Wpisy archiwalne w kategorii
waypointgame
Dystans całkowity: | 3153.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 186:21 |
Średnia prędkość: | 16.92 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.89 km/h |
Liczba aktywności: | 75 |
Średnio na aktywność: | 42.04 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 15 stycznia 2012
Kategoria waypointgame, transport, do czytania
Służba nie drużba (2) - jak jeździć, to zimą
Pojechałem trochę z tą "zimą", ale tak to już jest: jeśli jazda po Warszawie ma być przyjemna, to albo nocą, albo w dzień, ale gdy leży śnieg, albo, najlepiej, nocą, po śniegu. W dzień, po śniegu, na kurs i z kursu, było przyjemnie.
Wracając jeszcze załatwiliśmy zaległy Domek; jakąś zbiorową zaćmę mieliśmy przy poprzedniej tam wizycie.
Wracając jeszcze załatwiliśmy zaległy Domek; jakąś zbiorową zaćmę mieliśmy przy poprzedniej tam wizycie.
- DST 17.49km
- Czas 01:07
- VAVG 15.66km/h
- VMAX 30.21km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 13 stycznia 2012
Kategoria do czytania, transport, waypointgame
WaypointBeer
Pod koniec świąt zarzuciliśmy temat noworocznej integracji waypointowiczów. Zakładaliśmy, że odzew może być niewielki, a zglosiło się dwanaście osób. W czwartek był termin, zarezerwowaliśmy stoliki i wieczorem, po pracy, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w wersji "cywilne wyjście na piwo" (takie, że autobusem i w ogóle). Pluszowy hipopotam sprawdził się jako znak rozpoznawczy, nikt nie miał problemu ze znalezieniem ani miejsca, ani stolika; nie pojawiły się tylko dwie osoby - razem było nas dziesięcioro. No i tak o - siedzieliśmy dobrze się bawiąc do, jeśli dobrze pamiętam, wpół do pierwszej, sącząc złoty płyn; trochę się go tam przelało. Po drodze odbyło się jeszcze uroczyste wpisanie odwiedzin waypointa; że też nikt nie zrobił zdjęcia pluszowego hipka, który całą imprezę dzielnie trzymał vlepkę.
Dobry pomysł, taka integracja, znając ludzi tylko po nickach, zupełnie inaczej sobie ich wyobrażaliśmy. W tym jedno z nich okazało się być dwójką. Teraz już wiadomo, kto, co i jak; można zlokalizować kogoś w okolicy waypointa i już wiadomo, że trzeba przyspieszać, żeby być pierwszym.
Do domu dotarliśmy korzystając z dobrodziejstw nocnej komunikacji, a rano... rano - niespodzianka. Wstaliśmy o normalnej godzinie, alkomat wskazał uprzejmie 0,0, nawet wyszliśmy z domu wcześniej niż zwykle nam się to udaje. To się nazywa "odpowiedzialne picie alkoholu". :D
Dobry pomysł, taka integracja, znając ludzi tylko po nickach, zupełnie inaczej sobie ich wyobrażaliśmy. W tym jedno z nich okazało się być dwójką. Teraz już wiadomo, kto, co i jak; można zlokalizować kogoś w okolicy waypointa i już wiadomo, że trzeba przyspieszać, żeby być pierwszym.
Do domu dotarliśmy korzystając z dobrodziejstw nocnej komunikacji, a rano... rano - niespodzianka. Wstaliśmy o normalnej godzinie, alkomat wskazał uprzejmie 0,0, nawet wyszliśmy z domu wcześniej niż zwykle nam się to udaje. To się nazywa "odpowiedzialne picie alkoholu". :D
- DST 24.06km
- Czas 01:09
- VAVG 20.92km/h
- VMAX 44.89km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 8 stycznia 2012
Kategoria < 50km, waypointgame, do czytania
Przez WOŚP na Grochów
Jako że jesteśmy bardzo zorientowani w czasie i przestrzeni, dopiero w Żabce zauwazyłem, że przy kasie stoi owsiakowa skarbonka. Przyszedłem z tą wieścią do domu, a tu, proszę: Hipcia, gdy dowiedziała się, że to dzisiaj, od razu nabrała ochoty na wyjście, jak co roku, na Światełko do Nieba. A jeszcze wcześniej było "nie, nie chce mi się". Zatem pakujemy manatki, odpisujemy kilka WP do odwiedzenia, gdyby nam się zechciało wozić kuper gdzieś dalej i ruszamy.
Na skrzyżowaniu Górczewskiej z Powstańców przed nosem przejeżdża nam taka jedna, ale że jedzie tak, jakby jej się gdzieś spieszyło, to nie wołamy niepotrzebnie. Nam akurat droga prowadzi w drugą stronę, jakoś tak podejrzanie przyjemnie się jedzie, mimo że pod wiatr, to prędkość rozsądna; w ramach szaleństwa jedziemy sobie Płocką, a dalej - standard: Grzybowska do Królewskiej. Tam skręcamy w Marszałkowską i chwilę później zsadzamy kupry i włazimy w tłum.
Jak już te wodotryski wszystkie się skończyły, pozostał problem logistyczny: jak z rowerem przebić się przez masę luda. Pan Władza nie pozwolił włączyć się do ruchu z torowiska, a ja nie czułem specjalnej potrzeby udowadniać mu, że umiem zrobić to sprawnie i bez tamowania ruchu ;), zatem przetupaliśmy piechotą niesieni przez tłum, aż do Kruczej, tam w końcu wsiedliśmy na siodła i ruszyliśmy w kierunku Alei George'a Harrisona, gdzie była fajna zagadka, ale, niestety, w komentarzu już pojawiło się rozwiązanie, które nieopatrznie przeczytałem.
Dalej trasa powiodła Mostem Łazienkowskim na Grochów, most paskudny, jakoś zupełnie nieprzystosowany dla rowerzystów. Podobno jest tam nawet zakaz wjazdu rowerów; my jechaliśmy północną stroną, ciągiem pieszo-rowerowym. Na Grochowie cisza i spokój, odwiedziliśmy zaległą kładkę, prawdopodobnie najdłuższy blok w Polsce, a potem przez latarnię w krzakach jedziemy do Domu z Butelek. Potem ruszyliśmy na północ, robiąc przystanek przy kamieniu przy Stadionie Narodowym (nadal upieram się, że ładnie wygląda, Hipci się nie podoba), na sam koniec z wielką ulgą odwiedzamy punkt przy La Playa, bo wisiał juz długo i strasznie mnie denerwował.
Stamtąd już najkrótszą trasą do domu. Weekend się kończy, czas do pracy. Spodziewałem się, że taka trasa na Grochów wyjdzie dłużej, tymczasem okazało się jakoś zaskakująco krótko; wychodzi na to, że na Wilanów mamy dalej niż tam.
Na skrzyżowaniu Górczewskiej z Powstańców przed nosem przejeżdża nam taka jedna, ale że jedzie tak, jakby jej się gdzieś spieszyło, to nie wołamy niepotrzebnie. Nam akurat droga prowadzi w drugą stronę, jakoś tak podejrzanie przyjemnie się jedzie, mimo że pod wiatr, to prędkość rozsądna; w ramach szaleństwa jedziemy sobie Płocką, a dalej - standard: Grzybowska do Królewskiej. Tam skręcamy w Marszałkowską i chwilę później zsadzamy kupry i włazimy w tłum.
Jak już te wodotryski wszystkie się skończyły, pozostał problem logistyczny: jak z rowerem przebić się przez masę luda. Pan Władza nie pozwolił włączyć się do ruchu z torowiska, a ja nie czułem specjalnej potrzeby udowadniać mu, że umiem zrobić to sprawnie i bez tamowania ruchu ;), zatem przetupaliśmy piechotą niesieni przez tłum, aż do Kruczej, tam w końcu wsiedliśmy na siodła i ruszyliśmy w kierunku Alei George'a Harrisona, gdzie była fajna zagadka, ale, niestety, w komentarzu już pojawiło się rozwiązanie, które nieopatrznie przeczytałem.
Dalej trasa powiodła Mostem Łazienkowskim na Grochów, most paskudny, jakoś zupełnie nieprzystosowany dla rowerzystów. Podobno jest tam nawet zakaz wjazdu rowerów; my jechaliśmy północną stroną, ciągiem pieszo-rowerowym. Na Grochowie cisza i spokój, odwiedziliśmy zaległą kładkę, prawdopodobnie najdłuższy blok w Polsce, a potem przez latarnię w krzakach jedziemy do Domu z Butelek. Potem ruszyliśmy na północ, robiąc przystanek przy kamieniu przy Stadionie Narodowym (nadal upieram się, że ładnie wygląda, Hipci się nie podoba), na sam koniec z wielką ulgą odwiedzamy punkt przy La Playa, bo wisiał juz długo i strasznie mnie denerwował.
Stamtąd już najkrótszą trasą do domu. Weekend się kończy, czas do pracy. Spodziewałem się, że taka trasa na Grochów wyjdzie dłużej, tymczasem okazało się jakoś zaskakująco krótko; wychodzi na to, że na Wilanów mamy dalej niż tam.
- DST 36.25km
- Czas 02:25
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 37.76km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 7 stycznia 2012
Kategoria < 50km, waypointgame, do czytania
Nareszcie Nadarzyn. Tym razem rowerowo.
Od poprzedniej, niezbyt rowerowej wyprawy, minęły trzy miesiące i ze dwa tysiące kilometrów przejechanych przez samochód. Gdy skończyło się całe świąteczno-urlopowe jeżdżenie, stwierdziłem, ze nie ma co czekać, auto trzeba odstawić, niech sie naprawia. I tak zrobiliśmy: umówieni na sobotę pojechaliśmy do Nadarzyna w sumie na czterech kołach, z rowerami na dachu. Na miejscu przesiadka, auto zostaje, my ruszamy znów na czterech kołach, ale tym razem dwoma pojazdami.
Pierwszym naszym celem były Lasy Sękocińskie. Tam bowiem czekał na nas bar (Hipcia nie chciała się w nim zatrzymywać), leśna gra edukacyjna, wiata oraz miejsce na piknik. Po chwili bardzo przyjemnej jazdy trasą katowicką załatwiliśmy powyższą czwórkę i skierowaliśmy się w mniej uczęszczane rejony, w kierunku mostku na Zimnej Wodzie. Mostek oznaczony jako "teren prywatny", ale nikt się nami jakoś nie interesował, więc pojechaliśmy sobie - w las. Tu, oczywiście, mogłem wyciągnąć kompas, ale nie, używałem tylko nawigacji i tylko na postojach. A jako że ścieżka skręcała trochę, to szybko mnie zmyliła. Wyjechaliśmy na jakieś osiedle, stamtąd na szczęście łatwo trafiliśmy na asfalt w kierunku Pruszkowa. Ładny i przyjemny, trzeba przyznać, ruch do tego też był niewielki. W Komorowie robimy chwilę przerwy dla Marii Dąbrowskiej, Aleksandra Janowskiego i starszych Braci w Wierze, po czym wpadamy do Pruszkowa. Tam skręcamy na Poznań trochę wcześniej, niż przy poprzedniej wizycie, wskutek czego przypadkowo lądujemy obok nieplanowanego do odwiedzenia Dulagu 121. Nieprzyjemne miejsce.
Dalej trasa prowadzi standardowo: przez Ursus na Bemowo.
Koniec.
Pierwszym naszym celem były Lasy Sękocińskie. Tam bowiem czekał na nas bar (Hipcia nie chciała się w nim zatrzymywać), leśna gra edukacyjna, wiata oraz miejsce na piknik. Po chwili bardzo przyjemnej jazdy trasą katowicką załatwiliśmy powyższą czwórkę i skierowaliśmy się w mniej uczęszczane rejony, w kierunku mostku na Zimnej Wodzie. Mostek oznaczony jako "teren prywatny", ale nikt się nami jakoś nie interesował, więc pojechaliśmy sobie - w las. Tu, oczywiście, mogłem wyciągnąć kompas, ale nie, używałem tylko nawigacji i tylko na postojach. A jako że ścieżka skręcała trochę, to szybko mnie zmyliła. Wyjechaliśmy na jakieś osiedle, stamtąd na szczęście łatwo trafiliśmy na asfalt w kierunku Pruszkowa. Ładny i przyjemny, trzeba przyznać, ruch do tego też był niewielki. W Komorowie robimy chwilę przerwy dla Marii Dąbrowskiej, Aleksandra Janowskiego i starszych Braci w Wierze, po czym wpadamy do Pruszkowa. Tam skręcamy na Poznań trochę wcześniej, niż przy poprzedniej wizycie, wskutek czego przypadkowo lądujemy obok nieplanowanego do odwiedzenia Dulagu 121. Nieprzyjemne miejsce.
Dalej trasa prowadzi standardowo: przez Ursus na Bemowo.
Koniec.
- DST 40.83km
- Czas 02:28
- VAVG 16.55km/h
- VMAX 32.54km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 6 stycznia 2012
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Trzeba ruszyć się po waypointy, nie ma, że boli
Chcieliśmy się wymknąć po południu na małe waypointowe kółko: Bemowo-Wawrzyszew-Grochów-Bemowo. Miało być sprawnie, bo na wieczór planowana była impreza i chcieliśmy zdążyć. Z "po południu" zrobiło się "pod wieczór". Wystartowaliśmy pod siekący w oczy deszcz, celując w ul. Klenczona, stamtąd pojechaliśmy w kierunku opuszczonego Domku. Po drodze nie mogliśmy nie zwrócić uwagi na pieszych: pozamykali im galerie handlowe, pozamykali sklepy, snuli się więc bezmyslnie, jak muchy wpuszczone do akwarium, z tą różnicą, że wolniej.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
Pod Domkiem spędziliśmy trochę czasu: bardzo przyjemny waypoint, nie dość, że klimatyczny, to jeszcze trudny. Naszukaliśmy się opon, poprzełaziliśmy po mokrych krzakach, popłoszyliśmy trochę pająków, ale naklejki nie znaleźliśmy. Trzeba będzie wrócić w dzień, może jakaś opona gdzieś się przed nami schowała.
Gdy wyjechaliśmy wreszcie stamtąd, stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma co ruszać na Grochów, trzeba wracać do domu i szykować się do wyjścia. A gdy dotarliśmy do domu, okazało się, że w zasadzie, to jest za późno na wychodzenie gdziekolwiek, spędziliśmy dzień zatem w najlepszym możliwym towarzystwie: ze sobą.
- DST 20.31km
- Czas 01:12
- VAVG 16.93km/h
- VMAX 26.91km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 14 grudnia 2011
Kategoria do czytania, transport, waypointgame
Z pokemonem na kierownicy
W sobotę Hipcia zepsuła lampkę. W niedzielę i poniedziałek jeździłem z czołówką, we wtorek jej zapomniałem. Wybrałem się zatem do Decathlonu kupić jakieś zastępstwo, żeby nie wracać do domu na nietoperza. Kupiłem sobie małe, gumowe gówienko, niby mocno świeci, ale jest na bateriach typu "moneta", te są raczej drogie, więc średnio się opłacają. Poza tym to cudeńko zabawnie wygląda. Jak pokemon przyssany do kierownicy.
Żeby było zabawniej, tuż przed szesnastą odbieram telefon: "Hipek, wczoraj po kursie nie oddałeś kluczy do salki, nie mamy zapasowych.". Szlag. Zrywka wczesniej z pracy, wio na Muranów. Z Muranowa już jadę po Hipcię, razem jedziemy po Siedzibę mazowieckiej Solidarności (niesamowite - dwa, krótkie akapity, żadnego zdjęcia, a zainteresowało człowieka, sprowokowało do poszukania tej siedziby; okazuje się, że można "sprzedać" miejsce, które, jeśli chodzi o wygląd, jest zupełnie nieatrakcyjne; a do tej "sprzedaży" wcale nie trzeba trzech zdjęć, dwudziestu akapitów i szczegółowej historii terenu), stamtąd do domu. I tak powrót do domu z pracy wychodzi mi ze dwa razy dłuższy niż zwykle.
Rano z kolei muszę być wcześniej (odrobić wczorajsze zerwanie się), więc mknę, przez zakorkowaną Połczyńską (nie odmawiając sobie przyjemności śmignięcia środkiem przez korek).
Taki trochę itigołhołm© Hipek99
Żeby było zabawniej, tuż przed szesnastą odbieram telefon: "Hipek, wczoraj po kursie nie oddałeś kluczy do salki, nie mamy zapasowych.". Szlag. Zrywka wczesniej z pracy, wio na Muranów. Z Muranowa już jadę po Hipcię, razem jedziemy po Siedzibę mazowieckiej Solidarności (niesamowite - dwa, krótkie akapity, żadnego zdjęcia, a zainteresowało człowieka, sprowokowało do poszukania tej siedziby; okazuje się, że można "sprzedać" miejsce, które, jeśli chodzi o wygląd, jest zupełnie nieatrakcyjne; a do tej "sprzedaży" wcale nie trzeba trzech zdjęć, dwudziestu akapitów i szczegółowej historii terenu), stamtąd do domu. I tak powrót do domu z pracy wychodzi mi ze dwa razy dłuższy niż zwykle.
Rano z kolei muszę być wcześniej (odrobić wczorajsze zerwanie się), więc mknę, przez zakorkowaną Połczyńską (nie odmawiając sobie przyjemności śmignięcia środkiem przez korek).
- DST 32.07km
- Czas 01:35
- VAVG 20.25km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 13 grudnia 2011
Kategoria do czytania, transport, waypointgame
Żyrafy wchodzą na szafy bo szukają tam waypointów
...a waypointów wcale tam nie było. Były gdzie indziej, o czym żyrafy nie wiedziały, a hipopotamy - owszem. Albowiem pewien PUG Bielany zostawił tuż obok naszej kursowej lokalizacji dwa waypointy. A skoro postawił i były tak bliziutko, to już wstydem byłoby ich nie zdobyć.
Na pierwszy strzał idzie Kopiec Anielewicza. Miejsce, które już kiedyś odwiedzałem, więc prowadziłem nasz dwuosobowy pociąg jak do siebie. Na drugą nóżkę idzie Kłopot. Maluśka uliczka, którą każdy mija zapewne, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.
I tu dygresja: sam Kopiec w dzień wrażenia nie robi. Ot, zwykły sobie kamień na wzgórku, otoczony drzewkami i parkiem, który w dzień zapewne robi standardowe wrażenie parku prosto ze starego ustroju: kępki trawy poprzetykane wystającym błotem i nie tylko błotem zapewne. Uliczka - w dzień pewnie żywopłot wygląda paskudnie, betonowe ogrodzenie od strony torów i stosy butelek przywołują na myśl meliniarnię. A w nocy... Kopiec jest ładnie podświetlony, wieniec w kształcie Gwiazdy Dawidowej nakłania do myślenia. Uliczka Kłopot: półmrok rozświetlony przez czołówki, wszystko zyskuje klimat. Po ciemku też samo dobranie się do kodu nie było jakoś oczywiste.
A dodatkowo noc ogranicza...
Przetestowałem kolejny program do śledzenia ludzi przez GPS. SportsTracker robi to tak:
Na pierwszy strzał idzie Kopiec Anielewicza. Miejsce, które już kiedyś odwiedzałem, więc prowadziłem nasz dwuosobowy pociąg jak do siebie. Na drugą nóżkę idzie Kłopot. Maluśka uliczka, którą każdy mija zapewne, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.
I tu dygresja: sam Kopiec w dzień wrażenia nie robi. Ot, zwykły sobie kamień na wzgórku, otoczony drzewkami i parkiem, który w dzień zapewne robi standardowe wrażenie parku prosto ze starego ustroju: kępki trawy poprzetykane wystającym błotem i nie tylko błotem zapewne. Uliczka - w dzień pewnie żywopłot wygląda paskudnie, betonowe ogrodzenie od strony torów i stosy butelek przywołują na myśl meliniarnię. A w nocy... Kopiec jest ładnie podświetlony, wieniec w kształcie Gwiazdy Dawidowej nakłania do myślenia. Uliczka Kłopot: półmrok rozświetlony przez czołówki, wszystko zyskuje klimat. Po ciemku też samo dobranie się do kodu nie było jakoś oczywiste.
A dodatkowo noc ogranicza...
Przetestowałem kolejny program do śledzenia ludzi przez GPS. SportsTracker robi to tak:
- DST 39.87km
- Czas 01:53
- VAVG 21.17km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 11 grudnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 25km
Noc klimatycznych waypointów
Wcześniej tego dnia na forum WPG publikujemy post z przemyśleniami na temat WPG. Dziś (poniedziałek) okazuje się, że cieszy się zainteresowaniem. A nie spodziewałem się :)
Startujemy przed 19:00, cel - Dworzec Zachodni. Autobus, z którego mamy odebrać paczkę, spóźnia się, więc czekamy tam jakieś 40 minut. Stamtąd jedziemy na Kasprzaka, w poszukiwaniu opuszczonej dyskoteki. Waypoint już odwiedzony wcześniej przez kolegę, który chyba założył, nawet jeśli opuszczona dyskoteka, to na pewno w środku ma jeszcze neony i nie zabrał światła... :D Zajeżdżamy, w świetle czołówek badamy teren, po chwili przeskakiwania przez tory i łażenia ścieżkami - jest. Do środka pakujemy się uzbrojeni; cholera wie, kto się tam czai, ale na szczęście niepotrzebnie się skradamy: są dwa legowiska, ale chwilowo niezajęte. Niespiesznie zwiedzamy sobie obiekt; robi wrażenie. Szczególnie fajnie wypada wisielec w głównej sali (ale nie opiszę, co to, każdy może sobie wpaść i zobaczyć). Kod odpisany.
Dalej szlajamy się ścieżką wzdłuż w poszukiwaniu żurawia wodnego. Udaje się to, jego posępna struktura straszy z daleka, świetnie wygląda na tle nowoczesnego, rozświetlonego biurowca.
Dalej już przeskakujemy na drugą stronę Prymasa i zagłębiamy się w Odolanach. Celem - założenie dwóch WP, które opublikują się najprawdopodobniej dzisiaj.
Startujemy przed 19:00, cel - Dworzec Zachodni. Autobus, z którego mamy odebrać paczkę, spóźnia się, więc czekamy tam jakieś 40 minut. Stamtąd jedziemy na Kasprzaka, w poszukiwaniu opuszczonej dyskoteki. Waypoint już odwiedzony wcześniej przez kolegę, który chyba założył, nawet jeśli opuszczona dyskoteka, to na pewno w środku ma jeszcze neony i nie zabrał światła... :D Zajeżdżamy, w świetle czołówek badamy teren, po chwili przeskakiwania przez tory i łażenia ścieżkami - jest. Do środka pakujemy się uzbrojeni; cholera wie, kto się tam czai, ale na szczęście niepotrzebnie się skradamy: są dwa legowiska, ale chwilowo niezajęte. Niespiesznie zwiedzamy sobie obiekt; robi wrażenie. Szczególnie fajnie wypada wisielec w głównej sali (ale nie opiszę, co to, każdy może sobie wpaść i zobaczyć). Kod odpisany.
Dalej szlajamy się ścieżką wzdłuż w poszukiwaniu żurawia wodnego. Udaje się to, jego posępna struktura straszy z daleka, świetnie wygląda na tle nowoczesnego, rozświetlonego biurowca.
Dalej już przeskakujemy na drugą stronę Prymasa i zagłębiamy się w Odolanach. Celem - założenie dwóch WP, które opublikują się najprawdopodobniej dzisiaj.
- DST 24.13km
- Czas 01:42
- VAVG 14.19km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 10 grudnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, > 50 km
Pętla przez Pruszków
Zaczynamy, gdy już jest ciemno. Odpisanych sporo waypointów, droga prosta - czas: start. Znaną trasą przez Lachotrzew na Babice, stamtąd - Zielonki-Parcele, w lewo, Ożarów. W Ożarowie łapiemy pierwsze dwa WP, do tego przestaje działać lampka Hipci (lampka, nie baterie), zatem resztę trasy pokonuję z czołówką. Skok z rowerem przez tory i wio w kierunku Domaniewa. Tam odhaczamy kolejne punkty i przez Domaniewek kierujemy się w stronę Moszny. Tam mialo być fajnie, jest kilka pustostanów... niestety, chwilę wcześniej, Hipcia z okrzykiem "Uwaga!" robi nagły zwrot w lewo w ostatniej chwili omijając niewidoczną przeszkodę, mi pozostaje tylko przygotować się na nieoczekiwane i rzucić soczystą kurwą, co niezwłocznie czynię. Duża, głęboka dziura... I tak oto pierwszy raz w życiu łapię sobie Sznejka. Zmiana dętki na poboczu wychodzi w miarę sprawnie, chociaż (idiota!) zapomniałem łyżek do opon, śrubokrętem było trochę gorzej.
To zdarzenie wpływa jednak na cały plan jazdy: rezygnujemy z taplania się po krzakach, przy tej temperaturze i przy naszym ubiorze, na rower, nie spacery, przechadzka kilku kilometrów do najbliższego przystanku może zepsuć całą zabawę, nie ma co ryzykować spotkania ze szkłem. Zatem zostaje tylko asfalt.
W Koszajcu okazuje się, że chłopaki dzielnie budują jakąś autostradę, musimy objeżdżać; dalej już asfaltem i nie wychodząc z zakresu cywilizacji: Brwinów - Podkowa Leśna - Otrębusy - Komorów - Pruszków; najciekawsze waypointy zostają na przyszły raz, pochowane gdzieś w krzakach. Z Pruszkowa powrót przez Piastów i znanymi już terenami przez Ursus do domu.
To zdarzenie wpływa jednak na cały plan jazdy: rezygnujemy z taplania się po krzakach, przy tej temperaturze i przy naszym ubiorze, na rower, nie spacery, przechadzka kilku kilometrów do najbliższego przystanku może zepsuć całą zabawę, nie ma co ryzykować spotkania ze szkłem. Zatem zostaje tylko asfalt.
W Koszajcu okazuje się, że chłopaki dzielnie budują jakąś autostradę, musimy objeżdżać; dalej już asfaltem i nie wychodząc z zakresu cywilizacji: Brwinów - Podkowa Leśna - Otrębusy - Komorów - Pruszków; najciekawsze waypointy zostają na przyszły raz, pochowane gdzieś w krzakach. Z Pruszkowa powrót przez Piastów i znanymi już terenami przez Ursus do domu.
- DST 73.18km
- Czas 04:08
- VAVG 17.70km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 3 grudnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km
W nocy można spać...
... i pewnie większość z Was, ciapciaki, smacznie sobie spała. My zaś ruszyliśmy kupry tuż przed drugą w nocy, by do piątej sobie krążyć. Ot, przewaga gier terenowych nad zwykłą jazdą: jak jest powód, to jest mobilizacja większa. Bo przejechać się zawsze można, a punkty uciekną.
Surf wymyślił koncepcję kładek warszawskich, więc wyjechaliśmy z domu mając odpisane trzy. Po drodze publikowały się kolejne i tak sobie jechaliśmy... aż do tej, która się opublikowała ostatnia (kładki nad S8), której kod znaleźliśmy (no dobra, nie ja znalazłem), jakieś pół godziny przed publikacją. Wiedzieliśmy, że tej kładki nie odpuści ;-)
Dzięki Rooterowi poznałem SportyPal i przetestowałęm sobie na dzisiejszej trasie. O tak sobie jechaliśmy, o tutaj.
A teraz szybciutko spać, bo o siódmej meczyk, a wieczorem Alleypiast.
Surf wymyślił koncepcję kładek warszawskich, więc wyjechaliśmy z domu mając odpisane trzy. Po drodze publikowały się kolejne i tak sobie jechaliśmy... aż do tej, która się opublikowała ostatnia (kładki nad S8), której kod znaleźliśmy (no dobra, nie ja znalazłem), jakieś pół godziny przed publikacją. Wiedzieliśmy, że tej kładki nie odpuści ;-)
Dzięki Rooterowi poznałem SportyPal i przetestowałęm sobie na dzisiejszej trasie. O tak sobie jechaliśmy, o tutaj.
A teraz szybciutko spać, bo o siódmej meczyk, a wieczorem Alleypiast.
- DST 45.53km
- Czas 02:26
- VAVG 18.71km/h
- Sprzęt Unibike Viper