Środa, 5 października 2011
Kategoria do czytania, sakwy, waypointgame, > 50 km
Wyprawa wybrzeżem Bałtyku - rozdział I (Świnoujście - Pogorzelica)
W którym Czytelnik rusza z Bohaterami w emocjonującą podróż i znajduje Dzika. I Żubra.
Nad ranem budzi nas konduktor - chłopak w naszym wieku - który przy sprawdzaniu biletów pyta, czy te rowery bez kół to nasze. Jako, że mnie zbudził, potrzebuję kilku sekund by trybiki w głowie zaskoczyły, że to był żart.
Świnoujście. Wysiadamy na dworcu i pojawia się to kapitalne uczucie związane z wylądowaniem w nowym miejscu: "Dokąd teraz?". Na szczęście po drodze pojawia się nasz konduktor, podpytujemy go o pierwszy cel naszej podróży, czyli waypoint "Fort Gerharda". Pakujemy wszystko na rowery... I pierwsza niespodzianka: urywa mi się taśma trzymająca hak na dole sakwy. Na szczęście Turysta zawsze jest przygotowany, sznurek jest, scyzoryk jest, raz-dwa i sakwa gotowa do drogi. Przy okazji pakowania opis okolicy snuje wspomniany już konduktor - żadnych z miejsc, o których wspominał, nie odwiedziliśmy, ale zapamiętaliśmy, więc będzie okazja tam wpaść.
Na miejscu w Forcie okazuje się, że przez trzy lata vlepka znika. Niby nic dziwnego, ale początek dobry :-) Wracamy i pakujemy się w szlak leśny prowadzący do Międzyzdrojów. Tam w centrum w cukierni kawa z pączkami (przy okazji zachwycamy się średnią wieku turystek: ca. 60 lat) i jedziemy dalej. Chcemy ominąć trasę 102 i jechać szlakiem, ale koniec końców i tak lądujemy na asfalcie - czarny szlak zjeżdża gdzieś znienacka do portu. Kilka kilometrów dalej pojawia się Zagroda Pokazowa Żubrów, drogowskaz sugeruje, że blisko, więc ruszamy. Blisko... tak, dwa kilometry wzdłuż czarnego szlaku. Ale jak już zajechaliśmy, to zwiedziliśmy sobie, był dzik, sporo żubrow i coś rogatego, co opisali jako "sarna". W międzyczasie pod ławeczką zostawiam waypointa.
Jedziemy dalej szlakiem, tym razem w kierunku Wisełki. W Wisełce wychodzimy na plażę, odpoczywamy, po czym włazimy do wody. Woda jest przyjemnie chłodna, trochę co prawda wybijamy się naszą golizną na tle ludzi ubranych po uszy, ale kąpiel w Bałtyku być musiała. Po wyschnięciu ruszamy dalej - szlakiem. Rezygnujemy z wspięcia się na górę do latarni Kikut i wyjeżdżamy na asfalt. Tu po chwili przydają się krótkofalówki, które zabraliśmy, dzięki nim można porozumiewać się jadąc gęsiego (miały nadajnik i gruszkę, więc było wygodnie). Tak dojeżdżamy aż do Dziwnowa, gdzie wjeżdżamy w las na czerwony szlak prowadzący do Dziwnówka; po drodze teren ciekawie nierówny, dobry do rozjeżdżenia kiedyś, już bez bagażu. W Dziwnówku jemy smażoną rybę i jedziemy dalej w las.
Ponieważ jest jeszcze jasno, decydujemy się jechać o tak sobie bez powodu do Drezewa. Od Trzęsacza wzdłuż torów wąskotorówki prowadzi prosta, droga wyłożona betonowymi płytami. Prosta i nudna. Do wsi docieramy już o zmroku, pusta wieś i tylko pojedyncze, szczekające psy oraz jedna, jedyna latarnia, robią wrażenie jak z horroru. Wracamy do Trzęsacza i dalej docieramy do Rewala, gdzie chwilę szukamy drogi na Niechorze, w Niechorzu odwiedzamy latarnię (po zmroku jest bardzo fajnie podświetlana - na fioletowo) i jedziemy dalej. Pogorzelica okazuje się być sporą miejscowością, przejeżdżamy całą, schodzimy na plażę, odchodzimy kilkaset metrów, znajdujemy dobre, osłonięte miejsce, karimaty, śpiwory, kolacja z winem... i spać. W nocy trochę kropi deszcz, ale wierzchnia warstwa śpiworów jest dobra i taką ilość wody spokojnie odpiera.
Nad ranem budzi nas konduktor - chłopak w naszym wieku - który przy sprawdzaniu biletów pyta, czy te rowery bez kół to nasze. Jako, że mnie zbudził, potrzebuję kilku sekund by trybiki w głowie zaskoczyły, że to był żart.
Świnoujście. Wysiadamy na dworcu i pojawia się to kapitalne uczucie związane z wylądowaniem w nowym miejscu: "Dokąd teraz?". Na szczęście po drodze pojawia się nasz konduktor, podpytujemy go o pierwszy cel naszej podróży, czyli waypoint "Fort Gerharda". Pakujemy wszystko na rowery... I pierwsza niespodzianka: urywa mi się taśma trzymająca hak na dole sakwy. Na szczęście Turysta zawsze jest przygotowany, sznurek jest, scyzoryk jest, raz-dwa i sakwa gotowa do drogi. Przy okazji pakowania opis okolicy snuje wspomniany już konduktor - żadnych z miejsc, o których wspominał, nie odwiedziliśmy, ale zapamiętaliśmy, więc będzie okazja tam wpaść.
Na miejscu w Forcie okazuje się, że przez trzy lata vlepka znika. Niby nic dziwnego, ale początek dobry :-) Wracamy i pakujemy się w szlak leśny prowadzący do Międzyzdrojów. Tam w centrum w cukierni kawa z pączkami (przy okazji zachwycamy się średnią wieku turystek: ca. 60 lat) i jedziemy dalej. Chcemy ominąć trasę 102 i jechać szlakiem, ale koniec końców i tak lądujemy na asfalcie - czarny szlak zjeżdża gdzieś znienacka do portu. Kilka kilometrów dalej pojawia się Zagroda Pokazowa Żubrów, drogowskaz sugeruje, że blisko, więc ruszamy. Blisko... tak, dwa kilometry wzdłuż czarnego szlaku. Ale jak już zajechaliśmy, to zwiedziliśmy sobie, był dzik, sporo żubrow i coś rogatego, co opisali jako "sarna". W międzyczasie pod ławeczką zostawiam waypointa.
Jedziemy dalej szlakiem, tym razem w kierunku Wisełki. W Wisełce wychodzimy na plażę, odpoczywamy, po czym włazimy do wody. Woda jest przyjemnie chłodna, trochę co prawda wybijamy się naszą golizną na tle ludzi ubranych po uszy, ale kąpiel w Bałtyku być musiała. Po wyschnięciu ruszamy dalej - szlakiem. Rezygnujemy z wspięcia się na górę do latarni Kikut i wyjeżdżamy na asfalt. Tu po chwili przydają się krótkofalówki, które zabraliśmy, dzięki nim można porozumiewać się jadąc gęsiego (miały nadajnik i gruszkę, więc było wygodnie). Tak dojeżdżamy aż do Dziwnowa, gdzie wjeżdżamy w las na czerwony szlak prowadzący do Dziwnówka; po drodze teren ciekawie nierówny, dobry do rozjeżdżenia kiedyś, już bez bagażu. W Dziwnówku jemy smażoną rybę i jedziemy dalej w las.
Ponieważ jest jeszcze jasno, decydujemy się jechać o tak sobie bez powodu do Drezewa. Od Trzęsacza wzdłuż torów wąskotorówki prowadzi prosta, droga wyłożona betonowymi płytami. Prosta i nudna. Do wsi docieramy już o zmroku, pusta wieś i tylko pojedyncze, szczekające psy oraz jedna, jedyna latarnia, robią wrażenie jak z horroru. Wracamy do Trzęsacza i dalej docieramy do Rewala, gdzie chwilę szukamy drogi na Niechorze, w Niechorzu odwiedzamy latarnię (po zmroku jest bardzo fajnie podświetlana - na fioletowo) i jedziemy dalej. Pogorzelica okazuje się być sporą miejscowością, przejeżdżamy całą, schodzimy na plażę, odchodzimy kilkaset metrów, znajdujemy dobre, osłonięte miejsce, karimaty, śpiwory, kolacja z winem... i spać. W nocy trochę kropi deszcz, ale wierzchnia warstwa śpiworów jest dobra i taką ilość wody spokojnie odpiera.
- DST 94.51km
- Czas 07:01
- VAVG 13.47km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
fajny pomysł z tymi krótkofalówkami, będę musiał spróbować :>
ostry7 - 16:45 niedziela, 5 lutego 2012 | linkuj
Pogorzelica jest spora tylko w sensie długości, bo stałych mieszkańców jest tam raptem ok. 0,1k. ;)
Gratuluję kąpieli w październiku. ;) mors - 09:17 niedziela, 16 października 2011 | linkuj
Gratuluję kąpieli w październiku. ;) mors - 09:17 niedziela, 16 października 2011 | linkuj
Po kolacji z winem, mając w nogach prawie stówkę, to musiało by nieźle lać, zebyście zauważyli :)
surf-removed - 20:51 czwartek, 13 października 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!