Wpisy archiwalne w kategorii
do czytania
Dystans całkowity: | 96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 4314:10 |
Średnia prędkość: | 22.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 164904 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 202907 kcal |
Liczba aktywności: | 1948 |
Średnio na aktywność: | 49.73 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 19 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Transport
Trasa standard. Woda: z domu na sucho, na rehab na sucho, do roboty na mokro.
Wieczorem, gdy wracałem samochodem ze ściany, pierwsza w życiu kontrola trzeźwości. Nie trafili, akurat byłem trzeźwy.
Wieczorem, gdy wracałem samochodem ze ściany, pierwsza w życiu kontrola trzeźwości. Nie trafili, akurat byłem trzeźwy.
- DST 27.60km
- Czas 01:07
- VAVG 24.72km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 18 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Wycieczek dzień drugi
Wieczorem powrót w deszczu. Rano pobudka znowu o szóstej, bo muszę w domu być wcześniej, żeby JKW odwieźć na sekcję. Zbieram się, człapię po ciemnym jeszcze mieszkaniu (jak ja lubię pobudki, gdy już jest rano, a słońce jeszcze nie wzeszło; czekam aż będzie szarawo, gdy już będę jechał), szukam bluzy. Jest. Mokra. Zapomniałem wczoraj rozwiesić. No to szmatę na grzbiet, doschnie na mnie.
Do roboty dojechałem sprawnie, byłem kilka minut przed siódmą. W połowie - wyskoczyłem na zabieg, przy okazji dowożąc wałówkę zaskoczonej Hipci, która nie skojarzyła, że mam po drodze i mogę odwiedzić.
Wracałem już przez Cybernetyki, nową drogą, wyposażoną w DDR. Na górze strzeliłem takie o. Oelka mnie zaraz prześwięci, że źle nazwałem dworzec. Ale tak było napisane: "Warszawa Służewiec". Ładniej nie umiem.
Do roboty dojechałem sprawnie, byłem kilka minut przed siódmą. W połowie - wyskoczyłem na zabieg, przy okazji dowożąc wałówkę zaskoczonej Hipci, która nie skojarzyła, że mam po drodze i mogę odwiedzić.
Wracałem już przez Cybernetyki, nową drogą, wyposażoną w DDR. Na górze strzeliłem takie o. Oelka mnie zaraz prześwięci, że źle nazwałem dworzec. Ale tak było napisane: "Warszawa Służewiec". Ładniej nie umiem.

W tle ul. Sasanki, po lewej nowa ekspresówka, na wprost - przystanek Warszawa Służewiec© Hipek99
- DST 40.77km
- Czas 01:42
- VAVG 23.98km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 17 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Zaczyna się zwiedzanie Warszawy
Od dziś przez dwa tygodnie będę prócz DPD jeździł również z wycieczką na rehabilitację. Pierwsze takie kółko za mną. Wieczorny powrót, stosunkowo wczesna gleba w wyrko, pobudka o szóstej. Pożreć tekturę, spakować się, polożyć na jeszcze dziewięć minut, wyjazd.
Trochę kropiło, ale kto by się tam przejmował. W niecałe pół godziny byłem już na Służewcu. Wejść, zdać skierowanie, poczekać. Czekałem kwadrans, w końcu ktoś mnie zaprosił.
Trochę rozczarowałem się zabiegiem. Skoro na krioterapię rezerwują dziesięć minut a na fonoforezę dwadzieścia, to spodziewałem się, że będzie to coś... coś więcej.
Fonoforeza: rozsmarowano mi na ręce żel, po czym przez kilka minut jeżdżono mi po ręce jakąś elektrodą. Potem poszliśmy do dużego odkurzacza, z ktorego mi pomachano po łapie oparami ciekłego azotu. Niby 120 na minusie. Kupiłbym sobie taki.
Potem jeszcze powrot do roboty, ale już w interesującym i wzmagającym się deszczu. Przyjemnie.
Trochę kropiło, ale kto by się tam przejmował. W niecałe pół godziny byłem już na Służewcu. Wejść, zdać skierowanie, poczekać. Czekałem kwadrans, w końcu ktoś mnie zaprosił.
Trochę rozczarowałem się zabiegiem. Skoro na krioterapię rezerwują dziesięć minut a na fonoforezę dwadzieścia, to spodziewałem się, że będzie to coś... coś więcej.
Fonoforeza: rozsmarowano mi na ręce żel, po czym przez kilka minut jeżdżono mi po ręce jakąś elektrodą. Potem poszliśmy do dużego odkurzacza, z ktorego mi pomachano po łapie oparami ciekłego azotu. Niby 120 na minusie. Kupiłbym sobie taki.
Potem jeszcze powrot do roboty, ale już w interesującym i wzmagającym się deszczu. Przyjemnie.
- DST 36.63km
- Czas 01:33
- VAVG 23.63km/h
- Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 16 września 2013
Kategoria do czytania, transport
I Ty możesz zostać bohaterem w swoim domu!
Pytanie: gdy roboty mnóstwo, cały weekend spędzić trzeba przed książkami albo przed komputerem, gdy pogoda kusi, by jak najszybciej zakończyć otwarte tematy by z któregoś z kolejnych urwać choć jeden dzień, gdy każda godzina w ciągu dnia ma znaczenie, żeby nie siedzieć za bardzo po nocach, na jaki pomysł wpadają Hipki w niedzielę?
Rozmrażają zamrażalnik.
Sam pomysł zacny i uzasadniony. Zamrażalnik nasz mający cztery kieszenie obrósł już lodem do tego stopnia, że tylko jedna kieszeń była ruchoma, a akurat pojawiła się potrzeba wrzucenia doń kilku dodatkowych produktów. Potrzeba nie była jakoś paląca, bo od dwóch lat nie było ciśnienia na otworzenie "tamtych" kieszeni.
Nie mam jednak bladego pojęcia dlaczego się za to wzięliśmy.
Pierwszy punkt: młody rzeźbiarz. Uzbrojony w młotek i mocny nóż jąłem odkuwać to, co wystawało, by brutalną siłą wyrwać którąś z kieszeni. Wała.
Drugi punkt: po uprzednim sprawdzeniu w internetach, że absolutnie złym pomysłem jest wsadzanie do środka gara z wrzącą wodą, bardzo starannie zignorowałem ten zakaz i rzeczony gar włożyłem do środka. Fart fartem, że ruchoma kieszeń jest na samym spodzie.
Trzeci punkt: spacery. Do komputera, napisać kilka słów, powrót, odkuć trochę lodu, do komputera, powrót, nastawić garnek na gotowanie, do komputera, wstawić garnek...
Misja powiodła się. Niczego i nikogo nie uszkodziliśmy i gdzieś przed północą zapakowaliśmy z powrotem to, co nadawało się do spożycia. A nie wszystko się nadawało, nie miałem odwagi ruszyć wołowiny z datą przydatności na trzy lata temu.
Wskutek tego całego bardziewia polazłem spać trochę późno. I rano miałem niewielkie problemy ze zdarciem się z wyra o ósmej.
W nagrodę mogłem załatwić w godzinach pracy taką jedną sprawę, dzięki czemu wpadło dodatkowych kilka kilometrów. Miało padać. A tu niespodzianka, udało się na sucho. I nawet słońce momentami wyłaziło.
Rozmrażają zamrażalnik.
Sam pomysł zacny i uzasadniony. Zamrażalnik nasz mający cztery kieszenie obrósł już lodem do tego stopnia, że tylko jedna kieszeń była ruchoma, a akurat pojawiła się potrzeba wrzucenia doń kilku dodatkowych produktów. Potrzeba nie była jakoś paląca, bo od dwóch lat nie było ciśnienia na otworzenie "tamtych" kieszeni.
Nie mam jednak bladego pojęcia dlaczego się za to wzięliśmy.
Pierwszy punkt: młody rzeźbiarz. Uzbrojony w młotek i mocny nóż jąłem odkuwać to, co wystawało, by brutalną siłą wyrwać którąś z kieszeni. Wała.
Drugi punkt: po uprzednim sprawdzeniu w internetach, że absolutnie złym pomysłem jest wsadzanie do środka gara z wrzącą wodą, bardzo starannie zignorowałem ten zakaz i rzeczony gar włożyłem do środka. Fart fartem, że ruchoma kieszeń jest na samym spodzie.
Trzeci punkt: spacery. Do komputera, napisać kilka słów, powrót, odkuć trochę lodu, do komputera, powrót, nastawić garnek na gotowanie, do komputera, wstawić garnek...
Misja powiodła się. Niczego i nikogo nie uszkodziliśmy i gdzieś przed północą zapakowaliśmy z powrotem to, co nadawało się do spożycia. A nie wszystko się nadawało, nie miałem odwagi ruszyć wołowiny z datą przydatności na trzy lata temu.
Wskutek tego całego bardziewia polazłem spać trochę późno. I rano miałem niewielkie problemy ze zdarciem się z wyra o ósmej.
W nagrodę mogłem załatwić w godzinach pracy taką jedną sprawę, dzięki czemu wpadło dodatkowych kilka kilometrów. Miało padać. A tu niespodzianka, udało się na sucho. I nawet słońce momentami wyłaziło.
- DST 18.77km
- Czas 00:50
- VAVG 22.52km/h
- Sprzęt Zenon
Piątek, 13 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Jak zwalczyć potwora? Najpierw schłodzić a potem szatanem między uszy!
Dostałem potwierdzenie z RTG, że kość mam w porządku, a zatem wszystkie problemy są po stronie stawu. Zapisałem się na nakazaną się na rehabilita(n)cję: najpierw potwora schłodzą (krioterapia) a potem między oczy szatanem czy inszym hewymetalem (fonoforeza). Dwa tygodnie czyli dziesięć zabiegów.
A transportowo to standard: do domu po suchym, bo wieczorem wylazło słońce, do roboty po niewyspanym, bo znowu nie mogłem kupra z rana ruszyć.
A transportowo to standard: do domu po suchym, bo wieczorem wylazło słońce, do roboty po niewyspanym, bo znowu nie mogłem kupra z rana ruszyć.
- DST 22.42km
- Czas 01:00
- VAVG 22.42km/h
- Sprzęt Zenon
Piątek, 13 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Nierowerowy ale szachowy weekend
Zanosi się kolejny weekend z nosem w komputerze.
Plusem było to, że ruszył Turniej Szachowy Podróżników Rowerowych, można się czasem oderwać od roboty.
Niby 14 dni na ruch, a po dwóch dniach już 10% gier zakończone.
Plusem było to, że ruszył Turniej Szachowy Podróżników Rowerowych, można się czasem oderwać od roboty.
Niby 14 dni na ruch, a po dwóch dniach już 10% gier zakończone.
- DST 10.77km
- Czas 00:31
- VAVG 20.85km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 11 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Potwory w ręce nie są takie straszne
Poza DPD byłem dziś u ortopedy. Potwory w ręce nie są takie straszne, zwykły efekt przeciążenia. Dostałem jeszcze jedno RTG, jeśli nie zepsułem nigdzie kości, to startuję z jakimiś zabiegami rehabilitacyjnymi. Jeśli kość zepsułem, to będziemy dalej rozmawiać. Wynik - najpóźniej w piątek.
- DST 28.91km
- Czas 01:17
- VAVG 22.53km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 10 września 2013
Kategoria transport, do czytania
Przyjemne wieczory, przyjemne poranki
Wieczorny powrót był co prawda pod silny wiatr, ale jakoś go nie zauważałem, do tego robiło się przyjemnie ciemno, prawie od samego wyjazdu miałem włączone światła.
Rano nawet wyszła mi pobudka. Wczoraj, gdy się zbierałem, zajęło mi to osiem minut, ale było bez śniadania, które zajmuje sporo czasu (wsypać płatki, zagotować wodę, zalać płatki, poczekać, nalać zimnej wody, poczekać...). Przetestowałem więc nowy patent: płatki Łoś-Wiane zalałem wieczorem, na rano (i tak Hipcia robi kawę) wystarczyło dolać trochę wrzątku i rozmieszać: i rozmieszały się, i nie trzeba było czekać, aż wystygną.
Nowa część (ostatnia z dostępnych w wersji audio) opowiadań o Jakubie Wędrowyczu na uszach i można ruszać do roboty.
Rano nawet wyszła mi pobudka. Wczoraj, gdy się zbierałem, zajęło mi to osiem minut, ale było bez śniadania, które zajmuje sporo czasu (wsypać płatki, zagotować wodę, zalać płatki, poczekać, nalać zimnej wody, poczekać...). Przetestowałem więc nowy patent: płatki Łoś-Wiane zalałem wieczorem, na rano (i tak Hipcia robi kawę) wystarczyło dolać trochę wrzątku i rozmieszać: i rozmieszały się, i nie trzeba było czekać, aż wystygną.
Nowa część (ostatnia z dostępnych w wersji audio) opowiadań o Jakubie Wędrowyczu na uszach i można ruszać do roboty.
- DST 24.79km
- Czas 01:03
- VAVG 23.61km/h
- Sprzęt Zenon
Piątek, 6 września 2013
Kategoria transport, do czytania
Lenistwo to rzecz przeokrutna
Już od chwili nie chce mi się robić wpisu piątkowego za dobę czw-pt i osobnego za powrót w piątek, tylko walę wspólny - od czwartkowego powrotu do piątku wieczorem.
Do normalnych, dziennych wpisów chyba się nie posunę, bo wymuszałoby to albo robienie wpisu wieczorem, albo przynajmniej notowanie dystansu, co skończyłoby się szybkim porannym odpisywaniem licznika; w pracy mam przysługujące mi przerwy, to jest dobry czas na wpisywanie się na BSa.
Do normalnych, dziennych wpisów chyba się nie posunę, bo wymuszałoby to albo robienie wpisu wieczorem, albo przynajmniej notowanie dystansu, co skończyłoby się szybkim porannym odpisywaniem licznika; w pracy mam przysługujące mi przerwy, to jest dobry czas na wpisywanie się na BSa.
- DST 36.87km
- Czas 01:41
- VAVG 21.90km/h
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 5 września 2013
Kategoria do czytania, transport
Szukanie potworów
Z wieczora bardzo spokojnie do domu. Z tą różnicą, że bez okularów, bo miałem tylko ciemne szkła, a wyszedłem już po 19:00.
Rano za to na Wolską, do łowcy potworów. Wymaziali mi rękę jakimś paskudztwem i hajda! jeździć jakąś taką golarką. No i znaleźli trzy potwory mieszkające w lewym nadgarstku, a dodatkowo jeszcze ustalono, żem ten nadgarstek potwornie przesilił. To ustalenie nie należalo do odkrywczych, ale ucieszyło mnie, że poza przesileniem i potworami nic nie uszkodziłem, żadnych tam torebek czy woreczków.
Stamtąd już, słuchając o przygodach Jakuba Wędrowycza, do pracy.
Rano za to na Wolską, do łowcy potworów. Wymaziali mi rękę jakimś paskudztwem i hajda! jeździć jakąś taką golarką. No i znaleźli trzy potwory mieszkające w lewym nadgarstku, a dodatkowo jeszcze ustalono, żem ten nadgarstek potwornie przesilił. To ustalenie nie należalo do odkrywczych, ale ucieszyło mnie, że poza przesileniem i potworami nic nie uszkodziłem, żadnych tam torebek czy woreczków.
Stamtąd już, słuchając o przygodach Jakuba Wędrowycza, do pracy.
- DST 24.58km
- Czas 01:08
- VAVG 21.69km/h
- Sprzęt Zenon