Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:644.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:36
Średnia prędkość:19.77 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:28.02 km i 1h 25m
Więcej statystyk
Niedziela, 11 grudnia 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km

Noc klimatycznych waypointów

Wcześniej tego dnia na forum WPG publikujemy post z przemyśleniami na temat WPG. Dziś (poniedziałek) okazuje się, że cieszy się zainteresowaniem. A nie spodziewałem się :)

Startujemy przed 19:00, cel - Dworzec Zachodni. Autobus, z którego mamy odebrać paczkę, spóźnia się, więc czekamy tam jakieś 40 minut. Stamtąd jedziemy na Kasprzaka, w poszukiwaniu opuszczonej dyskoteki. Waypoint już odwiedzony wcześniej przez kolegę, który chyba założył, nawet jeśli opuszczona dyskoteka, to na pewno w środku ma jeszcze neony i nie zabrał światła... :D Zajeżdżamy, w świetle czołówek badamy teren, po chwili przeskakiwania przez tory i łażenia ścieżkami - jest. Do środka pakujemy się uzbrojeni; cholera wie, kto się tam czai, ale na szczęście niepotrzebnie się skradamy: są dwa legowiska, ale chwilowo niezajęte. Niespiesznie zwiedzamy sobie obiekt; robi wrażenie. Szczególnie fajnie wypada wisielec w głównej sali (ale nie opiszę, co to, każdy może sobie wpaść i zobaczyć). Kod odpisany.

Dalej szlajamy się ścieżką wzdłuż w poszukiwaniu żurawia wodnego. Udaje się to, jego posępna struktura straszy z daleka, świetnie wygląda na tle nowoczesnego, rozświetlonego biurowca.

Dalej już przeskakujemy na drugą stronę Prymasa i zagłębiamy się w Odolanach. Celem - założenie dwóch WP, które opublikują się najprawdopodobniej dzisiaj.
Sobota, 10 grudnia 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, > 50 km

Pętla przez Pruszków

Zaczynamy, gdy już jest ciemno. Odpisanych sporo waypointów, droga prosta - czas: start. Znaną trasą przez Lachotrzew na Babice, stamtąd - Zielonki-Parcele, w lewo, Ożarów. W Ożarowie łapiemy pierwsze dwa WP, do tego przestaje działać lampka Hipci (lampka, nie baterie), zatem resztę trasy pokonuję z czołówką. Skok z rowerem przez tory i wio w kierunku Domaniewa. Tam odhaczamy kolejne punkty i przez Domaniewek kierujemy się w stronę Moszny. Tam mialo być fajnie, jest kilka pustostanów... niestety, chwilę wcześniej, Hipcia z okrzykiem "Uwaga!" robi nagły zwrot w lewo w ostatniej chwili omijając niewidoczną przeszkodę, mi pozostaje tylko przygotować się na nieoczekiwane i rzucić soczystą kurwą, co niezwłocznie czynię. Duża, głęboka dziura... I tak oto pierwszy raz w życiu łapię sobie Sznejka. Zmiana dętki na poboczu wychodzi w miarę sprawnie, chociaż (idiota!) zapomniałem łyżek do opon, śrubokrętem było trochę gorzej.

To zdarzenie wpływa jednak na cały plan jazdy: rezygnujemy z taplania się po krzakach, przy tej temperaturze i przy naszym ubiorze, na rower, nie spacery, przechadzka kilku kilometrów do najbliższego przystanku może zepsuć całą zabawę, nie ma co ryzykować spotkania ze szkłem. Zatem zostaje tylko asfalt.


W Koszajcu okazuje się, że chłopaki dzielnie budują jakąś autostradę, musimy objeżdżać; dalej już asfaltem i nie wychodząc z zakresu cywilizacji: Brwinów - Podkowa Leśna - Otrębusy - Komorów - Pruszków; najciekawsze waypointy zostają na przyszły raz, pochowane gdzieś w krzakach. Z Pruszkowa powrót przez Piastów i znanymi już terenami przez Ursus do domu.
Piątek, 9 grudnia 2011 Kategoria transport, do czytania

Z pracy

Zupelnie spokojnie sobie jechalem z wiatrem.w.twarz.. Wyjawszy fragment przy Prymasa, gdzie pojechalem szybciej, bo ludzie sie.wlekli i nie bylo co im siadac na kole. A tu prosze, z takiego leniwego niejechania wyszla fajna arednia.
Piątek, 9 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Śniegiem w dziób

Z pracy spokojnie. Mokro, ale spokojnie.
Do pracy ze śniegiem w dziób. Mimo wszystko - przyjemnie, przynajmniej mi. Hipcia nie zabrała czapki, niczego na szyję i ochraniaczy na buty, więc nie bawiła się najlepiej. Następnym razem będzie karny powrót do domu, po zapomniane fanty! :D
Czwartek, 8 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Znowu dzień tępaka. Winna zima? Nie. Ktoś inny.

Od poprzedniego Dnia Tępaka minęło już półtora miesiąca, najwyższy czas chyba na kolejny. Mam nową teorię: winni są Rosjanie! Udało im się ze sztuczną mgłą, teraz testują sztuczny śnieg. A w nim, ukryty, niewidzialny, mikroskopijny wirus, z wyglądu przypominający sarnę. Ten wirus zdejmuje ludziom pokrywę czaszki, wyjmuje mózg i sadzi do środka pięknego klocka z zawijaskiem. Tak ja to widzę.

Wczoraj przy powrocie z pracy jakiś szczeniak zajeżdża Hipci drogę - piękny lewoskręt bez oglądania się. Jest kontakt, na szczęście jest też refleks i wywrotki nie ma.

Jedziemy na kurs: ścieżka przy Maczka. Gromada bezmózgich kretynów wyprowadza swoje psiuńcie na spacerek. Oczywiście, zasrane kundle biegają po DDR, bo nikomu to nie przeszkadza. Zatrzymuję się, bo jakiś wilczur wbiega mi pod koła. Reaguję agresją słowną, z drugiej strony też jest agresja, zatem uspokajamy sprawę, dyskutujemy, co oczywiście gówno da. Nawet zostałem przeproszony. Najgorsze, że nie mogę po prostu wjechać w kundla i wezwać Policji. Właściciel dostanie mandat, ja też, do tego będę miał koszty naprawy roweru i leczenia psiaka. Ktory nie jest niczemu winien. Bo raz, że tępaków jest więcej i mają przewagę zeznań, dwa - nikt nie uwierzy, że nie widziałem wczesniej że tam są psy. A powinienem dostosować prędkość do warunków.

Dalej: skrzyżowanie z Obozową. Jakiś biegacz przepuszcza mnie, ale wbiega Hipci pod koła. Minutę później jakiś pacan w dostawczaku wycofuje, by za moment zatrzymać się gwałtownie na środku pasa, na awaryjkach.

Dziś: Przy Kasprzaka z terenów Gazowni wyjeżdża facet, zajmuje cały DDR, objeżdżam go wyraźnie z przodu, ale on gapi się tylko w prawo. Nie widzi mnie, rusza, opiera się o mnie, strzał w maskę (auta), zatrzymuje się. Poprzestaję na kontrolnej kurwie, bo już od wczoraj wiem, że grasuje sraka zamiast mózgów i nie ma co tracić energii na darcie się na kretynów, trzeba ją poświęcić na zwiększoną koncentrację i ratowanie życia. Chwilę później z Orlenu przy Prymasa wyjeżdża kolejny bezmózg, zastawia mi całą drogę. Widziałem go wcześniej, więc obyło się bez niespodzianki.

Starczy o tępakach. Od wczoraj jest zima. Wstępna zima, co prawda, ale około północy padał piękny, duży śnieg. Śnieg z deszczem. No to z tej okazji:

Środa, 7 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Do roboty, do roboty!

Trzy świeżynki zdobyte i jeden nowy waypoint dla sprinterów. Ciekawe, czy forma się przyjmie.
Wtorek, 6 grudnia 2011 Kategoria transport, do czytania

Pogotowie rowerowe

Wczoraj Hipcia przychodzi z informacją, że drugi hamulec też nie działa. O ile o tylnym wiem, bo sam go załatwiłem, o tyle przedni był niespodzianką. Jedyną opcją byla jazda na lekko zacisniętej klamce, wtedy tylko mozna było hamować.

Z ciekawości: czy ktoś wie, co może być przyczyną tego, że klamka nie zaciska szczęk, po chwili zaciskania jest takie jakby "pstryknięcie" i wtedy dopiero szczęki łapią. Mocno.

Skoro tak, to nie ma opcji, na kurs jedziemy samochodem. Ostre koło to fajna sprawa, hamulce są dla leszczy, ale ostre koło z wolnobiegiem bez hamulców... ;-) Rano zatem Hipcia jako PIESZA udaje się do pracy, a ja jadę do swojego zakładu, by po chwili wymknąć się na Bemowo, odprowadzić rower do mechaniora, wrócić do roboty.

Koło południa jadąc Kasprzaka w kierunku Prymasa widzę, że nadal trwają w nieskończoność korki wyjazdowe. Oczywiście między innymi przez pajaców, którzy nie potrafią skumać, że póki nie ma miejsca do jazdy za skrzyżowaniem, nie powinien na nie wjeżdżać. A potem siedzi w aucie i macha łapami, wielce zdziwiony, że ludzie z drogi poprzecznej na niego trąbią.

Dystans wyszedł równiutki sam z siebie, bez dokręcania.
Poniedziałek, 5 grudnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Pięć faz wstawania w poniedziałek

Zaprzeczenie: Nie, to nie może być siódma. Zegarek źle chodzi.
Gniew: Szlag by strzelił tę całą robotę. Gówno. Nigdzie nie idę.
Negocjacja: No dobra. Może się spóźnię. Albo wezmę na żądanie. Mam jeszcze urlop w zapasie.
Depresja: Nie... Znowu... Cały tydzień. Znowu cały tydzień roboty. I jeszcze dziś poniedziałek... praca do 23:00...
Akceptacja: Kurwa. No idę już, no. Kurwa.

Odrobina deszczu bardzo szybko (jak to napisała Che) zweryfikowała, kto rower kocha, a kto jest zwykłą miękką psitą. Zamiast sześciu rowerów, dziś parkują dwa. W tym mój.

Krótko coś wyszło, bo i z domu wyszliśmy późno. Nawet rozstać się musieliśmy w punkcie "zero".
Sobota, 3 grudnia 2011 Kategoria do czytania, > 50 km, alleypiast

Alleycat 7 panien (czyli: Hipki jednak jeżdżą na orientację)

To, co nie udało się w zeszłym tygodniu, mamy nadzieję naprawić w obecnym. Na szczęście tydzień temu Alleypiast nawiedziła mizerna frekwencja i został przesunięty na dziś.

Zbieramy się spokojnie, z wyprzedzeniem, zgodnie z planem: czyli - niewiele wcześniej niż ostatnia chwila pakujemy wszystko, co potrzebne, rezygnujemy (słusznie) z sakwy, poprzestajemy na torbie na bagażnik. Pierwsza część - dojazd. Trasę wytyczałem za pomocą Google'a, więc nie byłem specjalnie zdziwiony, że wylądowaliśmy na betonowej dróżce, a później na szutrówce prowadzącej wzdłuż torów. Po drodze mała korekta planów, bieg z rowerem w łapie po kładce nad torami, skracamy drogę, lądujemy już na terenach, które swego czasu odwiedziliśmy. Niemniej jednak - udaje się dotrzeć (chociaż dwukrotnie kręcimy się pod tym samym mostem (wspominałem, że nie znoszę elektroniki w nawigacji? Mapa trzymana w łapie to jest to. Wystarczy.). Punkt zbiórki: skwerek przy ul. Wojciechowskiego (Ursus).

Jesteśmy dziesięć przed czasem, prócz nas jest tylko jedna para, zasiadamy na ławeczce i czekamy. Ponieważ strasznie towarzyskie z nas stworzenia (czyt: nie zobaczysz nas wpadających w tłum nieznajomych ludzi z okrzykiem: "Hej, jestem Stefan, co u Was? Dawno jeździcie? ...), z naszej strategicznej pozycji milcząco oczekując podziwiamy kolejnych pojawiających się przeciwników dzisiejszych zmagań. Nasze nieznane lokalnie pyski przyciągają uwagę, bo kilka osób się nam przedstawia i tak poznajemy sprawcę całego zamieszania - Grześka, na hasło "WaypointGame" pojawiają się jeszcze "ten, który już nie gra, ale stawiał dużo WP w Otwocku" - Zajączek, oraz Kemot. Na razie siedzimy; oczekiwanie na maruderów przeciąga się. Na tyle się przeciąga, że nawet ja zaczynam marznąć. W końcu - czas: start. Wpisowe wpłacone, pamiątkowe szprychówki (trzeba przyznać: fajnie zrobione) rozdane, manifesty wręczone. Krótkie jeszcze omówienie trasy i w drogę. Od razu widać to, o czym pisze każdy relacjonujący tego typu zabawy: miejscowi wykorzystują bezczelnie swoją przewagę, na starcie tracimy dwie minuty. :-)

Alleypiast 7 panien - szprychówka © Hipek99


PK "G" (Sad).
Startujemy ku wschodowi. Pierwszy cel, dojechać do nowego cmentarza na Włochach, okazuje się już na początku wrednym: ulica Zapustna jest rozkopana, musimy objeżdżać naokoło. Pierwsza strata. Na cmentarzu - nikogo, nie licząc tych, którzy tam na stałe. Znajdujemy właściwy krzyż, przy nim strzałka w prawo. Wyprowadza nas ona na betonowe ogroczenie, po chwili znajdujemy w nim dziurę i już z daleka widzimy znicz. Bo - tu dygresja - większość punktów w zawodach oznaczona jest płonącymi zniczami. Dodatkowy klimat gry, szczególnie gdy... a nie, będzie dalej. Przy zniczu - zadania ciąg dalszy: wrócić do krzyża, szukać innego wyjścia przez mur. Znajdujemy właściwe wyjście, ale jakoś nam nie pasuje (myli nas podpowiedź na zadaniu); wchodzimy nie w tę dziurę, trochę błądzimy, w końcu naprawiamy błąd, zawracamy, wskakujemy i biegniemy do właściwego domu. Tam na miejscu już pali się znicz, spotykamy Lewana, z którym przez cały wyścig będziemy się mijać.

PK "F" (Park Cietrzewia)
Już wiemy, że nie będzie łatwo, trafić na właściwy park (właściwie: gliniankę), nie będzie łatwo. Już wiemy, że nieznajomość terenu musimy nadrabiać nogami, akurat to nam w miarę wychodzi. Ryżowa -> Kleszczowa. Park znajdujemy bez problemu, właściwy mostek jeszcze łatwiej. Na mostku sznurek, na sznurku, zatopiony w wodzie słoik: zadanie - szukać w zaroślach przy południowym stawie. Biorę kompas i chyba dostaję zaćmy, bo wskazuję jako południe - północ, wskutek czego szukamy nie przy tym stawie, co trzeba. W końcu jednak trafiamy na właściwe miejsce. W międzyczasie zaczyna delikatnie padać deszcz ze śniegiem.

PK "B" (Fort Szczęśliwice)
W końcu sprawnie zdobyty punkt. Wylatujemy na Jerozolimskie, nowiutkim asfaltem lecimy na wschód, w plecy jeszcze dodatkowo zawiewa wiatr, ze zdziwieniem spostrzegam na liczniku 36km/h, właściwy skręt, właściwa bramka, ktoś za nią szpera, ale chyba nie w tym miejscu, mijamy go, znajdujemy właściwą ścieżkę, dalej: rzucić rower, sprint przez górkę, zejście z górki, z daleka widoczny znicz, wejście do starego baraczku (?) działkowego, zabranie karteczki, wynocha. To był zdecydowanie najbardziej klimatyczny waypoint: już z górki widać czerwony, stojący na parapecie znicz, nieco przysłonięty bluszczem. Żeby nie było za dobrze - gubię tam okulary, następnego dnia podjeżdżamy, okulary są, trochę w dwóch kawałkach. Przy okazji - ustawiam Waypointa (mam nadzieję, że nikt mnie nie pogoni za to wypożyczenie) :)

PK "A" (Parking Wielopoziomowy)
Tu czujemy się jak "lokalni", w końcu pracuję tuż tuż obok: parking przy Blue City, który znam bardzo dobrze. Żadnego wysiłku.

PK "D" (Ruina)
Miejscówka między torami, gdzieś przy Odolanach, czy innch Przycach. Zapewne można przeskoczyć na drugą stronę i przegnać przez tory na przełaj, ale wolimy wybrać pewną trasę. Prymasa - kładką na drugą stronę, wsiadamy na Gniewkowską i przemykamy. Przemykamy już w ulewnym deszczu, który w międzyczasie się był pojawił. Sto metrów przed skrzyżowaniem stoi dom, ale na ruinę nie wygląda. Za skrzyżowaniem - już jest właściwy dom. Zapalony znicz, sprawia wrażenie, jakby był zapalony na piętrze, więc znosimy rowery na nasyp. Niepotrzebnie, bo nazwa mówi sama za siebie: ruina to ruina.

PK "C" (Wieża).
Nie znamy okolic, więc nie odważamy się przelecieć na przełaj przez tory. Jedziemy zatem na zachód, by przez Przyce przemknąć na drugą stronę, do ul. Grodziskiej i wrócić na wschód. Z niej schodzimy na ścieżkę przy torach, jedziemy tak z kilometr, właściwa wieża jest widoczna już z daleka. Sprawdzamy - znicz płonie, karteczka zabrana. W międzyczasie w czołówce pada mi świeża bateria - trzeba kupić mocniejszą i lepszą czołówkę, ta kiepsko świeci i żre baterie jak smok. Oprócz zdobycia wieży jest jeszcze bonus - na szczycie. No to szast-prast, nie ma że się nie chce, piorunów nie ma, więc włażę na górę. Dobrze, że zabrałem grube rękawiczki, bo nie przemakają tak, jak zwykłe - wspinanie się po cieknących wodą szczeblach moczy je z zewnątrz dokumentnie. Lewan, który przyjechał za nami, podszedł kawałek, ale nie odważył się wejść na szczyt. Jego strata, było warto. :)

PK "E" (Z kominem)
Powrót przez Przyce, do pętli Odolany, i znowu na zachód wzdłuż torów. Szukać domu z kominem, nie skręcać wcześniej, bo gdzieś tam jest agresywny (?) bezdomny. Dom znaleziony, punkt zaliczony, chociaż nie obyło się bez zabawy: spodziewaliśmy się, że skoro jest ostrzeżenie, to znaczy, że łatwo te domy pomylić. Zatem przekradam się spodziewając się, że jednak bedziemy nieproszonymi gośćmi. Gdy pojawia się znicz - wszystko jasne. Próbuję jeszcze nie wpaść do wykopu w podłodze (ciekawe, jakie przeznaczenie miał ten budynek) i zdobywamy karteczki: obecność i mapkę z trzema dodatkowymi waypointami.

PK "H" (Staw Koziorożca)
Na pętlę, ul. Potrzebną pod sam staw. Trochę za daleko jedziemy, trzeba wracać ok 100m. Pod stawem przeliczenie czasu i decydujemy się na jazdę po pierwszy z dodatkowych punktów.

PK "Zakopane" (bonus)
Trochę błądzimy szukajac wylotu z poprzedniego punktu na ul. Świerszcza, pierwszy raz przeklinam się serdecznie za brak mapnika. Gdy w końcu znajdujemy Świerszcza, trafiamy na właściwą łąkę. Lewan już na niej mieszka, łazimy chwilę w trójkę, ale niestety - bezskutecznie. Potem okazuje się, że znicz zgasł, minimalizując nasze szanse na odnalezienie punktu.

PK "Hala" (bonus)
Przemykamy na drugą stronę torów, skręcamy w Posag Siedmiu Panien, stamtąd pierwsza próba odbicia w lewo - nieudana, teren zamknięty. Niby otwarta brama, ale wewnątrz jakieś latarnie... dajemy sobie spokój. Atakujemy punkt od zachodu, udaje się: znicz płonie tuż przy wejściu do hali fabrycznej. Mapka odrobinę nieprezycyjna, dobrze, że Hipcia mapki w ręce nie miała, więc po prostu patrzyła po okolicy. "O, tam się coś świeci".

PK "Winda" (bonus)
Tu już jesteśmy pod czasem, a pozostaje do zdobycia ostatni "główny" punkt: "I" (Posesja). Odpuszczamy go. Jadąc na styk lecimy jeszcze ul. Wiosny Ludów w poszukiwaniu windy prowadzącej na kładkę nad torami. Oczywiście - to co jest widoczne, nie bywa znalezione, więc spędzamy dobre pięć minut szukając koszulki z karteczkami, która jest na samym wierzchu, wciśnięta przy szybie. Wyglądała jak smieć.

Stamtąd już lecimy bezpośrednio do mety. Spóźnienie - kwadrans. Meta jest w pobliskiej pizzerii, czynnej do północy (jest 23:45), więc nie zasiadujemy się tam zbytnio, chociaż udaje się uszczknąć odrobinę integracji z ekipą z Piastowa: tu przez tę chwilę udaje się połączyć twarze z nickami znanymi z WPG. Na koniec - miła niespodzianka: zajmujemy trzecie miejsce. Jak na debiut - całkiem nieźle. W nagrodę dostajemy rękawiczki rowerowe :)

W domu jesteśmy punkt pierwsza w nocy, wychodzi, że w ciągu ostatniej doby (nocne szukanie waypointów + alleypiast) przejechaliśmy sobie ponad 100km. Ładnie.

Dwa słowa podsumowania: fajnie było! Niczego się nie spodziewaliśmy, ale zaskoczenie było przyjemne. Bardzo fajnie przygotowana trasa, żadnych problemów, dobra zabawa (mimo deszczu i temperatury). Zdecydowanie piszemy się na kolejny alleypiast. :)
Sobota, 3 grudnia 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km

W nocy można spać...

... i pewnie większość z Was, ciapciaki, smacznie sobie spała. My zaś ruszyliśmy kupry tuż przed drugą w nocy, by do piątej sobie krążyć. Ot, przewaga gier terenowych nad zwykłą jazdą: jak jest powód, to jest mobilizacja większa. Bo przejechać się zawsze można, a punkty uciekną.

Surf wymyślił koncepcję kładek warszawskich, więc wyjechaliśmy z domu mając odpisane trzy. Po drodze publikowały się kolejne i tak sobie jechaliśmy... aż do tej, która się opublikowała ostatnia (kładki nad S8), której kod znaleźliśmy (no dobra, nie ja znalazłem), jakieś pół godziny przed publikacją. Wiedzieliśmy, że tej kładki nie odpuści ;-)

Dzięki Rooterowi poznałem SportyPal i przetestowałęm sobie na dzisiejszej trasie. O tak sobie jechaliśmy, o tutaj.

A teraz szybciutko spać, bo o siódmej meczyk, a wieczorem Alleypiast.

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl