Czwartek, 6 czerwca 2013
Kategoria > 100km, do czytania, sakwy
Norwegia 2013: (8)
Rozdział 8: Oszustwo po bezludnym terenie
Zbudziło nas słońce, tak skutecznie, że jedynym ratunkiem było natychmiastowe opuszczenie namiotu. Skoro już udało się nam wyjść, to spakowaliśmy wszystko i wysoko, na skale, w towarzystwie czyjegoś bielutkiego kręgosłupa, zjedliśmy śniadanie.
Ruszyliśmy przyjemnym terenem, przez chwilę widząc orła, którego dopisaliśmy do listy napotkanych w Norwegii zwierzaków. Potem czekał nas podwodny, chłodny tunel, a po nim jeszcze kilka (chyba osiem); w jednym z nich wjechaliśmy do Troms. Droga poza dwiema niewielkimi miejscowościami prowadziła przez same bezludne tereny, co nie dawało nam większych szans na udane zakupy, ale zdecydowanie podnosiło jakość jazdy. Zjedliśmy ostatnie zapasy nad strumykiem, po czym zjechaliśmy aż do skrzyżowania z drogą 85. Na skrzyżowaniu zapytałem o sklepy, opcje były dwie: Lødingen, z odbiciem na 3 km z trasy, albo Konksvik z ryzykiem, że nie zdążymy w godzinach otwarcia.
Z tego miejsca droga prowadziła przez ląd, było trochę mocniejszych podjazdów, a i ruch ciężarowy nieco się wzmocnił. W końcu dojechaliśmy do skrzyżowania i postanowiliśmy nieco oszukać: sakwy zostały schowane w krzakach, jeden z worów transportowych przyczepiony do roweru i ruszyliśmy tak na lekko. Tak dziwnie, chybotliwym rowerem, z zaskakującą prędkością.
Lødingen wyglądało na niewielkie miasto, minęliśmy przystań, po czym zagłębiliśmy się wewnątrz. Pokonaliśmy spory kawałek wąskimi uliczkami i na szczęście znaleźliśmy sklep. Tam wewnątrz zepsułem automat do zwrotów, probując oddać zgniecioną puszkę... Zwinęliśmy się i już dociążeni w połowie (ja) wróciliśmy do miejsca ukrycia depozytu. Spakowanie wszystkiego zajęło nam chwilę, bo krzaki były na niewielkiej skarpie, trzeba było trochę się nachodzić. Gdy dojechaliśmy do Kongsvik, okazało się, że do sklepu, nawet doliczając czas poświęcony na zakupy, nie zdążylibyśmy w porę.
Pod koniec dnia zrobiło się chłodno. Nie mieliśmy pewności, czy za widoczną w oddali wioską znajdziemy coś wygodnego, więc przekopaliśmy się przez lasek i na płaskim terenie nad wodą rozbiliśmy namiot. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zaszyliśmy się w namiocie, słuchając, jak po wodzie, niedaleko nas, przepływają w kierunku Lødingen barki.
Zbudziło nas słońce, tak skutecznie, że jedynym ratunkiem było natychmiastowe opuszczenie namiotu. Skoro już udało się nam wyjść, to spakowaliśmy wszystko i wysoko, na skale, w towarzystwie czyjegoś bielutkiego kręgosłupa, zjedliśmy śniadanie.
Ruszyliśmy przyjemnym terenem, przez chwilę widząc orła, którego dopisaliśmy do listy napotkanych w Norwegii zwierzaków. Potem czekał nas podwodny, chłodny tunel, a po nim jeszcze kilka (chyba osiem); w jednym z nich wjechaliśmy do Troms. Droga poza dwiema niewielkimi miejscowościami prowadziła przez same bezludne tereny, co nie dawało nam większych szans na udane zakupy, ale zdecydowanie podnosiło jakość jazdy. Zjedliśmy ostatnie zapasy nad strumykiem, po czym zjechaliśmy aż do skrzyżowania z drogą 85. Na skrzyżowaniu zapytałem o sklepy, opcje były dwie: Lødingen, z odbiciem na 3 km z trasy, albo Konksvik z ryzykiem, że nie zdążymy w godzinach otwarcia.
Z tego miejsca droga prowadziła przez ląd, było trochę mocniejszych podjazdów, a i ruch ciężarowy nieco się wzmocnił. W końcu dojechaliśmy do skrzyżowania i postanowiliśmy nieco oszukać: sakwy zostały schowane w krzakach, jeden z worów transportowych przyczepiony do roweru i ruszyliśmy tak na lekko. Tak dziwnie, chybotliwym rowerem, z zaskakującą prędkością.
Lødingen wyglądało na niewielkie miasto, minęliśmy przystań, po czym zagłębiliśmy się wewnątrz. Pokonaliśmy spory kawałek wąskimi uliczkami i na szczęście znaleźliśmy sklep. Tam wewnątrz zepsułem automat do zwrotów, probując oddać zgniecioną puszkę... Zwinęliśmy się i już dociążeni w połowie (ja) wróciliśmy do miejsca ukrycia depozytu. Spakowanie wszystkiego zajęło nam chwilę, bo krzaki były na niewielkiej skarpie, trzeba było trochę się nachodzić. Gdy dojechaliśmy do Kongsvik, okazało się, że do sklepu, nawet doliczając czas poświęcony na zakupy, nie zdążylibyśmy w porę.
Pod koniec dnia zrobiło się chłodno. Nie mieliśmy pewności, czy za widoczną w oddali wioską znajdziemy coś wygodnego, więc przekopaliśmy się przez lasek i na płaskim terenie nad wodą rozbiliśmy namiot. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zaszyliśmy się w namiocie, słuchając, jak po wodzie, niedaleko nas, przepływają w kierunku Lødingen barki.
- DST 132.63km
- Czas 08:50
- VAVG 15.01km/h
- VMAX 62.18km/h
- Sprzęt Zenon
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!