Czwartek, 10 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Jak wiejski trzepak
Wszystkie rzeczy, które czekały na mnie po pracy (w tym wizyta na poczcie) spowodowały, że na rower wyruszyłem dopiero po 20:00. W związku z tym chciałem zabrać mocniejszą lampkę, a nie migawkę, która spisuje się tylko do oznaczania pozycji, ale zamiast taktycznej postanowiłem zabrać jedną z lampek, która była w użyciu na Pięknym Wschodzie. W końcu baterie mocne, używana nie była za długo, powinna na tym latać jeszcze kilka tygodni.
Ostrzegawcza dioda zaświeciła się prawie od razu po włączeniu lampki (jeszcze w tryb migający). Nie przejąłem się tym, bo na tym trybie potrafi wytrzymać bardzo długo, a ja miałem do przejechania godzinę na miganiu i z półtorej na słabszej wersji. Wiatr zawiał w plecy, więc do Leszna dojechałem prędziutko, w międzyczasie zakładając tylko odblaskowe szelki. Nie, to nie efekt wczorajszego wypadku, zakładam je na wieczorne jazdy już od roku, bo gdy samochodów prawie nie ma na wiejskich dróżkach, wolę już z daleka świecić się jak choinka.
W planie miałem odwiedzenie nowego asfaltu w okolicy Wierszów (spójrzcie na ślad - posąg z Wyspy Wielkanocnej siedzący w kucki przed dywanem?), więc lecę prosto, aż do Bożej Woli, po drodze łapiąc raz pobocze, gdy pan Tirowiec, wyprzedzając mnie na zakręcie, nagle uznał, że ma za mało miejsca, bo sunie komuś na czołówkę i zepchnął mnie z drogi. Tu, już na prostych fragmentach widzę, że lampka jednak daje radę i świeci znośnie, więc miałem nadzieję, że - jeśli nic się nie zepsuje - dotrę wygodnie do Leszna i tam, na stacji, kupię baterie.
Przelotu przez Brzozówkę i Wiersze nie pamiętam za dokładnie. Głównie dlatego, że było po prostu już za ciemno, by zorientować się, jak faktycznie wygląda okolica: wąski fragment oświetlony przez to, co zostało z lampki i łunę zachodzącego słońca. I to był moment, w którym zorientowałem się, że mam problem. Rozwiązałem go metodą wiejsko-trzepacką, już na szosie na Leszno (wcześniej nie minął mnie żaden samochód, więc nie było potrzeby się gimnastykować): na poboczu włączyłem w komórce latarkę i w ten sposób oznaczając swoją pozycję, dotarłem do stacji w Lesznie, gdzie kupiłem w końcu komplet baterii. Lampka w międzyczasie padła zupełnie.
Od tego miejsca komfort jazdy podniósł się znacząco (szczególnie, że od trzymania telefonu drętwiała mi już ręka) i do domu, mimo że pod wiatr, dotarłem w znośnym czasie.
W miejscu wypadku nie stoi nic - na razie tylko dwa znicze. Powinien zostać tam postawiony Ghost Bike.
Ostrzegawcza dioda zaświeciła się prawie od razu po włączeniu lampki (jeszcze w tryb migający). Nie przejąłem się tym, bo na tym trybie potrafi wytrzymać bardzo długo, a ja miałem do przejechania godzinę na miganiu i z półtorej na słabszej wersji. Wiatr zawiał w plecy, więc do Leszna dojechałem prędziutko, w międzyczasie zakładając tylko odblaskowe szelki. Nie, to nie efekt wczorajszego wypadku, zakładam je na wieczorne jazdy już od roku, bo gdy samochodów prawie nie ma na wiejskich dróżkach, wolę już z daleka świecić się jak choinka.
W planie miałem odwiedzenie nowego asfaltu w okolicy Wierszów (spójrzcie na ślad - posąg z Wyspy Wielkanocnej siedzący w kucki przed dywanem?), więc lecę prosto, aż do Bożej Woli, po drodze łapiąc raz pobocze, gdy pan Tirowiec, wyprzedzając mnie na zakręcie, nagle uznał, że ma za mało miejsca, bo sunie komuś na czołówkę i zepchnął mnie z drogi. Tu, już na prostych fragmentach widzę, że lampka jednak daje radę i świeci znośnie, więc miałem nadzieję, że - jeśli nic się nie zepsuje - dotrę wygodnie do Leszna i tam, na stacji, kupię baterie.
Przelotu przez Brzozówkę i Wiersze nie pamiętam za dokładnie. Głównie dlatego, że było po prostu już za ciemno, by zorientować się, jak faktycznie wygląda okolica: wąski fragment oświetlony przez to, co zostało z lampki i łunę zachodzącego słońca. I to był moment, w którym zorientowałem się, że mam problem. Rozwiązałem go metodą wiejsko-trzepacką, już na szosie na Leszno (wcześniej nie minął mnie żaden samochód, więc nie było potrzeby się gimnastykować): na poboczu włączyłem w komórce latarkę i w ten sposób oznaczając swoją pozycję, dotarłem do stacji w Lesznie, gdzie kupiłem w końcu komplet baterii. Lampka w międzyczasie padła zupełnie.
Od tego miejsca komfort jazdy podniósł się znacząco (szczególnie, że od trzymania telefonu drętwiała mi już ręka) i do domu, mimo że pod wiatr, dotarłem w znośnym czasie.
W miejscu wypadku nie stoi nic - na razie tylko dwa znicze. Powinien zostać tam postawiony Ghost Bike.
- DST 82.74km
- Czas 02:34
- VAVG 32.24km/h
- Sprzęt Stefan
Komentarze
Kolo trzepaka to Ty nawet nie stales :) juz Ci tlumacze, jak ja to robie: jak nic nie jedzie, to wylaczam lampki. Dzieki temu, w przypadku drog o malym ruchu, mozna przejechac kilkadziesiat pelnych nocy na jednych bateriach. :)
Posag jak ta lala. mors - 08:21 sobota, 12 maja 2018 | linkuj
Posag jak ta lala. mors - 08:21 sobota, 12 maja 2018 | linkuj
Najlepszym z ghost bike-ów byłoby chyba zaoranie tej kostkowej żałości, poszerzenie drogi i zrobienie pasów dla rowerów po dwóch stronach...
Z komórką w dłoni jeszcze nie jechałem ;) ładna średnia Ci wyszła. Trollking - 20:13 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Z komórką w dłoni jeszcze nie jechałem ;) ładna średnia Ci wyszła. Trollking - 20:13 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Ja bardzo polubiłam jazdę po ciemku ....ale teraz po tym wypadku w Kaputach to chyba się zaczęłam bać ...:(
Katana1978 - 19:56 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Dobrze, że mam zasadę nie jeździć po ciemku. Nie mam stresu i kłopotu.
yurek55 - 19:37 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Rzeczywiście ślad to posąg z Wyspy Wielkanocnej w kuckach przed dywanem.
Ciekawe nad czym tak głęboko rozmyśla? ;) malarz - 15:00 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Ciekawe nad czym tak głęboko rozmyśla? ;) malarz - 15:00 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Ciekawe czy postawią ten biały rower. .....ja w torebce podsiodłowej zawsze wożę zapasowe baterie. A tylne lampki na usb mam 2 na rowerze. Jak jedna padnie, to zapalam drugą....
Katana1978 - 14:50 piątek, 11 maja 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!