Czwartek, 5 lipca 2018
Kategoria > 50 km, do czytania, trening, ze zdjęciem
Podrzeszowskie pagórki
Jako że spędzam kilka dni poza Warszawą, postanowiłem wybrać się na poranne rozgrzanie mięśni na trasy, którymi jeździłem jako dzieciak i nastolatek. O tak, żeby sprawdzić, czy dystans nie jest krótszy niż kiedyś i czy górki są tak samo strome.
Z Rzeszowa wyjechałem nad... jakąś dziwną ekspresówką, której, przysiągłbym, jeszcze dwadzieścia lat temu nie było.
Potem do Niechobrza wszystkie górki i solidne podjazdy stały się jakoś... zmarszczkami. Trasa, która zwykle była ponad godzinną wyprawą, teraz zajęła niecałe pół godziny. Skrócił się ten dystans, czy co?
Przeleciałem Niechobrze Dolny i Górny i w końcu napotkałem coś ambitnego: srogi podjazd w kierunku Czudca. Pod sam jego koniec pojawił się znak kierujący turystów na punkt widokowy, no to podjechałem i tam.
Do Czudca zjechałem w okolicy 50 km/h, aż szkoda, że zjazd był kręty i trzeba było hamować, bo spokojnie można było przekroczyć z siedem dyszek.
Prosta w kierunku Boguchwały była z wiatrem (pomijając jakieś paskudne, przeszkadzające wahadełko). Po drodze, lecąc przez te wszystkie pagórki, człowiek wreszcie czuł się jak kolarz, a nie specjalista od płaskich tras po mazowszu...
Ponownie przeciąłem Niechobrz i postanowiłem sprawdzić, czy sztajfa przy kościele w Zaborowie nadal trzyma. O dziwo - trzyma. Solidne dwanaście, może trzynaście procent.
Powrót do miasta porządnym zjazdem.
Wyjazd przyjemny, no pomijając ten smutny szczegół, że Hipcia nie mogła ze mną przyjechać i siedzi w pracy...
Z Rzeszowa wyjechałem nad... jakąś dziwną ekspresówką, której, przysiągłbym, jeszcze dwadzieścia lat temu nie było.
Potem do Niechobrza wszystkie górki i solidne podjazdy stały się jakoś... zmarszczkami. Trasa, która zwykle była ponad godzinną wyprawą, teraz zajęła niecałe pół godziny. Skrócił się ten dystans, czy co?
Przeleciałem Niechobrze Dolny i Górny i w końcu napotkałem coś ambitnego: srogi podjazd w kierunku Czudca. Pod sam jego koniec pojawił się znak kierujący turystów na punkt widokowy, no to podjechałem i tam.
Do Czudca zjechałem w okolicy 50 km/h, aż szkoda, że zjazd był kręty i trzeba było hamować, bo spokojnie można było przekroczyć z siedem dyszek.
Prosta w kierunku Boguchwały była z wiatrem (pomijając jakieś paskudne, przeszkadzające wahadełko). Po drodze, lecąc przez te wszystkie pagórki, człowiek wreszcie czuł się jak kolarz, a nie specjalista od płaskich tras po mazowszu...
Ponownie przeciąłem Niechobrz i postanowiłem sprawdzić, czy sztajfa przy kościele w Zaborowie nadal trzyma. O dziwo - trzyma. Solidne dwanaście, może trzynaście procent.
Powrót do miasta porządnym zjazdem.
Wyjazd przyjemny, no pomijając ten smutny szczegół, że Hipcia nie mogła ze mną przyjechać i siedzi w pracy...
- DST 52.96km
- Czas 01:46
- VAVG 29.98km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
O, pagórki jako wspomnienie dzieciństwa... Skąd ja to znam? :)
Zacne focisze i średnia. Trollking - 21:05 czwartek, 5 lipca 2018 | linkuj
Zacne focisze i średnia. Trollking - 21:05 czwartek, 5 lipca 2018 | linkuj
Gdy się na pół setce km, z pół tysiącem m pod górę, osiąga średnią 30 km/h, to "skracają się" dystanse...
Kondycja taka, że kiedyś solidny podjazd, dziś został zaledwie zmarszczką!
Interesujące fotki z trasy! malarz - 18:52 czwartek, 5 lipca 2018 | linkuj
Kondycja taka, że kiedyś solidny podjazd, dziś został zaledwie zmarszczką!
Interesujące fotki z trasy! malarz - 18:52 czwartek, 5 lipca 2018 | linkuj
Ze mną jest naprawdę kiepsko, bo moja okolica cały czas jest taka sama. No może po powrotach z gór jest trochę bardziej płaska, ale później wraca do stanu wyjściowego.
mors - 16:42 czwartek, 5 lipca 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!