Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Sobota, 11 października 2014 Kategoria > 200 km, do czytania, sakwy, zaliczając gminy

Rozdział 22: Na Mazowsze najbliżej jest przez Opolszczyznę

Pobudka. Noc była bardzo ciepła, tak, jak się zapowiadała. W nocy i w dzień spory ruch, bo tędy właśnie idzie objazd do Poznania. Rano wylazły mgły i miejscami bywało chłodnawo, ale zapowiada się bardzo ciepły dzień. Mijamy wielu grzybiarzy, którzy nie próżnują i sobotni ranek postanowili poświęcić na łażenie po krzaczorach. Mgła narasta, w jednym miejscu nawet włączamy światła.

Bardzo powoli, acz nieubłaganie, przemy w kierunku Oleśnicy, bo ją właśnie umarzyliśmy sobie jako miejsce, z którego odbijemy już bardziej bezpośrednio na Warszawę. Po drodze robimy jeszcze dwie odbitki, znajduję jedną rzecz, przy której muszę przystanąć i zrobić zdjęcie, bo kojarzy mi się bardzo przyjemnie ("Za lasem, na rozdrożu, stał kamienny krzyż pokutny. Jedna z licznych na Śląsku pamiątek zbrodni. I mocno spóźnionej skruchy." - kto wie, skąd ten cytat?).

Temperatura dochodzi do 23 stopni, rozbieram się na krótko, robi to nawet Hipcia. Ruch jest dużo mniejszy. Przy okazji zjadamy też śniadanie - wczorajsze pączki.

Tereny, przez które jedziemy, są bardzo gęsto zamieszkałe przez ludność niemiecką - pojawiają się i dwujęzyczne nazwy miejscowości (tak, jak w Bośni cyrylica, tak u nas niemieckie bywają zamazane sprejem), i na jednym z budynków gospodarczych z dachówek ułożony jest napis "Gott mit uns".

Gdzieś na tym odcinku mijamy pierwszą kontrolę drogową, która, biorąc pod uwagę natężenie ruchu, suszy, ale powietrze. To też kolejna, nawiązując do wczorajszego wpisu, cecha Polski: w innych krajach kontrole mijaliśmy kilka razy dziennie. W Polsce jest to pierwsza kontrola na trzystu kilometrach, ale i tak wiadomo, że stoją tylko po to, by zarabiać pieniądze i robić ludziom na złość. Bo przecież taki kierowca płaci podatki na drogi, to mu się należy uczciwy i szybki przejazd. A nie tam plumkanie się po 50 km/h w zabudowanym.

W końcu (wciągając w międzyczasie parówki na Orlenie) docieramy do Oleśnicy. Zagadujemy mieszkańców o sklep, kobitka wskazuje nam Carrefoura (niestety, jest w drugą stronę) i rozmawia z nami chwilę o swoim synu, też sakwiarzu, który właśnie pojechał na Ukrainę. Decydujemy się nie jechać do Carrefoura, zauważamy drogowskaz do Kauflandu i tam się kierujemy (paskudną, kostkową DDR-ką).

Pod Kauflandem zasiadam i czekając na Hipcię grzebię po GPS-ie. Tu należy dodać, że mój GPS ma opcję wyznaczania trasy, ale z niej nie korzystam, bo jakoś nie mam jej rozpracowanej i nie do końca mogę ufać wynikom. Dystanse liczę więc na oko, biorąc na klatę ewentualny błąd. Tu błąd okazał się znaczny - spodziewałem się, że w Oleśnicy będziemy na setnym kilometrze tego dnia. Jest sto pięćdziesiąty.

Decyduję się pogrzebać i powyznaczać trasę i już wiem, że do Warszawy mamy jeszcze spory kawałek. Trochę sporszy, niż się spodziewałem. Gdy Hipcia przychodzi (z siatami, jak zawsze, żarcia jak dla wojska), cieszy się na myśl tego, że dziś walimy do oporu, żeby jutro mieć mniej do przejechania.

W lesie przy wyjeździe z Oleśnicy widzimy dwie tirówki (czyli Polska wygrywa z zagranicą 2:1). Słońce powoli zachodzi, my jedziemy całkiem szybko, kilometry znikają sprawnie, mimo że jest to droga krajowa, to ruch jest symboliczny. W Drołtowicach odbijamy na Syców i tamtędy, już przy zachodzącym słońcu, ale jeszcze przez nieliczne pagórki (z całego dnia będziemy mieli zaledwie 500 m podjazdów) lecimy na Ostrzeszów. Pola, wioski, pojedyncze drzewa... Do Grabowa nad Prosną mamy solidny zjazd, tam z kolei trzeba trochę pokombinować, bo w remoncie jest most. Dla samochodów - zamknięte. Ale piesi mogą. A jak oni mogą, to my też możemy.

Ostatni większy las ma być za Brzezinami. Tam to właśnie schodzimy z drogi i słysząc hen, daleko, grające orkiestry weselne, znajdujemy bardzo przyjemne, płaskie miejsce. Rozbijamy namiot i po raz ostatni tej wyprawy nocujemy.

  • DST 245.13km
  • Czas 12:15
  • VAVG 20.01km/h
  • Podjazdy 506m
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl