Poniedziałek, 10 października 2011
Kategoria do czytania, sakwy, < 25km
Wyprawa wybrzeżem Bałtyku - epilog
Warszawę osiągamy tuż przed drugą w nocy. Wysiadamy w tempie ekspresowym, bo na Zachodniej długiego postoju nie ma, pakujemy wszystko i kierujemy się do przejścia podziemnego. I tu... po sześciu dniach jazdy z sakwami, po błocie, chodnikach, płytach, w deszczu; tu, w środku Warszawy, tu, w słodkich objęciach cywilizacji... odbywam stosunek seksualny z ptakiem. Czyli, bardziej obrazowo: wyjebałem orła na mokrych schodach znosząc swój rower. Ja na schody, rower na mnie... Gleba okrutna, już czwarty dzień czuję w lewej dłoni nieprzerwane mrowienie, widocznie siniak rozrastając się na łokciu, uciska tam coś.
Wsiadamy na pojazdy, pozostaje do przejechania kilka kilometrów pustą, nocną Warszawą na Bemowo. To jeszcze nie koniec - w domu trzeba wyciągnąć mokry namiot, mokre śpiwory, mokre inne rzeczy i rozwiesić. A potem można już udać się na zasłużony wypoczynek.
KONIEC
Aneks 1: Podsumowanie cyferkowe
Od wyjścia z domu do wejścia do niego przebyliśmy 1498km (dane trasy pociągu za stroną PKP).
Na rowerze przejechaliśmy 523.02 km w 42 godziny i 2 minuty.
Sama trasa wzdłuż wybrzeża miała długość 509,94km i trwała 41h 6min.
Średnio robiliśmy 84.99km dziennie w 6h i 51 minut, co daje średnią prędkość jazdy 12,4km/h.
Aneks 2: Podsumowanie słowno-muzyczne, czyli plusy i minusy
Plusy
1. Pierwszym, nawiększym, niesamowitym plusem tej wyprawy jest Hipcia. To nie ulega wątpliwości. Bez Niej zarówno ta, jak i inne wyprawy i wyjazdy w ogóle nie doszłyby do skutku i nie byłyby tak przyjemne. Pewnie gdybym tę akurat ja planował, w większości byłaby przejechana asfaltem, a tak to mieliśmy okazję przeżyć jednak kilka ciekawszych rzeczy. No cóż, to niewyobrażalne szczęście spotkać Kobietę, która nie ucieka przed deszczem lub śniegiem, tylko stojąc z białymi od zimna rękami i szczękając zębami potrafi powiedzieć "Jest fajnie, idziemy dalej!". Przez prawie jedenaście lat, jak jesteśmy razem, nie udało mi się dojść, czy to rzecz mocnego samozaparcia, czy brak instynktu samozachowawczego ;-) Jednak nie ulega wątpliwości: bez Niej byłoby po prostu do dupy. A skoro była, to wspólna podróż, budzenie się rano pod gołym niebem i świadomość tego, że Ona śpi obok, wspólne rozbijanie obozowiska, wino na śniadanie i kolację... tego za żadne pieniądze nie sprzedam.
2. Ruda, czyli Żołądkowa Gorzka. Najlepszy rozgrzewacz na zimne dni.
3. SPD. Podobno na turystykę lepsze są platformy, ale gdyby nie wpięte stopy, mielibyśmy kilka gleb więcej i na pewno bardziej mokre buty.
4. Czerwony, pieszy szlak wzdłuż wybrzeża. Jedyny dobrze oznaczony szlak, któremu naprawdę można było zaufać.
5. Pogoda. W słońcu, gdy jest ciepło, każdy potrafi jechać, a miło się wspomina, że trasę pokonaliśmy w średnio sprzyjających warunkach.
6. Śpiwory. Były wzięte w trasę bez większego testowania, okazało się, że producent nie kłamie w kwestii określenia temperatur. Sucho i ciepło.
Minusy
1. Szlak R-10. Skoro miał to być międzynarodowy szlak dookoła Bałtyku, spodziewaliśmy się, że będzie można za nim całe wybrzeże przejechać. Pojawiał się i znikał, skręcał w losowych miejscach...
2. Oznakowania szlaków, szczególnie w okolicach Darłowa. Drogowskazy są, ale momentami trzeba i tak ufać mapie, bo za oznakowaniami nigdzie się nie wyjedzie, chyba, że w krzaki.
3. Moje opony. Trzeba było wziąć najgrubsze, jakie miałem, wziąłem średnie i cierpiałem, jadąc po piasku/w błocie.
Wsiadamy na pojazdy, pozostaje do przejechania kilka kilometrów pustą, nocną Warszawą na Bemowo. To jeszcze nie koniec - w domu trzeba wyciągnąć mokry namiot, mokre śpiwory, mokre inne rzeczy i rozwiesić. A potem można już udać się na zasłużony wypoczynek.
KONIEC
Aneks 1: Podsumowanie cyferkowe
Od wyjścia z domu do wejścia do niego przebyliśmy 1498km (dane trasy pociągu za stroną PKP).
Na rowerze przejechaliśmy 523.02 km w 42 godziny i 2 minuty.
Sama trasa wzdłuż wybrzeża miała długość 509,94km i trwała 41h 6min.
Średnio robiliśmy 84.99km dziennie w 6h i 51 minut, co daje średnią prędkość jazdy 12,4km/h.
Aneks 2: Podsumowanie słowno-muzyczne, czyli plusy i minusy
Plusy
1. Pierwszym, nawiększym, niesamowitym plusem tej wyprawy jest Hipcia. To nie ulega wątpliwości. Bez Niej zarówno ta, jak i inne wyprawy i wyjazdy w ogóle nie doszłyby do skutku i nie byłyby tak przyjemne. Pewnie gdybym tę akurat ja planował, w większości byłaby przejechana asfaltem, a tak to mieliśmy okazję przeżyć jednak kilka ciekawszych rzeczy. No cóż, to niewyobrażalne szczęście spotkać Kobietę, która nie ucieka przed deszczem lub śniegiem, tylko stojąc z białymi od zimna rękami i szczękając zębami potrafi powiedzieć "Jest fajnie, idziemy dalej!". Przez prawie jedenaście lat, jak jesteśmy razem, nie udało mi się dojść, czy to rzecz mocnego samozaparcia, czy brak instynktu samozachowawczego ;-) Jednak nie ulega wątpliwości: bez Niej byłoby po prostu do dupy. A skoro była, to wspólna podróż, budzenie się rano pod gołym niebem i świadomość tego, że Ona śpi obok, wspólne rozbijanie obozowiska, wino na śniadanie i kolację... tego za żadne pieniądze nie sprzedam.
2. Ruda, czyli Żołądkowa Gorzka. Najlepszy rozgrzewacz na zimne dni.
3. SPD. Podobno na turystykę lepsze są platformy, ale gdyby nie wpięte stopy, mielibyśmy kilka gleb więcej i na pewno bardziej mokre buty.
4. Czerwony, pieszy szlak wzdłuż wybrzeża. Jedyny dobrze oznaczony szlak, któremu naprawdę można było zaufać.
5. Pogoda. W słońcu, gdy jest ciepło, każdy potrafi jechać, a miło się wspomina, że trasę pokonaliśmy w średnio sprzyjających warunkach.
6. Śpiwory. Były wzięte w trasę bez większego testowania, okazało się, że producent nie kłamie w kwestii określenia temperatur. Sucho i ciepło.
Minusy
1. Szlak R-10. Skoro miał to być międzynarodowy szlak dookoła Bałtyku, spodziewaliśmy się, że będzie można za nim całe wybrzeże przejechać. Pojawiał się i znikał, skręcał w losowych miejscach...
2. Oznakowania szlaków, szczególnie w okolicach Darłowa. Drogowskazy są, ale momentami trzeba i tak ufać mapie, bo za oznakowaniami nigdzie się nie wyjedzie, chyba, że w krzaki.
3. Moje opony. Trzeba było wziąć najgrubsze, jakie miałem, wziąłem średnie i cierpiałem, jadąc po piasku/w błocie.
- DST 6.55km
- Czas 00:31
- VAVG 12.68km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Świetny opis wyprawy (całej) :) Ogólnie masz 'lekkie pióro' czy jak to się w światku 'humanistów' określa ;p
badas - 19:32 wtorek, 25 października 2011 | linkuj
Wy mi bardziej wyglądacie na morsy, niż na hipki. ;)
A kobita zaiste ideał. ;) mors - 16:53 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
A kobita zaiste ideał. ;) mors - 16:53 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
Międzynarodowe szlaki rowerowe w Polsce to jest loteria. Raz może być to niemal autostrada, a za chwilę może być również całkowicie nieprzejezdny.
oelka - 08:00 piątek, 14 października 2011 | linkuj
Szlaki przynajmniej w powiecie koszalińskim są koszmarne, jedynie w gminie sianów niemożna się zgubić. Podziwiam za wytrwałość przy "bardzo miłej" pogodzie ;)
irus - 07:02 piątek, 14 października 2011 | linkuj
irus - 07:02 piątek, 14 października 2011 | linkuj
No tak, żeby przejechać sie szlakiem, trzeba go dpobrze znać, przynajmniej w Polsce :)
surf-removed - 21:22 czwartek, 13 października 2011 | linkuj
surf-removed - 21:22 czwartek, 13 października 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!