Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Sobota, 19 listopada 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, > 50 km, kampinos

Nocny Kampinos. Bardzo nocny. I długi.

Przekonać Hipcię do wyjechania w dzień jest jak... porównań jest dużo. W każdym razie to niemożliwe. Oczywiście, tak, to tylko dlatego, że ja nie potrafię wcześniej wstać. I dlatego, że sam chciałem ;)

Startujemy przed 19.00. Kierunek - Laski, znaną i lubianą Arkuszową. Skręcamy w Cyklistów, tam metodą na czuja zagłębiamy się w las szukając szlaku. Znajdujemy żółty, zaraz przy nim czerwony, którym jedziemy sobie nad jeziorko Opaleń. Dalej jedziemy wgłąb żółtym, cichną samochody, a zaczyna się cisza nocnego lasu. W pierwszej chwili przegapiamy Sosnę, ale udaje się odnaleźć zakopany w mchu kod. Dalej żółtym, przy skrzyżowaniu z czarnym: Kamień - symbolizujący udaną szarżę Ułanów Jazłowieckich (Poszli. Z szablami. Na czołgi i broń ciężką. Przeszli. ... Aż ciarki przechodzą.).

Dalej już znanym szlakiem lecimy w kierunku Łomianek. Łomianki, jakie są, każdy widzi. Nudne. Trzeba jednak: zajeżdżamy na wał, jaz odmalowany, naklejki nie ma. Za to cuś łazi po krzakach, ale nie chce się zaprzyjaźniać. Potem inne cuś robi "chlup". Dwa razy w jeziorku Dziekanowskim i raz po prawej stronie. Jeśli takie ryby tam pływają, to strach się kąpać. Dźwięk był, jakby ktoś cegłówkę z dobrej wysokości cisnął do wodu. Może jakiś kokodryl, nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś ucieknięty z nielegalnej hodowli nagle wylazł z krzaków.

Trasa wiedzie na północ w kierunku Łomnej (nuda, nuda...). Kościół znajdujemy, grobowca - nie. Dopiero w domu zorientowaliśmy się, gdzie był - jeden zakręt dalej.

Dalej droga wiedzie do Palmir, gdzie wsiadamy na czarny szlak. Czarny wchodzi w las, przecina asfalt i zaraz za nim odbija w lewo. Które to odbicie przegapiamy i jedziemy radośnie przed siebie. Ładną, brukowaną drogą, bokiem jakiegoś rezerwatu. Gdy w końcu sprawdzamy mapę, nie chce nam się wracać, kompas jest, mapa jest, na zachodzie asfalt czeka. Trochę szlajamy się nieszlakami i wyjeżdżamy przed Janówkiem. Stąd pięknym pasem rowerowym lecimy do Wierszy. Tam odpuszczamy sobie cmentarz - podejrzewam, że za dużo czasu stracimy na szukanie właściwego pomnika, a szukanie pomników nie generuje ciepła i w Wierszach odbijamy na północ w kierunku Kanału Łasica, gdzie czekają: Piwo, punkrock i rowery. Zawsze chciałem odwiedzić to miejsce, to hasło ma w sobie... dużo ma w sobie. Pod śluzą (jazem?) z braku piwa testujemy, czy Ruda na pewno się nie zepsuła w butelce i wracamy. Za Wierszami - w las, żółty szlak. Trochę piachu, ale idzie jechać. Gdzieś po drodze, jest jakiś kanał, przy nim gasimy światła i gapimy się w niebo. Bo jest w co się gapić. Z tego wszystkiego zostawiamy sobie naklejkę. Dalej dojeżdżamy do szlabanów (chyba miejscowość nazywa się Kępiaste). Ja objeżdżam szlaban z lewej, przejeżdżam, patrzę na drogę, Hipcia jedzie z prawej, słyszę za sobą wołanie, odwracam się w samą porę - udaje mi się zobaczyć koncówkę triku, który właśnie robi Hipcia. Stojąc na przednim kole celuje czołem w mech przed sobą. Tylne koło powolutku obraca się w powietrzu. Odblask na szprychach potęguje wrażenie. Niestety, trik się nie udaje, Hipcia nie robi tego, co planowała (jeśli planowała), tylko po prostu się przewraca na bok. Wytłumaczenie: tuż przy szlabanie wyrosła sobie półmetrowa dziura. W którą wjechało przednie koło.

Dalej żółty okazuje się być piaskownicą, więc postanawiamy z niego zrezygnować. Szorujemy na zachód, do asfaltu (po drodze uciekając przed nadpobudliwym psem). Stamtąd już tuż tuż do Leszna, osiągamy je z wynikiem 60km na liczniku. Z Leszna wrócić chcemy znaną trasą przez Pilaszków, po drodze jeszcze przez pole skradamy się do komina, dalej już tylko trasa, trasa i trasa. Mgła, wilgotność, na liczniku i ogólnie na rowerze zaczyna się osadzać szron. Myślimy nawet o dokręceniu do setki, ale rezygnujemy z tego planu. 90km stuka tuż przed domem (Hipci wyszło 1,5km więcej, dziwne, bo mierzyłem oba koła, wygląda na ten sam obwód). Powrót - 3:40. W lecie - zaczynałoby już świtać.

Komentarze
A z tą nocną jazdą to nie jest jakiś wielki problem. Póki się chce jechać, trzeba odjechać od domu tak daleko, jak to możliwe. A potem trzeba wrócić. Autobusów nie ma, taksówka kosztuje fortunę, wybór jest prosty - pedałujemy. :)
Hipek
- 14:02 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Surf:
Dzięki :)

Niewe:
A czy ja piszę, że jeździłeś? Nie, absolutnie. A wtedy, jak nie jeździłeś, to pod jakim nickiem? :D
Hipek
- 13:38 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Ale wyczyn, czapki z głów :)
surf-removed
- 13:23 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Do nocnej jazdy.
A ja za naklejkami nigdy nie jeździłem. To ohydne pomówienie ;)
Usuń ze znajomych tych co ci to powiedzieli.
Niewe
- 11:33 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Zacięcie do waypointów, czy nocnej jazdy?
Niektórzy mówią, że swego czasu i Ty jeździłeś za naklejkami. :)
Hipek
- 11:15 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Macie zacięcie, muszę przyznać.
Niewe
- 11:06 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl