Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:597.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:22
Średnia prędkość:23.54 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:22.12 km i 0h 56m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 Kategoria transport

Do pracy

Piątek, 15 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport, < 50km

Z pracy

Weekend!
  • DST 35.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 24.71km/h
Piątek, 15 kwietnia 2011 Kategoria transport

Z pracy i do pracy

Czwartek, 14 kwietnia 2011 Kategoria transport

Z pracy i do pracy

Środa, 13 kwietnia 2011 Kategoria transport

Z pracy i do pracy

Wtorek, 12 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Z i do pracy

Przesunęli mnie tymczasowo do innej lokalizacji - zaledwie 5km od domu :/

Dobrze przynajmniej, że rankami mogę do pracy jeździć z Hipcią :) - akurat pokrywa nam się część trasy.
Poniedziałek, 11 kwietnia 2011 Kategoria transport

Do pracy

Niedziela, 10 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Weekendowe dojazdy, weekendowe skuwacze i Eol

Napęd zaczął mi dziwnie przeskakiwać, łańcuch po ostatnich deszczach przypominał gąsienicę (albo paluszek wymoczony w soli i maku), stwierdziłem zatem, że najwyższy czas zdjąć to diabelstwo, wyczyścić porządnie i w końcu zapiąć na spinkę. Wziąłem skuwacz i...

(tu następuje wybielenie ekranu, widz jest przenoszony w czasie...)

Sklep rowerowy (*), stoję przy kasie, mam do wyboru dwa skuwacze. Sprzedawca mówi: "Pan weźmie ten droższy, dużo lepiej się spisuje.".

(wracamy do mojego mieszkania)

Skuwacz. Używałem go siedem (siedem!) razy. To wystarczyło, żeby bolec do wypychania sworzni wygiął się tak, że gdy kręcę śrubą imadełka, koniec bolca zatacza koło o średnicy 2,5mm. Do tego zamiast pozostać "ostry", bolec się wytarł i teraz jest uroczo tępy, średnica powierzchni czolowej zwiększyła się o jakiś 1 mm (zamiast się zwężać w kierunku końca, teraz się rozszerza), gwint na śrubie tez już zaczął się kruszyć. Problemy były już przy trzecim użyciu sprzętu i powoli się pogorszały. Wczoraj rozkuć jakoś rozkułem, ale już z powrotem nijak nie szło. Półtorej godziny siedziałem i próbowałem albo go skuć z powrotem, albo rozkuć ostatnie ogniwo, żeby założyć spinkę. W końcu stwierdziłem, że mam w dupie, ostatnich dwóch blaszek pozbyłem się metodą "wyrwij kombinerkami na pełnej kurwie", skuwacz położyłem na stole, żeby przypominał mi kwotę, jaką zapłaciłem za sprzęt jednorazowego użytku. A kwota nie należała do tych z zakresu "dwa piwa", chyba 25 złotych dałem, a po mojemu to jest dwadzieścia piw. O jakości skuwacza może powiedzieć fakt, że od samego szejkowania w butelce z naftą, rozkuło mi się ogniwko, które rozkuwałem za poprzednim razem.

Spiąłem to wszystko, nasmarowałem i wybiłem się na uczelnię. I tu będzie dowcip z gatunku "żydowski humor":

Przychodzi Icek do rabina i mówi:
- Rebe, mam problem. Chałupa mała, w domu matka, ojciec, żona, piątka dzieci, nie ma jak żyć.
- Icuś, wprowadź do środka kozę.
- Ależ rebe!
- Icuś, wprowadź i przyjdź za tydzień.
Za tydzień Icek przychodzi.
- I jak się wam żyje, Icuś?
- Rebe, okrutnie, nie dość, że ciaśniej, to jeszcze smrodu co niemiara.
- Icuś, wyprowadź kozę.
Następnego dnia Icek przybiega z okrzykiem:
- Rebe, teraz to jest po prostu pałac!

Tak samo dzisiaj. Na uczelnię miałem z wiatrem, więc bólu nie było, ale wracałem już pod. Jadę, wieje, ja jadę, on nadal wieje... i nic! Miałem porównanie z tą samą trasą wczoraj, wiało tak samo mocno, a dzisiaj... jechałem rechocząc Eolowi w twarz. Czyli jest sposób na ten wiatr.

Przy okazji: okazało się, że mam złamany ząb w kasecie. Ciekawe, kiedy pękł... Czy to w ogóle podlega pod gwarancję?

(*) "Set sport", ul. Obozowa, Warszawa. Opinie w necie - brak. Moja prywatna opinia: nigdy więcej, nie polecam. Pomijając szajski, jednorazowy skuwacz: z ich serwisu korzystalem dwa razy. Raz poprosiłem o zmianę linki hamulcowej i wymianę klocków, co potem musiałem sam poprawiać w domu. Drugim razem przyszedłem z rowerem Hipci z prośbą o poprawkę w tylnej feldze - coś tarło. Prosiłem, żeby rower był zrobiony w dwa dni, bo później go potrzebowałem. Zadzwonili do mnie w dniu odbioru rano, czy mogą dłużej przeciągnąć naprawę, potrzebowałem roweru, więc powiedziałem, że nie. Rower był, jak się potem dowiedziałem, rano jeszcze w ogóle nie rozgrzebany, zrobili go metodę "byle szybciej" w dwie-trzy godziny i oddali mi. Działał poprawnie przez całe trzydzieści metrów (!) (od wyjścia ze sklepu do tramwaju). Potem, gdy już wysiadłem z tramwaju i jechałem na nim do domu, usterka powróciła. A mogli powiedzieć "Rower nie zrobiony. Albo odbierasz taki jaki był, albo zostawisz na jeszcze dwa dni." i takie rozwiązanie rozumiem. Ale nie - wyskubali go, byle było że "naprawiony" i byle ode mnie pieniążki ściągnąć. Rower zatarmosiłem do innego sklepu, gdzie również w dwa dni zrobili mi go tak, że przejeździł trzy miesiące, a usterka teraz dopiero powolutku daje się we znaki.

Ktoś może powiedzieć, że dwie nieudane naprawy i jeden wadliwy sprzęt to nie jest powód do rezygnacji z usług. Może i tak - dla niego. Dla mnie jednak to, że wydałem trochę kasy na naprawę, która do niczego się nie nadawała, jak i to, że musiałem spędzić prawie dwie godziny ze sprzętem, który jest "droższy i lepiej się spisuje", po to by naprawić coś za pomocą kombinerek, jest wystarczającym argumentem na to, żeby nigdy tam nie wracać, zwłaszcza, że mam możliwość wybrania innych sklepów/serwisów, które spełniły moje oczekiwania.

Chętnie za to poczytam argumenty osób, które tam chętnie kupują, naprawiają i w ogóle. Ale wrócić nie wrócę, chyba, że nie będę miał innego wyjścia.
  • DST 14.82km
  • Czas 00:38
  • VAVG 23.40km/h
Piątek, 8 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Z pracy

Nie będę oryginalny, jeśli napiszę, że wiało... ;)
Piątek, 8 kwietnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Pięć łatanych dętek, a z każdej strony wiatr.

Nie, nie złapałem aż pięciu gum. Gdybym łapał gumę średnio co 6km, momentalnie zacząłbym wietrzyć antyhipkowy spisek i pewnie po trzeciej dałbym sobie spokój. Wczoraj wieczorem przysiadłem się do łatania zaległej kupki i okazało się, że w kolejce czekało aż pięć sztuk. Tak bardzo obijać mi się jeszcze nie zdarzyło.

Wczoraj: jadę po Hipcię - wiatr. Jedziemy do domu - wiatr. W pewnym momencie wiatr robi się coraz mocniejszy, mocniejszy, mocniejszy, aż wreszcie znajome stuknęcie rafki o asfalt uświadamia mi, że to nie w wietrze jest problem. Po wymianie dętki wiatr postawił sobie za punkt honoru udowodnić mi, że to jednak on jest tu największym problemem i faktycznie, nie odpuścił aż do końca.

Do pracy za to, na szczęście, przez większą część trasy wiało od strony kupra.

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl