Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2018
Dystans całkowity: | 1498.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 66:38 |
Średnia prędkość: | 22.48 km/h |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 48.33 km i 2h 08m |
Więcej statystyk |
Sobota, 10 listopada 2018
Kategoria < 50km, do czytania, trening
Nasze dobro narodowe
Wyjazd, jak to wyjazd: krótko, niezbyt szybko, relaksacyjnie. Pozwiedzałem odrobinkę Ożarów (odpuszczając sobie jazdę główną drogą), turlając się jakąś osiedlową, równoległą uliczką, tyle w niej złego, że jest i z kostki, i poprzecinana głównymi drogami.
W powietrzu pełno naszego dobra narodowego. Tego, czym otwieramy oczy niedowiarkom. Mówimy: to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!
W powietrzu pełno naszego dobra narodowego. Tego, czym otwieramy oczy niedowiarkom. Mówimy: to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!
- DST 45.15km
- Czas 01:41
- VAVG 26.82km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 9 listopada 2018
Kategoria transport
Transport
- DST 16.78km
- Czas 01:01
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 8 listopada 2018
Kategoria transport
Transport
- DST 21.20km
- Czas 01:16
- VAVG 16.74km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 7 listopada 2018
Kategoria do czytania, transport, szukając dziury w całym
Po mieście
Dziś uznałem, że czas zrobić coś szalonego i przetestowałem nowy (nieoddany jeszcze) fragment DDR między Wolską i Górczewską. Asfalt jest, rysunków na nim jeszcze nie ma, ale jeździć można. Podobnie jak na tej długo przeze mnie wyczekiwanej DDR wzdłuż Połczyńskiej.
- DST 15.05km
- Czas 00:52
- VAVG 17.37km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 6 listopada 2018
Kategoria transport, do czytania
Jeszcze trzy dni do święta
...w piątek zaczynamy, po dwuletniej przerwie od poprzedniego. Nie, nie rowerowe święto, lecz szachowe. Mecz o mistrzostwo świata!
A przy okazji: czy tylko mi się wydaje, czy też Fabiano Caruana jest lekko podobny do naszego morsa?
A przy okazji: czy tylko mi się wydaje, czy też Fabiano Caruana jest lekko podobny do naszego morsa?
- DST 16.12km
- Czas 00:53
- VAVG 18.25km/h
- Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 5 listopada 2018
Kategoria transport
Transport
- DST 16.78km
- Czas 01:01
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt Zenon
Niedziela, 4 listopada 2018
Kategoria > 50 km, do czytania, zaliczając gminy
Listopadowo na północy (4)
Ostatni dzień wycieczki to tylko krótka podróż do Olsztyna (krótka, ale z obowiązkowym zaliczeniem jednej gminy).
- DST 74.59km
- Czas 03:24
- VAVG 21.94km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 4 listopada 2018
Kategoria < 25km
PKP
- DST 6.95km
- Czas 00:22
- VAVG 18.95km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 3 listopada 2018
Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy
Listopadowo na północy (3)
Poranek nie zachęcał do pobudki. I wcale nie chodzi o to, że niechętnie zamieniłbym ciepłe łóżko na chłód poranka. Bardziej chodzi o ten nieprzyjemny dźwięk, który dobiegał zza okna.
Na szczęście deszcz tylko lekko kropił, ale robił to już od dłuższej chwili, więc na drogach zdążyły się potworzyć spore kałuże. Pierwsza część podróży, aż do Nowego Dworu Gdańskiego, była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. Sytuacja na drodze wymusza na nas dość szybki postój we wspomnianym mieście, bo wygląda na to, że nie dojedziemy, zgodnie z planem, do Elbląga, jadąc (jak jeszcze kilka lat temu) siódemką.
Na szczęście znajduję sprawny objazd przez Marzęcino i udaje się wrócić na ślad nie nadkładając zbyt wielu kilometrów. Kolejne prawie 80 km to głównie walka z asfaltami. Zaczyna się od prawdziwie księżycowej nawierzchni, przechodząc przez wszystkie rodzaje, nie wyłączając dużych, betonowych płyt.
Większy postój robimy w Miłomłynie. Jest motywacja, bo znajduje się tam straszliwie przyjacielski kot, który domaga się pieszczot, więc aż szkoda ruszać. Ale i tak zjadamy sobie solidny obiad i ruszamy dalej. Drogą przez las... a potem jakieś siedem kilometrów leśną szutrówką. Gdy wyjechaliśmy w końcu na asfalt, zaczynało robić się szarawo.
Morąg przecinamy już po ciemku, droga do Pasłęka za to upływa mi na patrzeniu na termometr. Jeszcze przedwczoraj w nocy było prawie 10 stopni, teraz temperatura spada poniżej dwóch stopni, a do tego wszystko otula mgła, dzięki czemu jazda robi się jeszcze przyjemniejsza.
Pasłęk to czas na zakupy (Hipcia) i rezerwowanie noclegu (ja). Do przejechania jest ledwo 50 km, ale w tej mgle i przy tej temperaturze, kiedy nawet mi, w ciepłych, jesiennych rękawiczkach, kostnieją palce, robi się z tego prawdziwa wyprawa. Mgła jest wszędzie, więc trasa wygląda jak nieskończona wyprawa przez jeden, wielki las. Do tego trafiamy sobie na bruk (bardzo historyczny, bo Długobór, jak podają źródła, został założony jeszcze przed 1314 rokiem).
W końcu ze mgły wyłania się napis "Orneta", a kawałek dalej czeka nasza kwatera. Mamy ze sobą piwo (tym razem nie usypiam tak szybko) i jedzenie, więc można spokojnie poświętować kolejny przepracowany dzień.
Na szczęście deszcz tylko lekko kropił, ale robił to już od dłuższej chwili, więc na drogach zdążyły się potworzyć spore kałuże. Pierwsza część podróży, aż do Nowego Dworu Gdańskiego, była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. Sytuacja na drodze wymusza na nas dość szybki postój we wspomnianym mieście, bo wygląda na to, że nie dojedziemy, zgodnie z planem, do Elbląga, jadąc (jak jeszcze kilka lat temu) siódemką.
Na szczęście znajduję sprawny objazd przez Marzęcino i udaje się wrócić na ślad nie nadkładając zbyt wielu kilometrów. Kolejne prawie 80 km to głównie walka z asfaltami. Zaczyna się od prawdziwie księżycowej nawierzchni, przechodząc przez wszystkie rodzaje, nie wyłączając dużych, betonowych płyt.
Większy postój robimy w Miłomłynie. Jest motywacja, bo znajduje się tam straszliwie przyjacielski kot, który domaga się pieszczot, więc aż szkoda ruszać. Ale i tak zjadamy sobie solidny obiad i ruszamy dalej. Drogą przez las... a potem jakieś siedem kilometrów leśną szutrówką. Gdy wyjechaliśmy w końcu na asfalt, zaczynało robić się szarawo.
Morąg przecinamy już po ciemku, droga do Pasłęka za to upływa mi na patrzeniu na termometr. Jeszcze przedwczoraj w nocy było prawie 10 stopni, teraz temperatura spada poniżej dwóch stopni, a do tego wszystko otula mgła, dzięki czemu jazda robi się jeszcze przyjemniejsza.
Pasłęk to czas na zakupy (Hipcia) i rezerwowanie noclegu (ja). Do przejechania jest ledwo 50 km, ale w tej mgle i przy tej temperaturze, kiedy nawet mi, w ciepłych, jesiennych rękawiczkach, kostnieją palce, robi się z tego prawdziwa wyprawa. Mgła jest wszędzie, więc trasa wygląda jak nieskończona wyprawa przez jeden, wielki las. Do tego trafiamy sobie na bruk (bardzo historyczny, bo Długobór, jak podają źródła, został założony jeszcze przed 1314 rokiem).
W końcu ze mgły wyłania się napis "Orneta", a kawałek dalej czeka nasza kwatera. Mamy ze sobą piwo (tym razem nie usypiam tak szybko) i jedzenie, więc można spokojnie poświętować kolejny przepracowany dzień.
- DST 262.65km
- Czas 11:45
- VAVG 22.35km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 2 listopada 2018
Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy
Listopadowo na północy (2)
Spanie jest znacznie przyjemniejsze, gdy po twarzy nie chodzą pająki i inne potwory. Mi chodziły. No, to akurat aż tak nie przeszkadzało, denerwował mnie za to jeden komar (ale z nim wyjaśniłem sobie sprawy dość szybko). W końcu następuje coś w rodzaju poranka. Dzwoni budzik, świecę światło i powoli zaczynamy się zbierać. Po niecałej godzince (bo w końcu nikomu się nie spieszy) jesteśmy już na kołach. Jest jasno, wschodzące słońce dodaje uroku całej trasie i powoli rozprasza poranne, chłodne mgły.
Pierwszy przystanek jest w Skórczu. Tam, na Orlenie, okazuje się, że ten pajonk, co nocą spacerował mi po twarzy, uznał, że jestem na tyle smaczny, żeby mnie ugryźć pod okiem. Spuchło, ale tylko trochę.
Ruszamy dalej: dzień rozkręca się, słońce świeci, ale jest wyraźnie chłodniej niż wczoraj. W Starogardzie Gdańskim łapiemy mocny wiatr w plecy. I tak się leci, i leci... droga krajowa numer 22, Malbork się przybliża i przybliża, już tylko doń trzydzieści kilometrów. Ale czy może być tak łatwo? Przejeżdżamy nad A-jedynką i natychmiast odbijamy w prawo. Może do Malborka tylko 20 km, ale my umiemy zrobić tak, by zajęło to całe 200!
I zaczyna się. Podwietrzna rzeźnia. Przestaje się jechać szybko a do jazdy motywuje tylko wizja obiadu w Gniewie. 25 km dalej zjeżdżamy nad Wisłę, na kilkanaście kilometrów kompletnie płaskiego terenu (prawie jak w domu). Z bólem i trudem przecinamy Grudziądz, zachwyceni zakazem dla rowerów na wiadukcie (dzięki czemu musimy szlajać się po jakichś dziurskach) i cieszymy się każdym kilometrem oddalającym nas od tego miasta. Głównie dlatego, że im dalej, tym ruch robi się mniejszy.
Boczną drogą docieramy do Kwidzyna, tam robimy długi postój na stacji (a mieli zapiekanki, więc naprawdę było jak wypocząć). Rezerwuję pokój w Malborku i już wiemy, że czeka na nas ciepłe łóżko. Mogliśmy ponownie szukać krzaków, ale jakoś wieczór zrobił się wilgotny, chłodny, a do tego okolice Malborka nie słyną z lasów, więc mogłoby być ciężko znaleźć coś przyjemnego.
Trasa jakoś się dłuży. Mamy do pokonania jeden większy pagórek, a potem tylko długa prosta, pod wiatr, do miasta. Zakupy w Żabce, zameldowanie i piwo, które dopijam głównie z przyzwoitości, bo pierwsze trzy łyki bardzo mnie zmorzyły...
Pierwszy przystanek jest w Skórczu. Tam, na Orlenie, okazuje się, że ten pajonk, co nocą spacerował mi po twarzy, uznał, że jestem na tyle smaczny, żeby mnie ugryźć pod okiem. Spuchło, ale tylko trochę.
Ruszamy dalej: dzień rozkręca się, słońce świeci, ale jest wyraźnie chłodniej niż wczoraj. W Starogardzie Gdańskim łapiemy mocny wiatr w plecy. I tak się leci, i leci... droga krajowa numer 22, Malbork się przybliża i przybliża, już tylko doń trzydzieści kilometrów. Ale czy może być tak łatwo? Przejeżdżamy nad A-jedynką i natychmiast odbijamy w prawo. Może do Malborka tylko 20 km, ale my umiemy zrobić tak, by zajęło to całe 200!
I zaczyna się. Podwietrzna rzeźnia. Przestaje się jechać szybko a do jazdy motywuje tylko wizja obiadu w Gniewie. 25 km dalej zjeżdżamy nad Wisłę, na kilkanaście kilometrów kompletnie płaskiego terenu (prawie jak w domu). Z bólem i trudem przecinamy Grudziądz, zachwyceni zakazem dla rowerów na wiadukcie (dzięki czemu musimy szlajać się po jakichś dziurskach) i cieszymy się każdym kilometrem oddalającym nas od tego miasta. Głównie dlatego, że im dalej, tym ruch robi się mniejszy.
Boczną drogą docieramy do Kwidzyna, tam robimy długi postój na stacji (a mieli zapiekanki, więc naprawdę było jak wypocząć). Rezerwuję pokój w Malborku i już wiemy, że czeka na nas ciepłe łóżko. Mogliśmy ponownie szukać krzaków, ale jakoś wieczór zrobił się wilgotny, chłodny, a do tego okolice Malborka nie słyną z lasów, więc mogłoby być ciężko znaleźć coś przyjemnego.
Trasa jakoś się dłuży. Mamy do pokonania jeden większy pagórek, a potem tylko długa prosta, pod wiatr, do miasta. Zakupy w Żabce, zameldowanie i piwo, które dopijam głównie z przyzwoitości, bo pierwsze trzy łyki bardzo mnie zmorzyły...
- DST 296.27km
- Czas 11:44
- VAVG 25.25km/h
- Sprzęt Stefan