Sobota, 14 kwietnia 2012
Kategoria transport, do czytania
Dlaczego nie lubię jeździć w dzień?
Takie pytanie zadają mi czasami ludzie. A mają ku temu podstawy, bo i rowerem, i samochodem wolę jeździć, gdy jest co najmniej ciemno. W przypadku samochodu w ogóle nie uznaję innej opcji niż jazda w trasę w środku nocy, startując w okolicy pierwszej-drugiej. O ile z tym samochodem przy każdej trasie upewniam się, że robię słusznie, o tyle z rowerem zacząłem tracić pewność. Na szczęście Matka Natura postanowiła mi o tym przypomnieć.
W sobotę, jak wiadomo, było mokro, ale zaczęło powoli wyłazić słońce. A jak słońce i wczesna wiosna, i weekend, to na ulice wyłażą spragnieni słońca obywatele. I naprawdę, ja jestem bardzo tolerancyjnym człowiekiem. Generalnie nic, zupełnie nic mi nie przeszkadza, dopóki ktoś nie próbuje:
a) zrobić mi krzywdy
b) zrobić sobie krzywdy o mnie i narobić mi problemów
c) wkurwić mnie.
W sobotę mieliśmy kumulację. Piesi to piesi, oni zawsze robią swoje, tyle, że wylazło ich więcej. Do nich nic nie mam, oni nie umieją inaczej. Ale rowerowa brać wzięła się za popisy. Zjeżdżanie do (swojej) lewej strony przejazdu rowerowego, do lewej strony DDR, skręcanie bez patrzenia, uczenie dzieci jeździć na DDR i wiele innych pomysłów... czyli to, co mamy standardowo w lecie, ale w wersji razy dziesięć i co kilkadziesiąt metrów. Panu posłu Mroczku, który tak dzielnie walczy o prawa rowerzystów, który napisał, że rowery są czasami, niestety, zmuszone jechać po jezdni, pewnie zrzedłaby mina, gdyby poczuł tę samą ulgę, którą oboje poczuliśmy, gdy skończył się DDR przy Powstańców i mogliśmy wreszcie, jak ludzie, zjechać na jezdnię i między wszystkimi samochodami poczuć się bezpiecznie, jak nigdy podczas tej wycieczki.
W sobotę, jak wiadomo, było mokro, ale zaczęło powoli wyłazić słońce. A jak słońce i wczesna wiosna, i weekend, to na ulice wyłażą spragnieni słońca obywatele. I naprawdę, ja jestem bardzo tolerancyjnym człowiekiem. Generalnie nic, zupełnie nic mi nie przeszkadza, dopóki ktoś nie próbuje:
a) zrobić mi krzywdy
b) zrobić sobie krzywdy o mnie i narobić mi problemów
c) wkurwić mnie.
W sobotę mieliśmy kumulację. Piesi to piesi, oni zawsze robią swoje, tyle, że wylazło ich więcej. Do nich nic nie mam, oni nie umieją inaczej. Ale rowerowa brać wzięła się za popisy. Zjeżdżanie do (swojej) lewej strony przejazdu rowerowego, do lewej strony DDR, skręcanie bez patrzenia, uczenie dzieci jeździć na DDR i wiele innych pomysłów... czyli to, co mamy standardowo w lecie, ale w wersji razy dziesięć i co kilkadziesiąt metrów. Panu posłu Mroczku, który tak dzielnie walczy o prawa rowerzystów, który napisał, że rowery są czasami, niestety, zmuszone jechać po jezdni, pewnie zrzedłaby mina, gdyby poczuł tę samą ulgę, którą oboje poczuliśmy, gdy skończył się DDR przy Powstańców i mogliśmy wreszcie, jak ludzie, zjechać na jezdnię i między wszystkimi samochodami poczuć się bezpiecznie, jak nigdy podczas tej wycieczki.
- DST 17.78km
- Czas 00:49
- VAVG 21.77km/h
- VMAX 36.06km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
O tak, to jest ulga jak się kończy DDR i można legalnie ulicą jechać.
W Chotomowie jest ciąg pieszo rowerowy. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie znak zakazu jazdy rowerem po ulicy. Jakiś urzędnik chyba zrobił to celowo, żeby mógł szybciej jechać swoim autem. chrabu - 17:20 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj
W Chotomowie jest ciąg pieszo rowerowy. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie znak zakazu jazdy rowerem po ulicy. Jakiś urzędnik chyba zrobił to celowo, żeby mógł szybciej jechać swoim autem. chrabu - 17:20 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!