Wtorek, 26 kwietnia 2016
Kategoria > 50 km, do czytania, transport
Chodniki, asfalty i lasy
Postanowiłem przejechać się fragmentem nigdy nie pokonywanej przeze mnie trasy - mimo że często bywałem w okolicy, nigdy nie udało mi się zobaczyć, dokąd prowadzi przedłużenie Połczyńskiej, czyli DK 92.
Wyjechawszy na nią przy granicy miasta, ruszyłem prosto przed siebie. Dość szybko dojechałem do Ożarowa Mazowieckiego i minąłem tablicę "Błonie 11". I dalej wszystko zaczęło się psuć. Zaczęły pojawiać się chodniki pieszo-rowerowe, na które cierpliwie zjeżdżałem, bo jakoś mi się nie spieszyło, nie jechałem szosą, a ruch ciężarowy był znaczny, nie widziałem powodu, dla którego miałbym się wystawiać na ewentualną nagrodę finansową.
Pierwsze trzy chodniki - mimo że nierówne jak łuski starego smoka - zniosłem. Gdy czwarty albo piąty skończył się gwałtownie i musiałem pokonać długi fragment po trawniku, uniosłem pytająco brew. Ale nadal chciałem dojechać do Błonia, więc stwierdziłem, że nic to, może się skończy. Gdy chwilę po tej myśli znowu zostałem zrzucony na coś kostkopodobnego i znowu musiałem przerwać słuchanie książki, żeby móc się skupić na lawirowaniu między dziurami, uznałem, że starczy tego dobrego.
Jak na życzenie przed nosem pojawił się skręt na Zaborów i przez swojsko brzmiącą miejscowość "Witki" wtopiłem się wreszcie między pola, na równym asfalcie. Ruch zniknął i mogłem w spokoju kręcić i słuchać . W Zaborowie zrobiłem szybki postój na łyk picia i zarzucenie na grzbiet kurtki, bo powoli zaczynało się robić chłodno. Następnie wsiadłem na rower i na nowo zatopiłem się w głosie Krzysztofa Wakulińskiego. Do tego stopnia mnie nie było, że po tym, jak kawałek dalej minąłem dwójkę rowerzystów, potrzebowałem kilku minut, by zdać sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej byli to Niewe i Che. Miałem cichą nadzieję, że aż takiego poziomu nie udało mi się sięgnąć i że to tylko zwykłe podobieństwo osób i miejsca, ale jednak: fakt został odnotowany i na pewno nie zostanie zapomniany.
W Mariewie skręciłem na Borzęcin, bo postanowiłem dostać się lasem do Lipkowa. W końcu nigdy tędy nie jechałem. Prosta okazała się nawet równa, nawet z podjazdami i nawet nie do końca piaszczysta. Może i kiedyś jeszcze tamtędy się przejadę?
Wyjechawszy na nią przy granicy miasta, ruszyłem prosto przed siebie. Dość szybko dojechałem do Ożarowa Mazowieckiego i minąłem tablicę "Błonie 11". I dalej wszystko zaczęło się psuć. Zaczęły pojawiać się chodniki pieszo-rowerowe, na które cierpliwie zjeżdżałem, bo jakoś mi się nie spieszyło, nie jechałem szosą, a ruch ciężarowy był znaczny, nie widziałem powodu, dla którego miałbym się wystawiać na ewentualną nagrodę finansową.
Pierwsze trzy chodniki - mimo że nierówne jak łuski starego smoka - zniosłem. Gdy czwarty albo piąty skończył się gwałtownie i musiałem pokonać długi fragment po trawniku, uniosłem pytająco brew. Ale nadal chciałem dojechać do Błonia, więc stwierdziłem, że nic to, może się skończy. Gdy chwilę po tej myśli znowu zostałem zrzucony na coś kostkopodobnego i znowu musiałem przerwać słuchanie książki, żeby móc się skupić na lawirowaniu między dziurami, uznałem, że starczy tego dobrego.
Jak na życzenie przed nosem pojawił się skręt na Zaborów i przez swojsko brzmiącą miejscowość "Witki" wtopiłem się wreszcie między pola, na równym asfalcie. Ruch zniknął i mogłem w spokoju kręcić i słuchać . W Zaborowie zrobiłem szybki postój na łyk picia i zarzucenie na grzbiet kurtki, bo powoli zaczynało się robić chłodno. Następnie wsiadłem na rower i na nowo zatopiłem się w głosie Krzysztofa Wakulińskiego. Do tego stopnia mnie nie było, że po tym, jak kawałek dalej minąłem dwójkę rowerzystów, potrzebowałem kilku minut, by zdać sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej byli to Niewe i Che. Miałem cichą nadzieję, że aż takiego poziomu nie udało mi się sięgnąć i że to tylko zwykłe podobieństwo osób i miejsca, ale jednak: fakt został odnotowany i na pewno nie zostanie zapomniany.
W Mariewie skręciłem na Borzęcin, bo postanowiłem dostać się lasem do Lipkowa. W końcu nigdy tędy nie jechałem. Prosta okazała się nawet równa, nawet z podjazdami i nawet nie do końca piaszczysta. Może i kiedyś jeszcze tamtędy się przejadę?
- DST 59.32km
- Czas 02:13
- VAVG 26.76km/h
- Sprzęt Jaszczur
Komentarze
Stara wylotówka poznańska to koszmar dla rowerzystów, ja może ze dwa razy nią kiedyś dawniej pojechałem kawałek.Już wtedy ddr była w fatalnym stanie, teraz może być tylko gorzej.Wybieram zawsze równoległa drogę przez Macierzysz, Kaputy, Pilaszków etc.
yurek55 - 14:12 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!