Czwartek, 10 listopada 2011
Kategoria do czytania, transport
Poprawiamy technikę pedałowania
Jako że już tak mam, że jedyne części ciała, które są w stanie mi zmarznąć, to stopy i dłonie, czas nadszedł, by zadbać o komfort dla tychże. W tymże celu poprosiłem Panią moją najmilszą, żeby odkopała mi moje pokrowce na buty. W nich pojechałem na kurs... a akurat wieczór był ciepły :/ Na szczęście, gdy już wracaliśmy, zrobiło się chłodniej i można było rzec, że pokrowce funkcję swą spełniają. Trzeba jeszcze odkopać jesienne rękawiczki i Hipek gotów na zimowe zmagania.
Czas, gdy lewej nogi nie było i musiałem pedałować mocniej prawą (a momentami tylko prawą, gdy lewa zwisała wypięta i odpoczywała), uświadomił mi, że z moją techniką pedałowania jest coś nie tak. Konkretnie: że jej nie ma. Samo ćwiczenie pedałowania jedną tylko nogą pokazało, w których momentach nie dokładam siły, a jedynie transportuję pedał na miejsce. Od dwóch dni zmieniam sobie przełożenie na cięższe i ćwiczę nieprzerwane dostarczanie mocy w korbę. Łydki nie czują się dobrze z tym pomysłem.
Jadąc do pracy odstawiłem Hipcię do przystanku II (Siedmiogrodzka/Karolkowa) i zwinąłem kuper do starego miejsca pracy, odebrać przesyłkę, która jakimś cudem tam trafiła. Smar do łańcucha. W samą porę.
Ostatni kilometr przycisnąłem maksymalnie. To dobry pomysł, tak sobie strzelić na sam koniec. Nogi już rozgrzane, więc można spokojnie zasuwać. Trzeba to też wprowadzić na stałe, jako element tras dojazdowych.
Można by też tak po kursie - ostatnie dwa kilometry (asfalt/ładna ścieżka) pocisnąć na maks... Tylko weź sobie tu człowieku po szesnastu godzinach poza domem, tuż przed północą, ciśnij na maksa...
Czas, gdy lewej nogi nie było i musiałem pedałować mocniej prawą (a momentami tylko prawą, gdy lewa zwisała wypięta i odpoczywała), uświadomił mi, że z moją techniką pedałowania jest coś nie tak. Konkretnie: że jej nie ma. Samo ćwiczenie pedałowania jedną tylko nogą pokazało, w których momentach nie dokładam siły, a jedynie transportuję pedał na miejsce. Od dwóch dni zmieniam sobie przełożenie na cięższe i ćwiczę nieprzerwane dostarczanie mocy w korbę. Łydki nie czują się dobrze z tym pomysłem.
Jadąc do pracy odstawiłem Hipcię do przystanku II (Siedmiogrodzka/Karolkowa) i zwinąłem kuper do starego miejsca pracy, odebrać przesyłkę, która jakimś cudem tam trafiła. Smar do łańcucha. W samą porę.
Ostatni kilometr przycisnąłem maksymalnie. To dobry pomysł, tak sobie strzelić na sam koniec. Nogi już rozgrzane, więc można spokojnie zasuwać. Trzeba to też wprowadzić na stałe, jako element tras dojazdowych.
Można by też tak po kursie - ostatnie dwa kilometry (asfalt/ładna ścieżka) pocisnąć na maks... Tylko weź sobie tu człowieku po szesnastu godzinach poza domem, tuż przed północą, ciśnij na maksa...
- DST 39.77km
- Czas 01:53
- VAVG 21.12km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Mors Wybór w sklepach stacjonarnych, albo jak się czasem mówi "murowanych" w Warszawie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Jak szukasz konkretnych części to te sklepy są często ostatnim miejscem gdzie się da coś kupić. O ile nie szukasz całego roweru z górnej półki cenowej.
oelka - 14:33 niedziela, 13 listopada 2011 | linkuj
Smar był w ramach większego zamówienia. Tamta paczka doszła już chwilę temu, a smaru nie mieli wtedy na magazynie, więc mi go dosłali później. Ot i tajemnica :)
Równie anonimowy Hipek - 11:25 czwartek, 10 listopada 2011 | linkuj
Tak z ciekawości: po co kupować smar wysyłkowo w Wawie?? Za mały wybór w sklepach konwencjonalnych? Dojazd za długi??
Anonimowy mors - 11:22 czwartek, 10 listopada 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!