Wtorek, 13 marca 2012
Kategoria do czytania, transport
Złowieszczy rechot za plecami
W końcu strzelę sobie jakiś dłuższy wpis, żeby Morsowi przykro nie było, że przez niego przestałem pisać. :)
Z pracy musiałem wrócić sprawnie, bo czekała na mnie przesyłka na poczcie z terminem DO DZISIAJ. Wpadłem do domu, zabrałem awizo i stanąłem w kolejce, numerek wskazywał sześćdziesiąt dwie osoby przede mną. Z nudów zacząłem przeglądać awizo i... Karteczki były dwie: jedna z moim nazwiskiem, do przyszłego piątku, druga z nazwiskiem poprzedniego lokatora - do dzisiaj. Wróciłem zatem do domu, zmarnowawszy kwadrans na swoją niechęć do uważnego czytania (bo na pierwszy rzut oka się zgadzało: on miał nazwisko na "W" i ja mam imię na "W" ;) ).
Z domu wyszliśmy na kurs ze sporym zapasem, bo ostatnio jazdy nasze szły średnio sprawnie - rower Hipci nie współpracował, jechaliśmy zatem wolniej. Teraz, w okolicy Statoila wyjechaliśmy na jezdnię, zaczynam się rozpędzać, zanim zdążyłem pomyśleć, że coś szybko jadę, a Hipcia pewnie ma tam ciężko i wypadałoby poczekać, usłyszałem za plecami złowieszczy rechot. Obejrzałem się: siedzi, gad, człowiekowi na kole i do tego rechocze. No dobrze, skoro tak, to przyspieszamy: 28km/h. Oglądam się - nadal tam siedzi i podkrzykuje "szybciej, bo zaraz Ci w koło wjadę". Wyrównałem pod trzydzieści i tak sobie jechaliśmy. Przyjemna odmiana. Boję się, co będzie, jak jej ten rower naprawią.
Złowieszczy rechot jeszcze kilka razy pojawiał się w okolicy moich pleców, przypominając mi, że coś wolno jadę. Albo, że KOMUŚ jedzie się dobrze. Tak czy inaczej, rower potrzebuje serwisu i to mozliwie szybko. Mój za to przestał zachowywać się jak kołowrotek, suport strzela tylko od czasu do czasu. Zatem wytrzyma do przyszłego czwartku, kiedy to jest dobry termin na serwisowanie, bo wyjeżdżamy na trzy dni bez rowerów.
Do pracy też jakoś fajnie się jechało, przez chwilę myślalem, że widzimy Chrabu, ale jednak to nie był on, obawiam się, że go nie poznam bez maski, więc, Chrabu, machaj wyraźnie, jak się będziemy mijać następnym razem. ;)
W okolicy Prymasa facet skręcający na parking przy salonie Toyoty (?), jadący nam z naprzeciwka, postanawia nas nie zauważyć. Zajeżdża drogę, Hipcia cudem daje radę wyhamować kilkanaście centymetrów od jego drzwi, a facet... nadal nas nie zauważył. W tym momencie pozwoliłem sobie wyrazić możliwie krótko, głośno i wulgarnie, cały czas mając przed oczami Hipcię wbijającą się w bok wyniunianego, czarnego autka, co myślę o tej sytuacji. Facet odjechał nam z drogi, ale gdy przystanąłem na moment, otworzył okno po stronie pasażera. Takiego zaproszenia postanowiłem nie ignorować i grzecznie podszedłem, zadając głośno bardzo proste pytanie "Kto ma tu pierwszeństwo, ty czy my?". Facet w tym momencie zachował się bardzo nieelegancko, bardzo nie fair i w ogóle do dupy, bo odpowiedział: "Wy. Przepraszam, zamyśliłem się.", do tego zrobił żółwika, chowając głowę w ramiona z przestraszoną miną. Noż, cholera jasna, kiedy już podchodzę jak burza gradowa do czyjegoś okna, to chociaż dałby jakąś radość z pyskówki, a ten od razu przeprasza. Zepsuje ci taki zabawę od razu na samym początku.
Czasu na szczęście wystarczyło, żeby Hipcię odprowadzić do przystanku nr I.
Z pracy musiałem wrócić sprawnie, bo czekała na mnie przesyłka na poczcie z terminem DO DZISIAJ. Wpadłem do domu, zabrałem awizo i stanąłem w kolejce, numerek wskazywał sześćdziesiąt dwie osoby przede mną. Z nudów zacząłem przeglądać awizo i... Karteczki były dwie: jedna z moim nazwiskiem, do przyszłego piątku, druga z nazwiskiem poprzedniego lokatora - do dzisiaj. Wróciłem zatem do domu, zmarnowawszy kwadrans na swoją niechęć do uważnego czytania (bo na pierwszy rzut oka się zgadzało: on miał nazwisko na "W" i ja mam imię na "W" ;) ).
Z domu wyszliśmy na kurs ze sporym zapasem, bo ostatnio jazdy nasze szły średnio sprawnie - rower Hipci nie współpracował, jechaliśmy zatem wolniej. Teraz, w okolicy Statoila wyjechaliśmy na jezdnię, zaczynam się rozpędzać, zanim zdążyłem pomyśleć, że coś szybko jadę, a Hipcia pewnie ma tam ciężko i wypadałoby poczekać, usłyszałem za plecami złowieszczy rechot. Obejrzałem się: siedzi, gad, człowiekowi na kole i do tego rechocze. No dobrze, skoro tak, to przyspieszamy: 28km/h. Oglądam się - nadal tam siedzi i podkrzykuje "szybciej, bo zaraz Ci w koło wjadę". Wyrównałem pod trzydzieści i tak sobie jechaliśmy. Przyjemna odmiana. Boję się, co będzie, jak jej ten rower naprawią.
Złowieszczy rechot jeszcze kilka razy pojawiał się w okolicy moich pleców, przypominając mi, że coś wolno jadę. Albo, że KOMUŚ jedzie się dobrze. Tak czy inaczej, rower potrzebuje serwisu i to mozliwie szybko. Mój za to przestał zachowywać się jak kołowrotek, suport strzela tylko od czasu do czasu. Zatem wytrzyma do przyszłego czwartku, kiedy to jest dobry termin na serwisowanie, bo wyjeżdżamy na trzy dni bez rowerów.
Do pracy też jakoś fajnie się jechało, przez chwilę myślalem, że widzimy Chrabu, ale jednak to nie był on, obawiam się, że go nie poznam bez maski, więc, Chrabu, machaj wyraźnie, jak się będziemy mijać następnym razem. ;)
W okolicy Prymasa facet skręcający na parking przy salonie Toyoty (?), jadący nam z naprzeciwka, postanawia nas nie zauważyć. Zajeżdża drogę, Hipcia cudem daje radę wyhamować kilkanaście centymetrów od jego drzwi, a facet... nadal nas nie zauważył. W tym momencie pozwoliłem sobie wyrazić możliwie krótko, głośno i wulgarnie, cały czas mając przed oczami Hipcię wbijającą się w bok wyniunianego, czarnego autka, co myślę o tej sytuacji. Facet odjechał nam z drogi, ale gdy przystanąłem na moment, otworzył okno po stronie pasażera. Takiego zaproszenia postanowiłem nie ignorować i grzecznie podszedłem, zadając głośno bardzo proste pytanie "Kto ma tu pierwszeństwo, ty czy my?". Facet w tym momencie zachował się bardzo nieelegancko, bardzo nie fair i w ogóle do dupy, bo odpowiedział: "Wy. Przepraszam, zamyśliłem się.", do tego zrobił żółwika, chowając głowę w ramiona z przestraszoną miną. Noż, cholera jasna, kiedy już podchodzę jak burza gradowa do czyjegoś okna, to chociaż dałby jakąś radość z pyskówki, a ten od razu przeprasza. Zepsuje ci taki zabawę od razu na samym początku.
Czasu na szczęście wystarczyło, żeby Hipcię odprowadzić do przystanku nr I.
- DST 41.16km
- Czas 02:01
- VAVG 20.41km/h
- VMAX 40.03km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Jasne, będę machał. Chyba, że też Was nie poznam... . Teraz różnie jeżdżę do pracy i możliwe, że zobaczymy się dopiero w kwietniu.
Ciesz się, że gość nie dodał na końcu, że:
- sam jeździ na rowerze,
- macie fajne rowery
- podziwia to, że Wy jeździcie. chociaż to nie, bo w końcu już jest ciepło... chrabu - 18:26 wtorek, 13 marca 2012 | linkuj
Ciesz się, że gość nie dodał na końcu, że:
- sam jeździ na rowerze,
- macie fajne rowery
- podziwia to, że Wy jeździcie. chociaż to nie, bo w końcu już jest ciepło... chrabu - 18:26 wtorek, 13 marca 2012 | linkuj
Gościu naprawde bezczelny. Zero wyzwisk, zero gróźb?!
Jak żyć, jak żyć??!! Niewe - 11:56 wtorek, 13 marca 2012 | linkuj
Jak żyć, jak żyć??!! Niewe - 11:56 wtorek, 13 marca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!