Wtorek, 20 marca 2012
Kategoria do czytania, transport
Tam i z powrotem, raczej spokojnie
Nic ciekawego: nikt mnie nie starał sie jakoś szczególnie rozjechać, nikt nie usiłował trąbić, nuda. Na pewno jest to zasługa tego, że jadę Połczyńską/Lazurową, czyli miejscami rowerowo wyludnionymi, gdzie ciężko o jakąś specjalną rozrywkę, jadę jezdnią, więc piesi nie próbują podchodzić pod koła, gdyby nie muzyka, to człowiek by usnął. Na kurs też dojechaliśmy spokojnie, przy ścieżce przy Maczka psowyprowadzacze usiłowali zabić swoje psy, ale na szczęście widzieliśmy je z daleka (jak taki ciemny Burek kręci się w cieniu, to cholerę ciężko zauważyć, te akurat były białe). Po kursie chcieliśmy jechać, by odwiedzić kilka waypointów, ale, niestety, obowiązki w domu czekają, ostatnio jesteśmy bardzo zapracowani.
Rano do pracy musiałem jechać sam, więc śmignąłem Połczyńską, przynajmniej na DDR przy Szczęśliwickiej pojawił się jakiś motyw rozrywkowy: na przejście wlazła kobitka. Zawsze stosuję tę samą zasadę: jeśli ktoś się rozejrzy, to go z przyjemnością puszczę, a jeśli jadę za szybko i się wepchnę, to grzecznie przepraszam; jeśli ktoś idzie jak boża krówka i nawet nie zerknie (skąd rower na chodniku? ścieżki rowerowe? a co to?), to zawsze robię niespodziankę. Tym razem musiałem zwolnić bardzo bardzo, bo babeczka szła tak, że ani wte, ani wewte nie szło jej ominąć, zatem przejeżdżając za plecami, nachyliłem się do uszka i romantycznie szepnąłem "BUM!". Pisk zaskoczenia pomieszany z przerażeniem udowodnił, że niespodziankę udało się zrobić. :)
Rano do pracy musiałem jechać sam, więc śmignąłem Połczyńską, przynajmniej na DDR przy Szczęśliwickiej pojawił się jakiś motyw rozrywkowy: na przejście wlazła kobitka. Zawsze stosuję tę samą zasadę: jeśli ktoś się rozejrzy, to go z przyjemnością puszczę, a jeśli jadę za szybko i się wepchnę, to grzecznie przepraszam; jeśli ktoś idzie jak boża krówka i nawet nie zerknie (skąd rower na chodniku? ścieżki rowerowe? a co to?), to zawsze robię niespodziankę. Tym razem musiałem zwolnić bardzo bardzo, bo babeczka szła tak, że ani wte, ani wewte nie szło jej ominąć, zatem przejeżdżając za plecami, nachyliłem się do uszka i romantycznie szepnąłem "BUM!". Pisk zaskoczenia pomieszany z przerażeniem udowodnił, że niespodziankę udało się zrobić. :)
- DST 40.39km
- Czas 01:51
- VAVG 21.83km/h
- VMAX 39.24km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Ja do pracy mam 7,5 kilometra, tyle samo rowerem jak i autem. Samochodem jadę 6-10 minut, rowerem 20-25 minut;) Rower jeszcze muszę wystawić, to kolejne 4 minuty. Jak późno wstanę, tylko auto mi zostaje. Dziś się udało, byłem rowerem w pracy:)
Gewehr - 17:31 czwartek, 22 marca 2012 | linkuj
Też śmigam głównie jezdnią, chyba że z dziećmi, wtedy DDR i chodnik:) Deszczu nie lubię, śnieg i błoto tak mi nie przeszkadza. Chociaż ostatnio zrobiłem się jakiś wygodny;) Oczywiście dziś do pracy pojechałem autem. Wieczorem się przygotowałem na drogę rowerem, ale zaspałem i musiałem wybrać samochód. Ale od jutra....:)
Gewehr - 21:24 środa, 21 marca 2012 | linkuj
Jak szukasz wrażeń, to idź na pieszo do pracy. Może wkurzysz jakiegoś rowerzystę:) Ja, w sumie już nie potrzebuję samochodu w pracy i mógł bym jeździć rowerem. Tylko nie mogę się jakoś przestawić:( No i deszczem cały czas straszą;) To i mam wymówkę żeby jechać autem. Ale od jutra.... zobaczymy, może się uda:)
Gewehr - 19:54 wtorek, 20 marca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!