Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w kategorii

do czytania

Dystans całkowity:96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:4314:10
Średnia prędkość:22.38 km/h
Maksymalna prędkość:4401.00 km/h
Suma podjazdów:164904 m
Maks. tętno maksymalne:194 (100 %)
Maks. tętno średnie:169 (87 %)
Suma kalorii:202907 kcal
Liczba aktywności:1948
Średnio na aktywność:49.73 km i 2h 13m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 10 marca 2014 Kategoria transport, do czytania

Lemoniadowy hipster

W sobotę przeczyściłem Vipera. W niedzielę okazało się, że nie dam rady odkręcić jednego z pedałów z Jaszczura, więc siłą rzeczy Viper na razie dostał platformy. Pierwsza jazda w poniedziałek była nietypowa, bo... do sądu. Pierwszy raz w życiu miałem okazję być w takim miejscu i nie mogłem sobie nie podarować pojechania tam rowerem (dla ciekawskich: nie, nikt mnie jeszcze nie zamyka, byłem na miejscu jako świadek). Pojechałem oczywiście w zwykłej koszulce i zwykłych butach, przebrałem się dopiero na miejscu, żeby ludzie na ulicy widzieli, że to nie byle bajker pojechał do sklepu po bułki(*). Radocha z położenia się w końcu na lemondce - ogromna!

Zajechałem, załatwiłem, wróciłem i w domu napotkałem problem. Do platform nie założę butów SPD, bo będą się ślizgały. Jak założę do obcisków trampki, będę wyglądał cokolwiek śmiesznie. Grzebnąłem w szafie i wyciągnąłem moje stare spodnie, w których dawno temu dojeżdżałem do pracy (spodnie w kolorze zgniła zieleń), założyłem trampki, podwinąłem jedną nogawkę (po namyśle podwinąłem i drugą, bez przesady) i ruszyłem do pracy.

Dopiero po takiej przerwie czuję, jak wielki jest to rower. Na szosie i na jaszczurze jestem bliżej gleby, na Viperze jestem zdecydowanie wyżej. Do tego dociążony sakwą (hurra, sakwa!) szedł jak czołg, trochę ciężej niż Jaszczur (wówczas plecakiem byłem dociążony ja).

(*) Mój ulubiony cytat z jakiejś dyskusji o kaskach. Tak właśnie ktoś uargumentował powód, dla którego jeździ na rowerze w kasku.
  • DST 13.13km
  • Czas 00:33
  • VAVG 23.87km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 9 marca 2014 Kategoria do czytania, > 50 km, szypko

Szybka szosowa pętla

Na niedzielę planowaliśmy wyjazd. Taki dłuższy wyjazd, ze zdobyciem nowego województwa. Niewiele z tego wyszło, postanowiliśmy bowiem połączyć przyjemne (rower) z przyjemnym (ścianka) i pożytecznym (zaległa grzebanina przy rowerach). Pobudka późnym rankiem i gdzieś po 11:00 ruszyliśmy na szosach przed siebie. Do zrobienia była znana pętla przez Łomianki, Truskawkę i Leszno.

Już na starcie okazało się, że jedzie się bardzo dobrze. Gdzieś na czwartym kilometrze postój techniczny: Hipci na wyboju zruszyło się najwyraźniej zbyt lekko przykręcone siodełko, wykorzystuję to zatrzymanie do pozbycia się z siebie zbędnych warstw odzieży. Podczas naszego postoju wyprzedza nas chmara rowerzystów, widać, że słońce zaświeciło i wszyscy wylęgli na rower. Do Łomianek jedzie się nieźle, na pierwszych dziesięciu kilometrach mamy średnią 31,1 km/h. Przed Łomiankami wyprzedzamy chłopaka na szosie, z którym później bujaliśmy się aż do skrętu w Czosnowie - najpierw my jechaliśmy przed nim, potem on jechał jakieś dwieście metrów przed nami.

W Łomiankach i okolicach wylęgli szosowcy, naliczyłem się coś ponad dwudziestu, a przy okazji zrobiłem mały test dla Bestii: sprawdzałem, czy ktokolwiek z nich do mnie machnie. Mimo nawiązania kontaktu wzrokowego z każdą grupą tylko jeden skinął głową. Wniosek? Oburzający się na to, że kolarze jadą z "napinką" i "kamienną twarzą" Bestia próbuje wprowadzić w życie coś, co albo nigdy nie istniało, albo od dawna nie istnieje. Coś jakby kierowca samochodu oburzał się, że wszyscy wymijani kierowcy nie odpowiadają na jego powitanie. Albo jakby taternik pieklił się, że gdy idzie przez Krupówki to nikt mu nie odmachnie.

My tymczasem jechaliśmy sobie w pełnym słońcu, z bardzo zadowalającą średnią. Po skręcie na południe okazało się, że wiatr znienacka zawiał w twarz i to mocno, co tłumaczyłoby, dlaczego wcześniej się tak dobrze jechało. Uznaliśmy jednak, że wiatr jest wymówką dla słabiaków, którzy nie mają mocy i jechaliśmy dalej swoje. Co dziesięć kilometrów sprawdzałem średnią, która owszem, powoli malała, ale nadal tkwiła powyżej 30 km/h.

Prosta przez Truskawkę i Janówek ma swoją specyfikę. Specyfiką ową jest pas rowerowy, który jedzie sobie raz z jednej, raz z drugiej strony jezdni, zawsze na przemian (kto był ten wie). Pas już jest częściowo zarośnięty, więc miejsca zwykle jest na jeden rower, poza tym uznaliśmy, że jedziemy tylko tym pasem, który jest z naszej prawej strony. Doprowadziło to do kilku ciekawych sytuacji, gdy wyprzedzaliśmy ludzi jadących z naprzeciwka po angielsku, czyli mając ich po prawej, albo środkiem - jeden z ich dwójki był po prawej, drugi po lewej. Na szczęście ruch był niewielki, na szosie do Leszna - również. W Lesznie po raz drugi albo trzeci dotknęliśmy stopą asfaltu (na światłach), po czym pojechaliśmy już na Warszawę. Została nam ostatnia prosta, na której dwukrotnie trafiła się niebezpieczna sytuacja: raz jakiś dziadek wyjeżdżał z... cmentarza, ale tak, że zajechał drogę facetowi, który szykował się do wyprzedzenia nas, drugim razem jakaś babcia skręciła w lewo zmuszając nas do nagłego hamowania.

Na niebie lampa, jedzie się przyjemnie, jeszcze trochę podnieśliśmy średnią, końcówkę pojechaliśmy przez Babice i Kocjana, żeby jak najmniej czasu stracić na skrętach, światłach i skrzyżowaniach. Pozostała ostatnia prosta, spowalniający wszystko wyjazd pod blok i jest! Średnia powyżej 30 km/h utrzymana!

Każdy ma swoje osiągnięcia. Ja chodziłem i cieszyłem się ze średniej, Hipcia - że przez 70 km nie zdrętwiały jej dłonie. Dodatkowo już wiemy, że jednak można jechać w trybie przystanków co 70 km (a tak, w kontekście BB Tour, sugerują doświadczeni koledzy); do tej pory robiliśmy je nieco częściej, wypadały średnio co półtorej godziny.

Dodatkowa obserwacja: gdybyśmy zaplanowali dłuższą trasę, pewnie udałoby się dociągnąć do 100 km z taką średnią. Słabnięcia nie było widać na horyzoncie.


  • DST 72.93km
  • Czas 02:24
  • VAVG 30.39km/h
  • VMAX 41.11km/h
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 6 marca 2014 Kategoria do czytania, transport

Po starych śladach

Dawno dawno temu, gdy dopiero zaczynałem jeździć po Warszawie był w moim życiu pewien etap. Wstyd się przyznać, ale był to etap jazdy chodnikami. Mimo że od małego byłem przyzwyczajony do jezdni, rozpoczynając jazdę po mieście po kilkunastu latach potrzebowałem trochę czasu, by z powrotem się przyzwyczaić... Wówczas do pracy jeździłem trochę inaczej niż teraz (pracowałem też w innym miejscu). Ostatnio gdy wkopałem się na jednym osiedlu w drogę jednokierunkową (samochodem) przypadkowo zabłądziłem właśnie w tamte okolice... Stąd zrodził się pomysł na odświeżenie starej trasy i przejechanie się tamtędy przy jakiejś okazji.

Trasa prowadziła przez Strąkową i dalszy fragment Człuchowskiej; dalej przejeżdżało się przez parking, dojeżdżało do Redutowej, tamtędy chodnikiem wzdłuż Parku Sowińskiego dojeżdżałem do DDR przy Parku Szymańskiego. Dziś, oczywiście, o chodnikach nie mogło być mowy, wstyd przecież. Postanowiłem przebić się do Redutowej. Okazało się, że w okolicy ul. Sowińskiego był sobie kiedyś parking... teraz już parkingu nie ma, za to kwitną nowe bloki. Reszta - bez zmian. Betonowe płyty, ośmiokątna kostka i gdzieniegdzie asfalt.

Wracając do wspomnień: na całe szczęście szybko przekonałem się do asfaltu, Hipcia też (biorąc pod uwagę, że jej nikt jako kilkulatka nie wypychał na jezdnię) błyskawicznie doszła od jeżdżenia chodnikami do wzruszania ramionami przy lewoskrętach na trzypasmówkach.
Poniżej trasa. GPS zarejestrował nawet zmianę pasa z lewego (na którym utknąłem po skręcie z Redutowej) na prawy środek.


I zarzucimy jeszcze pozytywną nutę. O.
  • DST 24.53km
  • Czas 01:02
  • VAVG 23.74km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Poniedziałek, 3 marca 2014 Kategoria do czytania, transport

Obwody, obwody...

Zrobiłem w końcu test, który od dawna zrobić już chciałem. Od dawna coś mi nie pasowało... w końcu sprawdziłem, zmierzyłem i... obwód koła wzięty z tabelki w internecie był niepoprawny! Oszukałem się o 10 cm na pojedynczym obrocie, co daje 50 m na kilometrze. W związku z tym moje zeszłotygodniowe osiągnięcia szlag trafił, bo średnia była nie powyżej 25 a powyżej 24 km/h.

Musiałem więc przejść się na piechotę po wszystkich wpisach i dla każdego wprowadzić korektę...
  • DST 10.53km
  • Czas 00:27
  • VAVG 23.40km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Sobota, 1 marca 2014 Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy

Wydłubać oczko pajączku

Pogoda zanosiła się znośna, dzień był wolny, więc postanowiliśmy ruszyć się na jakąś trasą na dotarcie szos. Z dostępnych opcji wybraliśmy atak na Pniewy, czyli wydłubanie oczka naszemu "pajączkowi". Dla niewtajemniczonych - załatanie dziury na mapie gmin.

Po przygotowaniu rowerów, zamocowaniu nowej torby od Rafała i - nowość - przyczepieniu na kierownicy ściagawki dotyczącej trasy ruszyliśmy znaną trasą w kierunku Grodziska Mazowieckiego. Zrazu pogoda zaczęła dokazywać i mżyć, ale po chwili wyszło piękne słońce. Słońce słońcem, a droga drogą: szosa na Żyrardów była bardzo uczęszczana i zmiany robiliśmy na "jak się uda". W Milanówku zaczyna się gmina Grodzisk i tym samym rozpoczyna się najbardziej nieprzyjazny rowerom fragment: zakazy dla rowerów postawione bez ładu i składu (ot tak, walnijmy sobie półtora kilometra zakazu), po skręcie na Radziejowice też trzeba było kilka kilometrów walić niezgodnie z przepisami. Alternatywa dla asfaltu proponowana przez inżyniera ruchu nie zachęcała do jazdy, a już na pewno nie do jazdy na szosie. Za olanie przepisów zostałem pokarany: syf z drogi, rozmiękły po opadach deszczu, skroplił się na mnie, przy wybitnej współpracy tylnego koła Hipci. Uwaliłem się tak, że zaraz po skręcie 579 trzeba było się zatrzymać i wytrzeć mordę. I okulary, przez które nic nie szło widzieć.

W końcu zrobiło się luźniej, spokojniej, asfalt się polepszył i można było jechać swoje. A "swoje" zachęcało do jazdy: rower sam jechał. Boczną drogą dojeżdżamy do Mszczonowa i wbijamy się w pięćdziesiątkę, na jej szerokie pobocze (przy okazji olewając kolejny zakaz - tym razem alternatywy nie było).

Krótki postój po 55 km przy skręcie w 876, decydujemy się przejechać jednak przez Grójec i tam zadecydować, czy mamy jeszcze czas, czy trzeba już zjeżdżać do domu. Lecimy dalej. Przy starcie wiedzieliśmy, że wiatr będzie wiał z południowego wschodu, a najdłuższy kawałek pokonaliśmy jadąc właśnie w tym kierunku. Po drodze zaliczamy gminę Pniewy i tym samym Pajączek Gminojadek zmutował w Jednookiego Pająka Zniszczenia.

Mimo wiatru w Grójcu zameldowaliśmy się stosunkowo szybko, postanawiamy przedłużyć jeszcze trasę i zaliczyć jedną gminę - Jasieniec. Do Warki docieramy już po zmroku, korzystając z przerwy na przejeździe kolejowym przemontowuję moje tylne światło nieco niżej, bo raziło Hipcię, z Warki wylatujemy na Górę Kalwarię terenem, który znaliśmy sprzed dwóch lat, z naszego wyjazdu do Rzeszowa (najwyższy czas pobić tamten rekord...). W Górze Kalwarii 79 na Piaseczno. Znowu ruchliwie, znowu głośno i nierówno, na domiar złego zrobiło się ślisko, na którymś z dołków konkretnie uślizgnęło mi się tylne koło, na szczęście bez konsekwencji. Przyczepił się też do nas na kole jakiś koleżka, który jechał za nami środkiem pasa, blokując wszystko i wszystkich. Po kilku kilometrach wyprzedził nas i trzymał się 50 m z przodu trzymając to samo tempo.

W Piasecznie krótka przerwa na dojście hipciowych rąk do siebie i powrót znaną i zjeżdżoną trasą do domu.

Zaliczone gminy: 2.
Pobity rekord średniej na dystansie > 100 km. Gdybyśmy nie musieli zjeżdżać do domu pewnie z tą średnią udałoby się pokonać i 200 km.

Zdjęć nie ma i nie będzie. Nie mogliśmy tracić czasu na fotki, po prostu jechaliśmy.


  • DST 167.72km
  • Czas 06:32
  • VAVG 25.67km/h
  • VMAX 45.64km/h
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 28 lutego 2014 Kategoria transport, do czytania

Z pracy

Piąty wpis z rzędu ze średnią powyżej 25 km/h.
  • DST 12.35km
  • Czas 00:30
  • VAVG 24.70km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Piątek, 28 lutego 2014 Kategoria do czytania, transport

W kierunku Ultralighta...

Dziś przed pracą skoczyłem na pocztę i odebrałem nowe nabytki. Wykonawcą jest Rafał.

Udało mi się zamówić dosłownie w ostatniej chwili... W międzyczasie przyszedł nowy śpiwór do testów (waga ca. 650g)... Pewnie dla prawdziwych UL-owców to i tak śmieszne, ale dla mnie to wszystko (wraz z nowym namiotem - 2 kg) stanowiło będzie poważne zmniejszenie wagi bagażu.

Co do jazdy: czwarty dzień z rzędu średnia powyżej 25 km/h. A, przypomnę, jeżdżę na Jaszczurze, nie na Viperze.

Nowy nabytek
Nowy nabytek © Hipek99
Zbliżenie na metki: wykonawca i użyty materiał
Zbliżenie na metki: wykonawca i użyty materiał © Hipek99
  • DST 25.43km
  • Czas 01:03
  • VAVG 24.22km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Czwartek, 27 lutego 2014 Kategoria do czytania, transport

Podział obowiązków jest bardzo ważny

Na przykład: jedno zmywa, drugie wyciera. Albo: jedno łoi a drugie zbiera szpej idąc na drugiego. Albo: jedno rozbija namiot, drugie rozkłada bety w środku.

Wczoraj pojechałem po Hipcię do pracy, potem wracaliśmy "jej" trasą: Hynkami, Marynarskimi i tak dalej. Podział obowiązków utworzył się sam: jedno robi tunel, drugie pokazuje palec trąbiącym kretynom. Co prawda trafił się tylko jeden, ale byłem gotów na kolejnych.
  • DST 28.44km
  • Czas 01:10
  • VAVG 24.38km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Wtorek, 25 lutego 2014 Kategoria do czytania, transport

Gnaj, gnaj, samo się nie dojedzie

Trochę wiatru w twarz, więc i średnia nieco mniejsza niż mogła być.

Złota zasada: jeśli czujesz, że jedzie się świetnie, idealnie i w sam raz, to znaczy, że na pewno można zrzucić na cięższe przełożenie i jechać szybciej bez zwiększania wysiłku.
  • DST 28.39km
  • Czas 01:06
  • VAVG 25.81km/h
  • Sprzęt Jaszczur
Poniedziałek, 24 lutego 2014 Kategoria do czytania, transport

Śniadanie mistrzów 2.0

Śniadanie mistrzów testowałem w kilku wersjach: zalać ciepłym, zalać ciepłym i schłodzić zimnym, zrobić dzień wcześniej i zalać ciepłym, każda z opcji ma ten sam minus: trzeba czekać. A rano mi szkoda czasu.

Wykorzystałem zatem patent od JKW: zamiast wody - jogurt naturalny, do tego przełyżkowałem platków owsianych i jakiegoś upolowanego przypadkiem musli. Szybkie i dobre. Proporcje się dopracuje po drodze.
  • DST 7.87km
  • Czas 00:20
  • VAVG 23.61km/h
  • Sprzęt Jaszczur

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl