Wpisy archiwalne w kategorii
> 50 km
Dystans całkowity: | 20451.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 790:19 |
Średnia prędkość: | 25.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.60 km/h |
Suma podjazdów: | 13114 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 94828 kcal |
Liczba aktywności: | 300 |
Średnio na aktywność: | 68.17 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Środa, 29 kwietnia 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Rozszerzony standard
Miała być standardowa jazda wariantem rundy treningowej PS8, która jest ostatnio moim najstandardowniejszym standardem, jeśli chodzi o krótkie jazdy w okolicach 1,5 h, ale tak dobrze się jechało, że przedłużyłem je odrobinę o Pilaszków. Bardzo zresztą lubię te dwie (prawie) pionowe proste: drogę 888 z Zaborowa i prostą na Borzęcin przez Topolin. Mają wspaniały asfalt i o ile wiatr nie wieje w paszczę, to jedzie się wspaniale.
- DST 50.60km
- Czas 01:37
- VAVG 31.30km/h
- Sprzęt Stefan
Pętla po okolicy
- DST 54.62km
- Czas 01:53
- VAVG 29.00km/h
- Sprzęt Stefan
Przedłużony powrót
Ponad 500% mojego standardowego powrotu. Zahaczyłem o Święcice i przez Borzęcin, jeszcze przed zmrokiem, wróciłem do domu.
- DST 51.50km
- Czas 02:03
- VAVG 25.12km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 9 lutego 2020
Kategoria > 50 km, do czytania, trening
Leszno
Pierwsze Leszno w tym roku. I pierwsza wycieczka powyżej 60 km solo.
Powoli wracam do siebie.
Powoli wracam do siebie.
- DST 60.72km
- Czas 02:04
- VAVG 29.38km/h
- VMAX 44.28km/h
- K: 5.0
- HRmax 181 ( 93%)
- HRavg 155 ( 80%)
- Kalorie 1498kcal
- Podjazdy 123m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 7 lipca 2019
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Asfaltowy kłębek
Zaplanowałem sobie taką gmatwaninę. A jako że naumiałem się synchronizować trasy ze Stravy z Garminem, to było tym łatwiej zobaczyć i się nie pogubić.
Obleciałem sobie też testowo pętlę środowej strefy Koń-fortu PS8. Teren oczywiście znam doskonale, ale całość, w rozumieniu kompletnej pętli, zrobiłem pierwszy raz.
Wiatr - morderca, szczególnie na odsłoniętych przestrzeniach. Ale za to w kierunku domu - poezja.
Obleciałem sobie też testowo pętlę środowej strefy Koń-fortu PS8. Teren oczywiście znam doskonale, ale całość, w rozumieniu kompletnej pętli, zrobiłem pierwszy raz.
Wiatr - morderca, szczególnie na odsłoniętych przestrzeniach. Ale za to w kierunku domu - poezja.
- DST 67.22km
- Czas 01:58
- VAVG 34.18km/h
- VMAX 54.72km/h
- K: 20.0
- HRmax 191 ( 98%)
- HRavg 165 ( 85%)
- Kalorie 1686kcal
- Podjazdy 154m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 5 lipca 2019
Kategoria > 50 km, do czytania, trening
Pod wiater mocno, z wiatrem lekko
Dogonił mnie kolega i jechał za mną (wtedy ja mu przeszkadzałem), a potem przede mną (wtedy on mi przeszkadzał), ale udało się jakoś nie usiąść sobie wzajemnie na kole.
Powrót do Warszawy na luzaku, bez spinania łydki i z muzyką w uszach.
Powrót do Warszawy na luzaku, bez spinania łydki i z muzyką w uszach.
- DST 53.70km
- Czas 01:51
- VAVG 29.03km/h
- VMAX 42.12km/h
- K: 15.0
- HRmax 189 ( 97%)
- HRavg 139 ( 72%)
- Kalorie 1164kcal
- Podjazdy 93m
- Sprzęt Stefan
Sobota, 15 czerwca 2019
Kategoria > 50 km, do czytania, trening, szypko
W poszukiwaniu cienia
Lekki rozjazd po piątku i planowanej sobocie. Szukałem jakoś bardziej zacienionych dróżek, ale amatorzy wycinania drzew przy drogach nie odpuszczają i robią co mogą, by z cieniem nie przesadzać, bo nic tak nie chłodzi jak rozgrzany asfalt.
- DST 50.05km
- Czas 01:39
- VAVG 30.33km/h
- VMAX 38.88km/h
- K: 33.0
- HRmax 153 ( 79%)
- HRavg 138 ( 71%)
- Kalorie 1051kcal
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 11 czerwca 2019
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
KGS, czyli wytop łydy (również dosłownie ☀️)
Na ustawki jeżdżę rzadko. Zwykle jest tak, że albo się minę z odpowiednią godziną po powrocie z pracy, albo mam coś innego i pasuje mi na ten rower wyjść te dwie godziny później... Czasem jest tak, jak w weekendy, gdzie wszyscy umawiają się o jakiejś nieludzkiej godzinie typu dziewiąta rano, kiedy ja dopiero rozważam wcześniejszą pobudkę. Serio, te wczesne godziny w weekendy to jakiś spisek ludzi, którzy mają dzieci: wstanie taki o piątej, załatwi wszystko, ogarnie dom, przygotuje obiad i około dziewiątej to się już nudzić zaczyna i rozgląda za jakimś zajęciem.
Niemniej jednak uznałem, że w końcu trzeba. Zabawa jest zawsze przednia, bo jest szybko, dynamicznie, jest za kim gonić, można się zmęczyć albo i kompletnie wyrąbać (a zwykle, jeśli już jadę w grupie, to jest to spokojna, równa jazda, bo po co szarpać, jak do mety jeszcze te kilkaset kilometrów? ;) ), do tego mówią, że taka jazda daje więcej (zgodnie z zasadą "żeby jeździć szybciej trzeba jeździć szybciej"). Po udanym wyjściu w zeszły piątek na "Luźną setkę" Pętla S8, gdzie było przyjemnie, miło i głównie spokojnie, udałem się na KGS, gdzie można liczyć na to, że będzie niespokojnie.
Przyszło nas sześciu (z tego Damian jechał tylko fragment trasy). Okazało się, że zamiast męczyć się przy równej jeździe, postawimy na dynamikę, akcenty i wszystkie inne przyjemne rzeczy, które powodują, że cały świat na kilka krótkich chwil i kilkanaście albo i kilkadziesiąt bardzo głębokich oddechów zwęża się tylko do wąskiego paska opony kolegi z przodu, która niepokojąco powoli zaczyna się oddalać.
No i tak się kręciło. Standardowa trasa KGS, Witki, słońce, lekki wiatr, wakacje, słońce, niemalże relaks, gdyby nie synchroniczny łomot serc i pracujące w niedoczasie płuca. I nadchodzi ten moment, gdy schodzę ze zmiany te półtora metra za szeroko wychodząc w bok, nie wyrównuję prędkości, wpadam szybko z powrotem we właściwy tor, ale grupa jedzie nieustannie, nieubłaganie, metr, metr dziesięć, metr dwadzieścia przede mną...
I już wiem, że do domu wrócę sam.
Okazało się, że po urwaniu mnie (nie wiem, limit przyzwoitości, czy co?) zaczęli jechać nieco wolniej, więc pogoń, którą podjąłem, przez długi czas (aż do ronda w Zaborowie, gdzie brakowało mi mniej niż 150 m) przynosiła zyski. Potem jednak dostałem wiatrem w twarz, a w takich warunkach solowa pogoń za grupą siłą rzeczy jest skazana na niepowodzenie.
Ujechałem się (mimo solowej jazdy przez jakąś połowę trasy tracąc jedynie niecałe 3 minuty do czoła grupy), wypiłem jednego Lecha Free w Babicach (obrzydlistwo nawet wśród piw bezalkoholowych, ale czasem trzeba) i wróciłem do domu w miłym towarzystwie.
Niemniej jednak uznałem, że w końcu trzeba. Zabawa jest zawsze przednia, bo jest szybko, dynamicznie, jest za kim gonić, można się zmęczyć albo i kompletnie wyrąbać (a zwykle, jeśli już jadę w grupie, to jest to spokojna, równa jazda, bo po co szarpać, jak do mety jeszcze te kilkaset kilometrów? ;) ), do tego mówią, że taka jazda daje więcej (zgodnie z zasadą "żeby jeździć szybciej trzeba jeździć szybciej"). Po udanym wyjściu w zeszły piątek na "Luźną setkę" Pętla S8, gdzie było przyjemnie, miło i głównie spokojnie, udałem się na KGS, gdzie można liczyć na to, że będzie niespokojnie.
Przyszło nas sześciu (z tego Damian jechał tylko fragment trasy). Okazało się, że zamiast męczyć się przy równej jeździe, postawimy na dynamikę, akcenty i wszystkie inne przyjemne rzeczy, które powodują, że cały świat na kilka krótkich chwil i kilkanaście albo i kilkadziesiąt bardzo głębokich oddechów zwęża się tylko do wąskiego paska opony kolegi z przodu, która niepokojąco powoli zaczyna się oddalać.
No i tak się kręciło. Standardowa trasa KGS, Witki, słońce, lekki wiatr, wakacje, słońce, niemalże relaks, gdyby nie synchroniczny łomot serc i pracujące w niedoczasie płuca. I nadchodzi ten moment, gdy schodzę ze zmiany te półtora metra za szeroko wychodząc w bok, nie wyrównuję prędkości, wpadam szybko z powrotem we właściwy tor, ale grupa jedzie nieustannie, nieubłaganie, metr, metr dziesięć, metr dwadzieścia przede mną...
I już wiem, że do domu wrócę sam.
Okazało się, że po urwaniu mnie (nie wiem, limit przyzwoitości, czy co?) zaczęli jechać nieco wolniej, więc pogoń, którą podjąłem, przez długi czas (aż do ronda w Zaborowie, gdzie brakowało mi mniej niż 150 m) przynosiła zyski. Potem jednak dostałem wiatrem w twarz, a w takich warunkach solowa pogoń za grupą siłą rzeczy jest skazana na niepowodzenie.
Ujechałem się (mimo solowej jazdy przez jakąś połowę trasy tracąc jedynie niecałe 3 minuty do czoła grupy), wypiłem jednego Lecha Free w Babicach (obrzydlistwo nawet wśród piw bezalkoholowych, ale czasem trzeba) i wróciłem do domu w miłym towarzystwie.
- DST 65.62km
- Czas 01:57
- VAVG 33.65km/h
- VMAX 48.24km/h
- K: 29.0
- HRmax 189 ( 97%)
- HRavg 159 ( 82%)
- Kalorie 1459kcal
- Podjazdy 160m
- Sprzęt Stefan
Środa, 5 czerwca 2019
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Sauna
Cieplutko było, no co?
Dawno nie jeździłem przez Truskawkę (a w końcu sezon, prawda?) i źle oszacowałem: byłem przekonany, że to wychodzi 2,5 h, gdy jedzie się spokojnie. Otóż nie. Dwie i pół wychodzą wtedy, gdy jedzie się dynamicznie.
A przy okazji - wow - synchro BS-a ze Stravą jest super! I do tego wypluwa tyyyle dodatkowych informacji!
Dawno nie jeździłem przez Truskawkę (a w końcu sezon, prawda?) i źle oszacowałem: byłem przekonany, że to wychodzi 2,5 h, gdy jedzie się spokojnie. Otóż nie. Dwie i pół wychodzą wtedy, gdy jedzie się dynamicznie.
A przy okazji - wow - synchro BS-a ze Stravą jest super! I do tego wypluwa tyyyle dodatkowych informacji!
- DST 79.69km
- Czas 02:30
- VAVG 31.88km/h
- VMAX 44.64km/h
- K: 26.0
- HRmax 172 ( 89%)
- HRavg 149 ( 77%)
- Kalorie 1803kcal
- Podjazdy 139m
- Sprzęt Stefan
Od ponad tygodnia nie jeździłem na szosie...
Krótka, dwugodzinna jazda. Od tygodnia nie miałem okazji wsiąść na rower (z braku czasu tylko biegałem) - w końcu się udało.
- DST 66.11km
- Czas 02:01
- VAVG 32.78km/h
- VMAX 40.32km/h
- K: 20.0
- HRmax 182 ( 94%)
- HRavg 155 ( 80%)
- Kalorie 1609kcal
- Podjazdy 91m
- Sprzęt Stefan