Wpisy archiwalne w kategorii
> 50 km
Dystans całkowity: | 20451.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 790:19 |
Średnia prędkość: | 25.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.60 km/h |
Suma podjazdów: | 13114 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 94828 kcal |
Liczba aktywności: | 300 |
Średnio na aktywność: | 68.17 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 9 lipca 2017
Kategoria trening, > 50 km, szypko, do czytania
Szopen w upale
Ale grzało. I wiało też.
Wymieniłem koło na zapasowe, poprawiłem kilka pierdół i... zapomniałem nasmarować łańcucha. Pewnie nawet kundle spod Żyrardowa mnie słyszały!
Wymieniłem koło na zapasowe, poprawiłem kilka pierdół i... zapomniałem nasmarować łańcucha. Pewnie nawet kundle spod Żyrardowa mnie słyszały!
- DST 96.80km
- Czas 03:03
- VAVG 31.74km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 8 lipca 2017
Kategoria trening, > 50 km, szypko, do czytania
Mały Kampinos
Krótkia pętla jeszcze na obcoerającym kole. Naprawdę cos z tym trzeba zrobić...
- DST 79.39km
- Czas 02:38
- VAVG 30.15km/h
- Sprzęt Stefan
Leszno, tuż za tablicę
Szprycha nadal lata, suport nadal trzeszczy... Ciekawe kiedy rower się rozleci...
- DST 59.84km
- Czas 01:58
- VAVG 30.43km/h
- Sprzęt Stefan
Popołudniowo-wieczorny prawie Szopen
- DST 93.78km
- Czas 03:01
- VAVG 31.09km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 17 czerwca 2017
Kategoria trening, > 50 km, do czytania
Relaks w Karkonoszach - dzień trzeci
Kolejna wycieczka miała się już na dwieście procent zakończyć deszczem. Zakończyła się nieco szybciej.
Na podjeździe, na którym planowałem się upodlić, ledwo kilka minut po jego rozpoczęciu, zobaczyłem nagły ruch w okolicy prawej kostki i coś czarnego uniemożliwiło mi jazdę. Na całe szczęście był to podjazd, więc zatrzymałem się w miejscu. Na zjeździe byłoby już po frytkach.
Tylna przerzutka wisiała sobie, w niewiarygodny wręcz sposób zaplątana w łańcuch i szprychy, ale na szczęście tak, że niczego nie uszkodziła.
Doprowadziłem plątaninę do porządku i zjechałem na dół, gdzie rozpocząłem poszukiwania czynnego serwisu. Na szczęście było jeszcze wcześnie, więc dzięki pomocy kolegów udało mi się namierzyć jeden serwis, który nie dość, że był otwarty, to jeszcze mógł mieć pasujący hak. Pozostałe serwisy odpowiadały krótko: hak tylko na zamówienie.
Ruszyłem z buta w kierunku samochodu: pod górkę pchałem, z górki toczyłem się. Hipcia dopadła mnie po jakichś czterech kilometrach mojej pielgrzymki, zamieniliśmy się rowerami, na jej, sprawnym, dojechałem do auta i po chwili jechaliśmy w stronę Jeleniej Góry.
W serwisie działo się, tak jak zawsze dzieje się w serwisach w weekendy, tuż przed zamknięciem. Wszyscy nagle potrzebuja kupić rower, ustalić cenę, dopytać i pomacać. Chłopaki robią jakieś pilne naprawy, a w to wszystko wjeżdżam ja.
Na naprawę czekałem prawie godzinę. Gdy przyszło do płacenia, pojawił się problem - nie mam karty, została w hotelu. Ale od czego mamy najnowsze technologie i BLIK-a? Okazało się, że nie działa. Zabrałem rower i ruszyłem w poszukiwaniu czynnego Euronetu, bo tam można było w ten sposób wypłacać kasę. Jest. Nieczynny.
Wróciłem do serwisu i zapłaciłem w najbardziej okrężny sposób - zrobiłem przelew.
Po wszystkim wróciliśmy pod ścianę płaczu i tam (już w siąpiącej mżawce) nadrobiłem zaległości w podjeżdżaniu w kółko. Potem tylko skromny powrót do samochodu i czas na ostatnią porcję czeskiego piwa z widokiem na - dla odmiany - deszczowy Karpacz.
Na podjeździe, na którym planowałem się upodlić, ledwo kilka minut po jego rozpoczęciu, zobaczyłem nagły ruch w okolicy prawej kostki i coś czarnego uniemożliwiło mi jazdę. Na całe szczęście był to podjazd, więc zatrzymałem się w miejscu. Na zjeździe byłoby już po frytkach.
Tylna przerzutka wisiała sobie, w niewiarygodny wręcz sposób zaplątana w łańcuch i szprychy, ale na szczęście tak, że niczego nie uszkodziła.
Doprowadziłem plątaninę do porządku i zjechałem na dół, gdzie rozpocząłem poszukiwania czynnego serwisu. Na szczęście było jeszcze wcześnie, więc dzięki pomocy kolegów udało mi się namierzyć jeden serwis, który nie dość, że był otwarty, to jeszcze mógł mieć pasujący hak. Pozostałe serwisy odpowiadały krótko: hak tylko na zamówienie.
Ruszyłem z buta w kierunku samochodu: pod górkę pchałem, z górki toczyłem się. Hipcia dopadła mnie po jakichś czterech kilometrach mojej pielgrzymki, zamieniliśmy się rowerami, na jej, sprawnym, dojechałem do auta i po chwili jechaliśmy w stronę Jeleniej Góry.
W serwisie działo się, tak jak zawsze dzieje się w serwisach w weekendy, tuż przed zamknięciem. Wszyscy nagle potrzebuja kupić rower, ustalić cenę, dopytać i pomacać. Chłopaki robią jakieś pilne naprawy, a w to wszystko wjeżdżam ja.
Na naprawę czekałem prawie godzinę. Gdy przyszło do płacenia, pojawił się problem - nie mam karty, została w hotelu. Ale od czego mamy najnowsze technologie i BLIK-a? Okazało się, że nie działa. Zabrałem rower i ruszyłem w poszukiwaniu czynnego Euronetu, bo tam można było w ten sposób wypłacać kasę. Jest. Nieczynny.
Wróciłem do serwisu i zapłaciłem w najbardziej okrężny sposób - zrobiłem przelew.
Po wszystkim wróciliśmy pod ścianę płaczu i tam (już w siąpiącej mżawce) nadrobiłem zaległości w podjeżdżaniu w kółko. Potem tylko skromny powrót do samochodu i czas na ostatnią porcję czeskiego piwa z widokiem na - dla odmiany - deszczowy Karpacz.
- DST 57.54km
- Czas 02:35
- VAVG 22.27km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 15 czerwca 2017
Kategoria trening, > 50 km, do czytania
Relaks w Karkonoszach - dzień pierwszy
Plan na przedłużony, czerwcowy weekend mieliśmy. Miało to być koszenie pomorskich gmin. Takie dosłowne, choć wczesne żniwa, po których nie zostaje nic w całości.
Ale tak na cztery dni? I po dwieście kilometrów dziennie? Widział to kto?!
Zmieniliśmy więc nieco nasze plany: postanowiliśmy pojechać w dawno nie odwiedzane Karkonosze (w końcu byliśmy tam całe dwa tygodnie wczesniej), pojeździć na rowerze i odpocząć. Zwłaszcza, że zapowiadano pogodową tragedię - więc po co się tłuc cały dzień, skoro można zmoknąć tylko przez chwilę i potem sączyć coś spokojnie patrząc na kapiący za oknem deszcz?
Pierwszego dnia wybraliśmy się pobawić w Przesiece. Pogoda miała być bezdeszczowa, pierwszy dzień spośród kilku tragicznych.
Dojechawszy tam prawie po śladach Maratonu Podróżnika pokatowaliśmy sobie podjazdy, po czym grzecznie, nabijając kolejne metry przewyższenia, przez jakąś przełęcz, która nie wiadomo jak wyrosła po drodze, wróciliśmy do Karpacza.
Potem postanowiliśmy się wybrać w góry, co nie było do końca dobrym pomysłem, bo kontuzja stopy (chodzę - boli, jadę na rowerze - nie boli) skutecznie nas przepędziła ze szlaku.
Ale tak na cztery dni? I po dwieście kilometrów dziennie? Widział to kto?!
Zmieniliśmy więc nieco nasze plany: postanowiliśmy pojechać w dawno nie odwiedzane Karkonosze (w końcu byliśmy tam całe dwa tygodnie wczesniej), pojeździć na rowerze i odpocząć. Zwłaszcza, że zapowiadano pogodową tragedię - więc po co się tłuc cały dzień, skoro można zmoknąć tylko przez chwilę i potem sączyć coś spokojnie patrząc na kapiący za oknem deszcz?
Pierwszego dnia wybraliśmy się pobawić w Przesiece. Pogoda miała być bezdeszczowa, pierwszy dzień spośród kilku tragicznych.
Dojechawszy tam prawie po śladach Maratonu Podróżnika pokatowaliśmy sobie podjazdy, po czym grzecznie, nabijając kolejne metry przewyższenia, przez jakąś przełęcz, która nie wiadomo jak wyrosła po drodze, wróciliśmy do Karpacza.
Potem postanowiliśmy się wybrać w góry, co nie było do końca dobrym pomysłem, bo kontuzja stopy (chodzę - boli, jadę na rowerze - nie boli) skutecznie nas przepędziła ze szlaku.
- DST 55.39km
- Czas 02:31
- VAVG 22.01km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 10 czerwca 2017
Kategoria szypko, do czytania, > 50 km, trening
Prawie do Szopena
Jak zwykle, niemalże klasyka kierunku zachodniego - w stronę tam piłowanie pod zrywający głowę wiatr, do domu za to prawie za darmola.
- DST 92.80km
- Czas 03:00
- VAVG 30.93km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 8 czerwca 2017
Kategoria trening, > 50 km, do czytania
Do Leszna
Idealnie na wieczór.
- DST 61.43km
- Czas 02:05
- VAVG 29.49km/h
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 30 maja 2017
Kategoria > 50 km
Raczej spokojnie, po okolicy
- DST 60.27km
- Czas 02:02
- VAVG 29.64km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 28 maja 2017
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania
Nauka obsługi skuwacza
Wbrew pozorom, jest się czego jeszcze dowiedzieć.
- DST 60.84km
- Czas 01:57
- VAVG 31.20km/h
- Sprzęt Stefan