, więc wiadomo...
Do tego wszechobecny, mordujący ręce Hipci, wkurzający bruk. Dopełnieniem naszej teorii o albańskich korzeniach lubuskiego byli kierowcy, którzy wyprzedzali nas ostrożnie i wolno, kilku nawet zatrąbiło, ale nie jestem pewien czy tu akurat chodziło o pozdrowienie.
Nadal jest chłodno. Temperatura wzrosła do całych trzech, przez co Hipcia miała pełen zestaw atrakcji związanych z grzaniem dłoni.
W Strzelcach Krajeńskich robimy przerwę śniadaniową na Orlenie. Parówki, kawa i ciastka; zjedzone w środku, by łapki Hipci wróciły do siebie. Rzadko ktokolwiek nas zagaduje, szczególnie widząc takich cudaków w chłodny, jesienny dzień. Tutaj jednak wywiązała się krótka rozmowa i dostaliśmy życzenia miłego urlopu. Widział to kto w Polsce? A, przepraszam, jesteśmy w Albanii.
W tymże mieście skręciliśmy w krajówkę i zmieniliśmy kierunek. Na podwietrzny. Z krótką przerwą w Dobiegniewie jechaliśmy cały czas pod mocny, czołowy wiatr. Wczorajsze mknięcie bez opamiętania pozostało tylko wspomnieniem, dzisiaj było inaczej: człowiek jedzie, pędzi, leci, a na liczniku nadal 18 km/h. Na szczęście po jakichś trzech godzinach dotarliśmy do Człopy, gdzie zrobiliśmy krótki przystanek (znowu Orlen). Zmieniło się też województwo - teraz wpadliśmy w Zachodniopomorskie.
Oryginalnie trasa prowadziła do Mirosławca, skąd mieliśmy pod prąd śladu BBT jechać do Kalisza Pomorskiego. Szybkie sprawdzenie wykazało, że możemy spokojnie sobie ściąć jadąc drogą gruntową przez las. W Tucznie odbiliśmy i wjechaliśmy między drzewa. Okazało się, że jedziemy szlakiem rowerowym, a co za tym idzie - wiadomo - trochę piachu. Na szczęście tylko trochę, nie jechaliśmy jakoś szczególnie wolno, mimo że zdarzyły się takie perełki jak podjazd 9% po piachu)Słońce już dawno górowało na niebie, szkoda tylko, że za chmurami, przez co temperatura wzrosła tylko do całych pięciu stopni. Ale jaśniej się zrobiło, w lesie dostaliśmy piękną, chociaż nie słoneczną jesień.
Zygzakując wyjechaliśmy w okolicach Kalisza Pomorskiego, przejechaliśmy wspominkowy fragment BBT i odbiliśmy w kierunku Drawna. Znowu była to droga wojewódzka, ale ruch nadal był symboliczny. Pogorszył się jednak asfalt. W związku z tym, że robiliśmy wielki zygzak, zaczęły pojawiać się drogowskazy na miejscowości w których już byliśmy. I taka atrakcja miała nam towarzyszyć do końca tej trasy. Pojawiła się też kolejna, prócz mgły, atrakcja. Mżawka. Miejscami przechodząca w lekki deszcz, ale głównie po prostu mżąca. Mimo mokrej pogody jechało się o wiele lepiej niż przez pierwszą część dnia, do tego droga prowadził przez niekończące się pola, a i asfalt koniec końców też się poprawił.
Przystanek na jedzenie zrobiliśmy na wylotówce z jakiegoś powiatowego miasta. Widać, że przygotowali się na nasze przybycie bo właśnie zmieniali stację z Bliskiej na Orlen.
Do Choszczna wjechaliśmy grubo po zmroku, zakupy zrobiliśmy w Tesco i ruszyliśmy dalej w mokre. Oczywiście nic nam nie mogło przemoknąć, nie robiło się z tego powodu też jakoś chłodniej; temperatura za to... zaczęła rosnąć. W okolicach Pełczyc było 6 stopni, w Barlinku ("Europejska Stolica Nordic Walking" - co?!) - osiem. Doszło do tego, że Hipci nawet zagrzały się ręce. Tuż przed granicą Lubuskiego odbiliśmy jeszcze po jedną gminę - Nowogródek Pomorski - robiąc kilka kilometrów po bruku.
Kolejna analiza, szukanie lasów, wyszło mi, że albo nocujemy przed Kłodawą (było około 23:00), albo jedziemy za Gorzów, gdzie do najbliższego lasu mamy ok 30 km, a do większych lasów ok 50 (i tu znowu gps oszukał o jakieś 10 km. Lasy za Gorzowem pojawiły się już na 22 km). Zdecydowaliśmy się walnąć blisko. Tuż za granicą, już w Lubuskim, weszliśmy w las i po chwili odnaleźliśmy odpowiednie miejsce, Hipcia znalazła nawet podgrzybka. Przed snem wypiliśmy sobie zamiast piwa cydr, który ostatnio coraz lepiej nam wchodzi.
Galeria.
Szybko minęliśmy Drawsko (zaliczając przy okazji gminę Krzyż Wielkopolski, którą i tak zaliczylibyśmy jadąc po śladzie) i za Chełstem... Za Chełstem Stało Się. Wjechaliśmy w Lubuskie. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Normalne województwo. Po kawałku bruku zmieniliśmy zdanie i zaczęliśmy rozważać to, w jaki sposób swoje tereny przedstawia jedyny znany nam lubuszczanin - Mors. W skrócie: biednie, średnio z asfaltem, jeździ się starymi samochodami, ale ludzie sympatyczni. Wypisz-wymaluj: Albania. Od tego momentu "Albania" nie opuszczała nas na krok, co chwilę znajdowaliśmy kolejne potwierdzenia: a to napotkane semafory, których (w takiej wersji) nie widziałem od dzieciństwa (po cichu liczę na to, że Oelka mi rozwinie ten temat - fotka semafora jest w galerii), a to byki pasące się prawie na drodze, a to maszynista, który wioząc nas wczoraj trąbił na wszystko - trasa kończyła się w Lubuskiem, więc wiadomo...
Do tego wszechobecny, mordujący ręce Hipci, wkurzający bruk. Dopełnieniem naszej teorii o albańskich korzeniach lubuskiego byli kierowcy, którzy wyprzedzali nas ostrożnie i wolno, kilku nawet zatrąbiło, ale nie jestem pewien czy tu akurat chodziło o pozdrowienie.
Nadal jest chłodno. Temperatura wzrosła do całych trzech, przez co Hipcia miała pełen zestaw atrakcji związanych z grzaniem dłoni.
W Strzelcach Krajeńskich robimy przerwę śniadaniową na Orlenie. Parówki, kawa i ciastka; zjedzone w środku, by łapki Hipci wróciły do siebie. Rzadko ktokolwiek nas zagaduje, szczególnie widząc takich cudaków w chłodny, jesienny dzień. Tutaj jednak wywiązała się krótka rozmowa i dostaliśmy życzenia miłego urlopu. Widział to kto w Polsce? A, przepraszam, jesteśmy w Albanii.
W tymże mieście skręciliśmy w krajówkę i zmieniliśmy kierunek. Na podwietrzny. Z krótką przerwą w Dobiegniewie jechaliśmy cały czas pod mocny, czołowy wiatr. Wczorajsze mknięcie bez opamiętania pozostało tylko wspomnieniem, dzisiaj było inaczej: człowiek jedzie, pędzi, leci, a na liczniku nadal 18 km/h. Na szczęście po jakichś trzech godzinach dotarliśmy do Człopy, gdzie zrobiliśmy krótki przystanek (znowu Orlen). Zmieniło się też województwo - teraz wpadliśmy w Zachodniopomorskie.
Oryginalnie trasa prowadziła do Mirosławca, skąd mieliśmy pod prąd śladu BBT jechać do Kalisza Pomorskiego. Szybkie sprawdzenie wykazało, że możemy spokojnie sobie ściąć jadąc drogą gruntową przez las. W Tucznie odbiliśmy i wjechaliśmy między drzewa. Okazało się, że jedziemy szlakiem rowerowym, a co za tym idzie - wiadomo - trochę piachu. Na szczęście tylko trochę, nie jechaliśmy jakoś szczególnie wolno, mimo że zdarzyły się takie perełki jak podjazd 9% po piachu)Słońce już dawno górowało na niebie, szkoda tylko, że za chmurami, przez co temperatura wzrosła tylko do całych pięciu stopni. Ale jaśniej się zrobiło, w lesie dostaliśmy piękną, chociaż nie słoneczną jesień.
Zygzakując wyjechaliśmy w okolicach Kalisza Pomorskiego, przejechaliśmy wspominkowy fragment BBT i odbiliśmy w kierunku Drawna. Znowu była to droga wojewódzka, ale ruch nadal był symboliczny. Pogorszył się jednak asfalt. W związku z tym, że robiliśmy wielki zygzak, zaczęły pojawiać się drogowskazy na miejscowości w których już byliśmy. I taka atrakcja miała nam towarzyszyć do końca tej trasy. Pojawiła się też kolejna, prócz mgły, atrakcja. Mżawka. Miejscami przechodząca w lekki deszcz, ale głównie po prostu mżąca. Mimo mokrej pogody jechało się o wiele lepiej niż przez pierwszą część dnia, do tego droga prowadził przez niekończące się pola, a i asfalt koniec końców też się poprawił.
Przystanek na jedzenie zrobiliśmy na wylotówce z jakiegoś powiatowego miasta. Widać, że przygotowali się na nasze przybycie bo właśnie zmieniali stację z Bliskiej na Orlen.
Do Choszczna wjechaliśmy grubo po zmroku, zakupy zrobiliśmy w Tesco i ruszyliśmy dalej w mokre. Oczywiście nic nam nie mogło przemoknąć, nie robiło się z tego powodu też jakoś chłodniej; temperatura za to... zaczęła rosnąć. W okolicach Pełczyc było 6 stopni, w Barlinku ("Europejska Stolica Nordic Walking" - co?!) - osiem. Doszło do tego, że Hipci nawet zagrzały się ręce. Tuż przed granicą Lubuskiego odbiliśmy jeszcze po jedną gminę - Nowogródek Pomorski - robiąc kilka kilometrów po bruku.
Kolejna analiza, szukanie lasów, wyszło mi, że albo nocujemy przed Kłodawą (było około 23:00), albo jedziemy za Gorzów, gdzie do najbliższego lasu mamy ok 30 km, a do większych lasów ok 50 (i tu znowu gps oszukał o jakieś 10 km. Lasy za Gorzowem pojawiły się już na 22 km). Zdecydowaliśmy się walnąć blisko. Tuż za granicą, już w Lubuskim, weszliśmy w las i po chwili odnaleźliśmy odpowiednie miejsce, Hipcia znalazła nawet podgrzybka. Przed snem wypiliśmy sobie zamiast piwa cydr, który ostatnio coraz lepiej nam wchodzi.
Galeria.
- DST 240.74km
- Czas 13:17
- VAVG 18.12km/h
- Podjazdy 1083m
- Sprzęt Zenon
Komentarze
A teraz już do rzeczy, czyli semaforów ze zdjęć 30 i 33.
Semafory kształtowe to pamiątka z czasów telegrafu optycznego, który funkcjonował do czasu rozpowszechnienia się wynalazku Morse''a.
Semafor kształtowy w przeciwieństwie do telegrafu optycznego przekazuje tylko dwie lub trzy informacje:
ramie opuszczone - stój
ramie podniesione (kąt 45 stopni) - wolna droga
Jeśli semafor posiada dwa ramiona (jak na fot 33) może być jeszcze trzeci sygnał
dwa ramiona ustawione pod kątem 45 stopni - droga wolna ze zmniejszoną prędkością.
Gdyby ramię lub ramiona były opuszczone w dół, to semafor jest unieważniony, czyli nie podaje żadnych sygnałów.
Na fot. 33 przed semaforem (zapewne wjazdowym na stację, lub odstępowym na szlaku) stoi jeszcze tarcza ostrzegawcza, która informuje o wskazaniach kolejnego semafora (zapewne wyjazdowego na drugim końcu stacji). Kiedyś były tarcze kształtowe z okrągłą tarczą gdzie w białej obwódce znajdowała się kolejna czarna i pomarańczowe wnętrze. Podniesiona do góry, do poziomu informowała o tym, że kolejny semafor wskazuje drogę wolną. Opuszczona do pionu, tak że było widać tarczę informowała o sygnale stój na kolejnym semaforze.
Na PKP w od lat 60. zaczęto tarcze mechaniczne zastępować świetlnymi i taka stoi tuż przed semaforem. Są w niej dwa światła: górne zielone oraz dolne pomarańczowe.
Zielone ciągłe informuje o wolnej drodze z maksymalną dopuszczalną prędkością na kolejnym semaforze, a migające o wolnej drodze, lecz z ograniczoną prędkością do 100km/h.
Pomarańczowe informuje o sygnale stój, a migające o wolnej drodze lecz z ograniczoną prędkością do 60 lub 40km/h.
O tym, że jest to tarcza ostrzegawcza informuje biały prostokąt z czarną ramka i dwoma trójkątami widoczny na fot. 33 u podstawy tarczy. oelka - 22:36 niedziela, 23 listopada 2014 | linkuj
Semafory kształtowe to pamiątka z czasów telegrafu optycznego, który funkcjonował do czasu rozpowszechnienia się wynalazku Morse''a.
Semafor kształtowy w przeciwieństwie do telegrafu optycznego przekazuje tylko dwie lub trzy informacje:
ramie opuszczone - stój
ramie podniesione (kąt 45 stopni) - wolna droga
Jeśli semafor posiada dwa ramiona (jak na fot 33) może być jeszcze trzeci sygnał
dwa ramiona ustawione pod kątem 45 stopni - droga wolna ze zmniejszoną prędkością.
Gdyby ramię lub ramiona były opuszczone w dół, to semafor jest unieważniony, czyli nie podaje żadnych sygnałów.
Na fot. 33 przed semaforem (zapewne wjazdowym na stację, lub odstępowym na szlaku) stoi jeszcze tarcza ostrzegawcza, która informuje o wskazaniach kolejnego semafora (zapewne wyjazdowego na drugim końcu stacji). Kiedyś były tarcze kształtowe z okrągłą tarczą gdzie w białej obwódce znajdowała się kolejna czarna i pomarańczowe wnętrze. Podniesiona do góry, do poziomu informowała o tym, że kolejny semafor wskazuje drogę wolną. Opuszczona do pionu, tak że było widać tarczę informowała o sygnale stój na kolejnym semaforze.
Na PKP w od lat 60. zaczęto tarcze mechaniczne zastępować świetlnymi i taka stoi tuż przed semaforem. Są w niej dwa światła: górne zielone oraz dolne pomarańczowe.
Zielone ciągłe informuje o wolnej drodze z maksymalną dopuszczalną prędkością na kolejnym semaforze, a migające o wolnej drodze, lecz z ograniczoną prędkością do 100km/h.
Pomarańczowe informuje o sygnale stój, a migające o wolnej drodze lecz z ograniczoną prędkością do 60 lub 40km/h.
O tym, że jest to tarcza ostrzegawcza informuje biały prostokąt z czarną ramka i dwoma trójkątami widoczny na fot. 33 u podstawy tarczy. oelka - 22:36 niedziela, 23 listopada 2014 | linkuj
Spełniam nadzieję Hipka i rozwijam temat :-)
Zdjęcia w galerii z semaforami widzę dwa: numer 30 i 33.
Zastanawiałem się, gdzie były zrobione. Ciężko jednak jest mi to ustalić. Stacje budowane przez koleje pruskie (KPEV) są mocno zunifikowane i taki magazyn jak na zdjęciu nr. 30 może się znajdować w co najmniej kilku miejscowościach na waszej drodze. Zwłaszcza, że Niemcy w przeciwieństwie do Rosjan lubili budować gęstą sieć kolei lokalnych.
Warto dodać, że są to rejony gdzie dość długo utrzymały się w ruchu parowozy - np. w Choszcznie. Z tego wszystkiego do dzisiaj przetrwał tylko Wolsztyn a i tu obecnie ruch parowozów jest wstrzymany. oelka - 22:34 niedziela, 23 listopada 2014 | linkuj
Zdjęcia w galerii z semaforami widzę dwa: numer 30 i 33.
Zastanawiałem się, gdzie były zrobione. Ciężko jednak jest mi to ustalić. Stacje budowane przez koleje pruskie (KPEV) są mocno zunifikowane i taki magazyn jak na zdjęciu nr. 30 może się znajdować w co najmniej kilku miejscowościach na waszej drodze. Zwłaszcza, że Niemcy w przeciwieństwie do Rosjan lubili budować gęstą sieć kolei lokalnych.
Warto dodać, że są to rejony gdzie dość długo utrzymały się w ruchu parowozy - np. w Choszcznie. Z tego wszystkiego do dzisiaj przetrwał tylko Wolsztyn a i tu obecnie ruch parowozów jest wstrzymany. oelka - 22:34 niedziela, 23 listopada 2014 | linkuj
Byłbym zapomniał:
- "jedyny znany nam lubuszczanin" - jedyne nieznane mi słowo w tym wpisie.
- "(...)ale ludzie sympatyczni" - kontekst sugeruje, że to mogła być moja opinia - oczekuję sprostowania! ;)
Chętnie służę anty-przykładem, notabene z mojej własnej wiochy: gromadka młodocianych bandytów (nie przesadzam) czatowała przy krajówce i z ukrycia rzucała w rowerzystów i samochody kamieniami, ot, tak dla rozrywki.
Rzucała czas dłuższy, a już nie rzuca, bo siedzi w więzieniu, oczywiście z przyczyn zdecydowanie poważniejszych (głównie kradzieże z włamaniem).
- "Rzadko ktokolwiek nas zagaduje, szczególnie widząc takich cudaków w chłodny, jesienny dzień. Tutaj jednak wywiązała się krótka rozmowa i dostaliśmy życzenia miłego urlopu. Widział to kto w Polsce?"
Zaprawdę, reprezentatywna próbka.
Przejechałem po lubuskim odrobinę więcej w życiu i jeden jedyny raz mnie zagadnięto co a jak... z tym szczegółem, że w innym województwie... mors - 22:21 czwartek, 20 listopada 2014 | linkuj
- "jedyny znany nam lubuszczanin" - jedyne nieznane mi słowo w tym wpisie.
- "(...)ale ludzie sympatyczni" - kontekst sugeruje, że to mogła być moja opinia - oczekuję sprostowania! ;)
Chętnie służę anty-przykładem, notabene z mojej własnej wiochy: gromadka młodocianych bandytów (nie przesadzam) czatowała przy krajówce i z ukrycia rzucała w rowerzystów i samochody kamieniami, ot, tak dla rozrywki.
Rzucała czas dłuższy, a już nie rzuca, bo siedzi w więzieniu, oczywiście z przyczyn zdecydowanie poważniejszych (głównie kradzieże z włamaniem).
- "Rzadko ktokolwiek nas zagaduje, szczególnie widząc takich cudaków w chłodny, jesienny dzień. Tutaj jednak wywiązała się krótka rozmowa i dostaliśmy życzenia miłego urlopu. Widział to kto w Polsce?"
Zaprawdę, reprezentatywna próbka.
Przejechałem po lubuskim odrobinę więcej w życiu i jeden jedyny raz mnie zagadnięto co a jak... z tym szczegółem, że w innym województwie... mors - 22:21 czwartek, 20 listopada 2014 | linkuj
Kilometraż wymiata, jak na te okoliczności oraz kontekst dnia poprzedniego.
mors - 22:13 czwartek, 20 listopada 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!