Środa, 23 października 2013
Kategoria do czytania, transport
Upiory przeszłości powróciły
I wjechał na swym rumaku w jaskinię ciemną, a pierwszy we włosy mu się wczepił. Odgonił ręką, myśląc, że nietoperz, lecz powietrze tylko przeciął. I wynurzając się z jaskini po jej drugiej stronie rozmiar zgrozy pojął. I wyszły kolejne i wczepiły się we włosy, w ubranie, z dzikim wyciem i zawodzeniem nadlatując, pikując, wyskakując z dołu i z góry... a wszystkie były w kolorze cienia.
Wrzask uwiązł w gardle. Pozostało jechać, trwać, aż wszystkie znikną i przepadną spłoszone ciepłem i jasnością domowego ogniska. Zamknąć oczy, zasnąć, a rano ruszyć znaną, bezpieczną i spokojną ścieżką.
Jechałem z El Stalkero.
Uprzedzając głupie myśli, nie, powyższy cytat nie jest powiązany z samym faktem towarzystwa, upiory pojawiły się przy okazji, choć sam zainteresowany niejako wyzwolił całe zdarzenie.
Zaczniemy najpierw od jazdy. Nie jestem przyzwyczajony do jeżdżenia w towarzystwie nienależącym do zbioru {Hipcia}, poza tym zbiorem są trzy lub cztery sytuacje, gdzie po drodze do roboty spotkałem Goro. Z Hipcią znamy się jak łyse konie, nie ma potrzeby komunikacji związanej z kierunkiem i tempem jazdy, w zasadzie wszystkie "techniczne" sprawy możemy rozwiązać bezgłosowo. Z kimś innym jeździ się... inaczej. Poza tym jazda na kole El Stalkero (gabarytowo należy on do ludzi naturalnie predysponowanych do robienia tunelu innym rowerzystom) powoduje, że zupełnie nie widzę, co jest z przodu, co skłania mnie do zupełnego zaufania prowadzącemu. Też dziwne uczucie, czając się za JKW widzę wszystko... a i wrażenia wzrokowe niezwiązane z jazdą są wówczas dalece przyjemniejsze od ubranego w czarne bojówki kupra wyżej wspomnianego.
Przez kilka kilometrów przewieźliśmy się razem, do osiągnięć można zaliczyć to, że za ES w tunelu przyczaiła się ewidentnie na MTB-owo ubrana dziewczyna (chyba ją widziałem kiedyś na fotkach na BS), a także to, że średnia przekroczyła 21 km/h, co, patrząc na to, że na rowerze jedzie facet, który wsiadł na rower po ładnych kilkunastu latach i nie przejechał jeszcze w tym roku łącznie 50 km, jest wynikiem kapitalnym.
A upiory? Ostatni raz jechałem tą DDRką cholera wie kiedy. Stałe jeżdżenie ciągiem Prymasa/Górczewska, czyli główną arterią trzepaków (podoba mi się to określenie) zarzuciłem dawno temu. Na co dzień jeżdżę mniej uczęszczanymi dróżkami i asfaltem. A teraz... batman z lewej, batman z prawej, ktoś mnie wymija i wali na czołówkę, bo nie, nie może najechać żadnego leżącego liścia, ktoś tam skręca oczywiście bez żadnej sygnalizacji, nieoświetlona parka jedzie obok siebie zajmując całą szerokość DDR, jakiś baranek jedzie sobie radosnym "hej do lewej! hej do prawej!"... Aaaaaaaaaa!
Z wielką, nieukrywaną radością wskoczyłem rano na kochany, bezpieczny, przewidywalny asfalt.
A JKW dziś zdała Bardzo Ważny Egzamin i wreszcie, po dwóch miesiącach ślęczenia po nocach ma wolne. Uff.
Wrzask uwiązł w gardle. Pozostało jechać, trwać, aż wszystkie znikną i przepadną spłoszone ciepłem i jasnością domowego ogniska. Zamknąć oczy, zasnąć, a rano ruszyć znaną, bezpieczną i spokojną ścieżką.
Jechałem z El Stalkero.
Uprzedzając głupie myśli, nie, powyższy cytat nie jest powiązany z samym faktem towarzystwa, upiory pojawiły się przy okazji, choć sam zainteresowany niejako wyzwolił całe zdarzenie.
Zaczniemy najpierw od jazdy. Nie jestem przyzwyczajony do jeżdżenia w towarzystwie nienależącym do zbioru {Hipcia}, poza tym zbiorem są trzy lub cztery sytuacje, gdzie po drodze do roboty spotkałem Goro. Z Hipcią znamy się jak łyse konie, nie ma potrzeby komunikacji związanej z kierunkiem i tempem jazdy, w zasadzie wszystkie "techniczne" sprawy możemy rozwiązać bezgłosowo. Z kimś innym jeździ się... inaczej. Poza tym jazda na kole El Stalkero (gabarytowo należy on do ludzi naturalnie predysponowanych do robienia tunelu innym rowerzystom) powoduje, że zupełnie nie widzę, co jest z przodu, co skłania mnie do zupełnego zaufania prowadzącemu. Też dziwne uczucie, czając się za JKW widzę wszystko... a i wrażenia wzrokowe niezwiązane z jazdą są wówczas dalece przyjemniejsze od ubranego w czarne bojówki kupra wyżej wspomnianego.
Przez kilka kilometrów przewieźliśmy się razem, do osiągnięć można zaliczyć to, że za ES w tunelu przyczaiła się ewidentnie na MTB-owo ubrana dziewczyna (chyba ją widziałem kiedyś na fotkach na BS), a także to, że średnia przekroczyła 21 km/h, co, patrząc na to, że na rowerze jedzie facet, który wsiadł na rower po ładnych kilkunastu latach i nie przejechał jeszcze w tym roku łącznie 50 km, jest wynikiem kapitalnym.
A upiory? Ostatni raz jechałem tą DDRką cholera wie kiedy. Stałe jeżdżenie ciągiem Prymasa/Górczewska, czyli główną arterią trzepaków (podoba mi się to określenie) zarzuciłem dawno temu. Na co dzień jeżdżę mniej uczęszczanymi dróżkami i asfaltem. A teraz... batman z lewej, batman z prawej, ktoś mnie wymija i wali na czołówkę, bo nie, nie może najechać żadnego leżącego liścia, ktoś tam skręca oczywiście bez żadnej sygnalizacji, nieoświetlona parka jedzie obok siebie zajmując całą szerokość DDR, jakiś baranek jedzie sobie radosnym "hej do lewej! hej do prawej!"... Aaaaaaaaaa!
Z wielką, nieukrywaną radością wskoczyłem rano na kochany, bezpieczny, przewidywalny asfalt.
A JKW dziś zdała Bardzo Ważny Egzamin i wreszcie, po dwóch miesiącach ślęczenia po nocach ma wolne. Uff.
- DST 26.01km
- Czas 01:13
- VAVG 21.38km/h
- Sprzęt Zenon
Komentarze
Przede wszystkim, gratulacje dla JKW.
Po drugie, gratulacje dla ES
Po trzecie, namów go do pisania na BS, to (wiem to po sobie) najlepsza motywacja do jeżdżenia. Jak zacznie się opisywać wycieczki, sumować przejechane kilometry, to potem jakoś tak głupio przestać... yurek55 - 18:29 czwartek, 24 października 2013 | linkuj
Po drugie, gratulacje dla ES
Po trzecie, namów go do pisania na BS, to (wiem to po sobie) najlepsza motywacja do jeżdżenia. Jak zacznie się opisywać wycieczki, sumować przejechane kilometry, to potem jakoś tak głupio przestać... yurek55 - 18:29 czwartek, 24 października 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!