Niedziela, 20 maja 2018
Kategoria > 100km, do czytania, ze zdjęciem
Zezlotowo
Po całym dniu wypoczynku, relaksu, rozmów i spacerów, przyszedł czas na powrót do domu. Opuściliśmy gościnną bazę dość późno, bo ze dwie godziny po tym, jak z naszego domku wyjechali nasi współlokatorzy, którzy mieli ambitny plan strzelenia sobie trasy do Radomia. W międzyczasie wymieniłem linkę, zjadłem śniadanie i wypiłem dwie kawy. Planowałem jedną, ale okazało się, że mamy sporo czasu, więc jest czas na i drugą.
No i spoko.
Wyskrobawszy się do asfaltu, rzucilismy się prawie od razu na pierwszy podjazd. 150 metrów w górę, skategoryzowany przez Stravę jako podjazd czwartej kategorii. Było miło, ale milej było po drugiej stronie - dwa mocne zjazdy z jednym "ząbkiem" pośrodku, na których wyciągnąłem odpowiednio 71 km/h i 69 km/h.
Po przejechaniu zaledwie 14 km uznaliśmy, że robimy postój w Przemyślu. Kawa się sama nie wypije, a my mamy czas.
Przeprawa przez Przemyśl nie należała do przyjemnych, ale potem już było przyjemniej: krótka prosta w stronę Medyki, remontowany most zaraz za nią i, spowodowane przez ten remont, 10 km kompletnego luzu od samochodów.
Po chwili, zaliczywszy jedną, oporną gminę, wjechaliśmy na Green Velo. Takie coś betonowo-gruntowo-asfaltowo-żwirowe. W pewnym momencie z naprzeciwka nadjeżdżał sakwiarz. Powiedziałem, że pewnie ktoś od nas i faktycznie - był to forumowicz wracający ze zlotu. Zatrzymaliśmy się zamienić dwa słowa i wtedy usłyszałem syk z okolic tylnego koła.
Techniczny postój potrwał nieco dłużej, wymieniłem dętkę i pożegnaliśmy się. Kolega ruszył na zachód, my - na wschód.
Dalsza podróż do Jarosławia to jeszcze jeden minięty forumowicz, pagórki, przyjemne podjazdy, mały ruch, jeszcze jedna kawa na Orlenie i postój na pizzy w Jarosławiu. Gdy właśnie wychylałem kufel piwa podjechał... tak, zgadliście.
Na tym przygoda się nie skończyła. Jechaliśmy z przesiadką, a tak się zdarzyło, że nasz pociąg się spóźnił. Drugi, którym mieliśmy dalej jechać, postanowił na nas nie czekać (centrala nie zgodziła się na skomunikowanie) i wskazano nam inny pociąg. Super: zamiast być o 23, będziemy (jeśli planowo) o drugiej. Po przymusowym, godzinnym postoju w Krakowie, cudem udało się nam wyszarpać miejsca siedzące i powiesić rowery na hakach (żeby było ciekawiej: wsiedliśmy w pociąg, który jechał z... Przemyśla. A odrzuciliśmy go, bo wg strony PKP nie przewozi rowerów). Do tego na miejscu okazało się, że konduktor z poprzedniego pociągu nie dopełnił formalności i delikatnie dano mi do zrozumienia, że formalnie, to ja jadę bez biletu. PKP - obsługa klienta na miarę XIX wieku.
W Warszawie byliśmy tylko z kwadransem opóźnienia. Pozostało tylko dojechać do domu...
No i spoko.
Wyskrobawszy się do asfaltu, rzucilismy się prawie od razu na pierwszy podjazd. 150 metrów w górę, skategoryzowany przez Stravę jako podjazd czwartej kategorii. Było miło, ale milej było po drugiej stronie - dwa mocne zjazdy z jednym "ząbkiem" pośrodku, na których wyciągnąłem odpowiednio 71 km/h i 69 km/h.
Po przejechaniu zaledwie 14 km uznaliśmy, że robimy postój w Przemyślu. Kawa się sama nie wypije, a my mamy czas.
Przeprawa przez Przemyśl nie należała do przyjemnych, ale potem już było przyjemniej: krótka prosta w stronę Medyki, remontowany most zaraz za nią i, spowodowane przez ten remont, 10 km kompletnego luzu od samochodów.
Po chwili, zaliczywszy jedną, oporną gminę, wjechaliśmy na Green Velo. Takie coś betonowo-gruntowo-asfaltowo-żwirowe. W pewnym momencie z naprzeciwka nadjeżdżał sakwiarz. Powiedziałem, że pewnie ktoś od nas i faktycznie - był to forumowicz wracający ze zlotu. Zatrzymaliśmy się zamienić dwa słowa i wtedy usłyszałem syk z okolic tylnego koła.
Techniczny postój potrwał nieco dłużej, wymieniłem dętkę i pożegnaliśmy się. Kolega ruszył na zachód, my - na wschód.
Dalsza podróż do Jarosławia to jeszcze jeden minięty forumowicz, pagórki, przyjemne podjazdy, mały ruch, jeszcze jedna kawa na Orlenie i postój na pizzy w Jarosławiu. Gdy właśnie wychylałem kufel piwa podjechał... tak, zgadliście.
Na tym przygoda się nie skończyła. Jechaliśmy z przesiadką, a tak się zdarzyło, że nasz pociąg się spóźnił. Drugi, którym mieliśmy dalej jechać, postanowił na nas nie czekać (centrala nie zgodziła się na skomunikowanie) i wskazano nam inny pociąg. Super: zamiast być o 23, będziemy (jeśli planowo) o drugiej. Po przymusowym, godzinnym postoju w Krakowie, cudem udało się nam wyszarpać miejsca siedzące i powiesić rowery na hakach (żeby było ciekawiej: wsiedliśmy w pociąg, który jechał z... Przemyśla. A odrzuciliśmy go, bo wg strony PKP nie przewozi rowerów). Do tego na miejscu okazało się, że konduktor z poprzedniego pociągu nie dopełnił formalności i delikatnie dano mi do zrozumienia, że formalnie, to ja jadę bez biletu. PKP - obsługa klienta na miarę XIX wieku.
W Warszawie byliśmy tylko z kwadransem opóźnienia. Pozostało tylko dojechać do domu...
- DST 111.63km
- Czas 04:24
- VAVG 25.37km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
Ładne widoki po drodze. Coś się działo, będzie co wspominać.
anka88 - 08:22 środa, 30 maja 2018 | linkuj
Ładne te fałspidy. A Green Velo już wiem, żeby omijać szerokim i szutrowym łukiem jakby co :)
"Tak, zgadliście"? Ja tam nie zgadłem. Kto zacz? :) Trollking - 20:45 wtorek, 29 maja 2018 | linkuj
"Tak, zgadliście"? Ja tam nie zgadłem. Kto zacz? :) Trollking - 20:45 wtorek, 29 maja 2018 | linkuj
Z takimi przygodami, a na koniec tylko kwadrans opóźnienia...
malarz - 18:36 wtorek, 29 maja 2018 | linkuj
O widzisz... to mostem dało się przejechać...ja jechałem w drugą stronę w sobotę i widząc znak informujący o remoncie nie ryzykowałem i pojechałem skrótem.
dodoelk - 11:53 wtorek, 29 maja 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!