Sobota, 3 listopada 2018
Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy
Listopadowo na północy (3)
Poranek nie zachęcał do pobudki. I wcale nie chodzi o to, że niechętnie zamieniłbym ciepłe łóżko na chłód poranka. Bardziej chodzi o ten nieprzyjemny dźwięk, który dobiegał zza okna.
Na szczęście deszcz tylko lekko kropił, ale robił to już od dłuższej chwili, więc na drogach zdążyły się potworzyć spore kałuże. Pierwsza część podróży, aż do Nowego Dworu Gdańskiego, była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. Sytuacja na drodze wymusza na nas dość szybki postój we wspomnianym mieście, bo wygląda na to, że nie dojedziemy, zgodnie z planem, do Elbląga, jadąc (jak jeszcze kilka lat temu) siódemką.
Na szczęście znajduję sprawny objazd przez Marzęcino i udaje się wrócić na ślad nie nadkładając zbyt wielu kilometrów. Kolejne prawie 80 km to głównie walka z asfaltami. Zaczyna się od prawdziwie księżycowej nawierzchni, przechodząc przez wszystkie rodzaje, nie wyłączając dużych, betonowych płyt.
Większy postój robimy w Miłomłynie. Jest motywacja, bo znajduje się tam straszliwie przyjacielski kot, który domaga się pieszczot, więc aż szkoda ruszać. Ale i tak zjadamy sobie solidny obiad i ruszamy dalej. Drogą przez las... a potem jakieś siedem kilometrów leśną szutrówką. Gdy wyjechaliśmy w końcu na asfalt, zaczynało robić się szarawo.
Morąg przecinamy już po ciemku, droga do Pasłęka za to upływa mi na patrzeniu na termometr. Jeszcze przedwczoraj w nocy było prawie 10 stopni, teraz temperatura spada poniżej dwóch stopni, a do tego wszystko otula mgła, dzięki czemu jazda robi się jeszcze przyjemniejsza.
Pasłęk to czas na zakupy (Hipcia) i rezerwowanie noclegu (ja). Do przejechania jest ledwo 50 km, ale w tej mgle i przy tej temperaturze, kiedy nawet mi, w ciepłych, jesiennych rękawiczkach, kostnieją palce, robi się z tego prawdziwa wyprawa. Mgła jest wszędzie, więc trasa wygląda jak nieskończona wyprawa przez jeden, wielki las. Do tego trafiamy sobie na bruk (bardzo historyczny, bo Długobór, jak podają źródła, został założony jeszcze przed 1314 rokiem).
W końcu ze mgły wyłania się napis "Orneta", a kawałek dalej czeka nasza kwatera. Mamy ze sobą piwo (tym razem nie usypiam tak szybko) i jedzenie, więc można spokojnie poświętować kolejny przepracowany dzień.
Na szczęście deszcz tylko lekko kropił, ale robił to już od dłuższej chwili, więc na drogach zdążyły się potworzyć spore kałuże. Pierwsza część podróży, aż do Nowego Dworu Gdańskiego, była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. Sytuacja na drodze wymusza na nas dość szybki postój we wspomnianym mieście, bo wygląda na to, że nie dojedziemy, zgodnie z planem, do Elbląga, jadąc (jak jeszcze kilka lat temu) siódemką.
Na szczęście znajduję sprawny objazd przez Marzęcino i udaje się wrócić na ślad nie nadkładając zbyt wielu kilometrów. Kolejne prawie 80 km to głównie walka z asfaltami. Zaczyna się od prawdziwie księżycowej nawierzchni, przechodząc przez wszystkie rodzaje, nie wyłączając dużych, betonowych płyt.
Większy postój robimy w Miłomłynie. Jest motywacja, bo znajduje się tam straszliwie przyjacielski kot, który domaga się pieszczot, więc aż szkoda ruszać. Ale i tak zjadamy sobie solidny obiad i ruszamy dalej. Drogą przez las... a potem jakieś siedem kilometrów leśną szutrówką. Gdy wyjechaliśmy w końcu na asfalt, zaczynało robić się szarawo.
Morąg przecinamy już po ciemku, droga do Pasłęka za to upływa mi na patrzeniu na termometr. Jeszcze przedwczoraj w nocy było prawie 10 stopni, teraz temperatura spada poniżej dwóch stopni, a do tego wszystko otula mgła, dzięki czemu jazda robi się jeszcze przyjemniejsza.
Pasłęk to czas na zakupy (Hipcia) i rezerwowanie noclegu (ja). Do przejechania jest ledwo 50 km, ale w tej mgle i przy tej temperaturze, kiedy nawet mi, w ciepłych, jesiennych rękawiczkach, kostnieją palce, robi się z tego prawdziwa wyprawa. Mgła jest wszędzie, więc trasa wygląda jak nieskończona wyprawa przez jeden, wielki las. Do tego trafiamy sobie na bruk (bardzo historyczny, bo Długobór, jak podają źródła, został założony jeszcze przed 1314 rokiem).
W końcu ze mgły wyłania się napis "Orneta", a kawałek dalej czeka nasza kwatera. Mamy ze sobą piwo (tym razem nie usypiam tak szybko) i jedzenie, więc można spokojnie poświętować kolejny przepracowany dzień.
- DST 262.65km
- Czas 11:45
- VAVG 22.35km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
I wszystko ładnie i ślicznie i przyjemnie, ale GDZIE RELACJA Z PZ ??????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
WuJekG - 18:17 sobota, 22 grudnia 2018 | linkuj
Przeczytałem "Omerta". W sumie fajna byłaby to nazwa na jakiś mega dyskretny hotel :)
Szacun za te kolejne dwieście+. Trollking - 21:28 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Szacun za te kolejne dwieście+. Trollking - 21:28 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Co się stało "siódemce", że zrezygnowaliście i szukaliście objazdu?
yurek55 - 16:22 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!