Wpisy archiwalne w kategorii
do czytania
Dystans całkowity: | 96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 4314:10 |
Średnia prędkość: | 22.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 164904 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 202907 kcal |
Liczba aktywności: | 1948 |
Średnio na aktywność: | 49.73 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 23 kwietnia 2017
Kategoria > 100km, do czytania
Wyszogród
Tam to mnie naprawdę dawno nie było...
Pierwsza część to tradycyjne ostatnio zmagania z wiatrem, dopiero na wysokości Sochaczewa się względnie uspokoiło.
Za to potem zbierałem owoce swojej ciężkiej pracy - np. 42 km/h z wiatrem... i pod górkę. I tak praktycznie do samego NDM. Średnia z odcinka ponad 36 km/h.
Na szczęście tylko mnie raz skropiło, a miało nawet więcej padać. Chociaż tu miałem szczęście...
Pierwsza część to tradycyjne ostatnio zmagania z wiatrem, dopiero na wysokości Sochaczewa się względnie uspokoiło.
Za to potem zbierałem owoce swojej ciężkiej pracy - np. 42 km/h z wiatrem... i pod górkę. I tak praktycznie do samego NDM. Średnia z odcinka ponad 36 km/h.
Na szczęście tylko mnie raz skropiło, a miało nawet więcej padać. Chociaż tu miałem szczęście...
- DST 146.50km
- Czas 05:04
- VAVG 28.91km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 16 kwietnia 2017
Kategoria > 50 km, do czytania, zaliczając gminy
Pizgawa konkret
Trzy gminy do kolekcji. Tym razem bardziej płasko, ale i tak wiatry wyhamowywał miejscami do 19 km/h... Za to z wiatrem momentami pod 50 km/h...
- DST 62.70km
- Czas 02:12
- VAVG 28.50km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 15 kwietnia 2017
Kategoria > 50 km, do czytania, zaliczając gminy
Pagórki
Pod Rzeszowem jest gdzie szukać podjazdów. Zjeżdżać też jest gdzie - 71 km/h...
- DST 51.19km
- Czas 02:06
- VAVG 24.38km/h
- Sprzęt Stefan
Środa, 12 kwietnia 2017
Kategoria do czytania, transport
Po mieście
Niby bez pośpiechu, ale rano byłem szosą w pracy jakieś 5 minut szybciej niż "tradycyjnie". Zysk rzędu 15%...
- DST 17.59km
- Czas 00:56
- VAVG 18.85km/h
- Sprzęt Stefan
Środa, 12 kwietnia 2017
Kategoria < 25km, do czytania
Szwędanie się
Nocą, po Polu Mokotowskim, z Koksem. Po trawie i po błocie. W deszczu. I na szczęście nie udało mi się przebić koła... a było blisko, bo na terenie "Iskry"... butelek było co niemiara.
Ale jak widać po średniej - bez pośpiechu.
Ale jak widać po średniej - bez pośpiechu.
- DST 12.14km
- Czas 00:50
- VAVG 14.57km/h
- Sprzęt Zenon
Sobota, 8 kwietnia 2017
Kategoria > 100km, do czytania
A tym razem za dnia
Całość do ŻW w końcu w świetle dziennym. Przynajmniej wiem, gdzie tam są dziury...
- DST 117.83km
- Czas 03:58
- VAVG 29.71km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 6 kwietnia 2017
Kategoria > 50 km, do czytania
Po okolicy
Miałem wyjechać w Pasikoniach, ale pomyliłem skręty i pojechałem przez Szczytno... I znowu prawie wyszły odwiedziny u Szopena.
- DST 95.12km
- Czas 03:19
- VAVG 28.68km/h
- Sprzęt Stefan
Środa, 5 kwietnia 2017
Kategoria > 100km, do czytania
Szopen
Znowu odwiedziny w ŻW. Wiało niemiłosiernie, miejscami pod wiatr jechałem poniżej 15 km/h. A jako że wiatr był północny, to jak już przestał przeszkadzać, to wcale jakoś nie zaczął pomagać.
- DST 111.49km
- Czas 03:59
- VAVG 27.99km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 1 kwietnia 2017
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, autorower, > 100km
Wietrzne gminożerstwo
Po czterech i połowie roku w końcu nadszedł czas na obudzenie kategorii
"autorower". Gminożerna trasa w okolicach Garwolina była niewiele
młodsza.
Plan był prosty: wywieźć się w okolice wspomnianego już Garwolina, zrobić sobie pętelkę i wrócić do domu samochodem. Skoro jazda pociągiem łącznie trwałaby niewiele krócej, a razem z koniecznością dojazdu na dworzec i trafienia w pociąg powrotny na pewno zajęłaby swoje, to samochód zdał się być rozsądnym pomysłem.
Wczesnym rankiem, gdzieś w okolicach 13:00 zapakowaliśmy się do samochodu i wywieźliśmy. Zaparkowawszy pod jakimś sanktuarium (miało duży parking, więc była szansa, że nikt się nie przyczepi), ruszyliśmy przed siebie.
Praktycznie od razu dostaliśmy się w dwie spore przeprawy szutrowo-piaskowe... Zwykle Hipcia puszcza trasę takimi terenami, ale zacząłem się zastanawiać, że jeśli trafimy na więcej takich terenów, to... trzeba się wybrać do domu po inne rowery, bo to nie jest trasa na cienkie, szosowe koła.
W końcu się wyprostowało... pod kątem nawierzchni. Ukształtowanie terenu było typowe dla tych okolic: piękne, krótkie pagóreczki, dla których nie wiadomo, czy zrzucać z blatu i zrobić podjazd jak człowiek, czy ciągnąć z blatu z kadencją 70... Do tegoodrobina
bardzo dużo paskudnych asfaltów (wszyscy lubimy takie szczególnie na
zjazdach)... od razu przypominał się pierwszy Maraton Podróżnika, gdzie
pierwszy raz jadąc w dużym peletonie wpadliśmy w środku nocy w jakieś
takie dziury... i nikt bynajmniej nie zwalniał.
No i do tego wszystkiego, oczywiście, nasz niezawodny przyjaciel: wiatr. Jechaliśmy w kilku różnych kierunkach, a wiało... z każdego. I to jest, kurde, smutne, jak się robi sześcioprocentowy zjazd z prędkością 26 km/h...
Trasę szacowaliśmy na około pięć godzin. Teraz zakładałem, że może wyrobimy się w sześć.
Kawałek na DK 17 był trochę smutny. Jechaliśmy wzdłuż całego szpaleru ściętych drzew. Bardzo nieładny obrazek pasujący do poczynań p. Szyszko, który zastał Polskę drewnianą, a zostawi murowaną; ale mam cichą nadzieję, że akurat ta wycinka to efekt prac przygotowujących tę trasę do przebudowy na drogę ekspresową, a nie... A nie coś innego.
Gdy dotarliśmy bliżej Wisły, wiatr w końcu się uspokoił (bo nie można powiedzieć, że przestał przeszkadzać). Temperatura też powoli spadała: maksymalnie było ze 23 stopnie, teraz powoli leciało w dół; im słońce niżej, tym bardziej zbliżaliśmy się do dziesięciu.
Końcówka była już, można powiedzieć, przyjemna. Wiatr ucichł, zrobiło się ciemnawo, przyjemnie, temperatura doszła do jakichś 13 stopni, czyli nadal nadawała się na krótki rękawek (całą drogę jechałem - jednak - w długich spodniach, nie było to szczególnym błędem).
W domu podsumowanie: czternaście nowych gmin.
Plan był prosty: wywieźć się w okolice wspomnianego już Garwolina, zrobić sobie pętelkę i wrócić do domu samochodem. Skoro jazda pociągiem łącznie trwałaby niewiele krócej, a razem z koniecznością dojazdu na dworzec i trafienia w pociąg powrotny na pewno zajęłaby swoje, to samochód zdał się być rozsądnym pomysłem.
Wczesnym rankiem, gdzieś w okolicach 13:00 zapakowaliśmy się do samochodu i wywieźliśmy. Zaparkowawszy pod jakimś sanktuarium (miało duży parking, więc była szansa, że nikt się nie przyczepi), ruszyliśmy przed siebie.
Praktycznie od razu dostaliśmy się w dwie spore przeprawy szutrowo-piaskowe... Zwykle Hipcia puszcza trasę takimi terenami, ale zacząłem się zastanawiać, że jeśli trafimy na więcej takich terenów, to... trzeba się wybrać do domu po inne rowery, bo to nie jest trasa na cienkie, szosowe koła.
W końcu się wyprostowało... pod kątem nawierzchni. Ukształtowanie terenu było typowe dla tych okolic: piękne, krótkie pagóreczki, dla których nie wiadomo, czy zrzucać z blatu i zrobić podjazd jak człowiek, czy ciągnąć z blatu z kadencją 70... Do tego
No i do tego wszystkiego, oczywiście, nasz niezawodny przyjaciel: wiatr. Jechaliśmy w kilku różnych kierunkach, a wiało... z każdego. I to jest, kurde, smutne, jak się robi sześcioprocentowy zjazd z prędkością 26 km/h...
Trasę szacowaliśmy na około pięć godzin. Teraz zakładałem, że może wyrobimy się w sześć.
Kawałek na DK 17 był trochę smutny. Jechaliśmy wzdłuż całego szpaleru ściętych drzew. Bardzo nieładny obrazek pasujący do poczynań p. Szyszko, który zastał Polskę drewnianą, a zostawi murowaną; ale mam cichą nadzieję, że akurat ta wycinka to efekt prac przygotowujących tę trasę do przebudowy na drogę ekspresową, a nie... A nie coś innego.
Gdy dotarliśmy bliżej Wisły, wiatr w końcu się uspokoił (bo nie można powiedzieć, że przestał przeszkadzać). Temperatura też powoli spadała: maksymalnie było ze 23 stopnie, teraz powoli leciało w dół; im słońce niżej, tym bardziej zbliżaliśmy się do dziesięciu.
Końcówka była już, można powiedzieć, przyjemna. Wiatr ucichł, zrobiło się ciemnawo, przyjemnie, temperatura doszła do jakichś 13 stopni, czyli nadal nadawała się na krótki rękawek (całą drogę jechałem - jednak - w długich spodniach, nie było to szczególnym błędem).
W domu podsumowanie: czternaście nowych gmin.
- DST 153.54km
- Czas 05:38
- VAVG 27.26km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 31 marca 2017
Kategoria transport, do czytania
Transport
Kończymy marzec. Już zdecydowanie za ciepło... Gdybym miał krótkie spodenki...
- DST 16.28km
- Czas 00:55
- VAVG 17.76km/h
- Sprzęt Zenon