Wpisy archiwalne w kategorii
< 25km
Dystans całkowity: | 2968.95 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 146:53 |
Średnia prędkość: | 20.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.86 km/h |
Suma podjazdów: | 1059 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (82 %) |
Suma kalorii: | 6939 kcal |
Liczba aktywności: | 233 |
Średnio na aktywność: | 12.74 km i 0h 39m |
Więcej statystyk |
Piątek, 20 lipca 2012
Kategoria do czytania, transport, < 25km
Korkami bez korka, bez korków z korkiem
Taką sobie grę słów wymyśliłem, o! No to trzeba tłumaczyć.
Po robocie jechać musiałem po pojazd mój samochodowy do Nadarzyna. Aleje w kierunku Pruszkowa raczej były zakorkowane od miejsca, gdzie kończy się DDR, a zaczynają światła i roboty; wyprzedzałem, albo utrzymywałem prędkość całej kolumny, dobrze, że nie było takich, co uważają, że jeśli samochód i rower jadą z tą samą prędkością, to rower musi jechać za samochodem, więc trzeba go wyprzedzić. Tak sobie bezpiecznie i przyjemnie doleciałem do Reguł, gdzie zaczął padać deszcz na tyle mocno, że postanowiłem pokusić się o kurtkę. W Pruszkowie przegapiłem skręt (pierwszy raz jechałem rowerem od tej strony), a gdy już się zorientowałem, to bliżej było do znanej mi już opcji ze skrętem w lewo na Nadarzyn. Chwilę później przestało padać, mogłem zdjąć kurtkę i dolecieć do warsztatu, tam, niestety, przesiadłem się w auto i wróciłem do domu.
Rano zaraz za pierwszym skrzyżowaniem zmieniałem przerzutkę z przodu, a pod kciukiem zrobiło się podejrzanie luźno. Zawsze, jak mi pęka linka mam wrażenie, że złamałem sobie kciuk :) Wróciłem do domu, a tam tylko linki hamulcowe; przez chwilę miałem przed oczami tragiczną wizję jazdy do pracy samochodem, ale pomyślałem i za pomocą korka od wina ustabilizowałem prowadnik na środkowej zębatce z przodu. A mówią, że z alkoholizmu nic dobrego nie wynika... :)
Tym sposobem na moim już-monobiegu dojechałem sobie przez już wyczyszczoną z korków Warszawę do roboty z jedynie trzydziestominutowym spóźnieniem.
Po robocie jechać musiałem po pojazd mój samochodowy do Nadarzyna. Aleje w kierunku Pruszkowa raczej były zakorkowane od miejsca, gdzie kończy się DDR, a zaczynają światła i roboty; wyprzedzałem, albo utrzymywałem prędkość całej kolumny, dobrze, że nie było takich, co uważają, że jeśli samochód i rower jadą z tą samą prędkością, to rower musi jechać za samochodem, więc trzeba go wyprzedzić. Tak sobie bezpiecznie i przyjemnie doleciałem do Reguł, gdzie zaczął padać deszcz na tyle mocno, że postanowiłem pokusić się o kurtkę. W Pruszkowie przegapiłem skręt (pierwszy raz jechałem rowerem od tej strony), a gdy już się zorientowałem, to bliżej było do znanej mi już opcji ze skrętem w lewo na Nadarzyn. Chwilę później przestało padać, mogłem zdjąć kurtkę i dolecieć do warsztatu, tam, niestety, przesiadłem się w auto i wróciłem do domu.
Rano zaraz za pierwszym skrzyżowaniem zmieniałem przerzutkę z przodu, a pod kciukiem zrobiło się podejrzanie luźno. Zawsze, jak mi pęka linka mam wrażenie, że złamałem sobie kciuk :) Wróciłem do domu, a tam tylko linki hamulcowe; przez chwilę miałem przed oczami tragiczną wizję jazdy do pracy samochodem, ale pomyślałem i za pomocą korka od wina ustabilizowałem prowadnik na środkowej zębatce z przodu. A mówią, że z alkoholizmu nic dobrego nie wynika... :)
Tym sposobem na moim już-monobiegu dojechałem sobie przez już wyczyszczoną z korków Warszawę do roboty z jedynie trzydziestominutowym spóźnieniem.
Zakorkowany rower© Hipek99
- DST 31.24km
- Czas 01:16
- VAVG 24.66km/h
- VMAX 40.36km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Dojazd z lotniska
#relacja do uzupełnienia#
- DST 13.91km
- Czas 00:52
- VAVG 16.05km/h
- VMAX 33.36km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Na lotnisko
#relacja powstaje#
- DST 13.10km
- Czas 00:40
- VAVG 19.65km/h
- VMAX 30.50km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 6 stycznia 2012
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Trzeba ruszyć się po waypointy, nie ma, że boli
Chcieliśmy się wymknąć po południu na małe waypointowe kółko: Bemowo-Wawrzyszew-Grochów-Bemowo. Miało być sprawnie, bo na wieczór planowana była impreza i chcieliśmy zdążyć. Z "po południu" zrobiło się "pod wieczór". Wystartowaliśmy pod siekący w oczy deszcz, celując w ul. Klenczona, stamtąd pojechaliśmy w kierunku opuszczonego Domku. Po drodze nie mogliśmy nie zwrócić uwagi na pieszych: pozamykali im galerie handlowe, pozamykali sklepy, snuli się więc bezmyslnie, jak muchy wpuszczone do akwarium, z tą różnicą, że wolniej.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
- DST 20.31km
- Czas 01:12
- VAVG 16.93km/h
- VMAX 26.91km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 11 grudnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Noc klimatycznych waypointów
Wcześniej tego dnia na forum WPG publikujemy post z przemyśleniami na temat WPG. Dziś (poniedziałek) okazuje się, że cieszy się zainteresowaniem. A nie spodziewałem się :)
Startujemy przed 19:00, cel - Dworzec Zachodni. Autobus, z którego mamy odebrać paczkę, spóźnia się, więc czekamy tam jakieś 40 minut. Stamtąd jedziemy na Kasprzaka, w poszukiwaniu opuszczonej dyskoteki. Waypoint już odwiedzony wcześniej przez kolegę, który chyba założył, nawet jeśli opuszczona dyskoteka, to na pewno w środku ma jeszcze neony i nie zabrał światła... :D Zajeżdżamy, w świetle czołówek badamy teren, po chwili przeskakiwania przez tory i łażenia ścieżkami - jest. Do środka pakujemy się uzbrojeni; cholera wie, kto się tam czai, ale na szczęście niepotrzebnie się skradamy: są dwa legowiska, ale chwilowo niezajęte. Niespiesznie zwiedzamy sobie obiekt; robi wrażenie. Szczególnie fajnie wypada wisielec w głównej sali (ale nie opiszę, co to, każdy może sobie wpaść i zobaczyć). Kod odpisany.
Dalej szlajamy się ścieżką wzdłuż w poszukiwaniu żurawia wodnego. Udaje się to, jego posępna struktura straszy z daleka, świetnie wygląda na tle nowoczesnego, rozświetlonego biurowca.
Dalej już przeskakujemy na drugą stronę Prymasa i zagłębiamy się w Odolanach. Celem - założenie dwóch WP, które opublikują się najprawdopodobniej dzisiaj.
Startujemy przed 19:00, cel - Dworzec Zachodni. Autobus, z którego mamy odebrać paczkę, spóźnia się, więc czekamy tam jakieś 40 minut. Stamtąd jedziemy na Kasprzaka, w poszukiwaniu opuszczonej dyskoteki. Waypoint już odwiedzony wcześniej przez kolegę, który chyba założył, nawet jeśli opuszczona dyskoteka, to na pewno w środku ma jeszcze neony i nie zabrał światła... :D Zajeżdżamy, w świetle czołówek badamy teren, po chwili przeskakiwania przez tory i łażenia ścieżkami - jest. Do środka pakujemy się uzbrojeni; cholera wie, kto się tam czai, ale na szczęście niepotrzebnie się skradamy: są dwa legowiska, ale chwilowo niezajęte. Niespiesznie zwiedzamy sobie obiekt; robi wrażenie. Szczególnie fajnie wypada wisielec w głównej sali (ale nie opiszę, co to, każdy może sobie wpaść i zobaczyć). Kod odpisany.
Dalej szlajamy się ścieżką wzdłuż w poszukiwaniu żurawia wodnego. Udaje się to, jego posępna struktura straszy z daleka, świetnie wygląda na tle nowoczesnego, rozświetlonego biurowca.
Dalej już przeskakujemy na drugą stronę Prymasa i zagłębiamy się w Odolanach. Celem - założenie dwóch WP, które opublikują się najprawdopodobniej dzisiaj.
- DST 24.13km
- Czas 01:42
- VAVG 14.19km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 26 listopada 2011
Kategoria do czytania, < 25km
Jak Alleypiast wziął i się...
Od dawien dawna wiadomo, że trzeba uważać na to, co sobie człowiek życzy, szczególnie głośno. Tak, jak przy złotej rybce, kiedy mówiąc, że chce się mieć fujarę do samej ziemi, powinno się przewidzieć, że leniwa rybka zamiast przedłużyć to, co powinna, pozbawi nas obu nóg (chociaż to działa w obie strony: przy "chciałbym mieć fujarę jak niemowlę", można się spodziewać kilkudziesięciu centymetrów i trzech kilo wagi). Tak i ja, wczoraj, napisałem, że walka o pierwsze miejsce jest bez sensu. Zatem, żebym czasami nie zmienił zdania, w nocy z piątku na sobotę poczułem gorączkę. Potem doszło cuś w układzie pokarmowym... i tak sobota zaczęła się od leżenia. I trochę siedzenia.
W międzyczasie nieopatrznie pokazałem Hipci filmową zajawkęAlleypiasta, więc wyboru już nie było. O właściwej godzinie spróbowaliśmy. Zlazłem z łóżka, ubrałem się, nawet ruszając się i pobudzając krążenie, poczułem się lepiej. Wsiadłem na rower... i tu już poczułem, że jest inaczej, niż zwykle. Gdy wyszliśmy na prostą przy Górczewskiej, Hipcia zluzowałą pedały, poczekała na mnie i zapytała:
- My się chyba śpieszymy? Będziesz się tak wlókł?
- Nie, kochanie, mylisz się. - odrzekłem - Ja się nie wlokę. Ja
obecnie nakurwiam.
I to była prawda. Uda pracowały tak, że bolały tym głuchym bólem, który pozostaje w ztrętwiałych mięśniach po zastrzyku, płuca pracowały jak miechy, wzrok skupiony tylko na wąskim pasie dróżki przed sobą... a licznik nieubłaganie wskazuje 16km/h. Tu już wiedziałem, że złym pomysłem jest jechanie nawet 10km na miejsce zbiórki, powiedzenie "Heja!" i wracanie do domu. Na wszelki wypadek (dzięki, zasmarkana złota rybko) organizm stwierdził, że przypilnuje, żebym głupot nie robił. Na wysokości skrzyżowania z Lazurową poczułem, ze plan przejażdżki planuje się zesrać. Tyle, że dosłownie.
Wróciliśmy trochę naokoło, żeby nie było, że wracamy tą samą drogą: Lazurowa -> Dywizjonu. Tam na szczęście powiało w plecy.
W międzyczasie nieopatrznie pokazałem Hipci filmową zajawkęAlleypiasta, więc wyboru już nie było. O właściwej godzinie spróbowaliśmy. Zlazłem z łóżka, ubrałem się, nawet ruszając się i pobudzając krążenie, poczułem się lepiej. Wsiadłem na rower... i tu już poczułem, że jest inaczej, niż zwykle. Gdy wyszliśmy na prostą przy Górczewskiej, Hipcia zluzowałą pedały, poczekała na mnie i zapytała:
- My się chyba śpieszymy? Będziesz się tak wlókł?
- Nie, kochanie, mylisz się. - odrzekłem - Ja się nie wlokę. Ja
obecnie nakurwiam.
I to była prawda. Uda pracowały tak, że bolały tym głuchym bólem, który pozostaje w ztrętwiałych mięśniach po zastrzyku, płuca pracowały jak miechy, wzrok skupiony tylko na wąskim pasie dróżki przed sobą... a licznik nieubłaganie wskazuje 16km/h. Tu już wiedziałem, że złym pomysłem jest jechanie nawet 10km na miejsce zbiórki, powiedzenie "Heja!" i wracanie do domu. Na wszelki wypadek (dzięki, zasmarkana złota rybko) organizm stwierdził, że przypilnuje, żebym głupot nie robił. Na wysokości skrzyżowania z Lazurową poczułem, ze plan przejażdżki planuje się zesrać. Tyle, że dosłownie.
Wróciliśmy trochę naokoło, żeby nie było, że wracamy tą samą drogą: Lazurowa -> Dywizjonu. Tam na szczęście powiało w plecy.
- DST 3.81km
- Czas 00:12
- VAVG 19.05km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 6 listopada 2011
Kategoria autorower, do czytania, waypointgame, < 25km
Autorower w Konstancinie-Jeziornej
Jak się powiedziało "A", wypada powiedzieć "Psik". W drugi dzień weekendu pakujemy rowery i ruszamy na zdobywanie waypointów w Konstancinie-Jeziornej. Nauczeni dniem poprzednim, ubieramy się jeszcze cieplej, co w konsekwencji i tak okazuje się nie w pełni wystarczające (ręce i stopy); gdy wróciliśmy do samochodu, termometr pokazał 2 stopnie.
Pierwsza część wycieczki - ciekawa: wyjeżdżamy z Konstancina, i ruszamy wzdłuż torów i pól, próbując tędy dostać się do sąsiedniej wioski. Turlamy się powolutku w świetle lampek, co chwilę ogrzewając się rudym napitkiem. Potem wracamy do Konstancina i zaczynamy Serię. Seria - to konstancińskie wille, których, kurka... jest mnogo. Sama jazda po dzielnicy willowej jest przyjemna, spokój, cisza... ale przejechanie kilkuset metrów - postój na kod i tak w kółko... irytuje i męczy. I na pewno nie grzeje. Zatem z przyjemnością powitaliśmy końcówkę, gdzie można było więcej jechac niż stać. Jednym z waypointów z końcówki był Obiekt kanalizacyjny w Oborach. Na początku, objeżdżamy dworek dookoła, potem stwierdzamy, że jednak może trzeba zawrócić. Tu, przy zawracaniu, przyczepia się do mnie pies, który goni mnie uparcie po dziurawej drodze. Gazu wyciągnąć nie dam rady, gdy jest za blisko nogawki, wykonuję kontrolny kop w tył, trafiam podeszwą, czyli blokiem, skutecznie: Hipcię tylko raz szczeknął, potem, gdy jechaliśmy, tylko warczał cicho zza ogrodzenia. Najchętniej bym sprzedał kopa nie psu, a właścicielowi, który nie pilnuje zwierzaka, bo to nie wina psiaka, że nas pogonił... trudno. Na sam obiekt zajeżdżamy, czeka nas tylko znalezienie odpowiedniej drogi podejścia, wspinaczka na "balkonik" i odpisanie kodu. I pokrzywy! Pierwszy raz w życiu poparzyłem się pokrzywami w listopadzie! :D
Potem tylko powrót do samochodu, ogrzewanie na maksa i do domu.
Pierwsza część wycieczki - ciekawa: wyjeżdżamy z Konstancina, i ruszamy wzdłuż torów i pól, próbując tędy dostać się do sąsiedniej wioski. Turlamy się powolutku w świetle lampek, co chwilę ogrzewając się rudym napitkiem. Potem wracamy do Konstancina i zaczynamy Serię. Seria - to konstancińskie wille, których, kurka... jest mnogo. Sama jazda po dzielnicy willowej jest przyjemna, spokój, cisza... ale przejechanie kilkuset metrów - postój na kod i tak w kółko... irytuje i męczy. I na pewno nie grzeje. Zatem z przyjemnością powitaliśmy końcówkę, gdzie można było więcej jechac niż stać. Jednym z waypointów z końcówki był Obiekt kanalizacyjny w Oborach. Na początku, objeżdżamy dworek dookoła, potem stwierdzamy, że jednak może trzeba zawrócić. Tu, przy zawracaniu, przyczepia się do mnie pies, który goni mnie uparcie po dziurawej drodze. Gazu wyciągnąć nie dam rady, gdy jest za blisko nogawki, wykonuję kontrolny kop w tył, trafiam podeszwą, czyli blokiem, skutecznie: Hipcię tylko raz szczeknął, potem, gdy jechaliśmy, tylko warczał cicho zza ogrodzenia. Najchętniej bym sprzedał kopa nie psu, a właścicielowi, który nie pilnuje zwierzaka, bo to nie wina psiaka, że nas pogonił... trudno. Na sam obiekt zajeżdżamy, czeka nas tylko znalezienie odpowiedniej drogi podejścia, wspinaczka na "balkonik" i odpisanie kodu. I pokrzywy! Pierwszy raz w życiu poparzyłem się pokrzywami w listopadzie! :D
Potem tylko powrót do samochodu, ogrzewanie na maksa i do domu.
- DST 20.72km
- Czas 01:40
- VAVG 12.43km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Poniedziałek, 10 października 2011
Kategoria do czytania, sakwy, < 25km
Wyprawa wybrzeżem Bałtyku - epilog
Warszawę osiągamy tuż przed drugą w nocy. Wysiadamy w tempie ekspresowym, bo na Zachodniej długiego postoju nie ma, pakujemy wszystko i kierujemy się do przejścia podziemnego. I tu... po sześciu dniach jazdy z sakwami, po błocie, chodnikach, płytach, w deszczu; tu, w środku Warszawy, tu, w słodkich objęciach cywilizacji... odbywam stosunek seksualny z ptakiem. Czyli, bardziej obrazowo: wyjebałem orła na mokrych schodach znosząc swój rower. Ja na schody, rower na mnie... Gleba okrutna, już czwarty dzień czuję w lewej dłoni nieprzerwane mrowienie, widocznie siniak rozrastając się na łokciu, uciska tam coś.
Wsiadamy na pojazdy, pozostaje do przejechania kilka kilometrów pustą, nocną Warszawą na Bemowo. To jeszcze nie koniec - w domu trzeba wyciągnąć mokry namiot, mokre śpiwory, mokre inne rzeczy i rozwiesić. A potem można już udać się na zasłużony wypoczynek.
KONIEC
Aneks 1: Podsumowanie cyferkowe
Od wyjścia z domu do wejścia do niego przebyliśmy 1498km (dane trasy pociągu za stroną PKP).
Na rowerze przejechaliśmy 523.02 km w 42 godziny i 2 minuty.
Sama trasa wzdłuż wybrzeża miała długość 509,94km i trwała 41h 6min.
Średnio robiliśmy 84.99km dziennie w 6h i 51 minut, co daje średnią prędkość jazdy 12,4km/h.
Aneks 2: Podsumowanie słowno-muzyczne, czyli plusy i minusy
Plusy
1. Pierwszym, nawiększym, niesamowitym plusem tej wyprawy jest Hipcia. To nie ulega wątpliwości. Bez Niej zarówno ta, jak i inne wyprawy i wyjazdy w ogóle nie doszłyby do skutku i nie byłyby tak przyjemne. Pewnie gdybym tę akurat ja planował, w większości byłaby przejechana asfaltem, a tak to mieliśmy okazję przeżyć jednak kilka ciekawszych rzeczy. No cóż, to niewyobrażalne szczęście spotkać Kobietę, która nie ucieka przed deszczem lub śniegiem, tylko stojąc z białymi od zimna rękami i szczękając zębami potrafi powiedzieć "Jest fajnie, idziemy dalej!". Przez prawie jedenaście lat, jak jesteśmy razem, nie udało mi się dojść, czy to rzecz mocnego samozaparcia, czy brak instynktu samozachowawczego ;-) Jednak nie ulega wątpliwości: bez Niej byłoby po prostu do dupy. A skoro była, to wspólna podróż, budzenie się rano pod gołym niebem i świadomość tego, że Ona śpi obok, wspólne rozbijanie obozowiska, wino na śniadanie i kolację... tego za żadne pieniądze nie sprzedam.
2. Ruda, czyli Żołądkowa Gorzka. Najlepszy rozgrzewacz na zimne dni.
3. SPD. Podobno na turystykę lepsze są platformy, ale gdyby nie wpięte stopy, mielibyśmy kilka gleb więcej i na pewno bardziej mokre buty.
4. Czerwony, pieszy szlak wzdłuż wybrzeża. Jedyny dobrze oznaczony szlak, któremu naprawdę można było zaufać.
5. Pogoda. W słońcu, gdy jest ciepło, każdy potrafi jechać, a miło się wspomina, że trasę pokonaliśmy w średnio sprzyjających warunkach.
6. Śpiwory. Były wzięte w trasę bez większego testowania, okazało się, że producent nie kłamie w kwestii określenia temperatur. Sucho i ciepło.
Minusy
1. Szlak R-10. Skoro miał to być międzynarodowy szlak dookoła Bałtyku, spodziewaliśmy się, że będzie można za nim całe wybrzeże przejechać. Pojawiał się i znikał, skręcał w losowych miejscach...
2. Oznakowania szlaków, szczególnie w okolicach Darłowa. Drogowskazy są, ale momentami trzeba i tak ufać mapie, bo za oznakowaniami nigdzie się nie wyjedzie, chyba, że w krzaki.
3. Moje opony. Trzeba było wziąć najgrubsze, jakie miałem, wziąłem średnie i cierpiałem, jadąc po piasku/w błocie.
Wsiadamy na pojazdy, pozostaje do przejechania kilka kilometrów pustą, nocną Warszawą na Bemowo. To jeszcze nie koniec - w domu trzeba wyciągnąć mokry namiot, mokre śpiwory, mokre inne rzeczy i rozwiesić. A potem można już udać się na zasłużony wypoczynek.
KONIEC
Aneks 1: Podsumowanie cyferkowe
Od wyjścia z domu do wejścia do niego przebyliśmy 1498km (dane trasy pociągu za stroną PKP).
Na rowerze przejechaliśmy 523.02 km w 42 godziny i 2 minuty.
Sama trasa wzdłuż wybrzeża miała długość 509,94km i trwała 41h 6min.
Średnio robiliśmy 84.99km dziennie w 6h i 51 minut, co daje średnią prędkość jazdy 12,4km/h.
Aneks 2: Podsumowanie słowno-muzyczne, czyli plusy i minusy
Plusy
1. Pierwszym, nawiększym, niesamowitym plusem tej wyprawy jest Hipcia. To nie ulega wątpliwości. Bez Niej zarówno ta, jak i inne wyprawy i wyjazdy w ogóle nie doszłyby do skutku i nie byłyby tak przyjemne. Pewnie gdybym tę akurat ja planował, w większości byłaby przejechana asfaltem, a tak to mieliśmy okazję przeżyć jednak kilka ciekawszych rzeczy. No cóż, to niewyobrażalne szczęście spotkać Kobietę, która nie ucieka przed deszczem lub śniegiem, tylko stojąc z białymi od zimna rękami i szczękając zębami potrafi powiedzieć "Jest fajnie, idziemy dalej!". Przez prawie jedenaście lat, jak jesteśmy razem, nie udało mi się dojść, czy to rzecz mocnego samozaparcia, czy brak instynktu samozachowawczego ;-) Jednak nie ulega wątpliwości: bez Niej byłoby po prostu do dupy. A skoro była, to wspólna podróż, budzenie się rano pod gołym niebem i świadomość tego, że Ona śpi obok, wspólne rozbijanie obozowiska, wino na śniadanie i kolację... tego za żadne pieniądze nie sprzedam.
2. Ruda, czyli Żołądkowa Gorzka. Najlepszy rozgrzewacz na zimne dni.
3. SPD. Podobno na turystykę lepsze są platformy, ale gdyby nie wpięte stopy, mielibyśmy kilka gleb więcej i na pewno bardziej mokre buty.
4. Czerwony, pieszy szlak wzdłuż wybrzeża. Jedyny dobrze oznaczony szlak, któremu naprawdę można było zaufać.
5. Pogoda. W słońcu, gdy jest ciepło, każdy potrafi jechać, a miło się wspomina, że trasę pokonaliśmy w średnio sprzyjających warunkach.
6. Śpiwory. Były wzięte w trasę bez większego testowania, okazało się, że producent nie kłamie w kwestii określenia temperatur. Sucho i ciepło.
Minusy
1. Szlak R-10. Skoro miał to być międzynarodowy szlak dookoła Bałtyku, spodziewaliśmy się, że będzie można za nim całe wybrzeże przejechać. Pojawiał się i znikał, skręcał w losowych miejscach...
2. Oznakowania szlaków, szczególnie w okolicach Darłowa. Drogowskazy są, ale momentami trzeba i tak ufać mapie, bo za oznakowaniami nigdzie się nie wyjedzie, chyba, że w krzaki.
3. Moje opony. Trzeba było wziąć najgrubsze, jakie miałem, wziąłem średnie i cierpiałem, jadąc po piasku/w błocie.
- DST 6.55km
- Czas 00:31
- VAVG 12.68km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 4 października 2011
Kategoria do czytania, < 25km, sakwy
Wyprawa wybrzeżem Bałtyku - prolog
Poniedziałek:
Bilety były już zakupione, ale postanowiliśmy się upewnić co do jednej rzeczy: w internetowym rozkładzie jazdy była podróż z przesiadką, kobitka w kasie powiedziała, że jest to bezpośredni.
Pierwszy telefon do biura obsługi PKP:
Tak, jest pociąg bezpośredni, ale w nim pan nie przewiezie roweru. Jakim cudem pan kupił bilet na rower? Nie wiem. Sprawdzę jeszcze [sprawdza] Tak, jednak ma być wagon rowerowy.
Drugi telefon do biura obsługi PKP (niech ktoś inny to potwierdzi):
Tak, ma być pociąg, ale bez rowerów. Dopiero pan dzwonił i powiedzieli, że ma być wagon rowerowy? Wie pan, generalnie rowery wolno przewozić, gdy pierwszym bądz ostatnim wagonem w składzie jest druga klasa, a w tym składzie akurat pierwszy WARS, ostatnia kuszetka.
Spacer do BOK PKP InterCity (akurat byłem obok Dworca):
(Pani sprawdza w komputerze, konsultuje z kolegą) Niestety, w tym pociągu nie przewiezie pan roweru. Proponuję spakować w pudło i wziąć jako bagaż. Biletów na przewóz rowerów pan nie powinien móc kupić.
Trzeci telefon do biura obsługi PKP:
Wie pan, my tu mamy taki "Dodatek" i tam jest napisane, że ma być wagon rowerowy.
Powrót do BOK PKP IC (tym razem inna osoba):
Jeśli panu powiedzieli, że w Dodatku wagon jest w składzie, to znaczy, że u mnie też jest. Ale to nie znaczy, że będzie. Czasem ma być osiem wagonów, przyjeżdżają cztery. Generalnie: jeśli ma pan bilet, to muszą pana jakoś upchnąć.
Wtorek
Cały dzień spędzony na spokojnym pakowaniu (chociaż Hipcia chciała spakować wszystko do 12:00 i mieć spokój do wieczora; ja wolę rozwlekać to na cały dzień: chwila pakowania, chwila odpoczynku, piwko, chwila pakowania...). Wieczorem pakujemy wszystko na rower, ostatnie sprawdzenie listy i przed blokiem... pierwsza próba Hipci z obciążeniem. Proponowałem, żeby w weekend przejechać się testowo, nie chciała, zatem był start na ostro. Klik, klik, SPD wpięte, ruszamy.
Na Dworcu trochę zabawy z noszeniem tego ustrojstwa po schodach, czekamy na pociąg... jest wagon rowerowy. Nic to, że jest to przebudowana druga klasa i wejście jest wąskie - rowery wchodzą, podwieszają się na hakach... A my szukamy miejsca, co aż tak łatwe nie bylo, bo na Wschodniej i Centralnej wsiadło trochę ludzi. Znajdujemy miejsce - starsze małżeństwo i starszy facet w garniturze. Niby spokój... ale nie. Facet zaczyna gadać. O rowerach. Podpytywać, zagadywać... Na szczęście wymykamy się na korytarz, stojąc sobie przy rowerach pijemy piwko, gdy wracamy do przedziału - wszyscy już śpią. Przysypiamy zatem i my... i tak jedziemy...
Bilety były już zakupione, ale postanowiliśmy się upewnić co do jednej rzeczy: w internetowym rozkładzie jazdy była podróż z przesiadką, kobitka w kasie powiedziała, że jest to bezpośredni.
Pierwszy telefon do biura obsługi PKP:
Tak, jest pociąg bezpośredni, ale w nim pan nie przewiezie roweru. Jakim cudem pan kupił bilet na rower? Nie wiem. Sprawdzę jeszcze [sprawdza] Tak, jednak ma być wagon rowerowy.
Drugi telefon do biura obsługi PKP (niech ktoś inny to potwierdzi):
Tak, ma być pociąg, ale bez rowerów. Dopiero pan dzwonił i powiedzieli, że ma być wagon rowerowy? Wie pan, generalnie rowery wolno przewozić, gdy pierwszym bądz ostatnim wagonem w składzie jest druga klasa, a w tym składzie akurat pierwszy WARS, ostatnia kuszetka.
Spacer do BOK PKP InterCity (akurat byłem obok Dworca):
(Pani sprawdza w komputerze, konsultuje z kolegą) Niestety, w tym pociągu nie przewiezie pan roweru. Proponuję spakować w pudło i wziąć jako bagaż. Biletów na przewóz rowerów pan nie powinien móc kupić.
Trzeci telefon do biura obsługi PKP:
Wie pan, my tu mamy taki "Dodatek" i tam jest napisane, że ma być wagon rowerowy.
Powrót do BOK PKP IC (tym razem inna osoba):
Jeśli panu powiedzieli, że w Dodatku wagon jest w składzie, to znaczy, że u mnie też jest. Ale to nie znaczy, że będzie. Czasem ma być osiem wagonów, przyjeżdżają cztery. Generalnie: jeśli ma pan bilet, to muszą pana jakoś upchnąć.
Wtorek
Cały dzień spędzony na spokojnym pakowaniu (chociaż Hipcia chciała spakować wszystko do 12:00 i mieć spokój do wieczora; ja wolę rozwlekać to na cały dzień: chwila pakowania, chwila odpoczynku, piwko, chwila pakowania...). Wieczorem pakujemy wszystko na rower, ostatnie sprawdzenie listy i przed blokiem... pierwsza próba Hipci z obciążeniem. Proponowałem, żeby w weekend przejechać się testowo, nie chciała, zatem był start na ostro. Klik, klik, SPD wpięte, ruszamy.
Na Dworcu trochę zabawy z noszeniem tego ustrojstwa po schodach, czekamy na pociąg... jest wagon rowerowy. Nic to, że jest to przebudowana druga klasa i wejście jest wąskie - rowery wchodzą, podwieszają się na hakach... A my szukamy miejsca, co aż tak łatwe nie bylo, bo na Wschodniej i Centralnej wsiadło trochę ludzi. Znajdujemy miejsce - starsze małżeństwo i starszy facet w garniturze. Niby spokój... ale nie. Facet zaczyna gadać. O rowerach. Podpytywać, zagadywać... Na szczęście wymykamy się na korytarz, stojąc sobie przy rowerach pijemy piwko, gdy wracamy do przedziału - wszyscy już śpią. Przysypiamy zatem i my... i tak jedziemy...
- DST 6.53km
- Czas 00:25
- VAVG 15.67km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 17 września 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Sobotnie tu i ówdzie
Rano wycieczka do parku, po południu atak na nowego WP. Na miejscu okazało się, że zapomniałem telefonu, więc spisaliśmy kod na kartkę i wróciliśmy do domu. A w domu zaczęliśmy oglądać mecz Rosji z Serbią i już nam się odechciało jazdy.
Żeby było zabawniej - kod z vlepki nie wszedł.
A z wieczora opublikowaliśmy Taki o WP.
Żeby było zabawniej - kod z vlepki nie wszedł.
A z wieczora opublikowaliśmy Taki o WP.
- DST 22.05km
- Czas 01:05
- VAVG 20.35km/h
- Sprzęt Unibike Viper