Wtorek, 16 stycznia 2018
Kategoria do czytania, transport
Przez śniegi i mróz
Normalnie to bym po prostu po pracy wziął i wrócił do domu. Ale byłem umówiony w dwóch miejscach i to w takiej kolejności, że najpierw zbliżyłem się do domu, potem odeń oddaliłem, a potem dojechałem.
Przeprawa przez zasypane świeżym śniegiem miasto zależała od okolicy. Przy Kasprzaka lekko przysypana DDR znikała spod kół, ale już przekopanie się z Koła na Nowe Bemowo wyglądało jak wyzwanie i tymże było. A jako że uparłem się jechać na skróty, to wylądowałem na kilku zasypanych uliczkach osiedlowych, gdzie musiałem ledwo się toczyć.
Dotarcie z kolei na Żoliborz po coraz to bielszych ddr-kach było już solidnym wyzwaniem. Nawet przy Powązkach odpuściłem sobie jazdę jezdnią i - ponieważ byłem spóźniony - śmignąłem chodnikiem.
Powrót był równią pochyłą - im bliżej domu, tym szło mi wolniej, bo warstwa śniegu stopniowo wzrastała i coraz ciężej szło przebijanie się przezeń. Ale całość rekompensował mi świetny audiobook, którego słuchałem po drodze. Dobrze, że miałem zasłoniętą twarz, bo trafiłem na taki moment, że szczerzyłem się cały czas i śmiałem do rozpuku. A ciężko się śmiać i jednocześnie walczyć o równowagę!
A na sam koniec jeszcze dodatkowa atrakcja: dziobanie palcem i strzepywanie śniegu z bielusieńkiego roweru. Udało mi się usypać całkiem pokaźną kupkę!
Przeprawa przez zasypane świeżym śniegiem miasto zależała od okolicy. Przy Kasprzaka lekko przysypana DDR znikała spod kół, ale już przekopanie się z Koła na Nowe Bemowo wyglądało jak wyzwanie i tymże było. A jako że uparłem się jechać na skróty, to wylądowałem na kilku zasypanych uliczkach osiedlowych, gdzie musiałem ledwo się toczyć.
Dotarcie z kolei na Żoliborz po coraz to bielszych ddr-kach było już solidnym wyzwaniem. Nawet przy Powązkach odpuściłem sobie jazdę jezdnią i - ponieważ byłem spóźniony - śmignąłem chodnikiem.
Powrót był równią pochyłą - im bliżej domu, tym szło mi wolniej, bo warstwa śniegu stopniowo wzrastała i coraz ciężej szło przebijanie się przezeń. Ale całość rekompensował mi świetny audiobook, którego słuchałem po drodze. Dobrze, że miałem zasłoniętą twarz, bo trafiłem na taki moment, że szczerzyłem się cały czas i śmiałem do rozpuku. A ciężko się śmiać i jednocześnie walczyć o równowagę!
A na sam koniec jeszcze dodatkowa atrakcja: dziobanie palcem i strzepywanie śniegu z bielusieńkiego roweru. Udało mi się usypać całkiem pokaźną kupkę!
- DST 28.52km
- Czas 01:59
- VAVG 14.38km/h
- Sprzęt Jaszczur
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!