Wtorek, 8 listopada 2011
Kategoria do czytania, transport, waypointgame
Z czołówką na... czole
Po niedzielnym autorowerze zostawiliśmy jedną z lampek w samochodzie, rano przed pracą nie było czasu, żeby po nią iść, więc z pracy wracałem z czołówką. Noga wygląda na dobrze się czującą: staram się nie gnać, ale i tak samo wyszło około 30km/h przez Połczyńską i Lazurową. Przy okazji teraz, gdy po remoncie wyczyszczono mi amortyzator, jestem w stanie odróżnić stany zablokowanego i odblokowanego. A dzięki temu również mogę docenić, jak wiele daje na asfalcie sztywny widelec... Jest fajnie, mimo że do odblokowania/zablokowania muszę się zatrzymać i odciążyć koło - inaczej się nie da, zresztą blokada jest przy widelcu, a nie, jak to ma Hipcia, przy kierownicy.
Na kurs pojechaliśmy już normalnym, rozsądnym tempem, bez ciągnięcia mnie w tunelu i ledwoosiągania 25km/h. Po kursie mieliśmy jechać na Służew, odwiedzić dwa nowe waypointy, ale w międzyczasie sprawdziłem, że dopiero co opublikował się Miś. Wybór był prosty: kapliczek już naodwiedzaliśmy się do znudzenia, a taki Miś jest tylko jeden. Szumiąc gumami i dysząc parą ruszyliśmy zatem w kierunku Połczyńskiej, tam zrobiliśmy zejście i już byliśmy nad stawem. Na którym - wypisz, wymaluj - stał sobie Miś. W nocy przypominał raczej jakiegoś minotaura, czy inne straszydło, ale chwilowo się nie ruszał, więc spokojnie spisaliśmy kod. Potem okazało się, że Hipcia zadbała o oprawę wyprawy i, skoro mieliśmy szlajać się nocami, zabrała coś na rozgrzanie się. Miś nadal się nie ruszał, więc postanowiliśmy sprawić, żeby się poruszył... niestety, mieliśmy tylko porcję na rozgrzewkę, a nie porcję po której Misie same zaczynają się ruszać, więc zniechęceni wróciliśmy do domu.
Do pracy rano udało się zebrać zaskakująco sprawnie, więc, dzięki zapasowi czasowemu, mogłem odstawić Hipcię aż do standardowej miejscówki na Grzybowskiej. Na odwózkę pod samą pracę czasu nie starczyło; musielibyśmy wyjść z domu najpóźniej 7:45, żeby się udało.
Na kurs pojechaliśmy już normalnym, rozsądnym tempem, bez ciągnięcia mnie w tunelu i ledwoosiągania 25km/h. Po kursie mieliśmy jechać na Służew, odwiedzić dwa nowe waypointy, ale w międzyczasie sprawdziłem, że dopiero co opublikował się Miś. Wybór był prosty: kapliczek już naodwiedzaliśmy się do znudzenia, a taki Miś jest tylko jeden. Szumiąc gumami i dysząc parą ruszyliśmy zatem w kierunku Połczyńskiej, tam zrobiliśmy zejście i już byliśmy nad stawem. Na którym - wypisz, wymaluj - stał sobie Miś. W nocy przypominał raczej jakiegoś minotaura, czy inne straszydło, ale chwilowo się nie ruszał, więc spokojnie spisaliśmy kod. Potem okazało się, że Hipcia zadbała o oprawę wyprawy i, skoro mieliśmy szlajać się nocami, zabrała coś na rozgrzanie się. Miś nadal się nie ruszał, więc postanowiliśmy sprawić, żeby się poruszył... niestety, mieliśmy tylko porcję na rozgrzewkę, a nie porcję po której Misie same zaczynają się ruszać, więc zniechęceni wróciliśmy do domu.
Do pracy rano udało się zebrać zaskakująco sprawnie, więc, dzięki zapasowi czasowemu, mogłem odstawić Hipcię aż do standardowej miejscówki na Grzybowskiej. Na odwózkę pod samą pracę czasu nie starczyło; musielibyśmy wyjść z domu najpóźniej 7:45, żeby się udało.
- DST 48.18km
- Czas 02:23
- VAVG 20.22km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!