Wpisy archiwalne w kategorii
< 50km
Dystans całkowity: | 11464.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 482:43 |
Średnia prędkość: | 23.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.12 km/h |
Suma podjazdów: | 5953 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (84 %) |
Suma kalorii: | 44964 kcal |
Liczba aktywności: | 304 |
Średnio na aktywność: | 37.71 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Piątek, 25 września 2020
Kategoria < 50km, do czytania, zaliczając gminy
Mokre, ruchliwe, śliskie gminy
Było tak, że miało być deszczowo. I było.
Zostawiliśmy auto pod kościołem w Jeziorzanach, założyliśmy błotniki do szos i ruszyliśmy. Prom przez Wisłę wziął nas z zaskoczenia. Potem było tylko gorzej: wąskie, ruchliwe drogi, padający deszcz, dzięki któremu podjazdy pod pagórki były chłodne, a zjazdy wolne i ostrożne i rozpogodzenie w połowie jazdy (co oczywiście nie wysuszyło dróg).
A potem ponownie prom, już po zmroku i powrót na kwaterę.
Zostawiliśmy auto pod kościołem w Jeziorzanach, założyliśmy błotniki do szos i ruszyliśmy. Prom przez Wisłę wziął nas z zaskoczenia. Potem było tylko gorzej: wąskie, ruchliwe drogi, padający deszcz, dzięki któremu podjazdy pod pagórki były chłodne, a zjazdy wolne i ostrożne i rozpogodzenie w połowie jazdy (co oczywiście nie wysuszyło dróg).
A potem ponownie prom, już po zmroku i powrót na kwaterę.
- DST 40.72km
- Czas 01:44
- VAVG 23.49km/h
- VMAX 52.56km/h
- K: 15.0
- Kalorie 771kcal
- Podjazdy 512m
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 22 września 2020
Kategoria < 50km, szypko, do czytania, trening
Testy kółek
Zabrałem Hipci kółka ("te szybsze") i poszedłem sprawdzić, na ile szybsze kółka robią różnicę. Nie zauważyłem wielkiej różnicy (jak to niektórzy piszą, że kółka "niosą"), ale jak na jazdę od niechcenia... wyszło szybciej. Czyli trzeba sobie takie sprawić. Kiedyś.
- DST 30.45km
- Czas 00:58
- VAVG 31.50km/h
- VMAX 43.20km/h
- K: 20.0
- HRmax 177 ( 91%)
- HRavg 159 ( 82%)
- Kalorie 657kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Stefan
Do Truskawia i z powrotem
- DST 26.28km
- Czas 00:54
- VAVG 29.20km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 5 czerwca 2020
Kategoria < 50km, do czytania, trening
Znowu las
Tym razem bez historii: z Lipkowa niebieskim szlakiem do żółtego i powrot z Truskawia, podziwiając, jak szybko szosa nabrała piasku.
- DST 34.99km
- Czas 01:32
- VAVG 22.82km/h
- Sprzęt Stefan
Rozkręcenie nogi po odpoczynkowym weekendzie
- DST 48.67km
- Czas 01:46
- VAVG 27.55km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 14 maja 2020
Kategoria < 50km, do czytania, kampinos, ze zdjęciem
Ponownie w KPN-ie
Mając chwilę postanowiłem ponownie wymknąć się do lasu. Po wczorajszej wycieczce zauważyłem, że tuż obok są ruiny po atomowej kwaterze dowodzenia, więc uznałem, że przejadę się tam (mimo że byłem prawie pewien, że wszystko tam zostało zdemontowane). Na miejscu okazało się, że tak jest w istocie: z kwatery zrobiono posianą wydmową roślinnością piaszczystą przestrzeń, pod spodem, na miejscu podziemnych kondygnacji, zrobiono zimowisko dla nietoperzy, a przez całość prowadzi kładka zakończona schodami, po których niestety musiałem znieść rower.
Dalej przemknąłem się mniej lub bardziej znanymi szlakami do Lasek, stamtąd dojechałem bardzo nieznaną trasą do Janowa (niektóre fragmenty są fajne i miłe nawet na szosę, muszę częściej się tam kręcić!) i wróciłem do domu przez tereny poligonu.

Latające myszy mogą sobie spać.

Miejsce leśnej egzekucji i (były) grób niedaleko atomowej kwatery dowodzenia.

Poligon WAT-u.
Dalej przemknąłem się mniej lub bardziej znanymi szlakami do Lasek, stamtąd dojechałem bardzo nieznaną trasą do Janowa (niektóre fragmenty są fajne i miłe nawet na szosę, muszę częściej się tam kręcić!) i wróciłem do domu przez tereny poligonu.

Latające myszy mogą sobie spać.

Miejsce leśnej egzekucji i (były) grób niedaleko atomowej kwatery dowodzenia.

Poligon WAT-u.
- DST 28.78km
- Czas 01:18
- VAVG 22.14km/h
- Sprzęt Stefan
Środa, 13 maja 2020
Kategoria < 50km, do czytania, trening
Po lesie też można
Czasem nachodzi mnie takie dziwna, niczym nieuzasadniona chęć do jazdy po lesie. Po prostu nachodzi i już. Nie wiem dlaczego, nie wiem skąd, nie wiem nawet po co. Ale jeśli jest potrzeba, to staram się ją zrealizować.
Miałem ruszyć drugim rowerem, ale okazało się, że musiałbym przy nim grzebnąć (przełożenie światełek, pompowanie, smarowanie) i uznałem, że mam w nosie, pojadę szosą. A co mi tam!
Zaatakowałem od południa. Sprawnie przebiłem się przez tłum biegaczy w lesie Bemowskim, przeciąłem poligon WAT i już byłem na drodze 898. Co ciekawe, nikt mnie nie zatrzymał, a więc chyba nie sprawdzają tego na jakim rowerze się jedzie!
Postanowiłem to sprawdzić w KPN-ie. Jako że był to dzień na szalone decyzje, na klaudyńskim rondzie pojechałem po raz pierwszy w życiu w lewo, szutrówką. Potem wyjechałem na asfalt, wróciłem do szutru, aż w końcu gruntówką wyjechałem na Ciećwierza. Stamtąd bardzo miłym skrótem na północ dotarłem do Lasek, przeciąlem je i wjechałem w las. Pojechałem przez chwilę prosto, a potem znalazłem sobie szlak niebieski i pojechałem za nim. Na mapie przede mną pojawił się napis "Lipków Dąbrowa", a ponieważ nie wiedziałem, że Lipków ma taką część (i gdzie ona w ogóle się mieści), pojechałem na nią.
Okazało się, że to to miejsce pod Łomiankami, gdzie czasem trąbią, jak się nie jedzie trzystumetrowym kawałkiem DDR...
Nie mając za bardzo jak wrócić, cofnąlem się i na pierwszym rozwidleniu odbiłem w lewo. Gdy już miałem nadzieję, że uda mi się zameldować na BS, że kampinoski piach mnie nie rozwałkował, wjechałem w taką piaskownicę, że tylko fatbike by ją przeciął, więc musiałem ruszyć spacerem... do pierwszej utwardzonej ścieżki w prawo.
Kilka pagórków później wyleciałem na parking przy Wólce Węglowej, podreperowałem średnią odcinkiem wzdłuż górki śmieciowej i wbiłem z powrotem w bemowski las, nawet, niechcący (a potem chcący) robiąc jakiś techniczny fragment trasozjazdopodjazdozakrętopagórków dedykowany dla MTB (pojechałem za jakimś ętebowcem i mnie tam wprowadził, a potem zniknął mi z oczu...).
Miałem ruszyć drugim rowerem, ale okazało się, że musiałbym przy nim grzebnąć (przełożenie światełek, pompowanie, smarowanie) i uznałem, że mam w nosie, pojadę szosą. A co mi tam!
Zaatakowałem od południa. Sprawnie przebiłem się przez tłum biegaczy w lesie Bemowskim, przeciąłem poligon WAT i już byłem na drodze 898. Co ciekawe, nikt mnie nie zatrzymał, a więc chyba nie sprawdzają tego na jakim rowerze się jedzie!
Postanowiłem to sprawdzić w KPN-ie. Jako że był to dzień na szalone decyzje, na klaudyńskim rondzie pojechałem po raz pierwszy w życiu w lewo, szutrówką. Potem wyjechałem na asfalt, wróciłem do szutru, aż w końcu gruntówką wyjechałem na Ciećwierza. Stamtąd bardzo miłym skrótem na północ dotarłem do Lasek, przeciąlem je i wjechałem w las. Pojechałem przez chwilę prosto, a potem znalazłem sobie szlak niebieski i pojechałem za nim. Na mapie przede mną pojawił się napis "Lipków Dąbrowa", a ponieważ nie wiedziałem, że Lipków ma taką część (i gdzie ona w ogóle się mieści), pojechałem na nią.
Okazało się, że to to miejsce pod Łomiankami, gdzie czasem trąbią, jak się nie jedzie trzystumetrowym kawałkiem DDR...
Nie mając za bardzo jak wrócić, cofnąlem się i na pierwszym rozwidleniu odbiłem w lewo. Gdy już miałem nadzieję, że uda mi się zameldować na BS, że kampinoski piach mnie nie rozwałkował, wjechałem w taką piaskownicę, że tylko fatbike by ją przeciął, więc musiałem ruszyć spacerem... do pierwszej utwardzonej ścieżki w prawo.
Kilka pagórków później wyleciałem na parking przy Wólce Węglowej, podreperowałem średnią odcinkiem wzdłuż górki śmieciowej i wbiłem z powrotem w bemowski las, nawet, niechcący (a potem chcący) robiąc jakiś techniczny fragment trasozjazdopodjazdozakrętopagórków dedykowany dla MTB (pojechałem za jakimś ętebowcem i mnie tam wprowadził, a potem zniknął mi z oczu...).
- DST 29.48km
- Czas 01:27
- VAVG 20.33km/h
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 12 maja 2020
Kategoria < 50km, do czytania, trening
Wycieczkowo po mało uczęszczanych trasach
Tym razem pętla przez Estrady-Wólczyńską-Arkuszową-Truskaw i powrót standardowym traktem do domu. Unikam jazdy ciągiem Laski-Truskaw, bo zrobiono tam ciąg DDPiR, który dopiero za Hornówkiem robi się przyjemny, a w zasadzie dopiero pod koniec da się na nim jechać wygodnie (i nawet nie chodzi o jazdy szybsze, po prostu jazda starą kostką bauma, blisko bram i furtek czy też pod sklepami, przecinaną co chwilę jakimiś wyjazdami (więc trzeba obniżyć chodnik), nie jest w żadnym wypadku przyjemna). Czasem jednak mam ochotę po prostu poszwędać się i zobaczyć co się gdzie dzieje.
No i widziałem jelonka. W tym samym miejscu, w którym trzy tygodnie temu swój wyścig z samochodem, tuż przede mną, przegrała sarenka. Tym razem jelonkowi się udało, postał sobie na DDR i zwiał tam, skąd przyszedł.
No i widziałem jelonka. W tym samym miejscu, w którym trzy tygodnie temu swój wyścig z samochodem, tuż przede mną, przegrała sarenka. Tym razem jelonkowi się udało, postał sobie na DDR i zwiał tam, skąd przyszedł.
- DST 33.74km
- Czas 01:13
- VAVG 27.73km/h
- Sprzęt Stefan
Poniedziałek, 11 maja 2020
Kategoria < 50km, do czytania, trening
Czasem trzeba zmoknąć
Czasem jest tak, że widząc paskudne, nadciągające chmury, stwierdzam: a, poszedłbym na rower. A dziś akurat mogłem to zrobić.
Jazda w deszczu jest dla mnie bardzo przyjemna. Jest coś relaksującego w kapiących kroplach, rozbijających się o daszek czapki, kurtkę i rower, w kroplach pokrywających uparcie licznik, przecierany co chwilę, w całym tym deszczowoszarym nastroju. W wyjazdach niedaleko domu zdecydowanie pomaga też świadomość tego, że po zakończeniu przejażdżki nie muszę wchodzić w krzony rozbijać namiotu, czy też jechać przed siebie aż się wypada, a potem... jechać dalej (chociaż i te dwie ewentualności mają swój niekłamany urok). Razem z deszczem idą też inne, wątpliwej urody atrakcje, takie jak, na przykład, wymiana dętki zgrabiałymi dłońmi czy też możliwość przejażdżki tyłkiem po asfalcie bez wykorzystania roweru, ale akurat te przyjemności zostały mi oszczędzone.
Gdy wychodziłem z domu dopiero kropiło, po chwili zaczęło padać, jeszcze w bezpośredniej okolicy postanowiłem wykorzystać potężny wiatr w plecy (prawie bez pedałowania 40 km/h!) i zrobić atak na segment, jak się okazało: udany.
Na Gołąbkach deszcz przeszedł w ulewę i zrobiło się jeszcze przyjemniej, przeciąłem Ożarów (o dziwo nie stając na przejeździe) i pojechałem przez Strzykuły. Miałem w planie skręcić na Wieruchów i wrócić do domu najkrótszą trasą, bo brak rękawiczek robił się już coraz bardziej uciążliwy (było już siedem stopni), ale jakoś się zamyśliłem i zorientowałem po kilkunastu metrach jazdy w kierunku północnym. No a przecież zawracał nie będę!
Fragment od Ożarowa do Zielonek pokonałem DDR-ką i wpadłem na szalony pomysł dojechania nią aż do Warszawy, wzdłuż głównej, ale po chwili zobaczyłem znajomy znak "Oczyszczalnia ścieków Babice" (nie jestem fanem oczyszczalni, po prostu drugi, identyczny, mijam na standardowej trasie z Babic, więc uznałem, że między tymi znakami może prowadzić droga) i skręciłem sprawdzić, czy dojadę tam, gdzie chciałbym. Okazało się, że tak.
Powrót już prawie że bez deszczu, co nie znaczy, że na sucho.
Jazda w deszczu jest dla mnie bardzo przyjemna. Jest coś relaksującego w kapiących kroplach, rozbijających się o daszek czapki, kurtkę i rower, w kroplach pokrywających uparcie licznik, przecierany co chwilę, w całym tym deszczowoszarym nastroju. W wyjazdach niedaleko domu zdecydowanie pomaga też świadomość tego, że po zakończeniu przejażdżki nie muszę wchodzić w krzony rozbijać namiotu, czy też jechać przed siebie aż się wypada, a potem... jechać dalej (chociaż i te dwie ewentualności mają swój niekłamany urok). Razem z deszczem idą też inne, wątpliwej urody atrakcje, takie jak, na przykład, wymiana dętki zgrabiałymi dłońmi czy też możliwość przejażdżki tyłkiem po asfalcie bez wykorzystania roweru, ale akurat te przyjemności zostały mi oszczędzone.
Gdy wychodziłem z domu dopiero kropiło, po chwili zaczęło padać, jeszcze w bezpośredniej okolicy postanowiłem wykorzystać potężny wiatr w plecy (prawie bez pedałowania 40 km/h!) i zrobić atak na segment, jak się okazało: udany.
Na Gołąbkach deszcz przeszedł w ulewę i zrobiło się jeszcze przyjemniej, przeciąłem Ożarów (o dziwo nie stając na przejeździe) i pojechałem przez Strzykuły. Miałem w planie skręcić na Wieruchów i wrócić do domu najkrótszą trasą, bo brak rękawiczek robił się już coraz bardziej uciążliwy (było już siedem stopni), ale jakoś się zamyśliłem i zorientowałem po kilkunastu metrach jazdy w kierunku północnym. No a przecież zawracał nie będę!
Fragment od Ożarowa do Zielonek pokonałem DDR-ką i wpadłem na szalony pomysł dojechania nią aż do Warszawy, wzdłuż głównej, ale po chwili zobaczyłem znajomy znak "Oczyszczalnia ścieków Babice" (nie jestem fanem oczyszczalni, po prostu drugi, identyczny, mijam na standardowej trasie z Babic, więc uznałem, że między tymi znakami może prowadzić droga) i skręciłem sprawdzić, czy dojadę tam, gdzie chciałbym. Okazało się, że tak.
Powrót już prawie że bez deszczu, co nie znaczy, że na sucho.
- DST 29.99km
- Czas 01:12
- VAVG 24.99km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 1 maja 2020
Kategoria < 50km, szypko, do czytania, transport
Święto Pracy
Jako że dziś Święto Pracy, pojechałem popracować. Tak, na standardowy standard. Wiatr wiał elegancko z zachodu, kolarzy bardzo wielu (w końcu wolne, poza tym wolno), niektórzy nawet mieli zasłonięte twarze...
Zauważyłem też modny trend przy tych bardziej ubranych pr0 i vel0: maseczka pasująca do stroju teamowego, ale... zrobiona z części tegoż stroju, tj. z jakiejś starej koszulki czy czegoś.
Zauważyłem też modny trend przy tych bardziej ubranych pr0 i vel0: maseczka pasująca do stroju teamowego, ale... zrobiona z części tegoż stroju, tj. z jakiejś starej koszulki czy czegoś.
- DST 46.91km
- Czas 01:27
- VAVG 32.35km/h
- Sprzęt Stefan