Piątek, 16 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, do czytania
Relaks w Karkonoszach - dzień drugi
Na dzień drugi prognozowane deszcze miały wystąpić już na sto procent. Co prawda chętniej przejechałbym się do Czech, ale robota, czyli zaliczanie gmin, sama się nie zrobi.
Po śniadaniu zapakowaliśmy się do auta i obserwując jak bardzo nie pada deszcz, dojechaliśmy do Nowej Rudy. Zaparkowawszy nie bez problemu, na jakimś osiedlu (chociaż przypadkowo, bo celowałem w płatny parking, gdy miejsce samo rzuciło się w oczy), wydobyliśmy maszyny i ruszyliśmy w kierunku gminnych zdobyczy.
Wiatr wiał w plecy, po pierwszym podjeździe było prawie wylącznie z górki, a na drodze krajowej numer óśm było płaskawo, ale nadal z wiatrem z tyłu.
Co prawda krajówka nie należała do najmniej ruchliwych, a na jednym ze zjazdów samochody trochę mi przeszkadzały gdy zjeżdzałem prawie 80 km/h (byłoby osiemdziesiąt, ale musiałem hamować, bo zaczęli zwalniać), ale z ulgą przyjęliśmy jej opuszczenie w Ząbkowicach Śląskich.
Tu wakacje się skończyły, bo wiatr huknął z boku, a przy okazji zobaczyliśmy to, co do tej pory mieliśmy ukryte za plecami - ciemne chmury przykrywające wierzchołki pagórków.
Za chwilę spadł deszcz i wiatr postanowił jeszcze sie nami pobawić, ale nie było tego wiele - ledwie kilkanaście minut walki, po czym ruszyliśmy dziarsko... pod wiatr. W końcu trzeba jakoś wrócić.
Mijając pojedyncze, zwalone gałęzie, dotarliśmy do początku podjazdu pod wisienkę na dzisiejszym torcie - przelęcz Woliborską. Powspinałem się, popatrzyłem, jak Hipcia wciąga to z blatu, pomarudziłem i doścignąłem ją na dziurawym zjeździe.
W Nowej Rudzie byliśmy sporo przed zaplanowaną godziną, wiec zrobiliśmy sobie jeszcze rundkę, przy okazji podziwiając drogowskaz z napisem "Świerki" - już słynny podjazd znany z tras (g)MRDP.
Później pozostało wbić się do auta, wrzucić rowery na dach. Ruszaliśmy razem z pierwszymi kroplami kolejnego, popołudniowego deszczu.
Po śniadaniu zapakowaliśmy się do auta i obserwując jak bardzo nie pada deszcz, dojechaliśmy do Nowej Rudy. Zaparkowawszy nie bez problemu, na jakimś osiedlu (chociaż przypadkowo, bo celowałem w płatny parking, gdy miejsce samo rzuciło się w oczy), wydobyliśmy maszyny i ruszyliśmy w kierunku gminnych zdobyczy.
Wiatr wiał w plecy, po pierwszym podjeździe było prawie wylącznie z górki, a na drodze krajowej numer óśm było płaskawo, ale nadal z wiatrem z tyłu.
Co prawda krajówka nie należała do najmniej ruchliwych, a na jednym ze zjazdów samochody trochę mi przeszkadzały gdy zjeżdzałem prawie 80 km/h (byłoby osiemdziesiąt, ale musiałem hamować, bo zaczęli zwalniać), ale z ulgą przyjęliśmy jej opuszczenie w Ząbkowicach Śląskich.
Tu wakacje się skończyły, bo wiatr huknął z boku, a przy okazji zobaczyliśmy to, co do tej pory mieliśmy ukryte za plecami - ciemne chmury przykrywające wierzchołki pagórków.
Za chwilę spadł deszcz i wiatr postanowił jeszcze sie nami pobawić, ale nie było tego wiele - ledwie kilkanaście minut walki, po czym ruszyliśmy dziarsko... pod wiatr. W końcu trzeba jakoś wrócić.
Mijając pojedyncze, zwalone gałęzie, dotarliśmy do początku podjazdu pod wisienkę na dzisiejszym torcie - przelęcz Woliborską. Powspinałem się, popatrzyłem, jak Hipcia wciąga to z blatu, pomarudziłem i doścignąłem ją na dziurawym zjeździe.
W Nowej Rudzie byliśmy sporo przed zaplanowaną godziną, wiec zrobiliśmy sobie jeszcze rundkę, przy okazji podziwiając drogowskaz z napisem "Świerki" - już słynny podjazd znany z tras (g)MRDP.
Później pozostało wbić się do auta, wrzucić rowery na dach. Ruszaliśmy razem z pierwszymi kroplami kolejnego, popołudniowego deszczu.
- DST 100.72km
- Czas 03:47
- VAVG 26.62km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!