Sobota, 26 listopada 2011
Kategoria do czytania, < 25km
Jak Alleypiast wziął i się...
Od dawien dawna wiadomo, że trzeba uważać na to, co sobie człowiek życzy, szczególnie głośno. Tak, jak przy złotej rybce, kiedy mówiąc, że chce się mieć fujarę do samej ziemi, powinno się przewidzieć, że leniwa rybka zamiast przedłużyć to, co powinna, pozbawi nas obu nóg (chociaż to działa w obie strony: przy "chciałbym mieć fujarę jak niemowlę", można się spodziewać kilkudziesięciu centymetrów i trzech kilo wagi). Tak i ja, wczoraj, napisałem, że walka o pierwsze miejsce jest bez sensu. Zatem, żebym czasami nie zmienił zdania, w nocy z piątku na sobotę poczułem gorączkę. Potem doszło cuś w układzie pokarmowym... i tak sobota zaczęła się od leżenia. I trochę siedzenia.
W międzyczasie nieopatrznie pokazałem Hipci filmową zajawkęAlleypiasta, więc wyboru już nie było. O właściwej godzinie spróbowaliśmy. Zlazłem z łóżka, ubrałem się, nawet ruszając się i pobudzając krążenie, poczułem się lepiej. Wsiadłem na rower... i tu już poczułem, że jest inaczej, niż zwykle. Gdy wyszliśmy na prostą przy Górczewskiej, Hipcia zluzowałą pedały, poczekała na mnie i zapytała:
- My się chyba śpieszymy? Będziesz się tak wlókł?
- Nie, kochanie, mylisz się. - odrzekłem - Ja się nie wlokę. Ja
obecnie nakurwiam.
I to była prawda. Uda pracowały tak, że bolały tym głuchym bólem, który pozostaje w ztrętwiałych mięśniach po zastrzyku, płuca pracowały jak miechy, wzrok skupiony tylko na wąskim pasie dróżki przed sobą... a licznik nieubłaganie wskazuje 16km/h. Tu już wiedziałem, że złym pomysłem jest jechanie nawet 10km na miejsce zbiórki, powiedzenie "Heja!" i wracanie do domu. Na wszelki wypadek (dzięki, zasmarkana złota rybko) organizm stwierdził, że przypilnuje, żebym głupot nie robił. Na wysokości skrzyżowania z Lazurową poczułem, ze plan przejażdżki planuje się zesrać. Tyle, że dosłownie.
Wróciliśmy trochę naokoło, żeby nie było, że wracamy tą samą drogą: Lazurowa -> Dywizjonu. Tam na szczęście powiało w plecy.
W międzyczasie nieopatrznie pokazałem Hipci filmową zajawkęAlleypiasta, więc wyboru już nie było. O właściwej godzinie spróbowaliśmy. Zlazłem z łóżka, ubrałem się, nawet ruszając się i pobudzając krążenie, poczułem się lepiej. Wsiadłem na rower... i tu już poczułem, że jest inaczej, niż zwykle. Gdy wyszliśmy na prostą przy Górczewskiej, Hipcia zluzowałą pedały, poczekała na mnie i zapytała:
- My się chyba śpieszymy? Będziesz się tak wlókł?
- Nie, kochanie, mylisz się. - odrzekłem - Ja się nie wlokę. Ja
obecnie nakurwiam.
I to była prawda. Uda pracowały tak, że bolały tym głuchym bólem, który pozostaje w ztrętwiałych mięśniach po zastrzyku, płuca pracowały jak miechy, wzrok skupiony tylko na wąskim pasie dróżki przed sobą... a licznik nieubłaganie wskazuje 16km/h. Tu już wiedziałem, że złym pomysłem jest jechanie nawet 10km na miejsce zbiórki, powiedzenie "Heja!" i wracanie do domu. Na wszelki wypadek (dzięki, zasmarkana złota rybko) organizm stwierdził, że przypilnuje, żebym głupot nie robił. Na wysokości skrzyżowania z Lazurową poczułem, ze plan przejażdżki planuje się zesrać. Tyle, że dosłownie.
Wróciliśmy trochę naokoło, żeby nie było, że wracamy tą samą drogą: Lazurowa -> Dywizjonu. Tam na szczęście powiało w plecy.
- DST 3.81km
- Czas 00:12
- VAVG 19.05km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Rotawiry? Pewnie od e-wary ;p
Kiedy dostałem tego w robocie, narobiłem baboli, później 4km do domu robiłem z 4 przerwami, a jak wróciłem, to spałem 20h.. mors - 17:04 czwartek, 1 grudnia 2011 | linkuj
Kiedy dostałem tego w robocie, narobiłem baboli, później 4km do domu robiłem z 4 przerwami, a jak wróciłem, to spałem 20h.. mors - 17:04 czwartek, 1 grudnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!