Piątek, 19 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, transport
Spokojny powrót do domu... prawie
Po powrocie znad morza, średnio spokojnych środzie i czwartku, zaplanowałem sobie, żę piątkowy powrót do domu będzie spokojny. Bardzo spokojny. Prędkość przelotowa przez miasto 24-25km/h, żadnego wyprzedzania hipstersów, żadnego rozpędzania się z górki - relaks. Zwłaszcza, że już weekend, jak nie odpocznę dziś, to odpocznę najwcześniej we wtorek.
Plan był tak prosty, że, jak pisze Niewe, musiał się zesrać.
Pierwsze uderzenie nastąpiło tuż po 19:00, kiedy to siedziałem w pracy i właśnie zamierzałem dokończyć fragment roboty, żeby stan na poniedziałek rano był "Średnio radosny" a nie "Zakopany po uszy". O 19:08 przypomniałem sobie, że mam do odebrania samochód. Od mechanika. Czynnego do 20:00.
Dogrzebuję się do wyraźnego punktu, przerywam nadgodziny w połowie i wsiadam na rower. 19:15. Spokojnie zdążę, nie trzeba się spieszyć. Ruszam z prędkością zgodną z planem. Gdzieś w okolicy 1/3 trasy patrzę na zegarek i poprzez szybkie odejmowanie od sześćdziesięciu uświadamiam sobie, że mam jeszcze dwadzieścia minut i coś pod 10km do pokonania.
No i tu Plan Spokojny zesrał się prosto pod koła. Prędkość przelotowa zyskała trójkę, momentami czwórkę z przodu... Zdążyłem na styk... tylko po to, żeby ustalić z facetem, że auto odbiorę na spokojnie jutro. Do domu miałem coś ponad kilometr, więc wróciłem do odpoczynku i przejechałem go aż za wolno. Mięśnie domagały się powrotu do poprzedniego tempa jazdy, aż irytowało, że tak się wlokę. Nie ścigam się na zawodach, ale lubię to uczucie. :)
Plan był tak prosty, że, jak pisze Niewe, musiał się zesrać.
Pierwsze uderzenie nastąpiło tuż po 19:00, kiedy to siedziałem w pracy i właśnie zamierzałem dokończyć fragment roboty, żeby stan na poniedziałek rano był "Średnio radosny" a nie "Zakopany po uszy". O 19:08 przypomniałem sobie, że mam do odebrania samochód. Od mechanika. Czynnego do 20:00.
Dogrzebuję się do wyraźnego punktu, przerywam nadgodziny w połowie i wsiadam na rower. 19:15. Spokojnie zdążę, nie trzeba się spieszyć. Ruszam z prędkością zgodną z planem. Gdzieś w okolicy 1/3 trasy patrzę na zegarek i poprzez szybkie odejmowanie od sześćdziesięciu uświadamiam sobie, że mam jeszcze dwadzieścia minut i coś pod 10km do pokonania.
No i tu Plan Spokojny zesrał się prosto pod koła. Prędkość przelotowa zyskała trójkę, momentami czwórkę z przodu... Zdążyłem na styk... tylko po to, żeby ustalić z facetem, że auto odbiorę na spokojnie jutro. Do domu miałem coś ponad kilometr, więc wróciłem do odpoczynku i przejechałem go aż za wolno. Mięśnie domagały się powrotu do poprzedniego tempa jazdy, aż irytowało, że tak się wlokę. Nie ścigam się na zawodach, ale lubię to uczucie. :)
- DST 16.29km
- Czas 00:39
- VAVG 25.06km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
pędzić, pędzić i jeszcze raz pędzić, żeby gumy szumiały :)
surf-removed - 00:40 sobota, 20 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!