Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Piątek, 3 października 2014 Kategoria > 100km, do czytania, sakwy

Rozdział 14: Chorwackie krajobrazy

Mimo że poleżeliśmy jeszcze chwilę, to i tak wstaliśmy nawet wczesnie - o 7:15 byliśmy już na rowerach. Na przywitanie dnia dostaliśmy zjazd, ale krótki, po którym zaraz wjeżdżamy w ciąg łączący Split z Zagrzebiem. Ruch zauważalnie się wzmaga, my za to orientujemy się, że - po raz kolejny niechcący - przejechaliśmy jakiś kilometr ekspresówką. Oczywiście, przypuszczałem to już od chwili, patrząc na GPS-a, ale znaków nie było, dopiero za zakrętem zauważyłem, że dla przeciwnego kierunku ruchu znak początku ekspresówki został ustawiony.

Oczywiście nasza obecność nikomu nie przeszkadza, ani tubylcom, ani trzem polskim samochodom (lubuskie) z przyczepami kempingowymi. Przeszkadza za to wiatr, który przez najbliższe 70 km stara się nam zrobić na złość. Ukształtowanie terenu też nie pomaga, mamy górki, góreczki i pagóreczki, niewielkie, acz irytujące. Czasem też trafia się coś płaskiego, ale bez przesady. Tiry za to się nie przejmują i raz jeden kretyn nawet spycha nas na pobocze.

Tereny są... brzydkie. Po prostu. Ani widoku, ani skałki, jedna, pagórkowata droga przez wielkie głazowisko.

Licznik wskazuje 17 stopni, ale mimo to jest chłodno, jedziemy ubrani ciepło. Przez chwilę zaczyna kropić, po chwili nawet się ubieramy przeciwdeszczowo, bo zacina coraz mocniej.

Znaki powoli wskazują, że zbliżamy się do rejonu Plitvickich Jezior, pojawiają się ostrzeżenia przed misiami, nie ma za to ostrzeżeń przed debilami. Im bliżej, tym więcej autokarów i tym ciekawsze manerwy robią debile za ich kierownicami, co ciekawe, wcale im nie przeszkadza to, że się nie wleczemy, bo cały czas mamy zjazd. Ciekawym za to jest kamper, który na przyczepce wiezie sobie... Smarta.

W napotkanym po drodze sklepie robimy przystanek (m.in. na pączki), po czym ruszamy dalej. Decydujemy się nie marnować czasu na zwiedzanie jezior, robimy kilka fotek ze ścieżki, wysoko nad jeziorami, i ruszamy, byle dalej od tych upstrzonych turystami terenów.

Jak na życzenie, po chwili zjazdu odbijamy w drogę nr 42 i... cisza. No dobra, podjeżdżamy prawie o 400 m w górę, ale nadal jest cisza. Na całych 10 km podjazdu mijają nas zaledwie trzy samochody. Gdzieś tam z góry widać tereny jezior, widać też miejsce, z którego przyjechaliśmy. Widoki wkrotce się kończą - wjeżdżamy w las i po chwili łatwej wspinaczki osiągamy przełęcz na wysokości prawie 800 m n.p.m. Na szczycie przystaję chwilę przy tablicy turystycznej, na której wisi info o tym, żeby nie szlajać się poza szlakami, bo można sobie wdepnąć.

Zaczynamy zjazd. Lekko zamglony, wilgotny las przypomina scenerię idealną do "Władcy Pierścieni", chociaż pasowałby też do wiedźmiego lasu w Trylogii Husyckiej. Zjeżdżamy długo, jakieś 400 m w pionie, mijając po kolei biedne, chorwackie wioski, krajobraz nieco inny niż na (wizualnie) bardziej bogatym wybrzeżu. Mijamy też sporo domów, które wyglądają na podpalone - kolejny ślad wojny czy zemsty już po jej zakończeniu?

Już po zmroku, przez wioski, dojeżdżamy do Josipdola. Noclegu nie ma co planować, bo będziemy się jeszcze walić i walić terenami zabudowanymi. Okunin, napotkany po drodze, jest bardzo ładny, i oświetlony nocą, i ma nawet zamek. Spać jednak w mieście nie będziemy, wyjeżdżamy z miejscowości i kawałek za jakąś wioseczką znajdujemy lasek odgrodzony torami. Przełażę przez tory, znajduję nawet względną miejscówkę, wracam do Hipci, przy okazji zaliczając koncertową glebę na śliskich podkładach. Przenosimy rowery, rozbijamy namiot, szkoda trochę, że na błotnistej ścieżce, namiot się cały upaskudzi. Włazimy do środka. Po chwili przetacza się pociąg, trąbiąc wniebogłosy, a po chwili następny.

Ale w końcu nie będą jeździły całą noc, prawda? Na pewno nie, tu ludzie mieszkają w okolicy!

Podsumowując dzień zauważam, że tego dnia trzeci raz podjechaliśmy pod Mount Everest.

  • DST 179.68km
  • Czas 11:06
  • VAVG 16.19km/h
  • Podjazdy 1514m
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Bo pewnie jestem w jej wieku:) W Plitvickim Pleso kręcono jugosłowiańsko-niemiecki film "Winnetou". Do dziś pamiętam, z jakim dziecięcym zachwytem patrzyłem na te krajobrazy i chłonąłem przygody dzielnego wodza szczepu Apaczów z plemienia Mescalero. Oczywiście książka była najpierw, to lektura obowiązkowa każdego chłopca w tamtych latach. Ale to dygresja.
yurek55
- 11:44 czwartek, 23 lipca 2015 | linkuj
Bogowie, Jurku, brzmisz, jak moja teściowa!

Mieliśmy dużo ciekawego do roboty: jazdę przed siebie, a skoro wybraliśmy to, zamiast oglądania jezior w tłumie turystów, to znaczy, że naszym zdaniem była to najlepsza i najciekawsza opcja.
Hipek
- 07:26 czwartek, 23 lipca 2015 | linkuj
"Decydujemy się nie marnować czasu na zwiedzanie jezior[...]" Zaręczam, że spacer po Plitvickich to nie jest marnowanie czasu. Tym bardziej, że nic ciekawego do roboty nie mieliście...
yurek55
- 20:53 wtorek, 21 lipca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl