Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 886.87 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 44:29 |
Średnia prędkość: | 19.73 km/h |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 30.58 km i 1h 42m |
Więcej statystyk |
Sylwestrowe "tam"
Zgodnie z kilkuletnią tradycją, ten dzień spędzaliśmy we dwójkę. W tym roku mieliśmy plan zakręcenia pętli po okolicznych włościach i zaliczenia nowej gminy, ale uznaliśmy, że kręcenie się po wioskach tuż po północy, gdy całe narąbane towarzystwo będzie wracało "bo przessiesz to tylko pięś kihomehów, dam hhadę!", jest pomysłem głupim.
O dwudziestej włączyliśmy muzykę, pogibaliśmy się trochę, po czym ubraliśmy się rowerowo i ruszyliśmy sobie przez pustą Stolicę w kierunku Stadionu Narodowego. Planem było zobaczyć fajerwerki i zawinąć do domu. Przy Stadionie musieliśmy trochę pokluczyć, potem trochę popchać i osiem minut przed północą zajęliśmy sobie dogodny punkt obserwacyjn
- DST 17.19km
- Czas 01:00
- VAVG 17.19km/h
- Sprzęt Jaszczur
Praca
- DST 12.39km
- Czas 00:35
- VAVG 21.24km/h
- Sprzęt Jaszczur
Praca
Z drugiej strony, jeszcze siedem i będzie równik.
- DST 7.67km
- Czas 00:18
- VAVG 25.57km/h
- Sprzęt Jaszczur
Do domu - i w samochód
- DST 14.33km
- Czas 00:29
- VAVG 29.65km/h
- Sprzęt Stefan
Na trzydziestkę zrób coś nietypowego
Mors na trzydziestkę walnął sobie trzysta kilometrów. Hipcia na trzydziestkę (no dobrze, wyprawa była wspólna, ale weźmy pod uwagę dzień) pojechała sobie na wyprawę rowerową... a ja... Ja mam problem, bo urodziny mam tak konkretnie dzisiaj. 24 grudnia, w Wigilię. Dodatkową atrakcją do tej daty jest odpowiadanie na niekończące się pytania "Ale to chyba beznadziejne, bo tylko jeden prezent dostajesz" i fakt, że nigdy te urodziny nie były "zwykłe". Takie, że, wiecie, normalne.
W tym roku za to Najlepszy Pracodawca pomógł mi w realizacji moich planów na świętowanie. Zatem:
- przyjechałem sobie rowerem do pracy,
- siedzimy sobie w pracy (miałem być sam, siedzę z El Stalkero - miało go z kolei nie być, ale został awaryjnie wezwany),
- pojadę sobie do domu po pracy, też rowerem,
- wieczór spędzę tylko z Hipcią,
- nie będzie żadnych kolacji, wigiliów, opłatków, pasterków, kolęd. Będzie zupelnie cywilnie i wcale nieświątecznie - czyli tak, jak chciałbym, żeby było.
Najlepsze urodziny, jakie miałem w życiu!
Co do rowerowania - wieczorem zajechałem do Tranquilo po forumowy kalendarz, potem pojechałem do domu (50 km/h na płaskim, bez wiatru, bez podnoszenia kupra z siodła poszło jak burza), a rano wstałem i również spokojnie zajechałem sobie na szosie do roboty. To jest jednak zupełnie inny typ roweru - trzeba się do wszystkiego od nowa przyzwyczaić i nauczyć na nim jeździć. Ale wszystko z czasem.
- DST 20.60km
- Czas 00:49
- VAVG 25.22km/h
- Sprzęt Stefan
W czasie dżdżu szosa mokra
Pobudka nie należała do najfajniejszych, bo zaczęła się od okrzyku "Cholera, gdzie są moje klucze?!". Zwlokłem zatem mój (jeszcze dwudziestodziewięcioletni) zewłok z barłogu i ruszyłem na poszukiwania. Znalazłem. Potem, gdy JKW pojechała do pracy, dokonałem szybkiego myk-myk i po chwili, gdy już wszystko było prawie zakończone, zorientowałem się, że na zewnątrz trochę pada. A ja trochę właśnie zdemontowałem Jaszczura. Skoro rzekło się "A", trzeba powiedzieć "Psik!", wytoczyłem się z domu i po chwili siedziałem już na mojej szosie, żwawo pedałując w kierunku roboty.
Cudów nie było. Owszem, chyba jedzie się lepiej, ale dystans jest za krotki, żeby cokolwiek przesądzać. Chociaż jazda 30 km/h, po Powstańców, bez wysiłku, a pod wiatr, dawała sporo satysfakcji. Widelec bez amortyzacji nie przeszkadza zupełnie - pewnie dlatego, że od półtora roku w ogóle nie korzystam z amorka i zawsze mam go zablokowanego (albo, jak w Viperze - zapiaszczony tak, że się nie zgina wcale).
- DST 7.85km
- Czas 00:18
- VAVG 26.17km/h
- Sprzęt Stefan
Jedna wiertarka, cztery kołki, wkrętak, wieszak i jeden hipopotam
Szosy już wiszą i wypoczywają. Reszta parkingu (pod spodem) jest jeszcze do przygotowania - na razie stoi tam szafka © Hipek99
- DST 10.51km
- Czas 00:29
- VAVG 21.74km/h
- Sprzęt Jaszczur
Dla odmiany - zbiorówka
- DST 33.75km
- Czas 01:35
- VAVG 21.32km/h
- Sprzęt Jaszczur
Praca
- DST 7.67km
- Czas 00:20
- VAVG 23.01km/h
- Sprzęt Jaszczur
Druga (urodzinowa) Hip-rawka. Dzień 4
Kilka kilometrów za Gietrzwałdem, w miejscowości Woryty, asfalt pożegnał się z nami i wyjechaliśmy na utwardzoną drogę. Licząc na to, że nie zamieni się w piaskownicę, brnęliśmy dalej - przez Rentyny aż do głównej. Gdy w końcu wyjechaliśmy na asfalt, właśnie zaczynało się ściemniać. W planie było jeszcze zaliczenie dodatkowej gminy, ale to wymagało już podjechania dużo bliżej Olsztyna. Asfalt był paskudny, biorąc pod uwagę, że było po zmroku. Co i rusz wpadaliśmy w jakieś nierówności, a ze dwa razy uderzyliśmy w konkretną dziurę. W końcu, ku naszemu zaskoczeniu, przed nami pojawiła się tablica "Olsztyn". Szybki rzut oka na nawigację i okazało się, że jesteśmy w okolicy właściwego skrętu. Odbiliśmy... asfalt znowu się skończył. Wjechaliśmy w lasy, po bokach śnieg, droga skrzy się z mrozu... Tłukliśmy się po tych dziurach dobre pięć kilometrów, po czym asfalt pojawił się, a po chwili wjechaliśmy do Dywitów - siedziby ostatniej gminy, którą było nam dane zaliczyć.
W Dywitach wyjechaliśmy prosto na krajówkę, którą akurat popołudniowy korek próbował się i dostać, i wydostać z Olsztyna. Na sporym podjeździe - stop! Zakaz dla rowerów i wiele mówiący znak z napisem "ścieżka rowerowa" kierujący nas w las. Zjechałem na próbę i szybko wróciłem. Błoto, po którym można by było tylko rower pchać i to nawet gdyby nie był osakwiony. Rzuciłem nieprzyjemnym słowem pod adresem kretynów, którzy biorą się za oznaczanie dróg i olaliśmy zakaz. Do samego miasta dojechaliśmy niczym nie niepokojeni, wyjąwszy jednego nadpobudliwego, który nas strąbił, a dookoła było na tyle ciemno, że nie było mu nawet po co pokazywać palca. W samym Olsztynie przy ulicach śnieg - pierwsze miasto, w którym na coś takiego trafiliśmy.
Pod dworzec dojechaliśmy jak po sznurku, wyskoczyliśmy jeszcze na obiad w McD (ohydne, ale na dworcowy bar nie miałem ochoty), zapakowaliśmy rowery do już podstawionego pociągu i o 19:18 ruszyliśmy w kierunku Stolicy.
W Warszawie pozostąło jeszcze przenieść rower po schodach i dokręcić swoje kilka kilometrów do domu.
Podsumowując:
- zaliczone 34 gminy, odwiedzone trzy województwa,
- przejechane ponad 500 km, z tego 450 w deszczu i mżawce, z odczuwalną temperaturą poniżej zera,
- kolejne 96 godzin spędzonych tylko razem,
- urodziny odświętowane, czas dobrze zacząć kolejną trzydziestkę!
Wszystkiego najlepszego, Hipciu!
Powoli kierujemy się w stronę Olsztyna© Hipek99
Pogoda zrobiła się dużo lepsza niż przez ostatnie dni© Hipek99
Chwila relaksu na dużym postoju© Hipek99
Widoki z gminy Gietrzwałd© Hipek99
Jechało się dużo lepiej, chociaż asfalt nie był z gatunku tych najcudowniejszych© Hipek99
Co można robić na przystanku? Przecież nie czekać na autobus© Hipek99
Takie asfalty w większości towarzyszyły nam przy przecinaniu się do Gietrzwałdu© Hipek99
Słońce zachodzi - ostatni dzień wyprawy właśnie się kończy© Hipek99
Nocny księżyc w Dywitach - ostatnia zaliczona gmina na Hip-rawce© Hipek99
- DST 70.13km
- Czas 04:45
- VAVG 14.76km/h
- Sprzęt Zenon