Niedziela, 16 czerwca 2013
Kategoria < 25km, do czytania, sakwy
Norwegia 2013: z lotniska
Z lotniska, czyli podsumowanie
Droga do domu była krótka: trzynaście kilometrów po płaskim poleciało dość szybko. Było pusto, w końcu była już prawie północ. W domu okazało się, że zostawiliśmy przezornie kilka puszek w lodówce, więc walnęliśmy bagaże pod ścianą w pokoju i wypiwszy tradycyjnego Wściekłego Psa, zaczęliśmy przygotowywać się do normalnego życia. Wszystko było dograne około drugiej, wtedy zasnęliśmy. A następnego dnia... niestety do pracy!
Teraz czas na dwa słowa podsumowania, wniosków i inszych rzeczy związanych z widzeniem sprawy już z perspektywy ukończonego wyjazdu.
1. Cele rowerowe
Cele rowerowe były zasadniczo dwa: dojechać na Nordkapp i przekroczyć 2000 km podczas wyprawy. Oba udało się spokojnie spełnić, cała wyprawa objęła ponad 2260 km, mamy świadomość tego, że mogliśmy spokojnie zwiedzić więcej, bo każdy z noclegów był wynikiem rozsądku ("o, tu jest sympatycznie", "może teraz, bo potem może nie być miejsca") a nie wynikiem braku sił.
Z celów nierowerowych mieliśmy na liście piesze odwiedzenie Knivskjellodden, ale zgodnie uznajemy, że wycieczka do Havøysund i droga 889 były warte tego, żeby darować sobie sześć godzin kiepskiego i nudnego trekkingu.
2. Sprzęt noclegowy
Dla ciekawych:
- namiot: Eureka Wabakimi II
- śpiwory: Mammut Nordic III-season
- karimaty: Therm-a-Rest Ridge Rest Solar
- bielizna: Brubeck, z wełny merynosów
Wszystko sprawdziło się, podobnie jak na poprzedniej wyprawie. Namiot, mimo swojego płaskiego dachu, po raz kolejny udowodnił, że nie pozwala kałużom odkładać się na sobie, a szerokie przedsionki umożliwiają schowanie całego bagażu pod spodem (szczególnie w Polsce gwarantowało to spokojny sen, ale i w Norwegii ułatwia to grzebanie po sakwach w deszczu). Długość sypialni pozwala na upchnięcie sporej ilości rzeczy w nogach, bez wpływu na ilość miejsca na sen. Śpiwory w zestawie z bielizną, cieple, mieliśmy w zapasie wkładki do śpiworów, ale nie musieliśmy ani razu z nich korzystać.
3. Rzeczy przeciwdeszczowe
Tu popełniliśmy błąd: zaufaliśmy komuś bez własnych testów. Płaszczom ogrodniczym z Leroy Merlin wystarczył rok, by guma sparciała i woda mogła się raczej swobodnie przelewać do środka. To tylko moje zdanie, bo Hipcia jest nawet zadowolona. O tym, że będą nieoddychające, wiedzieliśmy, wzięliśmy je na wszelki wypadek, jako uzupełnienie... Innymi słowy: niepotrzebnie ciągnęliśmy to ze sobą.
Kurtki - dają radę na godzinnym deszczu, który nie jest konsekwentną, niszczącą ulewą; wiedzieliśmy o tym i akceptowaliśmy sytuację. Można rozejrzeć się za czymś lepszym, ale nie ma ciśnienia na pilne zmiany.
Spodnie z Decathlonu dają radę do pewnego czasu, Hipci, nowe, działały nieco lepiej, moje, chyba już dwuletnie, dość szybko przewodziły wodę na uda. Z nogami jednak problemu nie ma, w końcu pracują i wilgoć nie wpływa strasznie na ich temperaturę, zresztą wystarczyło kilkanaście minut jazdy na sucho, by wszystko doszło do siebie.
Pokrowce na buty z firmy BBB. Porażka. Przewodziły wodę do buta niepokojąco szybko, wskutek czego od jednego z pierwszych dni aż do samej Warszawy miałem nieustannie mokre buty (ze dwa-trzy razy przeszły w stan "wilgotne"). Mokre stopy nie przeszkadzały, nie było aż tak zimno, ale, jeśli już bierzemy ochraniacze, to w jakimś celu, buty zmoczyć potrafię i bez nich. Zdecydowanie trzeba rozejrzeć się za alternatywą.
4. Bagaż
Już wyjeżdżając byliśmy świadomi, że niektóre rzeczy bierzemy niepotrzebnie, ale woleliśmy je zabrać na wszelki wypadek, w sumie nie ważą tyle, żeby nas hamowały, a będzie z czego wyciągać wnioski, w końcu to nasza druga taka wyprawa. Analizując wszystko po wyprawie doszliśmy do wniosku, że poza pojedynczymi pierdołami wszystko, co wzięliśmy, było używane. Nie oznacza to, że nie udałoby się jeszcze tego zminimalizować; na pewno można się pozbyć zupełnie spokojnie jeszcze 1-2 kg.
Osakwienie Crosso spisało się dobrze, wór transportowy Colemana - również. Pozostaje sprawdzenie, czy wór transportowy Crosso zamókł przez nasze złe zwinięcie, czy też trzeba go będzie reklamowac.
5. Sprzęt rowerowy
Przed wyprawą mieliśmy nowe, zaplecione koła. Piasty SLX-LX-XT (jeśli komuś zależy, mogę podać, która była gdzie), obręcze na tył: Hipcia - Mavic 319a, ja - AlexRims DH19. Z przodu Hipcia miała Mach1 Neuro Disc, ja - oryginalną obręcz, którą dostałem w rowerze, też jakiegoś Macha. Szprychy - DT Swiss 2 mm. Problemów nie stwierdzono żadnych.
Dobrym pomysłem okazała się zmiana kaset na oferujące lżejsze przełożenia; poza pękniętym łańcuchem (związanym zapewne z miejscem osłabionym skuciem go), nie było żadnych awarii.
Zdecydowanym błędem było niezabranie lemondek. Przed wyjazdem Hipcia nie zgodziła się, bo jej zdaniem byłoby zbyt mało prostych kawałków, po wyprawie - przyznała mi rację.
6. Pozostałe
Aparat, z tego, co widzimy przynajmniej teraz, czadu nie dał. Zdjęcia w większości są zbyt niebieskie, ale to było ryzyko, które braliśmy na klatę, mając świadomość, że zdjęcia będziemy robić w większości w ruchu i bez zsiadania z siodełka, a tym samym bez zabaw w strojenie, konfigurowanie i kombinowanie. Wielki plus zaliczają za to baterie litowe, których jeden komplet wystarczył nam na 11 dni pracy.
7. Ogólnie
Była to nasza druga tak długa wyprawa. Widoki odstawały od tych widzianych w zeszłym roku, ale już startując wiedzieliśmy, że Nordkapp jest raczej podróżą do celu, a nie do oglądania widoków. Najważniejsze, czyli pogodę na Lofotach, otrzymaliśmy w prezencie. Żadnych problemów nie mieliśmy, wynik zarówno dobrego przygotowania sprzętu, jak i naszego podejścia, polegającego na nieprzejmowaniu się pierdołami. Poza tym, co tu dłużej pisać: było świetnie! Osiemnaście dni w drodze, poranne wstawanie, całodzienna jazda, widoki, zmienna pogoda, noclegi tam, gdzie człowiek zechce... nie było po co wracać do Warszawy. Ale wróciliśmy, niestety.
Mityczna cierpliwość Hipci nie była tym razem wystawiona na ciężką próbę, po pierwszych dniach, które potrzebowałem na wdrożenie się w nowy tryb życia (niestety, potrzebuję takiego czasu na dojście do siebie), wstawałem dzielnie rano po kilku tylko okrzykach. Nie wiedzieć czemu, Hipcia nadal mruczy pod nosem, że nie nadaję się na wyprawy. Może dlatego, że nie wstaję na baczność o szóstej rano?
Niemniej jednak właśnie Hipci składam wielkie podziękowania za wyprawę: za pracę nad przygotowaniem drogi i pakowanie rzeczy, za przemiłe towarzystwo (mimo ponad 12 lat razem nadal się świetnie bawimy tylko we dwójkę) i za to, że cierpliwie znosiła to, że potrzebuję kwadransa na podniesienie łba od poduszki.
Pozostaje jedno otwarte pytanie: dokąd za rok?
Droga do domu była krótka: trzynaście kilometrów po płaskim poleciało dość szybko. Było pusto, w końcu była już prawie północ. W domu okazało się, że zostawiliśmy przezornie kilka puszek w lodówce, więc walnęliśmy bagaże pod ścianą w pokoju i wypiwszy tradycyjnego Wściekłego Psa, zaczęliśmy przygotowywać się do normalnego życia. Wszystko było dograne około drugiej, wtedy zasnęliśmy. A następnego dnia... niestety do pracy!
Teraz czas na dwa słowa podsumowania, wniosków i inszych rzeczy związanych z widzeniem sprawy już z perspektywy ukończonego wyjazdu.
1. Cele rowerowe
Cele rowerowe były zasadniczo dwa: dojechać na Nordkapp i przekroczyć 2000 km podczas wyprawy. Oba udało się spokojnie spełnić, cała wyprawa objęła ponad 2260 km, mamy świadomość tego, że mogliśmy spokojnie zwiedzić więcej, bo każdy z noclegów był wynikiem rozsądku ("o, tu jest sympatycznie", "może teraz, bo potem może nie być miejsca") a nie wynikiem braku sił.
Z celów nierowerowych mieliśmy na liście piesze odwiedzenie Knivskjellodden, ale zgodnie uznajemy, że wycieczka do Havøysund i droga 889 były warte tego, żeby darować sobie sześć godzin kiepskiego i nudnego trekkingu.
2. Sprzęt noclegowy
Dla ciekawych:
- namiot: Eureka Wabakimi II
- śpiwory: Mammut Nordic III-season
- karimaty: Therm-a-Rest Ridge Rest Solar
- bielizna: Brubeck, z wełny merynosów
Wszystko sprawdziło się, podobnie jak na poprzedniej wyprawie. Namiot, mimo swojego płaskiego dachu, po raz kolejny udowodnił, że nie pozwala kałużom odkładać się na sobie, a szerokie przedsionki umożliwiają schowanie całego bagażu pod spodem (szczególnie w Polsce gwarantowało to spokojny sen, ale i w Norwegii ułatwia to grzebanie po sakwach w deszczu). Długość sypialni pozwala na upchnięcie sporej ilości rzeczy w nogach, bez wpływu na ilość miejsca na sen. Śpiwory w zestawie z bielizną, cieple, mieliśmy w zapasie wkładki do śpiworów, ale nie musieliśmy ani razu z nich korzystać.
3. Rzeczy przeciwdeszczowe
Tu popełniliśmy błąd: zaufaliśmy komuś bez własnych testów. Płaszczom ogrodniczym z Leroy Merlin wystarczył rok, by guma sparciała i woda mogła się raczej swobodnie przelewać do środka. To tylko moje zdanie, bo Hipcia jest nawet zadowolona. O tym, że będą nieoddychające, wiedzieliśmy, wzięliśmy je na wszelki wypadek, jako uzupełnienie... Innymi słowy: niepotrzebnie ciągnęliśmy to ze sobą.
Kurtki - dają radę na godzinnym deszczu, który nie jest konsekwentną, niszczącą ulewą; wiedzieliśmy o tym i akceptowaliśmy sytuację. Można rozejrzeć się za czymś lepszym, ale nie ma ciśnienia na pilne zmiany.
Spodnie z Decathlonu dają radę do pewnego czasu, Hipci, nowe, działały nieco lepiej, moje, chyba już dwuletnie, dość szybko przewodziły wodę na uda. Z nogami jednak problemu nie ma, w końcu pracują i wilgoć nie wpływa strasznie na ich temperaturę, zresztą wystarczyło kilkanaście minut jazdy na sucho, by wszystko doszło do siebie.
Pokrowce na buty z firmy BBB. Porażka. Przewodziły wodę do buta niepokojąco szybko, wskutek czego od jednego z pierwszych dni aż do samej Warszawy miałem nieustannie mokre buty (ze dwa-trzy razy przeszły w stan "wilgotne"). Mokre stopy nie przeszkadzały, nie było aż tak zimno, ale, jeśli już bierzemy ochraniacze, to w jakimś celu, buty zmoczyć potrafię i bez nich. Zdecydowanie trzeba rozejrzeć się za alternatywą.
4. Bagaż
Już wyjeżdżając byliśmy świadomi, że niektóre rzeczy bierzemy niepotrzebnie, ale woleliśmy je zabrać na wszelki wypadek, w sumie nie ważą tyle, żeby nas hamowały, a będzie z czego wyciągać wnioski, w końcu to nasza druga taka wyprawa. Analizując wszystko po wyprawie doszliśmy do wniosku, że poza pojedynczymi pierdołami wszystko, co wzięliśmy, było używane. Nie oznacza to, że nie udałoby się jeszcze tego zminimalizować; na pewno można się pozbyć zupełnie spokojnie jeszcze 1-2 kg.
Osakwienie Crosso spisało się dobrze, wór transportowy Colemana - również. Pozostaje sprawdzenie, czy wór transportowy Crosso zamókł przez nasze złe zwinięcie, czy też trzeba go będzie reklamowac.
5. Sprzęt rowerowy
Przed wyprawą mieliśmy nowe, zaplecione koła. Piasty SLX-LX-XT (jeśli komuś zależy, mogę podać, która była gdzie), obręcze na tył: Hipcia - Mavic 319a, ja - AlexRims DH19. Z przodu Hipcia miała Mach1 Neuro Disc, ja - oryginalną obręcz, którą dostałem w rowerze, też jakiegoś Macha. Szprychy - DT Swiss 2 mm. Problemów nie stwierdzono żadnych.
Dobrym pomysłem okazała się zmiana kaset na oferujące lżejsze przełożenia; poza pękniętym łańcuchem (związanym zapewne z miejscem osłabionym skuciem go), nie było żadnych awarii.
Zdecydowanym błędem było niezabranie lemondek. Przed wyjazdem Hipcia nie zgodziła się, bo jej zdaniem byłoby zbyt mało prostych kawałków, po wyprawie - przyznała mi rację.
6. Pozostałe
Aparat, z tego, co widzimy przynajmniej teraz, czadu nie dał. Zdjęcia w większości są zbyt niebieskie, ale to było ryzyko, które braliśmy na klatę, mając świadomość, że zdjęcia będziemy robić w większości w ruchu i bez zsiadania z siodełka, a tym samym bez zabaw w strojenie, konfigurowanie i kombinowanie. Wielki plus zaliczają za to baterie litowe, których jeden komplet wystarczył nam na 11 dni pracy.
7. Ogólnie
Była to nasza druga tak długa wyprawa. Widoki odstawały od tych widzianych w zeszłym roku, ale już startując wiedzieliśmy, że Nordkapp jest raczej podróżą do celu, a nie do oglądania widoków. Najważniejsze, czyli pogodę na Lofotach, otrzymaliśmy w prezencie. Żadnych problemów nie mieliśmy, wynik zarówno dobrego przygotowania sprzętu, jak i naszego podejścia, polegającego na nieprzejmowaniu się pierdołami. Poza tym, co tu dłużej pisać: było świetnie! Osiemnaście dni w drodze, poranne wstawanie, całodzienna jazda, widoki, zmienna pogoda, noclegi tam, gdzie człowiek zechce... nie było po co wracać do Warszawy. Ale wróciliśmy, niestety.
Mityczna cierpliwość Hipci nie była tym razem wystawiona na ciężką próbę, po pierwszych dniach, które potrzebowałem na wdrożenie się w nowy tryb życia (niestety, potrzebuję takiego czasu na dojście do siebie), wstawałem dzielnie rano po kilku tylko okrzykach. Nie wiedzieć czemu, Hipcia nadal mruczy pod nosem, że nie nadaję się na wyprawy. Może dlatego, że nie wstaję na baczność o szóstej rano?
Niemniej jednak właśnie Hipci składam wielkie podziękowania za wyprawę: za pracę nad przygotowaniem drogi i pakowanie rzeczy, za przemiłe towarzystwo (mimo ponad 12 lat razem nadal się świetnie bawimy tylko we dwójkę) i za to, że cierpliwie znosiła to, że potrzebuję kwadransa na podniesienie łba od poduszki.
Pozostaje jedno otwarte pytanie: dokąd za rok?
- DST 13.45km
- Czas 00:52
- VAVG 15.52km/h
- VMAX 26.68km/h
- Sprzęt Zenon
Komentarze
Powtarzałem "zasłyszaną" opinię, a nie decydowałem. ;p
"Latający gul" to przejaw zazdrości. ;) mors - 20:37 sobota, 22 czerwca 2013 | linkuj
"Latający gul" to przejaw zazdrości. ;) mors - 20:37 sobota, 22 czerwca 2013 | linkuj
O, ten opis tu nie stał. ;)
Chyba jednak wolę te Twoje suche opisy od niepublikowanych mokrych zdjęć - przynajmniej "gul" tak nie lata. ;)
Jaki znowuż wyjazd za rok?! NIE NADAJESZ SIĘ! ;D mors - 21:54 piątek, 21 czerwca 2013 | linkuj
Chyba jednak wolę te Twoje suche opisy od niepublikowanych mokrych zdjęć - przynajmniej "gul" tak nie lata. ;)
Jaki znowuż wyjazd za rok?! NIE NADAJESZ SIĘ! ;D mors - 21:54 piątek, 21 czerwca 2013 | linkuj
No i TOP 1 OPEN - gratuluję!
Też tak kiedyś muszę się przejechać, tylko głupio by mój nick wyglądał w top 10 w czerwcu. ;D mors - 22:15 poniedziałek, 17 czerwca 2013 | linkuj
Też tak kiedyś muszę się przejechać, tylko głupio by mój nick wyglądał w top 10 w czerwcu. ;D mors - 22:15 poniedziałek, 17 czerwca 2013 | linkuj
2kkm naczaskane w czerwcu, i to w przyjemnym chłodzie. Frustrujące. ;)
mors - 21:47 poniedziałek, 17 czerwca 2013 | linkuj
mors - 21:47 poniedziałek, 17 czerwca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!