Poniedziałek, 2 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
Sezon nigdy się nie kończy
Gdybym był jakąś przesądną fujarą, to pewnie powiedziałbym jakieś mądrości typu "jaka pierwsza droga do pracy, taki cały rok". Przesądny jednak nie jestem, zatem napiszę: przynajmniej mogłem się przespacerować po deszczowej Warszawie. Po dwóch i pół kilometra tylne koło zrobiło "fiu!" i pozostałe cztery już sobie przespacerowałem: cała trasa zajęła mi około godziny, czyli nadal szybciej, niż gdybym jechał samochodem. W sumie, nawet idąc bezposrednio z domu, byłbym szybciej niż samochodem. Coraz bardziej lubię marsze, szkoda, że musiałem tupać sam.
Małe podsumowanie końcówki 2011: spodziewałem się w ostatnim wpisie z tamtego roku, że może to być ostatnia wycieczka i tak faktycznie było. Mieliśmy co prawda plan, żeby w Sylwestra gdzieś sobie śmignąć, tudzież pojechać w okolicach północy gdzieś w KPN, ale coś wiedziałem, że na trzeźwo to nie wyjdzie, więc temat został nieruszony. Rok zamknąłem z dystansem 8404km, co jest nowym rekordem rocznego przebiegu; nie uznaję postawien noworocznych, ale mam silne podstawy, żeby przypuszczać, że w 2012, o ile nie przeszkodzą kontuzje, dystans będzie miał pięć cyfr. Więcej podsumowań nie będzie: było fajnie, w 2012 mam nadzieję, że będzie nie gorzej, zwłaszcza, że w przygotowaniu jest co najmniej jeden wyjazd sakwiarski.
Końcowka roku, chronologicznie:
- jako, że już rok temu usunąłem datę moich urodzin z Facebooka, życzenia, podobnie jak rok temu, złożyły mi (prócz mojej rodziny i Hipci i jej rodziny) dwie osoby. Wynik dobry, spodziewany i pożądany. Prezenty też dostałem, od Hipci m.in. nowy licznik, taki, że na wypasie, liczy średnią i max speeda. Mój stary, zamoczony, przejechany przez samochód już coraz gorzej się spisuje.
- święta - minęły, na szczęście szybko. Się okazało, że teściowa tnie kilometraże na rowerku treningowym i w tym roku będzie kupowała sobie rower na dojazdy do pracy.
- czas międzyświąteczny: spędzony aktywnie, przyjemnie i tylko we dwoje. Głównie z okazji na fakt, że w tych dniach przypada nam rocznica. Ot, jedenaście lat razem. Trochę tego już jest.
No, to by było na tyle. Miłego!
Małe podsumowanie końcówki 2011: spodziewałem się w ostatnim wpisie z tamtego roku, że może to być ostatnia wycieczka i tak faktycznie było. Mieliśmy co prawda plan, żeby w Sylwestra gdzieś sobie śmignąć, tudzież pojechać w okolicach północy gdzieś w KPN, ale coś wiedziałem, że na trzeźwo to nie wyjdzie, więc temat został nieruszony. Rok zamknąłem z dystansem 8404km, co jest nowym rekordem rocznego przebiegu; nie uznaję postawien noworocznych, ale mam silne podstawy, żeby przypuszczać, że w 2012, o ile nie przeszkodzą kontuzje, dystans będzie miał pięć cyfr. Więcej podsumowań nie będzie: było fajnie, w 2012 mam nadzieję, że będzie nie gorzej, zwłaszcza, że w przygotowaniu jest co najmniej jeden wyjazd sakwiarski.
Końcowka roku, chronologicznie:
- jako, że już rok temu usunąłem datę moich urodzin z Facebooka, życzenia, podobnie jak rok temu, złożyły mi (prócz mojej rodziny i Hipci i jej rodziny) dwie osoby. Wynik dobry, spodziewany i pożądany. Prezenty też dostałem, od Hipci m.in. nowy licznik, taki, że na wypasie, liczy średnią i max speeda. Mój stary, zamoczony, przejechany przez samochód już coraz gorzej się spisuje.
- święta - minęły, na szczęście szybko. Się okazało, że teściowa tnie kilometraże na rowerku treningowym i w tym roku będzie kupowała sobie rower na dojazdy do pracy.
- czas międzyświąteczny: spędzony aktywnie, przyjemnie i tylko we dwoje. Głównie z okazji na fakt, że w tych dniach przypada nam rocznica. Ot, jedenaście lat razem. Trochę tego już jest.
No, to by było na tyle. Miłego!
- DST 2.55km
- Czas 00:08
- VAVG 19.12km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!