Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Niedziela, 28 lipca 2013 Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Nie wiem, czemu to zrobiłem, czyli Gorąca Pętla

Planów na niedzielę było kilka. Gdyby ktoś mnie pytał o zdanie, ostatnim z dostępnych byłoby to, które napisał Bestiaheniu: "Jutro ma być najgorętszy dzień w roku, więc pewnie od rana do wieczora będę jeździć.". Opcje wyjazdu nad jezioro były, owszem, ale to wszystko wymuszało wyjście na zewnątrz i godzinę dojazdu... z drugiej strony w domu też nie mogło być chłodno, bo mamy okna tylko na jedną stronę budynku. Hipcia chciała jechać z Lublina albo z Kielc, ale nie chciało mi się znowu wstawać o szóstej rano i lecieć na pociąg. Pogoda przyszła z pomocą - w sobotę, która miała być gorąca, pod wieczór wylazły chmury, w niedzielę też zaczęło się chmurzyście, więc... może?

Koniec końców, świadom ryzyka, które podejmuję, około jedenastej zapakowałem się na rower i wyruszyliśmy. Na początek standardowa, znana trasa w kierunku Nieporętu. Zakładaliśmy, że ruch będzie niewielki, bo pogoda chmurzysta (chociaż gorąco), ale, niestety, Płochocińska i jej przedłużenie całe były pełne Warszawiaków jadących nad Zegrze.

Droga mijała powoli, ludzie nas wyprzedzali bezpiecznie, początek wyglądał super. Po chwili jednak zza chmur wyszło złe żółte. Wyprzedził nas jakiś kolarz, potem drugi, a chwilę później staliśmy już w korku przy rondzie w Nieporęcie. Im bliżej byliśmy plaży, tym więcej samochodów stało, ludzie bujali się po poboczach, Policja już rozwiązywała jakąś awanturę - warszawskie lato w pełni. Minęliśmy ten tłum, odbiliśmy na Zegrze, potem, już cały czas w pełnym słońcu, zajechaliśmy w kierunku Serocka (olewając bezsensowny zakaz na fragmencie obwodnicy aż do skrętu na Serock), po czym dojechaliśmy do skrętu na drogę 62. Tam zaczęło się Nieznane - ostatnim razem byliśmy tam w zeszłym roku. Skręciliśmy w kierunku Narwi i jeszcze przed mostem, jeszcze w starej gminie (Serock) zjechaliśmy nad wodę i wykąpaliśmy się w rzece.

Pływania nie było dużo - ot tyle, żeby się zmoczyć, nasączyć koszulki i buffy, a potem wrócić na drogę. Za moment byliśmy już w nowej gminie, po czym czekało nas 26 kilometrów prosto. Prosta droga. Prościutka. Trochę górek, ale cały czas prościutko. Już na samym początku jakiś kretyn wyprzedzając wprowadził trochę niepokoju - Hipcia zaczęła hamować (chociaż utrzymuje, że przestała pedałować), moje koło nagle znalazło się obok jej tylnej osi, przytarliśmy się kołami, dwukrotnie odbiłem się nogą od ziemi, ale gleby nie było. A wystarczyło krzyknąć mi "Uwaga", albo "Hamuj".

Przez drogę między polami przeprawialiśmy się godzinę. Ruch samochodowy był niewielki, nieliczni mistrzowie kierownicy na szczęście nie próbowali głupich wyprzedzań (w końcu piękna, długa prosta, prawda?). Nawet zaczęło na chwilę kropić, ale to była złudna nadzieja... przestało. W Wyszkowie postój przy stacji benzynowej: zakupione picie, w kranie zmoczone buffy, jedziemy dalej, zrezygnowawszy z opcji przez Ostrów Mazowiecką, na liczniku 90 km, średnia - 25 km/h.

Przy skręcie na Łochów, kierowca z tyłu trochę się zestresował (zmienialiśmy pas, on za nami, a ten jeszcze za nim musiał chyba nagle hamować), potem tylko przeprawa przez lasy i już byliśmy w Łochowie. Gorąco jak diabli. Picie znika w oczach. Od pewnego momentu nie mogłem wziąć głębszego oddechu, coś mnie przytykało. Nadal jednak prujemy przed siebie, przed Łochowem pęka pierwsza stówka, w czasie <100/4. Jak dla nas, biorąc pod uwagę nasze opony, jest to dobry wynik. W Łochowie mamy opcję, żeby jechać prosto, na Węgrów, druga opcja mówi, żeby skręcić w prawo na Mińsk. Robimy przystanek przy samym rondzie, zostawiam Hipcię w cieniu, a sam idę na stację zatankować - trochę picia i dwa Tigery. Pijąc kofeinę (ciekawe, czy zadziałała... sam nie byłem w stanie tego stwierdzić) ustaliliśmy, że pojedziemy na Stanisławów, a stamtąd być może skręcimy na Dobre i zgarniemy dodatkowo gminę Jakubów. Lub też i Kałuszyn. Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy; wciągnąłem jeszcze tylko żela i pojechaliśmy przed siebie, tym razem pięćdziesiątką, mając przed sobą drogowskaz "Grójec 105". Ruch, mimo że to "50", niezbyt duży, szło nawet robić sensownie zmiany. Samo poruszanie się ratowało nas: każdy postój to natychmiastowe oblanie się potem, pęd powietrza trochę chłodził i ratował.

W Stanisławowie skręciliśmy na Dobre, tam zrobiliśmy kolejne zakupy i zbiliśmy na Jakubów. Nareszcie trochę spokoju: droga prowadząca przez las, odrobinę chłodniej, zresztą wylazly chmury... nadal było masakrycznie, ale trochę mniej. Przynajmniej nie było powtórki z gminy Joniec, cały czas mieliśmy ładny asfalt i jechało się przyjemnie. Jakubów pojawił się znienacka (w końcu to tylko 7 km od Dobrego), stamtąd mieliśmy pięć do Jędrzejowa i dalej kolejne pięć do Cegłowa. Zostawiliśmy Kałuszyn, żeby było co zaliczać na wypadek jazdy od strony Siedlec. Cegłów minęliśmy i... i zaczęło się jechać, z mapy wychodzi mi, że mieliśy z górki. Do tej pory średnia spadła nam do jakichś 24,80 km/h, do Mińska wjeżdżaliśmy mając 25,35 km/h. Nawet powiedziałem Hipci, żeby zapamiętała, bo zaraz nam się to wszystko zepsuje - gdzie tam! Mińsk przejechany (fajne rozwiązanie z drogę rowerową, która jechała czasem kostką, a czasem jako osobny pas - pomińmy, że kostka była cholernie nierówna), za nim wsiadamy na główną w kierunku Warszawy... korek. Korek sobie jedzie, my sobie go omijamy, z licznika nie schodzi trójka z przodu, jedyny problem w tym, że nie ma jak robić zmian.

Przerwa na "Bliskiej", w gminie Dębe Wielkie, ostatniej dzisiaj zdobyczy. Dopiero zejście z roweru uświadamia mi, jak bardzo upał dał mi w dupę. Pijemy po tygrysie, pochłaniamy sporo picia, uzupełniamy bidony i ruszamy dalej. Warszawa wraca z wakacji, my sobie jedziemy, w końcu... skręt na Wiązowną. Tam robi się spokój. Mało samochodów, prędkość wcale nie spada. Średnia powyżej 25 km/h... Gminę Wiązowna (którą ostatnio zaliczaliśmy trochę po macoszemu), zaliczamy bardzo dogłębnie, przejeżdżając z sześć kilometrów przez cały jej teren. Po przecięciu drogi na Lublin zmieniam szkła na przezroczyste i walimy prosto na Józefów. Znana droga, trochę dupna, bo ruch zrobił się większy, a na śmieszkę nie chciało nam się zjeżdżać. Odbiliśmy na Warszawę i za chwilę jechaliśmy już po upstrzonym batmanami Wale Miedzeszyńskim. Prędkość dalej powyżej 25 km/h.

Trasa powrotna to standard - Wilanowska-Wołoska-Banacha i dalej do domu. Gdzieś w okolicy Ronda Zesłańców zerknąłem na licznik, gdzie widniała średnia, zmniejszająca się przy każdych światłach i zapytałem Hipci, czy chciałaby zawalczyć o jej utrzymanie. Chciała. Końcówkę do domu, przez Połczyńską, suniemy powyżej 30 km/h... udało się! Nawet zupełnie przypadkowo udało się nam przekroczyć 230 km... Dystanse na licznikach jak zawsze rozbiegnięte o kilometr, ale czasy jazdy - mój czas był dłuższy od hipciowego o 5 sekund!

W domu czas na kąpiel w chłodnej wodzie, zimne piwo i trochę oddechu. Nie zrobiło się ani na jotę chłodniej... przyjemniej też nie.

Podsumowanie: zaliczonych 12 gmin. Warunki - w takiej temperaturze to żadna przyjemność, dałem radę! Sporo przystanków, picia - wyszło mi na oko 10 litrów na dwie osoby - tylko to, co wypite w trasie. Z minusów: siodełko Hipci, które wymaga regulacji i moje spodnie: wziąłem nowsze, z grubszym pampersem, skutkiem było cierpnięcie przy każdej zmianie, gdy leżałem. Schodząc musiałem się podnosić, żeby krążenie wróciło.

O, i zawstydziłem bestiahenia: on, gorącolubny, w niedzielę zrobił marne 90 km! A ja, zimnolubny... trzeba mi te kilometry policzyć podwójnie!


Plaża nad Zegrzem © Hipek99

Tu chyba trochę lepsze miejsce na kąpiel © Hipek99

Dobre. Widok spod sklepu © Hipek99

Przerwa gdzieś przy Jakubowie © Hipek99
  • DST 231.82km
  • Czas 09:13
  • VAVG 25.15km/h
  • VMAX 42.51km/h
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Kac nie kac - traska zacna :)
bestiaheniu
- 05:40 wtorek, 6 sierpnia 2013 | linkuj
mors:
Nie marudź tylko bierz się za robotę. Niewiele weekendów Ci już zostało.

bestia:
Kac nie kac - rekord mój!

TomliDzons:
Jak sobie myślę teraz, to start o jedenastej był niezłym rozwiązaniem. Kończyliśmy trasę, gdy było już te kilka stopni chłodniej, gdybyśmy zaczęli o siódmej, w domu bylibyśmy gdzieś o osiemnastej - w samym środku piekła.
Hipek
- 21:18 poniedziałek, 5 sierpnia 2013 | linkuj
Łoł, trasa konkret, mega wielka pętla i tyle kaememów natrzaskane mimo późnego startu...ja w pierwsza sobotę sierpnia wystartowałem juz przezd 7 rano....Pozdro!
TomliDzons
- 20:59 poniedziałek, 5 sierpnia 2013 | linkuj
O, dopiero teraz trafiłem na ten wpis :D
90 km, bo kaca miałem z rana, proszę mi wybaczyć.
bestiaheniu
- 17:55 poniedziałek, 5 sierpnia 2013 | linkuj
Weź się, wykres mi popsujesz. ;p
mors
- 22:13 sobota, 3 sierpnia 2013 | linkuj
Skoro się domagasz:
- minimum 203 km
- start między 8 a 10 rano.

Reszta bez zmian.
Hipek
- 07:41 czwartek, 1 sierpnia 2013 | linkuj
Kuriozalnie niskie jak na wyzwanie, proszę Cię...
mors
- 16:34 środa, 31 lipca 2013 | linkuj
No to do kitu taka podstawa.

Jeśli stawiasz sobie wyzwania, które lubisz, to nie są żadnymi wyzwaniami.

Nic nie wiem o żadnym "wielokrotnie". Masz cztery weekendy przed sobą. Temperaturę i dystans dałem stosunkowo niskie.

Więc?
Hipek
- 15:29 środa, 31 lipca 2013 | linkuj
Podstawa - bo tak uznałem. ;p

Wyzwanie - to dałeś do pieca... stawiam sobie wyzwania balansowe oraz niskotemperaturowe, bo je lubię, a upałem się brzydzę, ale z tą granicą min. 20* to zaszalałeś....
WIELOKROTNIE robiłem w przeszłości cięzkim góralem 100-140km w okolicach 30*C ;p
mors
- 15:04 środa, 31 lipca 2013 | linkuj
Na jakiej podstawie podważa? Nie pisałem, że byłem tym zachwycony. Raczej traktuję to jako sprawdzenie się w nietypowych warunkach. Powtórzę: w idealnych warunkach jazda nie jest żadnym wyczynem.

Boisz się spróbować? Masz, wyzywam Cię: minimum 120 km do zrobienia w dowolny weekend sierpnia. Czas wyjazdu między 10 a 12 rano. Pogoda - w momencie startu ma być minimum 20 stopni, na dzień nie ma być prognozowanych opadów. Podejmiesz rękawicę czy stchórzysz?
Hipek
- 13:36 wtorek, 30 lipca 2013 | linkuj
Rekord temperaturowy to zrobię, ale raczej w drugą stronę. ;p
200km przy -20* byłoby ciekawe...

A najbardziej w życiu się zgrzałem przy... +25* :) /podczas podjazdu na mono na Karkonoską ;p /

PS. Twój wyczyn podważa Twój status zimnolubnego. ;)
mors
- 12:33 wtorek, 30 lipca 2013 | linkuj
Yurek:
Dzięki!
Kusiło, ale w taką temperaturę jest mi wszystko jedno czy siedzę w wodzie, czy jadę na rowerze.

Mors:
Czekam na Twój rekord temperaturowy. Przy dobrej pogodzie to każdy potrafi...
Hipek
- 08:25 wtorek, 30 lipca 2013 | linkuj
Wyczerpałem się od samego czytania: te średnie, upały, dystanse, bestiahenie i równie bestialskie hipki...
mors
- 22:19 poniedziałek, 29 lipca 2013 | linkuj
A nie kusiło zostać nad wodą, poleżeć, popływać, poopalać? Masakryczne warunki pogodowe i taki dystans? Chylę czoła
yurek55
- 19:43 poniedziałek, 29 lipca 2013 | linkuj
Nie no, nie przesadzaj: tirów było sporo, ale jest szeroko, miały którędy wyprzedzać. Raz tylko jeden musiał za nami czekać.
Hipek
- 11:40 poniedziałek, 29 lipca 2013 | linkuj
Od Łochowa droga do Wawy to masakra same tiry:P Niezłe hardcory jesteście!
Ksiegowy
- 11:35 poniedziałek, 29 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl