Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2012
Dystans całkowity: | 813.42 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 43:14 |
Średnia prędkość: | 18.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.04 km/h |
Liczba aktywności: | 33 |
Średnio na aktywność: | 24.65 km i 1h 18m |
Więcej statystyk |
Piątek, 13 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport, waypointgame
WaypointBeer
Pod koniec świąt zarzuciliśmy temat noworocznej integracji waypointowiczów. Zakładaliśmy, że odzew może być niewielki, a zglosiło się dwanaście osób. W czwartek był termin, zarezerwowaliśmy stoliki i wieczorem, po pracy, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w wersji "cywilne wyjście na piwo" (takie, że autobusem i w ogóle). Pluszowy hipopotam sprawdził się jako znak rozpoznawczy, nikt nie miał problemu ze znalezieniem ani miejsca, ani stolika; nie pojawiły się tylko dwie osoby - razem było nas dziesięcioro. No i tak o - siedzieliśmy dobrze się bawiąc do, jeśli dobrze pamiętam, wpół do pierwszej, sącząc złoty płyn; trochę się go tam przelało. Po drodze odbyło się jeszcze uroczyste wpisanie odwiedzin waypointa; że też nikt nie zrobił zdjęcia pluszowego hipka, który całą imprezę dzielnie trzymał vlepkę.
Dobry pomysł, taka integracja, znając ludzi tylko po nickach, zupełnie inaczej sobie ich wyobrażaliśmy. W tym jedno z nich okazało się być dwójką. Teraz już wiadomo, kto, co i jak; można zlokalizować kogoś w okolicy waypointa i już wiadomo, że trzeba przyspieszać, żeby być pierwszym.
Do domu dotarliśmy korzystając z dobrodziejstw nocnej komunikacji, a rano... rano - niespodzianka. Wstaliśmy o normalnej godzinie, alkomat wskazał uprzejmie 0,0, nawet wyszliśmy z domu wcześniej niż zwykle nam się to udaje. To się nazywa "odpowiedzialne picie alkoholu". :D
Dobry pomysł, taka integracja, znając ludzi tylko po nickach, zupełnie inaczej sobie ich wyobrażaliśmy. W tym jedno z nich okazało się być dwójką. Teraz już wiadomo, kto, co i jak; można zlokalizować kogoś w okolicy waypointa i już wiadomo, że trzeba przyspieszać, żeby być pierwszym.
Do domu dotarliśmy korzystając z dobrodziejstw nocnej komunikacji, a rano... rano - niespodzianka. Wstaliśmy o normalnej godzinie, alkomat wskazał uprzejmie 0,0, nawet wyszliśmy z domu wcześniej niż zwykle nam się to udaje. To się nazywa "odpowiedzialne picie alkoholu". :D
- DST 24.06km
- Czas 01:09
- VAVG 20.92km/h
- VMAX 44.89km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 12 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
Dziwny dziś dzień.
W końcu coś więcej mogę napisać, niż trzy zdania o tym, że jechałem z Hipcią, a poza tym to nic ciekawego.
Z pracy, jak to z pracy: nie ma się co rozpisywać - kto jechał na zachód, ten wie, że dmuchało, to nie jechał - też już teraz wie. Na kurs też standardowo: tam - szybko; z powrotem - wolno. Ale - tu też nowość - zarządziłem akcję "pięć minut dla lewej nogi", przesunąłem blok i podniosłem siodełko. Idziemy w dobrą stronę - bolało mniej.
Ale do pracy... Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, podejrzewam że to wynik tego, że dziś pogodynka pokazuje od +3 do +7 stopni. Na dzień dobry pod samym naszym blokiem pcha rower jakiś nieznany nam facet. Zaraz potem przy skrzyżowaniu z Powstańców dojeżdża laska w tak zwanym Pełnym Outficie PROŁ: od kasku przez okulary aż po buty wszystko pod kolor, do tego pasujące do roweru. Nawet podpisana była na udzie: "AGR Welodrom". Inicjały - ok, ale nazwisko dziwne i raczej niespotykane ;-) Jedziemy sobie chwilę za nią, wyprzedzamy przy rozbiegu dróżki, gdzie ona jedzie Zgodnie z Przepisami (południową stroną), a my - Zgodnie z Logiką (północną stroną, chodnikiem). Dojeżdża do nas jeszcze na światłach przy Księcia Janusza, a potem już jedziemy sobie pierwsi. Na Prymasa względny spokój, odwiozłem Hipcię do II przystanku, po czym wróciłem na Prymasa, gdzie na dzień dobry chłopak na Wheelerze przemknął mi przed nosem. Fajnie się rozpędzał, myślałem, że się powiozę na kole, ale okazało się, że rozpędzanie mu się znudziło i zwolnił. A potem jakoś mi się tak dobrze zaczęło jechać i do samego Zejścia po Schodach przy Rondzie Zesłańców nie spuszczałem poniżej 30km/h.
Na górze, przy Rondzie w zasięgu wzroku co najmniej piątka ludzi na rowerach. Jak w lecie; nie podoba mi się to. Dobrze, że już dalszy ciąg trasy był pusty, bo po to w końcu czekam na zimę, żeby był święty spokój, a nie, żeby mi ktoś tu w styczniu lato robił.
Kolejny raz pobijam rekord maksa: 47km/h. To jeszcze tylko 3km/h. :]
Z pracy, jak to z pracy: nie ma się co rozpisywać - kto jechał na zachód, ten wie, że dmuchało, to nie jechał - też już teraz wie. Na kurs też standardowo: tam - szybko; z powrotem - wolno. Ale - tu też nowość - zarządziłem akcję "pięć minut dla lewej nogi", przesunąłem blok i podniosłem siodełko. Idziemy w dobrą stronę - bolało mniej.
Ale do pracy... Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, podejrzewam że to wynik tego, że dziś pogodynka pokazuje od +3 do +7 stopni. Na dzień dobry pod samym naszym blokiem pcha rower jakiś nieznany nam facet. Zaraz potem przy skrzyżowaniu z Powstańców dojeżdża laska w tak zwanym Pełnym Outficie PROŁ: od kasku przez okulary aż po buty wszystko pod kolor, do tego pasujące do roweru. Nawet podpisana była na udzie: "AGR Welodrom". Inicjały - ok, ale nazwisko dziwne i raczej niespotykane ;-) Jedziemy sobie chwilę za nią, wyprzedzamy przy rozbiegu dróżki, gdzie ona jedzie Zgodnie z Przepisami (południową stroną), a my - Zgodnie z Logiką (północną stroną, chodnikiem). Dojeżdża do nas jeszcze na światłach przy Księcia Janusza, a potem już jedziemy sobie pierwsi. Na Prymasa względny spokój, odwiozłem Hipcię do II przystanku, po czym wróciłem na Prymasa, gdzie na dzień dobry chłopak na Wheelerze przemknął mi przed nosem. Fajnie się rozpędzał, myślałem, że się powiozę na kole, ale okazało się, że rozpędzanie mu się znudziło i zwolnił. A potem jakoś mi się tak dobrze zaczęło jechać i do samego Zejścia po Schodach przy Rondzie Zesłańców nie spuszczałem poniżej 30km/h.
Na górze, przy Rondzie w zasięgu wzroku co najmniej piątka ludzi na rowerach. Jak w lecie; nie podoba mi się to. Dobrze, że już dalszy ciąg trasy był pusty, bo po to w końcu czekam na zimę, żeby był święty spokój, a nie, żeby mi ktoś tu w styczniu lato robił.
Kolejny raz pobijam rekord maksa: 47km/h. To jeszcze tylko 3km/h. :]
- DST 38.75km
- Czas 01:48
- VAVG 21.53km/h
- VMAX 47.09km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 11 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
Znowu ten standard?
Nic nowego się nie dzieje. Czyste dojazdy do roboty, zaczyna mnie coś boleć lewe kolano i lewa kostka. I coś uparcie strzela w suporcie, gdy naciskam mocno na pedały pedałując na stojąco. A akurat teraz nie chce mi się oddawać roweru do serwisu :(
Max: 45,31km/h.
Max: 45,31km/h.
- DST 23.57km
- Czas 01:06
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 45.31km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 10 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
No wiesz, standard.
Jakoś tak spokojnie minęły wszystkie trasy, nic ciekawego się nie zdarzyło, jeździliśmy sobie i tam, i tam; i z pracy, i na kurs. Nie, żebym narzekał, ale tego śniegu to wciąż nie ma, a deszcz już mnie trochę męczy. Rowery znowu proszą o serwis, chyba trzeba będzie znowu nad nimi popracować i poczyścić.
Jako że Hipcia nie wpisuje w swoje wpisy nic z wyjątkiem tematu, wrzuciłem sobie w menu po lewej zabawkę RSSową, która ściąga wszystkie jej bike-o-tweety. A co sobie będę żałował. :)
Po raz kolejny pobijam rekord maksa na prostej wzdłuż Blue: jesteśmy powyżej 46km/h. Może, jak już dojdę do 50km/h, zacznę sprawdzać, ile wyciągnę, podniósłszy kuper z siodełka.
Dziś już pobiłem rekord dystansu z poprzedniego stycznia. Dobrze się zaczyna ten rok... albo tamten się źle zaczął...
Jako że Hipcia nie wpisuje w swoje wpisy nic z wyjątkiem tematu, wrzuciłem sobie w menu po lewej zabawkę RSSową, która ściąga wszystkie jej bike-o-tweety. A co sobie będę żałował. :)
Po raz kolejny pobijam rekord maksa na prostej wzdłuż Blue: jesteśmy powyżej 46km/h. Może, jak już dojdę do 50km/h, zacznę sprawdzać, ile wyciągnę, podniósłszy kuper z siodełka.
Dziś już pobiłem rekord dystansu z poprzedniego stycznia. Dobrze się zaczyna ten rok... albo tamten się źle zaczął...
- DST 39.85km
- Czas 02:01
- VAVG 19.76km/h
- VMAX 46.19km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Poniedziałek, 9 stycznia 2012
Kategoria transport, do czytania
Poniedziałek zaczął się ładnie
Bo Hipcia, bo rower, bo ładna pogoda, bo w zasadzie zielona linia przez Górczewską, bo nikt nas nie próbował zabić po drodze... Miło. A wiadomo, że jeśli poniedziałek udany, to cały tydzień cholera wie jaki, bo jedno na drugie wpływu nie ma. A szkoda; dziś akurat mogłoby mieć wpływ.
Wstałem dużo za późno, więc dziś do pracy prawie bez przystanku. Zabawa w maksa jakoś średnio dzisiaj, 41km/h, chyba dlatego, że było pod wiatr.
Mógłby jeszcze jakiś śnieg spaść, najlepiej, żeby dużo. Ale dobrze, poczekam cierpliwie.
Wstałem dużo za późno, więc dziś do pracy prawie bez przystanku. Zabawa w maksa jakoś średnio dzisiaj, 41km/h, chyba dlatego, że było pod wiatr.
Mógłby jeszcze jakiś śnieg spaść, najlepiej, żeby dużo. Ale dobrze, poczekam cierpliwie.
- DST 9.59km
- Czas 00:26
- VAVG 22.13km/h
- VMAX 41.41km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 8 stycznia 2012
Kategoria < 50km, waypointgame, do czytania
Przez WOŚP na Grochów
Jako że jesteśmy bardzo zorientowani w czasie i przestrzeni, dopiero w Żabce zauwazyłem, że przy kasie stoi owsiakowa skarbonka. Przyszedłem z tą wieścią do domu, a tu, proszę: Hipcia, gdy dowiedziała się, że to dzisiaj, od razu nabrała ochoty na wyjście, jak co roku, na Światełko do Nieba. A jeszcze wcześniej było "nie, nie chce mi się". Zatem pakujemy manatki, odpisujemy kilka WP do odwiedzenia, gdyby nam się zechciało wozić kuper gdzieś dalej i ruszamy.
Na skrzyżowaniu Górczewskiej z Powstańców przed nosem przejeżdża nam taka jedna, ale że jedzie tak, jakby jej się gdzieś spieszyło, to nie wołamy niepotrzebnie. Nam akurat droga prowadzi w drugą stronę, jakoś tak podejrzanie przyjemnie się jedzie, mimo że pod wiatr, to prędkość rozsądna; w ramach szaleństwa jedziemy sobie Płocką, a dalej - standard: Grzybowska do Królewskiej. Tam skręcamy w Marszałkowską i chwilę później zsadzamy kupry i włazimy w tłum.
Jak już te wodotryski wszystkie się skończyły, pozostał problem logistyczny: jak z rowerem przebić się przez masę luda. Pan Władza nie pozwolił włączyć się do ruchu z torowiska, a ja nie czułem specjalnej potrzeby udowadniać mu, że umiem zrobić to sprawnie i bez tamowania ruchu ;), zatem przetupaliśmy piechotą niesieni przez tłum, aż do Kruczej, tam w końcu wsiedliśmy na siodła i ruszyliśmy w kierunku Alei George'a Harrisona, gdzie była fajna zagadka, ale, niestety, w komentarzu już pojawiło się rozwiązanie, które nieopatrznie przeczytałem.
Dalej trasa powiodła Mostem Łazienkowskim na Grochów, most paskudny, jakoś zupełnie nieprzystosowany dla rowerzystów. Podobno jest tam nawet zakaz wjazdu rowerów; my jechaliśmy północną stroną, ciągiem pieszo-rowerowym. Na Grochowie cisza i spokój, odwiedziliśmy zaległą kładkę, prawdopodobnie najdłuższy blok w Polsce, a potem przez latarnię w krzakach jedziemy do Domu z Butelek. Potem ruszyliśmy na północ, robiąc przystanek przy kamieniu przy Stadionie Narodowym (nadal upieram się, że ładnie wygląda, Hipci się nie podoba), na sam koniec z wielką ulgą odwiedzamy punkt przy La Playa, bo wisiał juz długo i strasznie mnie denerwował.
Stamtąd już najkrótszą trasą do domu. Weekend się kończy, czas do pracy. Spodziewałem się, że taka trasa na Grochów wyjdzie dłużej, tymczasem okazało się jakoś zaskakująco krótko; wychodzi na to, że na Wilanów mamy dalej niż tam.
Na skrzyżowaniu Górczewskiej z Powstańców przed nosem przejeżdża nam taka jedna, ale że jedzie tak, jakby jej się gdzieś spieszyło, to nie wołamy niepotrzebnie. Nam akurat droga prowadzi w drugą stronę, jakoś tak podejrzanie przyjemnie się jedzie, mimo że pod wiatr, to prędkość rozsądna; w ramach szaleństwa jedziemy sobie Płocką, a dalej - standard: Grzybowska do Królewskiej. Tam skręcamy w Marszałkowską i chwilę później zsadzamy kupry i włazimy w tłum.
Jak już te wodotryski wszystkie się skończyły, pozostał problem logistyczny: jak z rowerem przebić się przez masę luda. Pan Władza nie pozwolił włączyć się do ruchu z torowiska, a ja nie czułem specjalnej potrzeby udowadniać mu, że umiem zrobić to sprawnie i bez tamowania ruchu ;), zatem przetupaliśmy piechotą niesieni przez tłum, aż do Kruczej, tam w końcu wsiedliśmy na siodła i ruszyliśmy w kierunku Alei George'a Harrisona, gdzie była fajna zagadka, ale, niestety, w komentarzu już pojawiło się rozwiązanie, które nieopatrznie przeczytałem.
Dalej trasa powiodła Mostem Łazienkowskim na Grochów, most paskudny, jakoś zupełnie nieprzystosowany dla rowerzystów. Podobno jest tam nawet zakaz wjazdu rowerów; my jechaliśmy północną stroną, ciągiem pieszo-rowerowym. Na Grochowie cisza i spokój, odwiedziliśmy zaległą kładkę, prawdopodobnie najdłuższy blok w Polsce, a potem przez latarnię w krzakach jedziemy do Domu z Butelek. Potem ruszyliśmy na północ, robiąc przystanek przy kamieniu przy Stadionie Narodowym (nadal upieram się, że ładnie wygląda, Hipci się nie podoba), na sam koniec z wielką ulgą odwiedzamy punkt przy La Playa, bo wisiał juz długo i strasznie mnie denerwował.
Stamtąd już najkrótszą trasą do domu. Weekend się kończy, czas do pracy. Spodziewałem się, że taka trasa na Grochów wyjdzie dłużej, tymczasem okazało się jakoś zaskakująco krótko; wychodzi na to, że na Wilanów mamy dalej niż tam.
- DST 36.25km
- Czas 02:25
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 37.76km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 7 stycznia 2012
Kategoria < 50km, waypointgame, do czytania
Nareszcie Nadarzyn. Tym razem rowerowo.
Od poprzedniej, niezbyt rowerowej wyprawy, minęły trzy miesiące i ze dwa tysiące kilometrów przejechanych przez samochód. Gdy skończyło się całe świąteczno-urlopowe jeżdżenie, stwierdziłem, ze nie ma co czekać, auto trzeba odstawić, niech sie naprawia. I tak zrobiliśmy: umówieni na sobotę pojechaliśmy do Nadarzyna w sumie na czterech kołach, z rowerami na dachu. Na miejscu przesiadka, auto zostaje, my ruszamy znów na czterech kołach, ale tym razem dwoma pojazdami.
Pierwszym naszym celem były Lasy Sękocińskie. Tam bowiem czekał na nas bar (Hipcia nie chciała się w nim zatrzymywać), leśna gra edukacyjna, wiata oraz miejsce na piknik. Po chwili bardzo przyjemnej jazdy trasą katowicką załatwiliśmy powyższą czwórkę i skierowaliśmy się w mniej uczęszczane rejony, w kierunku mostku na Zimnej Wodzie. Mostek oznaczony jako "teren prywatny", ale nikt się nami jakoś nie interesował, więc pojechaliśmy sobie - w las. Tu, oczywiście, mogłem wyciągnąć kompas, ale nie, używałem tylko nawigacji i tylko na postojach. A jako że ścieżka skręcała trochę, to szybko mnie zmyliła. Wyjechaliśmy na jakieś osiedle, stamtąd na szczęście łatwo trafiliśmy na asfalt w kierunku Pruszkowa. Ładny i przyjemny, trzeba przyznać, ruch do tego też był niewielki. W Komorowie robimy chwilę przerwy dla Marii Dąbrowskiej, Aleksandra Janowskiego i starszych Braci w Wierze, po czym wpadamy do Pruszkowa. Tam skręcamy na Poznań trochę wcześniej, niż przy poprzedniej wizycie, wskutek czego przypadkowo lądujemy obok nieplanowanego do odwiedzenia Dulagu 121. Nieprzyjemne miejsce.
Dalej trasa prowadzi standardowo: przez Ursus na Bemowo.
Koniec.
Pierwszym naszym celem były Lasy Sękocińskie. Tam bowiem czekał na nas bar (Hipcia nie chciała się w nim zatrzymywać), leśna gra edukacyjna, wiata oraz miejsce na piknik. Po chwili bardzo przyjemnej jazdy trasą katowicką załatwiliśmy powyższą czwórkę i skierowaliśmy się w mniej uczęszczane rejony, w kierunku mostku na Zimnej Wodzie. Mostek oznaczony jako "teren prywatny", ale nikt się nami jakoś nie interesował, więc pojechaliśmy sobie - w las. Tu, oczywiście, mogłem wyciągnąć kompas, ale nie, używałem tylko nawigacji i tylko na postojach. A jako że ścieżka skręcała trochę, to szybko mnie zmyliła. Wyjechaliśmy na jakieś osiedle, stamtąd na szczęście łatwo trafiliśmy na asfalt w kierunku Pruszkowa. Ładny i przyjemny, trzeba przyznać, ruch do tego też był niewielki. W Komorowie robimy chwilę przerwy dla Marii Dąbrowskiej, Aleksandra Janowskiego i starszych Braci w Wierze, po czym wpadamy do Pruszkowa. Tam skręcamy na Poznań trochę wcześniej, niż przy poprzedniej wizycie, wskutek czego przypadkowo lądujemy obok nieplanowanego do odwiedzenia Dulagu 121. Nieprzyjemne miejsce.
Dalej trasa prowadzi standardowo: przez Ursus na Bemowo.
Koniec.
- DST 40.83km
- Czas 02:28
- VAVG 16.55km/h
- VMAX 32.54km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 6 stycznia 2012
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Trzeba ruszyć się po waypointy, nie ma, że boli
Chcieliśmy się wymknąć po południu na małe waypointowe kółko: Bemowo-Wawrzyszew-Grochów-Bemowo. Miało być sprawnie, bo na wieczór planowana była impreza i chcieliśmy zdążyć. Z "po południu" zrobiło się "pod wieczór". Wystartowaliśmy pod siekący w oczy deszcz, celując w ul. Klenczona, stamtąd pojechaliśmy w kierunku opuszczonego Domku. Po drodze nie mogliśmy nie zwrócić uwagi na pieszych: pozamykali im galerie handlowe, pozamykali sklepy, snuli się więc bezmyslnie, jak muchy wpuszczone do akwarium, z tą różnicą, że wolniej.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
- DST 20.31km
- Czas 01:12
- VAVG 16.93km/h
- VMAX 26.91km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 5 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
Wyganiając myśli
W pracy przed wyjściem dużo się działo, wyszedłem z głową nabitą myślami, więc przedłużyłem sobie trasę o spokojne dwa kilometry, żeby nadmiar myśli jednośladową bezmyślnością wygonić; prawie się udało. Pojechałem na odwrót, pierwszy raz jadąc nową dróżką przy Szczęśliwickiej po zmroku - w dzień bardzo mi się ona podoba, a po zmroku jest jeszcze ładniejsza, szkoda, że tak krótka.
- DST 13.27km
- Czas 00:33
- VAVG 24.13km/h
- VMAX 38.12km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 5 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport
Wiatr coś ostatnio jest miłościwy
Zwykle ludzie narzekają na wiatr, a teraz widzę, że mnożą się wpisy o tym, że wiatr nagle stał się miły, uprzejmy i w ogóle. O ile przy powrocie z pracy na Połczyńskiej dmuchał w ryło, o tyle, gdy wyszliśmy spóźnieni na kurs, dmuchał w plecy przez całą drogę; jazdę psuły tylko światła: czerwona linia przez Powstańców. Wiatr dmucha, 30km/h jest zupełnie bez pedałowania, a przy każdym zasmarkanym sygnalizatorze trzeba się zatrzymywać. Granda! Tak czy inaczej szło dobrze, trasę "na" zrobiliśmy w około 20 minut, czyli w okolicach górnej granicy. Z kursu za to jechaliśmy sobie jak zwykle spokojnie, a wiatr nie przeszkadzał jakoś zbytnio.
W drodze do pracy, gdyśmy sobie radośnie i powoli śmigali z Hipcią, ciesząc się pięknem wyczyszczonego przez deszcz DDRa, przyczaił się za nami jakiś typ w dziwnej, białej bluzie. Typ zrównał się na kolejnej prostej i okazało się, ze to nie żaden typ, tylko, odziany w piękne, biskupie barwy, Goro. Który go Goro wczoraj jeszcze rozmawiał ze mną, że są małe szanse na spotkanie się, bo coś ostatnio rzadko jeździ do pracy na rowerze. I nie pojechał, jak było ładnie, nie pojechał, jak zaczynało kropić, pojechał dziś, gdy błoto, deszcz i wiatr; widocznie to dobra pogoda na polowanie na Hipopotamy - jak błoto, to wyłażą się w nim tarzać, skubane. Zmyliliśmy go, wykorzystując znienacka zielone światło na przejeździe przy Wolskiej, ale się zorientował, uroczo tnąc Wolską pod prąd ;-) Auta jakoś nie chciały jechać na czołówkę, wiadomo: biskupa potrącić, to do nieba można nie pójść. Taki to ma dobrze.
Przy Kasprzaka odbiliśmy w lewo, z racji umykającego czasu pojechaliśmy razem tylko do I przystanku. Może w ten weekend w końcu się wyśpię, odpocznę i w przyszłym tygodniu uda się wstać wcześniej i dojechać razem dalej, bo coś mnie drażni takie krótkie wspólne jeżdżenie. Sobie człowiek baterii przed pracą nie zdąży naładować.
Zabawa "wykręć maksa na prostej przy Blue Shitty": 45,75km/h.
W pracy uparcie parkuje, prócz mojego, tylko jeden rower, obecny niezależnie od pogody. Rozumiem, że to wyzwanie; zobaczymy, kto wymięknie, gdy spadnie śnieg :)
W drodze do pracy, gdyśmy sobie radośnie i powoli śmigali z Hipcią, ciesząc się pięknem wyczyszczonego przez deszcz DDRa, przyczaił się za nami jakiś typ w dziwnej, białej bluzie. Typ zrównał się na kolejnej prostej i okazało się, ze to nie żaden typ, tylko, odziany w piękne, biskupie barwy, Goro. Który go Goro wczoraj jeszcze rozmawiał ze mną, że są małe szanse na spotkanie się, bo coś ostatnio rzadko jeździ do pracy na rowerze. I nie pojechał, jak było ładnie, nie pojechał, jak zaczynało kropić, pojechał dziś, gdy błoto, deszcz i wiatr; widocznie to dobra pogoda na polowanie na Hipopotamy - jak błoto, to wyłażą się w nim tarzać, skubane. Zmyliliśmy go, wykorzystując znienacka zielone światło na przejeździe przy Wolskiej, ale się zorientował, uroczo tnąc Wolską pod prąd ;-) Auta jakoś nie chciały jechać na czołówkę, wiadomo: biskupa potrącić, to do nieba można nie pójść. Taki to ma dobrze.
Przy Kasprzaka odbiliśmy w lewo, z racji umykającego czasu pojechaliśmy razem tylko do I przystanku. Może w ten weekend w końcu się wyśpię, odpocznę i w przyszłym tygodniu uda się wstać wcześniej i dojechać razem dalej, bo coś mnie drażni takie krótkie wspólne jeżdżenie. Sobie człowiek baterii przed pracą nie zdąży naładować.
Zabawa "wykręć maksa na prostej przy Blue Shitty": 45,75km/h.
W pracy uparcie parkuje, prócz mojego, tylko jeden rower, obecny niezależnie od pogody. Rozumiem, że to wyzwanie; zobaczymy, kto wymięknie, gdy spadnie śnieg :)
- DST 38.68km
- Czas 01:50
- VAVG 21.10km/h
- VMAX 45.75km/h
- Sprzęt Unibike Viper